DROGA DO NIEBA

 

KARDYNAŁ JAN BONA OCIST.

 

––––––

 

ROZDZIAŁ X.

 

O panowaniu nad ciałem i zmysłami. Ile wolno ciału pozwolić? Jak oczy trzymać na wodzy? O zbytku w odzieży.

 

1. Weź to za niezmienne życia prawidło, ażebyś tyle tylko ciału dogadzał, ile do zdrowia potrzeba. W karbach je trzymaj, ażeby było posłuszne duchowi. Bądź dla niego wyrozumiałym panem, ale nie sługą. Niech pokarm głód zaspakaja, napój pragnienie gasi, odzież od zimna chroni, dom od niepogody zabezpiecza; zresztą wszystkiego, co do ozdoby i zbytku służy, lękaj się: bo tam na twoją duszę sidła zastawione być mogą. Wszelka szlachetność nikczemnieje u tego, komu zbyt miłe jest ciało, i kto nazbyt o nie się troszczy. Nie jesteś tak małym, twoje przeznaczenie nie jest tak poziome, ażebyś był niewolnikiem ciała, w którym nic innego upatrywać byś nie powinien, tylko więzy, co ducha i wolność krępują. Człowiek poczciwy i mądry troszczy się o nie, nie tak, jakby żył tylko dla niego, ale, że żyć bez niego nie może. Ciało jest narzędziem duszy. A jakiego to trzeba rzemieślnika, co by zaniedbawszy rzemiosło, z narzędziami się cackał? Niskiego to umysłu cecha, zbyt o posługi ciała się troszczyć.

 

2. Ponieważ przez okna zmysłów śmierć do duszy wchodzi, staraj się je od ziemskich rzeczy oderwać, a do niebieskich pociągnąć; odprowadzaj one nieznacznie od zbytecznego zakochania się w sobie, żeby w rozkoszach ziemskiego życia bez pamięci nie zatonęły. Zmysły służyć, nie panować powinny. Oczy najpierwej na wodzy mieć trzeba: bo one jak skoro przedmiot postrzegą, i obraz jego do imaginacji, a stamtąd do duszy prześlą, zasieją w niej wielkich grzechów nasiona, jeżeli mocną strażą obwarowane nie będą. A kiedy i oko zmysłów i oko duszy niezaprószone będzie, znajdziesz na każdym miejscu ślady Boże wyryte; kiedy się nauczysz chwalić Boga w stworzeniach, duch się twój naówczas swobodnie do rozważania wielkości Bożej podniesie. Niewiasta wystrojona, to sidło na niewinność. Nie wlepiaj w nią oka, bo zginiesz. Od widowisk i tańców lubieżnych wzrok twój odwracaj: bo przez nie rozproszony umysł ziemskie tylko chwyta wrażenia i ku niebu się podnieść nie może. Gdzie wzrok się zbłąka, tam i serce zabłądzi.

 

3. Słuch jest zmysłem nauki, przez który prawda i mądrość, jakby przeze drzwi, do duszy wchodzi. Ogródź więc uszy pilnym baczeniem, ażeby zamiast prawdy, błąd, zamiast mądrości, próżność, nie wcisnęła się w serca twego zakątek. Zamknij je na obmowę, na czcze gadania i plotki, jednym słowem na wszystko, z czego na duszę żaden pożytek nie spłynie. Jako temu, co się muzyki nasłuchał, długo jeszcze brzmią w uszach jej dźwięki i tony, tak złe mowy, chociaż nie od razu umysł wykrzywią, ale zasieją w nim kąkol, który w nim długą zimę przeleży, i bodajby się nie rozkrzewił na wiosnę. Głos Boży tym częściej uchem duszy dosłyszysz, im rzadziej słuchać ludzi będziesz. Zmysłowi ludzie, co słuchać uchem duszy nie umieją, wonnościami sztuką zaprawnymi zmysł powonienia pieszczą. Wszelkimi tedy wonnościami wzgardziwszy, staraj się, żeby się od ciebie rozchodziła cnoty i dobrych obyczajów wonność. Nad smakiem panuj przez wstrzemięźliwość i trzeźwość. Dotykanie grubą odzieżą, twardym łożem i innymi surowościami hartuj. Lepiej jest ciało, odmawiając mu wygód, umartwić, niżeli, dogadzając mu we wszystkim, zgubić je razem z duszą na wieki.

 

4. Gdy się więc w stroju i układzie ciała wewnętrzny stan umysłu przebija, niech tedy dalekim od ciebie będzie to, co zwykło być znakiem złej i niespokojnej myśli. Mędrcy starożytni nie pozwalali poczciwemu człowiekowi ani palcem bez przyczyny poruszyć. Takiej od ciebie ścisłości nie wymagam, ale życzę, i to mówię, abyś nadto głośnego śmiechu, wielomówstwa, zbytecznej ludzi zepsutych swobody, rzucania się na wszystkie strony, unikał; żeby w tobie nie było nic, co by mogło obrażać patrzących: ani brudnej odzieży, ani zmarszczonego czoła, ani ruchów nieprzyzwoitych, ani jakiegokolwiek znaku nieszlachetności, lub umysłu roztargnionego; zgoła nic, co by odrazę lub nieprzyjemność sprawiało. Wiele rzeczy dziać się może, które bez obrazy widziane być nie mogą.

 

5. Nagim się człowiek urodził, a nie wstydził się tego: bo nagość, której nie znał, wstydzić go nie mogła. Lecz kiedy zgrzeszył i przez grzech stracił osłaniającą go niewinności szatę, wtenczas dla pokrycia wstydu uczuł potrzebę odzieży. Lecz co wprzód było karą, stało się u nas godności oznaką. My, strojąc się, nie już o przyodzianiu się, ale o ozdobie myślimy, żeby się oczom ludzkim podobać, albo pożądliwość zapalić. Strój nieraz jest cechą umysłu. Wykwintność w stroju, wymuskanie w twarzy, zniewieściałego charakteru dowodzą. Wstydzić się będziesz powierzchownych ozdób, kiedy pomyślisz, co się ukrywa pod nimi. Kto ma wewnętrzne w duszy zalety, ten się bez powierzchownych obejdzie. Cnota bez obcej krasy jest piękna. Cokolwiek jej dla ozdoby przydasz, nie będzie tak piękne, jak ona. Co po tym, że ktoś białą jak śnieg szatę przywdziewa, kiedy duszę ma jak węgiel czarną? Są niewolnicy, którym się nie tak hańbiącą wydaje niewola, kiedy ich kajdany są złote. Ci uszy sobie kolą, żeby bogate zausznice nosili; a co wprzód było rodzajem kary, teraz się za ozdobę uważa. Niemało jest takich, co godziny całe przy zwierciadle trawią, a więcej ich utrefienie włosów, niż zbawienie duszy, zajmuje. Tak już w skrzywionych głowach wzięły górę fałszywe wyobrażenia, że z tego chluby szukają, co by pod nogi rzucić raczej powinni. Niech się więc w twoim stroju nie przebija wykwintność i zbytek, niech strój do potrzeby i stanu twego zastosowany będzie. Zachowaj ochędóstwo, a nie dbaj o modę. Choćby z ciebie złoto kapało i diamenty świeciły, wszystko pójdzie w niwecz, gdy nie włożysz na siebie pięknej szaty Chrystusa. Ta to ozdoba trwa wieki, która nie już skazitelne ciało, ale duszę nieśmiertelną zdobi. Bezrozumna to duma, ziemię złotem pokrywać.

 

–––––––––––

 

 

Droga do nieba. Dzieło kardynała Bony, w rodzaju Tomasza à Kempis, tłumaczone z łacińskiego przez X. A. S. Krasińskiego Biskupa Wileńskiego, Ś. Teologii Doktora. Wydanie drugie. Wilno 1863, ss. 73-78.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXVI, Kraków 2016

Powrót do spisu treści dzieła kard. Jana Bony pt.
DROGA DO NIEBA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: