KATOLICYZM I PROTESTANTYZM

 

w stosunku do

 

CYWILIZACJI EUROPEJSKIEJ

 

KS. JAKUB BALMES

 

PRZEŁOŻYŁ

 

KSIĄDZ STANISŁAW PUSZET

 

WIKARIUSZ KOŚCIOŁA ARCHIKATEDRALNEGO WE LWOWIE

 

––––––––

 

Rozdział VII

 

O INDYFERENTYZMIE I FANATYZMIE

 

Protestantyzm po odrzuceniu powagi Kościoła, znalazł się w konieczności szukania swego punktu oparcia wyłącznie w człowieku. Zapoznawszy charakter ducha ludzkiego, jego usposobienie, usunął pod religijnym i moralnym względem wszelkie zapory, tak, że umysł człowieka musiał koniecznie rzucić się w jedną z tych dwóch ostateczności: w fanatyzm lub indyferentyzm.

 

W historii ducha ludzkiego przedstawia się powszechna i ustawiczna skłonność do tworzenia systematów nie liczących się z rzeczywistym stanem rzeczy, wskutek czego, umysł wykolejony z drogi zdrowego rozsądku, oddaje się swobodnie własnym natchnieniom. Ustawiczną reprodukcją tego zjawiska są roczniki filozofii jakkolwiek spotkać się z nim można i poza dziedziną filozofii. Niech tylko w umyśle powstanie jakaś osobliwsza idea, wnet spogląda on na nią z takim wyłącznym i ślepym uczuciem upodobania, z jakim ojciec patrzy na dzieci swoje. Pod takim wpływem rozwija on ją, stosuje do niej wszystkie fakty, naciąga wszystkie spostrzeżenia. I to, co dopiero było tylko wynikiem przesady lub dowcipu, staje się zarodkiem, z którego powstają całe ciała nauki. A jeśli ta myśl powstała w głowie odbierającej popęd z gorącego serca, gorąco to rodzi fermentację, ta znów fanatyzm objawiający się przez wszelkiego rodzaju szaleństwa, szaleństwa tym groźniejsze, jeśli nowy ten system odnosi się do przedmiotów religijnych, lub bezpośredni z nimi ma związek. Wtenczas wybryki i nadużycia przemieniają się w natchnienie niebios, gorączka szaleństw w ogień boży; mania odszczególnienia się w nadzwyczajne powołanie. Pycha nie znosząc oporu, miota się na wszystko, co jest ustalonym, znieważa powagę, rzuca się na instytucje, osłaniając gwałtowność swoją płaszczykiem gorliwości, a swoją ambicję mianem apostolstwa. Więcej ofiara swego obłędu, niż fałszerz, szaleniec ten wmawia w siebie, że nauka jego jest prawdziwą, że słyszał głos Boży! A że w języku szaleńca jest coś nadzwyczajnego, zaraża on innych swoim szałem i w krótkim czasie znajduje wielu wyznawców. Prawda, że mało jest ludzi zdolnych do odegrania pierwszej w tym dramacie roli, ale na nieszczęście wielu jest takich, co bezrozumnie dają się w nią wciągnąć przez pierwszego lepszego, który ma odwagę wystąpić.

 

Historia i doświadczenie uczą, że wystarcza słowo, by porwać tłumy, że dosyć wznieść sztandar, aby zebrać partię, choćby ten, co go wznosi, był występnym, szalonym lub śmiesznym.

 

Umiejętnościom badającym te objawy charakteru i usposobienia ducha ludzkiego oddał Kościół katolicki przez swe walki z herezją niemałą przysługę. Będąc wiernym wielkich prawd przechowawcą, zna na wskroś słabość ludzkiego ducha, jego skłonność do przesady. Śledził on z bliska jego kroki, uważał na wszelkie jego poruszenia, odpierał je z nadzwyczajną siłą, ilekroć godziły na prawdy, których jest stróżem. W czasie tej długiej i gwałtownej walki wydobył na jaw wszystkie ducha ludzkiego szaleństwa i mnogie jego zboczenia. W historii herezji zebrał nieoceniony skarb faktów, złożył obraz, w którym duch ludzki przedstawionym jest w właściwej sobie mierze, w charakterystycznych swych rysach. Obraz ten wielce będzie pożytecznym dla geniuszu, który zechce wierną ludzkiego ducha skreślić historię (1).

 

Zaiste wybryków fanatyzmu nie brak historii europejskiej z ostatnich trzech wieków. Jego pomniki stoją widocznie, gdzie tylko zwrócimy kroki, natrafiamy na krwawe ślady na drogach sekt, zrodzonych przez protestantyzm, na ślady wynikłe z zasadniczej sekt tych podstawy. Nic nie było w stanie powstrzymać tego niszczącego prądu, ani gwałtowność charakteru Lutra, ni jego usiłowania, by przeszkodzić każdej nauce niezgodnej z tą, którą on ogłaszał. Bezbożność rodziła bezbożność, przesada przesady, z fanatyzmu wyszedł fanatyzm. Fałszywa reforma znalazła się wkrótce, rozdzielona na mnóstwo sekt, które nowe tworząc systematy, świeże stawiały sztandary. I tak być koniecznie musiało, bo oprócz niebezpieczeństwa, pozostawienia ducha ludzkiego bez żadnej pomocy wobec wszystkich religijnych kwestyj, istniał jeszcze inny pierwiastek obfity w smutne następstwa, chcę tu mówić o pozostawieniu wykładu Ksiąg świętych sądowi każdego z osobna.

 

I ujrzano wtenczas, że nie ma gorszych nadużyć nad te, które się czynią z rzeczy najlepszych; zrozumiano, że nieoszacowana ta Księga, w której tyle światła dla ducha, tyle pociechy dla serca, nadzwyczaj jest niebezpieczną dla umysłów pysznych. Cóż dopiero jeśli do zuchwalstwa, odrzucenia wszelkiej religijnej powagi, dodamy zwodnicze owo przekonanie, że Pismo św. we wszystkich swych częściach jest jasnym – lub że każdy otrzyma natchnienie z nieba, jak tylko wątpliwości powstaną.

 

Gdy więc przywódcy protestantyzmu postanowili oddać Biblię w ręce wszystkich ludzi, utrzymując, że każdy tłumaczyć ją może, popełnili błąd dowodzący zupełnej nieznajomości tego, czym jest Pismo święte; popełnili błąd, którego później już uniknąć nie mogli – a wszelkie przez nich stawiane zapory wolności w wykładaniu Biblii, były odstępstwem i zaprzeczeniem własnych zasad, wyrokiem potępienia na siebie samych wydanym. Jakież w istocie może mieć podstawy religia, której zasadnicza reguła mieści zaród sekt najfanatyczniejszych i najszkodliwszych dla społeczeństwa?

 

Trudnym byłoby zadaniem zgromadzić na kilku stronach przeciw temu głównemu błędowi protestantyzmu tyle faktów, refleksji i dowodów ile znajduje się ich w tych niewielu wierszach, skreślonych przez protestanta O'Callaghana:

 

"Pierwsi reformatorowie, mówi on, porwani duchem opozycji przeciw Kościołowi rzymskiemu, wołali o prawo tłumaczenia Pisma św. podług sądu i zdania każdego z osobna, i to prawo sobie przywłaszczyli.

 

Skutki były okropne. Niecierpliwi w podkopywaniu władzy i powagi papieskiej, utrzymywali bez żadnych zastrzeżeń, że każda jednostka niezaprzeczone posiada prawo tłumaczenia przez siebie Pisma świętego. A gdy ta zasada, w całej rozciągłości swojej, utrzymać się w żaden sposób nie dała, wypadło jej dać podporę w innej zasadzie, mianowicie, że Biblia jest książką łatwą do zrozumienia dla każdego pojęcia, że znamieniem koniecznym Bożego objawienia jest jasność. Dwie te zasady, uważane, bądź każda z osobna, bądź razem, nie wytrzymają poważnej krytyki. Sąd indywidualny Müntzera po odkryciu w Piśmie świętym, że tytuły szlachectwa i wielkie własności są bezbożnym przywłaszczeniem, niezgodnym z naturalną równością wiernych, wezwał swych zwolenników do rozważania, czy rzeczywiście tak nie jest. Sekciarze rozbierali przedmiot, a chwaląc Boga, przystąpili do wytępienia żelazem i ogniem bezbożnych, dla zagarnięcia ich własności. Sąd indywidualny wynalazł również w Biblii, że wszelkie prawa są ciągłym ograniczaniem chrześcijańskiej wolności, i oto Jan z Lejdy porzuciwszy rzemiosło, staje na czele rozfanatyzowanego pospólstwa, napada miasto Münster, ogłasza się królem Syjonu, przybiera naraz żon 14, zapewniając, że wielożeństwo jest także cząstką chrześcijańskiej wolności i przywilejem świętych. A gdy te zbrodnicze szaleństwa ludzi nie należących do naszej ojczyzny muszą zasmucić głęboko serce każdego przyjaciela ludzkości i pobożności rozumnej, to i historia Anglii z czasów XVII wieku równie nie jest tego rodzaju, aby nas pocieszyć mogła. W tym czasie mnóstwo powstało fanatyków, zacząwszy od dzikiego wściekłością Foxa aż do Barclaya – od straszliwego fanatyzmu Cromwella aż do głupiej bezbożności Praise-God Barebones. Zdawało się, że pobożność, rozum i uczciwość uciekła ze świata, ustępując miejsca religijnemu szaleństwu i gorliwości bezmyślnej.

 

Wszyscy przytaczali Pismo św., wszyscy sądzili, że są w posiadaniu natchnienia, wizji, zachwytu ducha.

 

Utrzymywano najuporczywiej, że znieść należy kapłaństwo i godność królewską, kapłanów jako sługi szatana, królów jako zhańbionych wysłańców Babilonu, że istnienie jednych i drugich niezgodnym jest ze Zbawiciela królestwem. Nauki obłożyli ci fanatycy klątwą jako wynalazek pogański, uniwersytety jako seminaria antychrześcijańskiej bezbożności. Biskupów nie osłaniała przed nimi świętość ich urzędowania, królów ich tronu majestat, jedni i drudzy ścigani bez litości byli przez tych fanatyków, których jedyną księgą była Biblia bez uwag i komentarzy. W tych czasach zapał do mów, do wykładania i czytania Pisma świętego stał u szczytu, cały świat się modlił, kazał, czytał, lecz nikt nie chciał słuchać. Największe okrucieństwa znajdowały w Piśmie św. swe usprawiedliwienie, w sprawach codziennego życia posługiwano się wyrażeniami Pisma św., na podstawie tekstów Pisma św. traktowano sprawy wewnętrzne i zewnętrzne krajów, za pomocą Pisma św. robiono konspiracje; wszystko to nie tylko usprawiedliwionym lecz i uświęconym przez Pismo św. zostało.

 

Fakty te stwierdzone historią nieraz zadziwiały ludzi uczciwych, zasmucały pobożnych. A jednak było to tylko nieuniknionym następstwem czytania Biblii bez wykładów i komentarzy.

 

Ogół ludzkości winien się zadawalać nauką podaną przez drugich, bo nie jest mu danym zbliżać się do źródła wiedzy. Jeśli prawdy najważniejsze z medycyny, prawa, fizyki, matematyki winne być przyjmowane z rąk tych, co ze źródła tych nauk czerpią, to w tym co chrystianizmu dotyczy tym bardziej tej samej trzymać się metody. Jej zapoznanie sprowadza następstwa wstrząsające społeczeństwem w jego posadach".

 

Słowa te O'Callaghana komentarzy nie potrzebują; nie można ich też oskarżać o przenośnie i deklamacje; jest to proste zestawienie faktów powszechnie znanych. One to świadczą wymownie, jak dalece niebezpieczną jest rzeczą dawać w ręce pierwszego lepszego Biblię bez wykładów i komentarzy. Protestantyzm mówi, że powaga Kościoła nie jest potrzebną do zrozumienia Pisma św., że każdy chrześcijanin wewnętrznego tylko winien słuchać głosu. Ach czyż nie jest rzeczą jasną, że zbyt często nie co innego usłyszy nad głos swoich namiętności i szaleństw. Czyż już przez to samo protestantyzm nie potępia siebie? cóż to za religia, która kładzie zasadę ulegającą zniszczeniu w swoich następstwach?

 

Nie potrzeba być ni teologiem ni katolikiem, by te szaleństwa protestantyzmu ocenić, dosyć oczami literata lub filozofa przeczytać Pismo św. Oto książka w szczupłych ramach obrazu zawierająca przestrzeń 4000 lat, sięgająca aż do najdalszych głębin przyszłości, książka obejmująca początek, przeznaczenie tak człowieka jak świata, książka, co w historię wybranego ludu wplata dzieje państw wielkich. Obok potęgi i świetności wschodu, maluje prostotę obyczajów domowych, czystość i niewinność ludów w ich wieku dziecinnym. W książce tej opowiada historyk, mędrzec rozwija ze spokojem swe myśli, apostoł każe, doktor naucza.

 

Tu prorok, duchem Bożym natchniony grzmi przeciw zepsuciu i obłędom ludu, zwiastując pomstę Boga Synaju, lub płacze nad niewolą braci i spustoszeniem ojczyzny. Tam znowu wspaniałe roztacza obrazy, jakie mu przed oczy się przesunęły, gdy w chwilach zachwytu w postaciach symbolicznych i wizjach czytał przyszłość narodów i katastrofy natury. Jest to książka, lub lepiej mówiąc zbiór książek, w których znajdziesz wszystkie stylu rodzaje i opowiadania, majestatyczność epopei, sielankę, odę, powieść i dramat, książka w różnych krajach i epokach pisana, w różnych językach, wśród okoliczności najrozmaitszych.

 

I cóż! czy to wszystko nie zamąci głowy pyszałka, który te karty przerzuca nie znając klimatu, czasów, praw, obyczajów. Zdołaż on pojąć aluzje, zwroty? czyż nie będzie wedle teraźniejszego języka hebrajskiego i greckiego sądził o dawnym? Jakież to wrażenie zrobi na umyśle czytelnika, który sądzi, że Pismo św. jest książką łatwą, zastosowaną do każdego pojęcia. Przekonany, że nie potrzebuje żadnej obcej wskazówki będzie on zmuszony własnym rozsądkiem rozwiązać wszystkie trudności, albo wejdzie w siebie i słuchać będzie głosu natchnienia, na jakim mu braknąć nie może. I któż się zdziwi, że z łona protestantyzmu tyle wyszło wizjonerów i fanatyków zaciekłych (2).

 

–––––––––––

 

 

Katolicyzm i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej, przez J. Balmesa, za pozwoleniem właściciela dzieła przełożył Ksiądz Stanisław Puszet, Wikariusz kościoła Archikatedralnego we Lwowie. Tom I. Lwów. Nakładem tłómacza i Alexandra Vogla. Z DRUKARNI ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH pod bezpośrednim zarządem uprzywilejowanego dzierżawcy Alexandra Vogla. 1873, ss. 73-83.

 

Przypisy:

(1) Do przekonania się o wrodzonej słabości ducha ludzkiego, dość przerzucić historię herezji, historię jaką zawdzięczamy Kościołowi, jego nadzwyczajnej troskliwości przy określeniu i rozgatunkowaniu błędów. Od Szymona Czarnoksiężnika, co prawodawcą żydowskim, odkupicielem świata i Parakletem się mienił, oddając przy tym swojej kochance Helenie cześć boską pod nazwą Minerwy, aż do Hermana, co wzywał lud do rzezi kapłanów i urzędników, utrzymując, że jest prawdziwym Synem Bożym, – odsłania się badaczowi wielki, jakkolwiek wstrętny obraz strasznych nadużyć i szaleństw i ważne mu nad charakterem ducha ludzkiego nastręcza badania. Kto zna te dzieje, pojmie jak mądrze czyni katolicyzm, gdy temu tak zmiennemu duchowi człowieka w pewnych materiach stałe podaje prawidła.

 

(2) Czyż trudno dowieść że złudzenia fanatyzmu żyją w łonie protestantyzmu, jakby w swym własnym żywiole? Oto fakty na poparcie tego twierdzenia. Zacznijmy od Lutra. Czyż można posunąć dalej szał fanatyzmu, jak utrzymywać że w rzeczach wiary jest się nauczonym od diabła i na tak silnej powadze opierać swoje nauki? A przecież w takie szaleństwo popadł sam założyciel protestantyzmu Luter. W dziele swym opowiada on o swych schadzkach z szatanem.

 

Czy zjawisko to było prawdziwym, czy tylko złudzeniem trawionego wśród nocy gorączką, w każdym razie nie podobna posunąć dalej fanatyzmu, jak się chełpić z takiego nauczyciela. Luter opisuje, jak kilkakroć razy rozmawiał z diabłem, a co szczególniej jest godnym uwagi, to to twierdzenie, że szatan miał mu podać powody do zniesienia Mszy prywatnej. Scenę tę żywo nam kreśli. O północy gdy się przebudził, zjawia się przed nim szatan, a on przestraszony, poci się, drży, serce straszliwie mu bije. Wśród tego zawiązuje się rozmowa. Diabeł jak dobry dialektyk tak mu dowodzi, że ten przyciśniony odpowiedzi znaleźć nie umie i zwyciężonym zostaje. A tej logice diabła, mówi Luter, tak straszny towarzyszył głos, że krew w jego żyłach się ścięła: "Zrozumiałem natenczas, dlaczego tylekroć się zdarza, że ludzie tak często z brzaskiem dnia umierają; bo diabeł może zabić lub zdusić człowieka, a nawet nie idąc tak daleko, doprowadza ich, dysputując z nimi, do takiego kłopotu, że tenże i śmierci sprowadzić im może, tego doświadczyłem na sobie".

 

Upiór podobny miał się ukazać również Zwingliemu. Chciał on zaprzeczyć rzeczywistej obecności Pana Jezusa w sakramencie Eucharystii, mówiąc że pod konsekrowanymi postaciami znak się tylko znajduje. Że jednak powaga Pisma św., w którym tak jasno rzeczywista obecność jest zawarta, w kłopot go wprowadzała, w chwili gdy z sekciarzami miał się naradzać, zjawił mu się biały czy czarny, jak sam się wyraża upiór, i podał tłumaczenie jakiego pragnął. Zabawną tę bajkę sam Zwingli podaje.

 

A któż bez żalu patrzeć może na takiego człowieka jak Melanchton hołdującego również najśmieszniejszym przesądom i maniom zabobonu, wierzącego w sny, nadzwyczajne zjawiska i znaki astrologiczne? Podczas Augsburgskiego sejmu, za szczęśliwy dla nowej Ewangelii uważał on prognostyk wezbranie Tybru, narodzenie się w Rzymie potwornego muła z nogą żurawia, a drugiego w okolicach Augsburga z dwoma głowami. Wypadki te były w oczach jego niemylnymi znakami wielkich odmian w świecie, a zwłaszcza bliskiego upadku Rzymu i tryumfu schizmy. O tym wszystkim pisze on w sposób poważny do Lutra. Stawia nawet horoskop na własną swą córkę i drży o los jej, bo Mars groźne przedstawił oblicze; nie mniej przeraża się płomieniem komety, co się w północnej ukazała stronie. Astrologowie przepowiedzieli że w jesieni będą gwiazdy pomyślniejsze dla dysput kościelnych, przepowiednia ta wystarcza, by pocieszyć Melanchtona z powodu opieszałości objawiającej się wśród religijnych konferencji w Augsburgu; co więcej widzimy, że przyjaciele jego, inni naczelnicy sekt, również dali się opanować podobnym powagom. Przepowiedziano Melanchtonowi że dozna na Bałtyku rozbicia, i zaraz lęka się przerzynać te straszne nurty. Pewien franciszkanin wystąpił z proroctwem że władza papieża osłabnie, by później upaść na zawsze; mnich ten dodał że w r. 1600 Turek stanie się panem Włoch i Niemiec, a Melanchton chwalił się że oryginał tego proroctwa posiada.

 

Ledwie co rozum ludzki uczyniono jedynym sędzią wiary, a już szalonego fanatyzmu okrucieństwa zanurzyły w potokach krwi całe Niemcy. Maciej Harlem na czele dzikiej tłuszczy rozkazuje rabować kościoły, ciąć święte przybory, palić jako bezbożne i nieużyteczne, wszystkie księgi z wyjątkiem jednej Biblii. Osiadłszy w Münster, które nazwał górą Syjonu, każe sobie znosić wszystko złoto, srebro i drogie kamienie, jakie tylko posiadali mieszkańcy, robi z nich skarb wspólny i mianuje diakonów do ich rozdzielania. Wszyscy uczniowie obowiązani są jeść wspólnie, żyć w zupełnej równości i gotować się na wojnę, jaką przedsięweźmie, opuszczając "górę Syjonu", dla podbicia, jak sam powiada, wszystkich narodów ziemi pod swe panowanie. Umiera wreszcie z tą zuchwałą pokusą, gdy jak nowy Gedeon, miał nie mniej jak z garstką ludzi wytępić wojska bezbożnych.

 

Maciej znalazł natychmiast spadkobiercę swego fanatyzmu w Bekoldzie głośnym pod imieniem Jana z Lejdy. Fanatyk ten, krawiec z profesji, wybiegł nagi na ulicę Münsteru wołając: "Oto król Syjonu idzie". Następnie zamknął się w domu, a gdy lud zobaczyć go przyszedł, udał że przemówić nie może, jak drugi Zachariasz wskazując na migi że chce napisać. Napisał, iż dostał objawienie od Boga, że lud na wzór ludu izraelskiego winien być rządzony przez sędziów. Zamianował 12 sędziów, wybierając ludzi sobie oddanych, i oświadczył że dopóki ich władza nie zostanie uznaną, on się nie ukaże nikomu. Już powaga nowych proroków została zapewnioną! Jan z Lejdy niezadowolony rzeczywistą swą władzą, zapragnął nadto otoczyć się pompą i majestatem i ogłosić się królem. Taka wówczas panowała sekciarskiego fanatyzmu kołowacizna, iż nie trudno mu było przywieść do skutku to postanowienie. Kowal jakiś w porozumieniu z tym pretendentem do tronu, również świadom prorokowania, staje wobec "sędziów Izraela" i w te do nich odzywa się słowa: "Oto czego chce Pan Bóg odwieczny: Jako niegdyś przełożyłem Izraelowi Saula, a po nim Dawida, który był zwykłym pasterzem, tak mianuję dzisiaj proroka mego Bekolda, królem Syjonu". Lecz sędziowie nie mogli jakoś się zdecydować do złożenia swojej godności, Bekold zapewnia że miał toż samo widzenie, tylko je dotąd z pokory ukrywał, lecz gdy Bóg toż samo innemu prorokowi powiedział musi się zdecydować na zostanie królem i spełnić Najwyższego rozkazy. Sędziowie się opierają, krzyczą o zwołanie ludu, zebrano go rzeczywiście na placu targowym; tu prorok oddaje z ramienia Bożego Bekoldowi szpadę na znak władzy sądu, którą mu nad całą ziemią powierza by na cztery świata strony państwo Syjonu rozszerzyć; Bekold został szumnie ogłoszony królem i uroczyście ukoronowanym 24 czerwca 1534 r.

 

Bekold ożenił się z żoną swego poprzednika i wyniósł ją do godności królowej; równocześnie atoli pojął żon 14, a wszystko to dlatego, by się do "świętej" zastosować wolności jaką w tej materii głosił. Trudno wreszcie wyliczyć wszystkie jego orgie, zabójstwa, okrucieństwa. Szesnaście miesięcy rządów tego rozpustnika, były ciągłym zbrodni łańcuchem. Katolicy i protestanci podnieśli głos oburzenia; lecz kto tu był winnym? Czyż nie ci co odrzuciwszy powagę Kościoła, Biblię oddali w ręce tych nędzników, z niebezpieczeństwem zawrócenia im głowy i popchnięcia ich w równie szalone jak zbrodnicze plany. Dobrze zrozumieli to anabaptyści, i miotali się z oburzeniem na Lutra, który ich w swych pismach potępił. Bo i rzeczywiście jakim prawem chciał powstrzymywać skutki ten, który zasadę postawił. Kiedy Luter wynalazł w Biblii że Papież jest Antychrystem, kiedy przywłaszczył sobie posłannictwo zniesienia władzy papieskiej, pobudzając cały świat do buntu, dlaczegóż nie mogliby powiedzieć anabaptyści, że rozmawiali z Bogiem i otrzymali rozkaz wytępienia bezbożnych i założenia nowego królestwa w którym by tylko pobożni i cnotliwi żyli, zwłaszcza gdy doszli do władzy.

 

Herman wzywa lud do rzezi kapłanów i urzędników. A Dawid George utrzymuje że tylko jego nauka jest doskonałą, że jest prawdziwym synem Boga; Mikołaj odrzuca wiarę i kult zewnętrzny jako niepotrzebne, depcze zasadnicze moralności przepisy, naucza, że należy zostawać w grzechu, aby łaska obfitowała; Hacket utrzymuje że duch Mesjasza nań zstąpił, i wysyła dwóch uczniów, aby krzyczeli po ulicach Londynu: "Oto tędy idzie Chrystus z naczyniem w ręku!". Tenże, gdy na śmierć go prowadzono, tak woła: "Czyż nie widzicie jak otwiera się niebo a Syn Boży zstępuje aby mię uwolnić?". Wszystko to opłakania godne są rzeczy, a wiele innych można by tutaj jeszcze przytoczyć. Nie dowodziż to wymownie i jasno że system protestantyzmu straszny wywołuje i podsyca fanatyzm? Imiona jak: Venner, Fox, William Simpson, J. Naylor, hr. Zinzendorf, Wesley, baron Swedenborg i inne tym podobne, przypominają mnóstwo sekt tak szalonych, zbrodni tak ohydnych, że całe z nich tomy spisać by można, w których dopiero w żywych kolorach przedstawiłaby się nam cała nędza i smutne obłędy ducha ludzkiego. Zapisała je historia, podają nie tylko katoliccy ale i protestanccy pisarze. Nie może przeto żadna być wątpliwość. Fakty to zresztą głośne spełniane wśród dnia, na ulicach wielkich miast, w czasie niezbyt od nas odległym. A niech nikt nie myśli że ten fanatyzm zginął z biegiem czasu; kto wie czy w Europie, nie powtórzą się jeszcze wizje podobne do tych, jakie miał baron Swedenborg w Londynie, kto wie czy jeszcze nie będą wydawać paszportów do nieba z trzema pieczęciami, jakie rozdawała Joanna Southcote.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2011

Powrót do spisu treści dzieła ks. J. Balmesa pt.
Katolicyzm i protestantyzm
w stosunku do cywilizacji europejskiej

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: