JANSSEN I HISTORIA REFORMACJI

 

(Tom V, od r. 1580 – 1618)

 

(Ciąg dalszy)

 

KS. A. KRAETZIG SI

 

––––

 

Tymczasem układał się Chrystian Anhaltski, zawzięty kalwinista, który teraz coraz to więcej stawał się rzeczywistym kierownikiem armii, z buntownikami w Czechach, na Śląsku, starał się nawet usidlić cesarza Rudolfa, przedstawiając w najgroźniejszych barwach niebezpieczeństwo, nadciągające ze strony Macieja, Papieża i Jezuitów, co mu się też w części udało (1).

 

Sporu julichsko-kliwskiego użył on na to, by najprzód skalwinizować całe księstwo, następnie by państwu jak największych przysporzyć kłopotów. Kiedy Austria zbroić się poczęła, zawezwała Unia opieki i wmieszania się w sprawę Henryka IV, następnie Anglii i Stanów generalnych. Najczynniejszym okazał się Henryk IV. W maju 1609 r. wyprawił on poselstwo do książąt protestanckich, "starych sprzymierzeńców Francji", i ofiarował im usługi szczerego sojusznika i dobrego sąsiada, radził "by sobie na cesarza nie zważali i całą sprawę zdali na oręż" (2). Przy tym był ten król do tego stopnia bezczelnym, że pisał do papieża, "że zamiary jego mają przy tym wmieszaniu się korzyść katolickiej religii na względzie" (3), a mimo to bez najmniejszego oporu przyzwolił na reformowanie całego księstwa. Co więcej, w poufnym liście do posła swego Bongarsa powiada jasno: "Powaga cesarza jest złudą, straszydłem na ptaki", protestanccy książęta "umieją tylko pić i spać", powinni przeto być podnóżkiem wszech-chrześcijańskiego króla. A jednak ci protestanccy książęta posłali Chrystiana z Anhaltu do Paryża, aby z Henrykiem IV rokował w sprawie ogólnego przymierza. Właśnie w tym czasie uwikłał się Henryk IV w brudną sprawę z księżniczką Condé, a wskutek tego zostawał z Rzymem w naprężonych stosunkach. Było więc rzeczą łatwą nakłonić go do wielkiego związku przeciw Habsburgom, Rzymowi i Hiszpanii. Nietrudno też było pozyskać dla tej sprawy Rzeczpospolitą wenecką, gdzie przeniewierczy mnich serwitański Paolo Sarpi niebo i ziemię poruszał przeciw Rzymowi i Jezuitom a kalwinizm wprowadzał. "Wszystko jest gotowe", pisał tryumfująco sekretarz angielskiego poselstwa do Londynu – "kazalnice burzą się straszliwie przeciw Jezuitom, trzy czwarte szlachty jest przychylnie usposobionej dla «prawdy» (tj. dla kalwinizmu), sam nawet doża należy do nich – trzeba tylko iskrę rzucić na miny" (4). Pewna liczba wiernych kapłanów została niegodnie straconą. Duplessis Mornay, "hugenocki papież", mniemał, że nadeszła już pora, by papieża w Rzymie zaczepić. "Skoro tylko przymierze z protestanckimi książętami przyjdzie do skutku, skoro zaprowadzona zostanie «czysta ewangelia» w Austrii, Morawii, Czechach, Węgrzech, skoro zrzucimy z siebie jarzmo papieskie, wtedy trzeba będzie tę bestię w samym centrum, i sercu tj. w Rzymie, ognisku papieża i jezuitów zaczepić" (5), a w tym względzie "tylko w wojnie jest cała nasza nadzieja – tylko ona może nam przynieść zbawienie" (6). Ta wojna "przyniesie wielkiej bestii w Italii zagładę". Tak tuszył sobie Duplessis, "sprawa ta zgotuje upadek owego Babilonu". A Lenk, pełnomocnik Unii (radca Fryderyka IV), który przywiódł do skutku przymierze między Wenecją i Unią, wykrzykiwał radośnie: "Ta iskra roznieci pożar w całej Europie" (7). Nawet mniejsi potentaci np. Furzo z Morawii, odgrażali się zuchwale Maciejowi w zgromadzeniu związkowym w Wiedniu. "Ogólna wojna wszystkich zjednoczonych krajów" położy kres panowaniu austriackiemu. Tę ogólną wojnę zadecydowano też niebawem na zgromadzeniu "Zjednoczonych" w szwabskiej Hali 1610 r. (8) Co do strony formalnej przyjęto tu trzy następujące punkty: 1) bronić tej religii, która jest wrogą papiestwu; 2) bronić sprawiedliwości tj. żeby nikt już nie wiązał się wyrokami cesarza, ale żeby sobie szukał sprawiedliwości u palatyna (Fryderyka IV) (Absalon przeciw Dawidowi!); 3) wolność (niemiecką swobodę) ochraniać tj. że każdy może robić, co mu się podoba, i że "cesarskimi mandatami i egzekucjami nie da się obałamucić, ani powstrzymać, by się miał wzdragać choćby nawet przed wojną". Najbardziej cieszyli się z tego Francuzi: Bongars, który w imieniu Henryka IV działał w Hali, donosi z radością królowi: "Wasza Królewska Mość jest panem życia i śmierci tych książąt, doczekaliśmy się chwili, rozstrzygającej o losach domu austriackiego. Węgry, Czechy, nawet kraje dziedziczne nie chcą mieć pana z linii grackiej (Ferdynanda II) która jest zarówno przeciętą jak przegniłą. Wasza Królewska Mość doczeka się rychło końca tego domu, jeśli będzie Unię popierać". Jeszcze jaśniej wyraził swoją radość inny poseł w Hali Brissise, mówiąc, że "zaprojektował wszystkim książętom i każdemu z osobna, żeby koronę cesarską przenieść na inny ród i wyprzeć z sąsiedztwa Hiszpanów, że propozycje te przyjęli (książęta w Hali) z wielkim entuzjazmem" (9). Z łatwością pozyskano też dla tych planów Jakuba I angielskiego, który przyrzekł 4000 ludzi. Chętnie przystała także do tej sprawy Dania. Toteż Unia wykrzykiwała radośnie, że "związkowi z Francją, Danią, Anglią, Szwecją nie będzie mógł dom austriacki stawić oporu". Szczególniej Henryk IV nie wątpił teraz ani na chwilę o szybkim i zupełnym zwycięstwie. Mówił on do posłów weneckich, że swoją sprawą tak dobrze pokieruje i tak ze wszystkich stron i równocześnie opadnie potęgę habsburską z pomocą Anglii, Danii, Niderlandów, "zjednoczonych" książąt niemieckich, Sabaudii, Graubünden i kilku książąt włoskich, że Wenecja nie opatrzy się, jak szybko i niby jednym rzutem przeskoczy z pokoju w zwycięstwo (10).

 

Drugiego maja pisał do Boissise'a, że "spodziewa się, iż z końcem tego miesiąca będzie miał na pogotowiu 30000 wojska", i że mianowicie jak 7 maja do tegoż pisze: "wtargnie najsamprzód w kraj arcyksięcia Albrechta" – nim jednak król wyruszył ku Luksemburgowi, padł 7 maja pod nożem Ravaillaca. Wypadek ten sprowadził wprawdzie odwłokę w wykonaniu planów Unii, nie zniweczył ich jednak wcale. Owszem królowa regentka, Maria Medici "obiecała iść w ślady Henryka IV i przysłać przyrzeczoną na ten cel pomoc". Również Stany generalne okazały się gotowymi do układów. "Wielka wojna" nie wybuchła wprawdzie, ale zaczęła się mała, tj. Fryderyk IV wkroczył bez ceremonii do biskupstwa würzburskiego i bamberskiego i spustoszył jedno i drugie. W Jülichu zdzierano ludzi do tego stopnia, "że ich krew i nędza wołały o pomstę do nieba" – cały kraj, szczególniej nad Renem był "jedną wielką pustynią" (11). Toż samo działo się w Alzacji, gdzie dawano "gruntowne lekcje", a kiedy cesarz zażądał rozwiązania się Unii, odpowiedziano zuchwale, że "oni (książęta należący do Unii) zajmują obronne stanowisko i że chodzi im tylko o umocnienie kraju i pokoju religijnego" (12). Wprawdzie poniosła Unia 1610 r. nową stratę, tj. Fryderyk IV padł ofiarą swego wyuzdania 19 września. Wielki był lament książąt zjednoczonych z tego powodu: "w jednym roku stracić dwu tak dobrych i znakomitych patronów i przyjaciół!" (Henryka IV i Fryderyka IV); gdyż Unia została teraz bez głowy, a formalny układ z Anglią i Stanami generalnymi nie został jeszcze zawarty – ale żałoba nie zabiła Unii. Owszem umocniła się ona jeszcze bardziej skutkiem śmierci Rudolfa II 1612 r. i wstąpienia na tron nowego cesarza Macieja, który z nią sympatyzował. Z Anglią udało się przez małżeństwo między Elżbietą, córką Jakuba I i Fryderykiem V z Palatynatu przywieść do skutku formalne przymierze. Intencje Jakuba I przy tym związku są znane, tj. "marzył on o koronie czeskiej dla swego zięcia". Z tego też powodu agitowali posłowie w Wiedniu z wszystkimi protestanckimi naczelnikami w Czechach i Austrii, przy czym pieniądze angielskie wielką grały rolę (13). Za jego (Jakuba) pośrednictwem przyszedł też wreszcie do skutku długo upragniony związek między Unią i generalnymi Stanami na lat 15 (14). Przymierze to występowało z coraz wzmagającym się uporem przeciw wszelkim rozsądnym przedstawieniom ligi katolickiej, która się tymczasem utworzyła. Co więcej, kiedy Turcy i Bethlen Gabor nadciągali w 80000 ludzi (15), odmówili nie tylko książęta protestanccy, ale i miasta na sejmie w Regensburgu 1613 r. wszelkiej pomocy przeciw Turkom. Tymczasem zabrały Stany generalne silną twierdzę Jülich, opanowały przez to całe biskupstwo kolońskie, a wskutek tego stanęły im całe Niemcy otworem, "i z tego cieszyli się i tryumfowali protestanccy książęta, jak gdyby znamienitego dokonali czynu" (16). "Któż pierwszy wprowadził cudzoziemców do kraju?" – pytali słusznie katolicy. Holenderscy kaznodzieje zreformowali następnie przemocą i srogością miasto Frankfurt nad Menem. Z wojskiem o 32 chorągwiach jazdy i z 4000 piechurów wtargnęli ciż sami Holendrzy do Brunszwiku, na pomoc kalwinistom – przez co stali się Holendrzy rzeczywistymi panami Unii. "Holendrzy chełpią się – pisał Kasper Schoppe – że są właściwymi panami i władcami nad Renem i w miastach państwa", a "ich posłowie zajmują wszędzie najpierwsze stanowisko". Wprawdzie niektórzy książęta Unii wyrażali co do tego obrotu rzeczy niejakie skrupuły; tych jednak nie słuchano. Tymczasem oglądano się za nowymi związkowymi: podjęto więc rokowania z Bernem i Zurychem. Szczególniej wielką wagę przywiązywano do pozyskania sobie Szwecji.

 

Młody król szwedzki, Gustaw Adolf, "który taką nieopisaną chętkę i skłonność czuł do wojny", zdawał się jednym z najsilniejszych filarów i pomocników "ewangelizmu". Elektor (Fryderyk V) prowadził z nim rokowania. Król zarządził w tym celu publiczne modły, "za szczęśliwy obrót sprawy niemieckich współwyznawców", przyrzekł całkowitą pomoc przy przedsięwzięciu niemieckich protestantów, nie mógł jednak na razie z powodu wojny z Polską czynnie wystąpić (17). "Przedsięwzięcie" to zachwalali teraz kalwiniści i protestanci z ambony, jako miłe Bogu dzieło i zachęcali do niego. Jednym słowem "dzwoniono na alarm" z kazalnic, poezją, pamfletami przeciw katolikom, szczególniej Papieżowi i Jezuitom (18), angielskimi pieniędzmi w Pradze i całych Czechach. Wśród tego stała i Unia halska na pogotowiu uzbrojona, wspierana przez Anglię, Stany generalne i Danię faktycznie, przez Wenecję i Szwecję zagrzewana, i moralnie wspomagana, i czekała tylko na sygnał w Pradze, by, skoro jej się nie dało przeszkodzić wyborowi Ferdynanda II, czeską koronę przemocą zeń zedrzeć. "Czekamy tylko na dokładną wiadomość z Pragi" (pisze Chrystian z Anhaltu do kanclerza Fryderyka V z Palatynatu), tj. czekano "wybuchu powstania protestanckich przywódców w Czechach, z którymi Chrystian anhaltski zostawał w ustawicznych związkach". Toteż upominał Fryderyk V r. 1617 "żeby stać upornie przy wszystkich rezolucjach Unii, jednomyślnie i jednozgodnie". W pięć miesięcy później wybuchła rewolucja w Czechach, a wraz z nią nieszczęsna wojna, o której kalwinista Dawid Parens prorokował, że zhołduje sobie Hiszpanię i Italię, spali Rzym, a papieży pozabija (19). Któż więc dał hasło do wojny?

 

Jednakże co robili wobec tych wszystkich stosunków i zabiegów katolicy, co cesarz? Rzecz szczególna: mała Bawaria (jak to widzimy już w IV tomie) pojęła najjaśniej niebezpieczną sytuację katolików i już w r. 1585 zachęcała do podobnego związku między katolikami, do jakiego współcześnie Jan Kazimierz między protestantami dążył. Ale jakiż rezultat miały usiłowania Bawarii? Książę Wilhelm przedstawia to w liście do zgromadzonych w Koblencji duchownych książąt: "Wobec tych wszystkich związków i zabiegów protestanckich, stany katolickie bezsilne są i niezgodne, a cesarz w pogardzie. Trzeba się przyjrzeć i rozważyć przez jak niebezpieczne i szybkie zabiegi, grożą protestanci wszelkimi sposobami zaburzeniem, co więcej zniesieniem, a w następstwie tego zgnębieniem stanów katolickich, jak tego dowodzą przykłady w Strasburgu, Halberstadt i Minden; nie byłoby wprawdzie na miejscu zawierać formalne przymierze, ale wystarczyłoby umocnić na nowo związek landberski. Niechby tedy trzej duchowni książęta elektoralni się przyłączyli, stany katolickie wyrobiłyby sobie pewne stanowisko". Wprawdzie trzej duchowni panowie przyznali słuszność projektowi Wilhelma, ale paraliżowani trwogą, "nie chcieli się na nic zgodzić". Z tąż samą ideą wystąpił Wilhelm przed cesarzem Rudolfem II, odpowiedziano mu jednak, że "cesarz nie przystanie żadną miarą na przymierze odporne". – "Dlaczego?" – "Ponieważ między radcami cesarskimi panowała ustawicznie niezgoda"; "jeden nienawidził drugiego, niektórzy skłaniali się do przewrotów kościelnych – dobrzy byli tchórzliwi". To był prawdziwy obraz stosunków na dworze praskim (20); do tego przyłączyła się straszna waśń bratnia między Rudolfem II i Maciejem. Mógł więc Jan Kazimierz słusznie powiedzieć: "O niezgodę samychże katolików rozbiją się ich plany – nie potrzebujemy się ich wcale obawiać". Ba! sam Wilhelm bawarski stchórzył nareszcie i odstąpił od żądanego zwołania sejmu stanów, "aby nie spowodować zaczepki ze strony protestantów" (21). Tak więc zostali protestanci panami sytuacji. R. 1606 próbowali trzej duchowni elektorowie przekonać cesarza o potrzebie związku katolickiego, otrzymali jednak odpowiedź, że "to byłoby od rzeczy", gdyż można by podrażnić protestantów. Co więcej, nawet u swego brata księcia Maksymiliana bawarskiego nie potrafił elektor Ernest koloński nic wskórać. Maksymilian uznał wprawdzie potrzebę ściślejszego połączenia się stanów katolickich, powiedział jednak, iż (na razie) cesarz nie zgodził się na nie. Wprawdzie jest rzeczą pewną, że protestanci zawarli przymierze, skierowane przeciw katolikom, ale na razie trzeba cicho siedzieć, nie należy ich drażnić (22). Tymczasem robiła konfederacja między protestantami świetne postępy: zreformowała miasto Donauwoerth i cztery klasztory. Dopiero kiedy dwór wiedeński (Maciej) po dokonanej szczęśliwie rewolucji w Węgrzech i w Austrii domagał się przez biskupa Klessla od katolików "żeby we wszystkim ustępowali zwolennikom Unii", wystąpił Maksymilian bawarski energicznie przeciw temu: "Ponieważ – mówił – katolicy są bezsilni, więc trzeba całego duchownego zastrzeżenia (reservatum ecclesiasticum) zaniechać, a protestantom ustąpić? Na to nie można się zgodzić". Teraz pracował on z całą gorliwością koło katolickiej Ligi. Zwołał sejm książąt do Frankfurtu 1613 r., na którym uradzono i zgodzono się na następujące punkty: 1) Katolicy są zdecydowani teraz, jak i przedtem, utrzymywać pokój religijny. 2) Na sejmach rozstrzyga w sprawach religii większość głosów. 3) Katolicy nie mogą właścicieli, do r. 1566 (augsburski pokój religijny) uznać za prawych. 4) Powaga cesarza i trybunału sądowego ma być wszędzie uznaną (23). Śmiały ten krok rozbudził znów między katolikami pewną odwagę i zaufanie: nawiązano stosunki z Hiszpanią i Papieżem, którzy nawet posiłki pieniężne przyrzekli. Naturalnie Liga ta przedstawioną była przez protestantów w najpotworniejszych barwach. "Stany papieskie", powiadano, "stoją zbrojno, wspierane przez Francję, dwór brukselski, Hiszpanię, Polskę, aby przeprowadzić koncylium trydenckie, wytępić religię protestancką i wybrać Ferdynanda styryjskiego (24). Wobec tego protestanci niezgodni i bezbronni, rozprawiają, czy kalwiniści mają się połączyć z luteranami – gdy tymczasem katolicy zamierzają z pomocą swych jezuickich kreatur pod płaszczykiem religii wymordować protestantów". Takie kłamstwa puszczano spokojnie w obieg! W rzeczywistości atoli przedstawiała się sprawa Ligi zupełnie inaczej.

 

Maksymilian bawarski żalił się już 1613 r.: "wysoko katolickie zdania głoszą nasi (zwolennicy Ligi), ale płacić jest dla wielu uciążliwą modlitwą". Szwabi prałaci wymawiali się "zupełnym niedostatkiem". Biskup spirski powiadał: "ponieważ inni nie płacą, więc i ja nie płacę". Arcybiskup solnogrodzki buduje nową katedrę – i rzeczywiście, atoli potrzebował zbyt wiele na utrzymanie swego dworu. Arcyksiążę Leopold, zarządca Passawy i Strasburga tłumaczył się brakiem pieniędzy. Inni opaci usprawiedliwiali się, że nie mogą płacić z powodu gościnnych obowiązków swoich klasztorów. Zniechęciło to Maksymiliana tak, że chciał złożyć kierownictwo Ligi, i tylko z trudem udało się gorliwemu biskupowi augsburskiemu Henrykowi powstrzymać go od tego kroku. Ale jeszcze gorsze miały nastać chwile. Wiedeński biskup Klessl wmieszał się do Ligi; nadano jej bez przyzwolenia Maksymiliana w Regensburgu nową ustawę, która Bawarię "od kierownictwa" całkowicie wykluczyła i przeniosła takowe na Austrię (Macieja). W rzeczywistości jednakowoż trzymał wszystko Klessl w swoich rękach i mógł "sprawami związku" kierować według swego widzimisię (25). Maksymilian bawarski wystąpił ze związku i utworzył z Bambergiem, Würzburgiem, Augsburgiem, Eichstaedt osobną Ligę, która jednak z Austriacką zostawała w związkach. Nadto wybuchły jeszcze między Maksymilianem bawarskim i arcyksięciem Maksymilianem tyrolskim terytorialne niesnaski. Wprawdzie starali się biskupi bamberski i augsburski zapośredniczyć i skłonić Maksymiliana, by został nadal głową związku. "Podnosili jak bolesną jest to rzeczą, że ogniwo, którym duch Boży związał katolików między sobą, ma się rozpęknąć, podczas gdy to, którym duch sprzeczności sprzągł akatolików, dotąd mimo wszelkich trudności silnie się trzyma, tak, że ani powaga cesarza, ani opór elektorów i stanów, ani bolesne narzekania poddanych (książąt Unii), nie są w stanie go złamać". Ale Maksymilian bawarski oświadczył: "że nie chcę być pachołkiem Austrii". Przez wystąpienie jego rozwiązała się Liga prawie zupełnie. Wśród tego pustoszył właśnie oberst Hent (w służbie holenderskiej) w 19 kompanii konnicy i 2000 ułanów biskupstwa kolońskie i paderbornskie (26). Tak więc jedyne przedmurze, którym katolicy przed Unią mogli się osłonić, runęło prawie zupełnie, gdy tymczasem Unia zawarła przymierze ze Szwecją, Danią, i Holandią. Dopiero późniejsze biedy, straszliwe rozpoczęcie się krwawego dramatu w Czechach, przyprowadziło do skutku właściwą mogącą się utrzymać Ligę katolicką między Maksymilianem bawarskim i Ferdynandem II. Cóż jednak robili katolicki cesarz Rudolf a później Maciej? Z boleścią trzeba przyznać, że między oboma braćmi srożyła się nienawiść i zemsta. Cesarz Rudolf był chory i zupełnie bezczynny; rządy zdawał na swych radców, "którzy sprawy pozostawiali dowolnemu biegowi'', co najwięcej sankcjonował je słowem; przy tym kasa była tak pustą, że często nie podobna było wysłać kuriera i nieraz musiał Fugger ekspediować pisma cesarskie do Rzymu lub Madrytu (27). Za Maksymiliana było prawie jeszcze gorzej. Klessl uskarża się: "Kasy są próżne, a pożyczyć nie chce nam nikt. Cesarz chce zastawić koszulę; dworzanie prascy używają za pożywienie krwi wołowej". Toż samo stwierdza poseł brandenburski (28). Przy obiorze następcy "w kwestii piekącej" zostawali arcyksiążęta w niezgodzie. "Waśnią się z sobą w sprawie obioru" – pisze toskański poseł Urbani – każdy "występuje jako pretendent – cesarz ociąga się – nikt nie wie, kiedy wybór nastąpi". Nadto wyłączył on brata swego Macieja od wszelkich spraw państwowych. Życie na dworze praskim maluje nam bawarski poseł Fürstenheuser: "Cesarz nie pokazuje się nigdy publicznie, nie daje żadnemu posłowi posłuchania, wszystko musi być na piśmie przedstawione; z pomiędzy radców prowadzi każdy politykę na swoją rękę: każdy robi, co mu się podoba". Potwierdza toż samo nawet cesarski radca Barvitius. "Żyjemy z dnia na dzień: każdy robi co chce, i nie wiemy, jak rychło wszystko do góry nogami się wywróci" (29). Jeszcze opłakańsze były "rządy pokojowych" na dworze. "Pokojowi (kammerdiener), alchemiści (30), malarze etc. rządzą krajem, przed nimi korzyć się muszą nawet bracia cesarscy". Najprzód był pokojowy Hans Popp "źrenicą" cesarza, następnie niejaki Hieronim Machowsky, otwarty nieprzyjaciel katolików, aż wreszcie ustąpił i ten miejsca byłemu żydowi Filipowi Langowi. Ten przewyższył wszystkich bezczelnością. "Każdy uważał się za szczęśliwego" – pisał nadworny kapelan Mainarti – "jeśli doznawał względów Langa". Obcy poseł zapewniał: "Jeśli mam za sobą Langa, to mam cesarza i jego radców, jeśli go nie mam, to nie mam nic". Nie dziw więc, że książęta dobijali się o względy Langa i zasypywali go podarunkami. On rozdawał najważniejsze urzędy na dworze i w państwie, nawet wojskiem rządził on; za pieniądze wypuszczał uwięzionych na wolność, kasował nawet cesarskie wyroki. "Obok cesarza włada w państwie król żydowski". Ale chciwość przewyższała jeszcze publiczna jego niemoralność. I ten potwór zostawał przez długie lata w łaskach u cesarza. "Co ja chcę, to musi się stać, choćby wszyscy diabli temu się sprzeciwiali". Ciążyło następnie na nim podejrzenie, że był trucicielem i że zostawał z powstańcami na Węgrzech i w Siedmiogrodzie w zyskownej korespondencji (31), a również, że miał stosunki z Unią.

 

Wobec takich stosunków wyjaśnia nam się po części postępowanie Macieja. Widział się nie tylko zupełnie przez wszystkich pominiętym, lecz nadto podejrzewano go o tajemne związki z rokoszanami węgierskimi.

 

Toteż powziął rozpaczliwe postanowienie: połączyć się z nimi i to przez zemstę, jak arcyksiążę Ferdynand do matki swojej pisał: "Jest to rzeczą pewną, że Jego Królewska Mość dużo względem Macieja zawiniła; nie przystoi jednak arcyksięciu wywierać zemsty, tak ciężką odpowiedzialność na niego zwalającej" (32). Za pierwszym krokiem poszedł drugi: Maciej oddawszy się zupełnie powstańcom w Węgrzech, Austrii i Śląsku, użyty został przeciw cesarzowi. Porwały go zupełnie fale Unii, szerzącej w krajach zbuntowanych reformację, wobec której naturalnie Maciej musiał milczeć. "Karygodny wysoko urodzony buntownik", jak go elektor koloński nazywał, doprowadził wreszcie do otwartej wojny ze swoim bratem, wśród błogosławieństw króla francuskiego Henryka IV, wśród głośnych okrzyków radości wszystkich akatolików. Na razie dokazał tylko tyle, że zmusił owego brata do ustąpienia na Morawię, poczym przeniósł się do Austrii, zdradziwszy poprzednio familijny układ domu habsburskiego w sprawie obioru (33). Ale Maciej chciał jeszcze za jakąkolwiek bądź cenę zdobyć koronę czeską, i r. 1610 jął się znowu oręża. Daremne było pośrednictwo Papieża i Hiszpanii, bo Chrystian anhaltski usidlił cesarza całkowicie i przedstawił mu, że Maciej i katolicy czyhają na jego życie, co podejrzliwego monarchę tak przeraziło, że nieraz w nocy z łóżka wyskakiwał i z kapitanem straży przybocznej przetrząsał wszystkie zakątki zamku praskiego, a jako jedyną podporę swojego tronu uważał Unię, z którą się przeciw Maciejowi chciał połączyć. Maciej tymczasem przystąpił do Unii i upewniał ją o "swej śmiertelnej nienawiści ku papiestwu i jego zwolennikom", a równocześnie dowodził katolikom swojego szczero-katolickiego usposobienia (34). Wśród tego kazał Rudolf oberstowi Ramée wkroczyć z 8000 ludzi i 4000 jazdy do górnej Austrii, upewnionym będąc przez astrologów o jej zdobyciu. Ramée, mordując i rabując w Austrii, narobił szkody na dwa miliony reńskich, uchodząc jednak przed Maciejem, zabrał ze sobą 269 wozów łupów. Wobec tego złożył arcyksiążę Leopold pasawski na życzenie cesarza mitrę i pociągnął z wojskiem do Czech, ażeby sobie koronę zdobyć. Sroga walka wywiązała się w Pradze na "Małej Stronie", którą zajął Leopold; w Starym Mieście wybuchło prócz tego "powstanie husyckie". Motłoch uzbrojony w piki i widły wpadał do kościoła i klasztorów, zakonnice znieważając, albo z wyszukaną srogością je mordując. Szczególniej czyhano na Jezuitów, i tylko z nadzwyczajnym wysiłkiem udało się Jerzemu Wratysławskiemu i Wacławowi Emskiemu, przed husytami zasłonić Ojców. Cesarz początkowo aprobował postępowanie Leopolda; skoro jednak zobaczył rabunki i okrucieństwa, kazał na nalegania protestantów zebrać wojsko przeciw Leopoldowi. Tymczasem zaprosili protestanci Macieja do Pragi (35) a Rudolfa uwięzili w zamku; Maciej odbył 24 marca 1611 uroczysty wjazd do Pragi, został ogłoszony królem, a Rudolf zmuszony do abdykacji, co też wśród straszliwych przekleństw uczynił (36). Później ogłosił to zrzeczenie się za nieważne, co więcej wszedł z Unią w formalne układy; ta jednak opuściła go i oświadczyła się za Maciejem "ponieważ ten najlepiej zdawał się odpowiadać jej zamysłom". Rudolf znowu prosił Unię o pomoc, szerzyły się nawet pogłoski, że chce sam przyjąć wiarę protestancką, ale śmierć zabrała go r. 1612 "ku wielkiemu szczęściu państwa".

 

Wobec tych smutnych stosunków domu habsburskiego, tryumfowała Unia. Duplessis spodziewał się już teraz powszechnej wojny przeciw "bestii" (Rzymowi); Unia wzrastała z każdym dniem; w Heidelbergu zeszli się posłowie celem obradowania nad najważniejszymi sprawami: Francja, Anglia, Dania przysłały swych reprezentantów. Słusznie obawiali się katolicy wybuchu wielkiej wojny z nadchodzącą wiosną. Zdawało się, że śmierć cesarza odroczyła niebezpieczeństwo wojny, ale na jak długo? "Jeśli się katolickie i wierne cesarzowi luterskie stany nie porwą do wspólnej obrony, pisze vice-kanclerz Broemser do stanów Moguncji, lada dzień zapłonie podsycana przez zagraniczne mocarstwa pochodnia wojny. A wtedy finis Germaniae" (37). Jak należycie Broemser już 1612 r. sytuację ocenił, pokazały sygnały alarmowe w Pradze 1618 r.

 

Obraz ówczesnego politycznego widnokręgu kreśli Janssen ponurymi barwami. Wobec zupełnej niemocy i bezradności katolików, stanęły stany protestanckie gotowe do boju. Niemniej niebezpieczną była praktyczna, a więcej jeszcze literacka działalność protestantów.

 

Z zaprzysiężonych artykułów Augsburgskiego pokoju religijnego r. 1555 pierwszy opiewał: "Żaden stan nie ma zmuszać swoich poddanych do odstępstwa od wiary, ani na drugi stan o to nalegać". Punkt zaś czwarty: "W posiadaniu zwolenników augsburskiego wyznania ma pozostać to, co dzierżyli do r. 1555, ale odtąd żadnemu stanowi nie wolno grabić drugich". Jak zaś szanowali protestanci te artykuły przez się zaprzysiężone, pokazuje Janssen już w czwartym tomie. Mimo religijnego pokoju niejeden stan został zreformowanym, i reformowanie ciągnęło się dalej, sposób zaś, w jaki się to odbywało, widzieliśmy w Akwizgranie i Kolonii. Przemocą również stłumiono katolicyzm w Julliaku, Bergu, Kliwii i księstwie Neuwied. Cios za ciosem spadał na katolików, nie mieli czasu wytchnąć. Zwykle brzmiał rozkaz: "Albo przyjąć protestantyzm, albo precz z kraju, a to było jeszcze najłagodniejszą karą". Przebiegle i sprytnie postępowano sobie w reformowaniu katolickich biskupstw.

 

Nakazywano kapitule katedralnej wybrać protestanckiego biskupa, zazwyczaj – jakieś paniątko z książęcego domu. O zatwierdzeniu przez papieża, naturalnie ani mowy być nie mogło, więc nadawano mu tytuł administratora, aby w ten sposób pominąć prawo i cesarza. Tak odrywano od Kościoła jedno biskupstwo po drugim. Naraz żeni się taki administrator, przedzierzga się w świeckiego księcia i biskupstwo przepada.

 

Wielkiego zwłaszcza rozgłosu nabył swego czasu administrator arcybiskupstwa Magdeburskiego, Joachim Fryderyk Brandenburski, któremu się ten środek nad wyraz świetnie powiódł. Ani Pius V, ani cesarz, nic mu nie poradzili. Podobnież radzili sobie kalwińscy książęta z wyznawcami Lutra. Tak postępowano w Palatynacie nadreńskim, w Anhalcie, Lügen, Brandenburgu. Tutaj, "odmieniano religię – jak odzież".

 

To pewna, że zmiana taka nie odbywała się tak gładko. I tak w elektoralnym Palatynacie przyszło między kalwinami a luteranami do zaciekłej wojny (38).

 

W małym księstewku Lippe, miasto Lemgo tak dzielny stawiło opór kalwińskiemu hrabiemu, że musiał z niczym odstąpić od oblężenia. W Saksonii szczycącej się, "że jest prawdziwą warownią luteranizmu", przeprowadził kalwinizm wszechpotężny kanclerz Krell, mimo ogólnego a zbrojnego oporu ludności. Janowi Kazimierzowi, swemu serdecznemu przyjacielowi, donosił on: "Z popami niechybnie się uporam, będą musieli tańczyć – jak im zagram". A jednak nie wszystko poszło po jego myśli.

 

"W Zwickau powstał taki rozruch przeciw kalwińskiemu kaznodziei, że tylko ucieczką mógł się salwować" (39). W Eilenburgu omal, że "nie zginął kaznodzieja, obrzucony kamieniami i błotem". W Dreźnie i Wittembergu przyszło w kościele do "krwawego mordu". Wonczas to powszechnie śpiewano:

 

"Erhalt uns Herr bei deinem Wort,

Und steur' den kalwinischen Mord".

 

Po śmierci elektora wybuchł w całej sile tłumiony dotąd przez Krella bunt ludności. Jak kalwinizm wśród okrucieństw zaszczepiano, tak go teraz z równą srogością tępiono, a Krell najprzód pojmany, potem przez dziesięć lat więziony, ku uciesze ludności, został jako "męczennik" w Dreźnie ścięty (40).

 

Jeszcze okrutniej postępowano przy wytępianiu "papieskiego bałwochwalstwa". Z "całego hrabstwa" Arensbergu wypędzono wszystkich księży i zakonników, grabieże i zbezczeszczanie świątyń stanowiły miarę religijnej gorliwości. Przy tym ludność katolicką – przez całe miesiące uciskano, męczono i mordowano.

 

Obrazoburstwo było na porządku dziennym. "W kościołach i klasztorach gospodarowano po turecku" – tak, "że wszyscy ewangelicy tego się sromali". To się działo po klasztorach św. Jadwigi w Strassburgu, Akwizgranie itd. Podobnie po wszystkich innych klasztorach, zakładach i miastach, w których koło tego czasu (1580 – 1618) zawitało "światło czystej ewangelii czyli kalwinizm". Co musiały od takich reformatorów klasztory żeńskie wycierpieć, – tego pióro chrześcijanina nie wypowie.

 

A ponieważ te rozpasane namiętności i okrucieństwa były owocem owej bezwstydnej, szatańskiej polemiki, która prawie przez sto lat w Niemczech szalała, toteż z całą słusznością upatruje Janssen w tych okropnych zapasach polemicznych drugi główny czynnik, przedwstępnych przygotowań do krwawych wojen. Oto jak to przedstawia Janssen: póki żył Luter, póty władał całą polemiką, ograniczywszy ją przede wszystkim do dogmatyki. Lecz i z tym szkopułem niebawem się uporano.

 

Bo i gdzież się ostał dogmat u protestanckich ministrów? Niezgadzających się prawie na żadne pojęcie zasadnicze, tylko powaga Lutra "wielkiego wybrańca Bożego" jednoczyła; po jego śmierci atoli okropne zamieszanie wybuchło, tak że nawet jego powagę podeptano i wyszydzono. Z tak wielkim zachodem stworzone wyznanie Augsburskie siłą faktów coraz to bardziej się rozpadało, a to do tego stopnia, że w istocie nic się nie zostało z owego protestanckiego dogmatu, okrom "srogiej nienawiści ku Papieżowi, Rzymowi i Jezuitom".

 

Że wśród takiego rozprężenia nie będzie można nic dokazać wobec ścisłości dogmatów rzymskich, jasno to przewidywali więcej uzdolnieni teologowie protestanccy. Zmienili więc taktykę tj. rzucili się do historii, i z tego stanowiska zaczepili Rzym. A z jakim skutkiem im się to powiodło, wykazuje Gindely austriacki dziejopis w życiorysie Rudolfa II. "Protestanci pozostali zwycięzcami na polu walki, zwycięzcami na polu literatury: «oni napisali dzieje 17-go stulecia»" (41).

 

Jak się to stało? Robert Barras Anglik napisał "biografię papieży", zawierającą stek kłamstw. Do tych życiorysów papieży skreślił Luter przedmowę, w której zachęca swoich zwolenników, aby podobnie jak Anglicy, uderzyli na "rzymską wszetecznicę, bezwstydną, Boga znieważającą wszetecznicę szatana" z punktu "historii i dziejów świata". Temu wezwaniu Lutra uczynił zadość najpierw Flaccus Illiricus. W jakim duchu napisane jest jego dzieło: "Katalog wyznawców prawdy" najlepiej pouczą epitety, którymi obdarza papieża i Sobór Trydencki. "Czart" i "szatan" są to bardzo łaskawe wyrażenia – a obrazy, jakimi się posługuje są tak wstrętne, że ich niepodobna w żaden sposób przytoczyć (42). Jeden wystarczy: "na soborze przewodził nie Duch Święty lecz wszechświęty Duch tj. szatan, – wszyscy papieże, to ogary, szatany, płód diabelski". W dziele swym stara się Flaccus udowodnić, że od samego początku dał świadectwo czystej prawdzie, która aczkolwiek przez papiestwo, wrogie chrześcijaństwu została zaciemnioną lecz znowu przez Ewangelię odzyskała swój blask. Pierwszym wedle niego świadkiem przeciw papiestwu jest św. Piotr, następnie czterej rzymscy Ojcowie Kościoła: dalej św. Bernard, św. Tomasz z Akwinu i innych blisko 400. "Piotr nie był ani poprzednikiem, ani założycielem «stolicy zarazy», był on sobie mężem pochodzącym z niskiej warstwy ludu, nader chciwym bogactw i władzy, «nieraz łajał zuchwale Zbawiciela, stąd Zbawiciel wytknął mu głupotę i żądzę panowania, nazwał go szatanem i nic z nim więcej nie chciał mówić»". "Oto wierny obraz papieży, wzięty z historii św., którzy umieli się wynieść zazwyczaj przez tyranię ponad motłoch, i byli (zresztą) najgłupszymi osłami".

 

Nie dziw że tego rodzaju paszkwil chciwie rozchwytano. Wielki wpływ uzyskał ten sam Flaccus przez założenie tak zwanych "Magdeburskich Centuryj" (43), w czym mu dopomagali Jan Wignand i Maciej Judex, "obaj dyszący nienawiścią ku rzymskiemu Antychrystowi". Pierwsza Centuria wyszła w r. 1559, ostatnia (13-ta) w r. 1579. Celem ich było: "początek, wzrost i niegodziwe zamysły Antychrysta wykryć", tj. udowodnić na podstawie starodawnych świadectw, "że w początkach Kościoła Chrystusowego kwitła nauka ewangelicka, a nie papieska". Już za Klemensa, Justyna, Ireneusza "diabeł sfałszował naukę o wolnej woli i usprawiedliwieniu". U Ignacego znachodzą się "niewygodne wyrażenia" o Mszy. W wieku trzecim upada nauka o dobrych uczynkach i pokucie. "Antychryst" (tj. papież) istnieje już w dziełach Ireneusza, Ignacego – lecz przede wszystkim w trzecim stuleciu "poczęło się misterium złośliwości koncentrować w biskupach rzymskich". Dla tego "antychrysta" działał w Niemczech św. Bonifacy, "apostoł kłamstw". Odtąd też rosła coraz to bardziej "obrzydła bestia rzymska".

 

"Najstraszniejszym ze wszystkich potworem jest Grzegorz VII, który z pomocą wcielonego diabła wielu papieży pozbawił życia, zanim zasiadł na Stolicy papieskiej". Podobnie przedstawiony Aleksander III. Jego "łotrostwa, występki są wiadome całemu światu", szczególnie przerażająco nakreśloną jest scena, która się miała odbyć w Wenecji w r. 1177, mianowicie pojednanie się papieża z Fryderykiem: "cesarz przyczołgał się do papieża na kolanach, ten zaś zuchwale stanął mu nogą na karku" (44). Niegodziwy ten czyn Aleksandra, powinniby pomścić cesarze, królowie, książęta, tak polecano Niemcom w Corolarium.

 

Naturalnie kaznodzieje sadzili się jeszcze na te i tym podobne "historie" i zdumionemu ludowi głosili je wśród przekleństw i szyderstw etc. Wstrętne i bezwstydne są nazwy i obrazy, którymi się posługują. Ręka się wzdraga kreślić to, co szatan tworzył w rozgorzałych mózgownicach zajadłych predykantów (45).

 

Profesor Wegele w dziele swoim: Dzieje humanizmu (1885) nazywa Centurie dziełem, pełnym krytyki historycznej, krytyki, jakiejśmy dotąd nie mieli. Takie zapatrywanie rozszerzyło się w protestantyzmie i z tego punktu sądzą oni dzieje Kościoła. Nie ma co mówić, wyborna to krytyka p. profesorze!

 

(Dok. nast.)

 

X. A. Kraetzig.

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok czwarty. – Tom XV (lipiec, sierpień, wrzesień 1887), Kraków 1887, ss. 16-32.

 

Przypisy:

(1) Str. 572.

 

(2) Str. 577.

 

(3) Str. 579.

 

(4) Str. 583.

 

(5) Str. 586.

 

(6) Str. 587.

 

(7) Str. 588.

 

(8) Str. 540.

 

(9) Str. 591.

 

(10) Str. 594.

 

(11) Str. 590.

 

(12) Str. 597.

 

(13) Str. 630.

 

(14) Str. 140.

 

(15) Str. 647.

 

(16) Str. 663.

 

(17) Str. 673.

 

(18) Str. 677-681.

 

(19) Str. 698.

 

(20) Str. 77.

 

(21) Str. 88.

 

(22) Str. 255.

 

(23) Str. 636.

 

(24) Str. 674.

 

(25) Str. 684.

 

(26) Str. 686.

 

(27) Str. 77.

 

(28) Str. 641.

 

(29) Str. 243.

 

(30) Rudolf oddany był całą duszą alchemii – najulubieńszym jego zajęciem była astrologia.

 

(31) Str. 243. 244.

 

(32) Str. 291.

 

(33) Str. 269-300.

 

(34) Str. 613.

 

(35) Str. 615.

 

(36) Str. 617.

 

(37) Str. 623.

 

(38) Str. 50-63.

 

(39) Str. 93.

 

(40) Str. 140.

 

(41) Str. 272.

 

(42) Str. 312.

 

(43) Patrz 314 – uwaga, gdzie wykazuje Flaccusowi, że pokradł manuskrypty Melanchtona i podał je za własną pracę.

 

(44) Str. 319.

 

(45) Str. 320-329.

 

( PDF )

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXIV, Kraków 2014

Powrót do spisu treści dzieła ks. A. Kraetziga SI pt.
Janssen i historia reformacji

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: