GŁOS PANA

kruszącego cedry libańskie

 

czyli

 

REKOLEKCJE

dla osób zakonnych

 

O. MARCIN RUBCZYŃSKI S. T. D.

Z ZAKONU KARMELITAŃSKIEGO D. O.

 

––––––––––

 

TRZYDNIOWE REKOLEKCJE

DLA OSÓB ŚWIECKICH

(dla nawracających się)

 

–––––––––

 

DZIEŃ II

 

Czytanie I

 

ZAKONNIKOWI NIE NALEŻY ODDAWAĆ SIĘ PRÓŻNOWANIU

 

W Regule naszego Zakonu, podanej nam przez św. Alberta, Patriarchę jerozolimskiego, w rozdziale 13 nakazuje nam w szczególniejszy sposób ten św. Prawodawca nasz unikać próżnowania i zawsze zajmować się jaką pracą, aby przez to uchronić się szkodliwego dla duszy i Zakonu upadku: Faciendum est vobis aliquid operis, ut semper diabolus inveniat vos occupatos, ne ex otiositate vestra aliquem intrandi aditum ad animas vestras valeat invenire. Trzeba wam się zajmować jaką pracą, aby was szatan zawsze zastał zatrudnionymi i żeby wskutek próżnowania waszego nie znalazł jakiego wejścia do dusz waszych. Cóż bowiem może więcej przywodzić i ośmielać do wszelakiej rozpusty i popełniania najgorszych nawet występków, jak nie próżnowanie? Próżniactwem brzydzili się nawet poganie i usilnie przestrzegali przed nim swoich obywateli. Niech się godzi przytoczyć tutaj niektóre z ich zdań. Ksenofont w księdze o Rzeczypospolitej Lacedemońskiej pisze: Permulta ab otiosis, et absurda patrari solent. Bardzo wiele złych i niedorzecznych rzeczy zwykli czynić próżniacy. Kato mawiał: Nihil agendo homines male agere discunt. Ludzie nic nie czyniąc, uczą się źle czynić. Menander, jak świadczy Stobeus, powiada: Homo sanus otiosus miserior est, quam febricitans, et infirmus, nam corruptio animi, quam corporis miserior est. Zdrowy człowiek próżnujący nędzniejszy jest od targanego febrą i chorego, albowiem zepsucie ducha, gorsze jest, niż zepsucie ciała. Z tych wszystkich zdań mądrych owych filozofów wyciąga jakby wniosek Patritius w księdze o rządach Rzeczypospolitej mówiąc: Otiosi et ignavi homines venenum sunt civitatis, proni ad libidinem fiunt, et bonis invident, aliena appetunt, denique seditiosi, et turbulenti evadunt. Próżniacy i gnuśnicy są trucizną miasta, stają się skłonnymi do lubieżności, dobrym zazdroszczą, cudzego pragną, a wreszcie wychodzą na buntowników i podżegaczy. Ale pogańskim świadectwom dawszy pokój, przypatrzmy się Boskiej prawdzie.

 

Gdy Bóg Wszechmogący stworzył pierwszego człowieka, umieścił go w pięknie urządzonym raju, miejscu wszelkiej rozkoszy i uszczęśliwienia, a za regułę dalszego życia podał mu nakaz, aby pracował i strzegł powierzonego sobie ogrodu: Posuit eum in paradiso voluptatis, ut operaretur, et custodiret illum (Rodz. 2, 15). I gdyby Adam zastosował się do Boskiego nakazu, zapewne nie odważyłby się na wykroczenie przeciwko Boskiemu zakazowi. Mądrość Boska już naprzód chciała przez pracę zapobiec i przestrzec Adama przed przyszłym upadkiem. Jakoż nie czytamy tego nigdzie w Piśmie św., żeby Adam, po wypędzeniu z raju, miał się kiedy odważyć na jaką złość, gdyż zmuszony do ustawicznej pracy w pocie czoła, nie miał czasu nie tylko do tego, aby źle czynić, ale nawet i źle pomyśleć.

 

Tłumacze Pisma św., rozważając ten nakaz Boski dany Adamowi, zadają sobie ciekawe pytanie, a mianowicie: Co to mogła być za praca, którą Bóg naznaczył Adamowi zaraz na początku wprowadzenia go do raju? Jeżeli bowiem Adam w stanie pierwszej swojej niewinności nie mógł podlegać żadnej uciążliwej pracy, bo ta jest dopiero karą za popełniony występek, to jakiego to rodzaju pracę Bóg mu nałożył? Na tę trudność daje odpowiedź św. Rupert, mówiąc, że Bóg nie chciał, aby Adam w tak szczęśliwym nawet stanie oddawał się próżnowaniu, a lubo nie nałożył mu żadnej uciążliwej pracy, która by powodowała jego umordowanie, to jednak wymagał od niego pracy duszy, która na tym miała polegać, aby Adam w tym stanie niewinności swojej Boga kochał, Nim wszystkimi siłami duszy się zajmował i spełniał akty rozlicznych cnót. Uczynił go stróżem ogrodu swego, ale pragnął doskonalszych owoców duszy Adama, niż z drzew w raju zasadzonych. Naznaczył mu wprawdzie pracę, ale taką, która nie była przeciwna stanowi, w jakim się natenczas znajdował, pracę słodką, miłą, przyjemną. Toż samo Bóg czyni i z tymi duszami, które do ogrodu swojego, to jest do Zgromadzenia zakonnego, niby do drugiego raju wprowadza. Za pierwszą bowiem powinność to im nakłada, aby wszystkie swoje siły do Boga obracały, z Nim we wszystkich sprawach obcowały, dla Niego wszystko czyniły. To są nasze najważniejsze sprawy, to najpierwsze roboty, to najważniejsze prace, ale tak słodkie, tak miłe, że nie mogą nam najmniejszego przynieść zmordowania, one to niejako przywracają nas do stanu niewinności. Któraż bowiem rzecz może być ciężką dla tego, kto ją chce wykonać dla miłości swego Boga? któraż może pociągnąć za sobą jakie zmordowanie, gdy się ją stara chętnie uczynić dla swego Stwórcy? która usługa będzie przykra, gdy się ją pragnie swemu Panu mile ofiarować? Krótko to i pięknie wyraża Trithemius, mówiąc: Si Deum ardenter amaveris, numquam eris otiosus. Jeżeli Boga gorąco ukochasz, nigdy nie będziesz bez zajęcia.

 

Jeden młody zakonnik pytał się starego, która też ustawa jest dla spokoju i nabożeństwa w Zakonie najpożyteczniejsza? Starzec odpowiedział: zachować podane od Ojców milczenie, chronić się zgiełku światowego i wystrzegać się próżnowania. Te są rzeczy wielce dla zakonnika potrzebne, Bogu i Aniołom przyjemne, by rękami pracować dla uniknięcia próżnowania, zajmować się czytaniem, aby nie przypuszczać do siebie tęskności i trwać na modlitwie przeciwko czartowskim zasadzkom. Oto takie zasady do zachowania podał doskonały starzec młodemu zakonnikowi, które nic innego w sobie nie zawierają, jak przezwyciężanie próżnowania i pokonywanie gnuśnego lenistwa. Św. Hieronim świadczy, iż w dawnych klasztorach Egiptu taki był zwyczaj, że tamci Ojcowie nikogo nie przyjmowali do swego Zgromadzenia, kto by nie był sposobny do jakiej pracy i roboty, nie dlatego, żeby to było potrzebnym do utrzymania zakonników, ale aby ci, co wstępowali do klasztorów, przez swoją pracowitość pewniej zarobili sobie na niebo. Cóż bowiem znaczy zajmować się w klasztorze jaką robotą, jeżeli nie słać sobie drogi do nieba? jeżeli nie zarabiać sobie na zapłatę, która nie próżnującym, ale pracującym zwykle dawana bywa? Dlatego też św. Tomasz, Doktor Anielski, za wielkich głupców poczytuje tych ludzi, którzy żyjąc tu na ziemi, oddają się próżnowaniu, a tak tracą życie wieczne, na które mogliby sobie zarobić: Nihil stultius, quam in praesenti vita, ubi homo debet sibi operari, ut in aeternum vivat, in otio vivere (Dom. sep.). Nie na tym świecie jest nasz odpoczynek; tu każdego powinnością: pracować. Chrystus, jak tylko żyć począł, od samego swego wyjścia na świat, w pracach dni trawił, bo o Nim to powiada Pismo św.: in laboribus a juventute mea (Ps. 87, 16), a noce, nie śpiąc, na modlitwie przepędzał: Erat pernoctans in oratione Dei (Łk. 6, 12), i nie odpoczął, aż na krzyżu! To rozważając Wielki Ambroży, tak do każdego się odzywa: Species tibi, christiane, datur, forma praescribitur, quam debeas aemulari. Quid enim te pro salute tua facere oportet, quando Christus pro te in oratione pernoctat? Chrześcijaninie stawia ci się przykład, przepisuje się wzór, który masz naśladować. Cóż bowiem wypada tobie dla swego zbawienia czynić, kiedy Chrystus dla ciebie na modlitwie noce przepędza? To bowiem naszym jedynym obowiązkiem i powinnością, jak długo na ziemi żyjemy, zawsze pracować na niebo. Jeżeli doczesne dobra nie przychodzą bez ustawicznej pracy i niezmordowanych zachodów, to wieczne tak łatwo nam mają przyjść, żebyśmy się do niczego nie potrzebowali przyłożyć?

 

W Ewangelii św. Mateusza czytamy piękną przypowieść Chrystusową o gospodarzu, zbierającym robotników do winnicy swojej, w której podana dla wszystkich zbawienna nauka. Kiedy bowiem gospodarz ów po raz czwarty wyszedł po nowych robotników, ujrzawszy zdrowych podobno, ale próżnujących młodzianów, ze sprawiedliwym oburzeniem złajał ich za ich próżnowanie, mówiąc: Co tu stoicie cały dzień próżnujący? I zaiste słuszną miał przyczynę do gniewu ten gospodarz ewangeliczny. Owi bowiem ludzie chcieli żyć dobrze, ale nie chcieli pracować; chcieli obfitować we wszystko, ale nie chcieli się do najmniejszej rzeczy przyłożyć. Do tego gospodarza sam Chrystus Pan przyrównał królestwo niebieskie, do którego wchodzą nie ci, którzy próżnują, ale którzy pracują. Wszakże ogrodnik nie zasadza w ogrodzie swoim takiego drzewa, które by owoców nie rodziło, ale płodne; żaden pan nie przyjmuje do domu swego takiego sługi, któryby się do niczego nie chciał ruszyć, ani takiego, któryby się od wszelkiej pracy wymawiał. A jako dziecię na świat wydane uważane jest za nieżywe, kiedy najmniejszego ruchu nie czyni, tak i osoby Bogu poświęcone, gdy zgaśnie w nich ochota i chęć do pracy, zaliczyć trzeba nie już między ludzi do życia wiecznego przeznaczonych, których obowiązkiem i powinnością jest zawsze zajmować się jaką pracą, ale pomiędzy umarłych, którzy nie zdolni są najmniejszego nawet poruszenia uczynić.

 

Job cierpliwy przyrównuje człowieka do ptaka: Homo nascitur ad laborem, et avis ad volatum. Człowiek rodzi się do pracy, a ptak do latania (Job. 5, 7). Miejscem i przestrzenią dla ptaka od Boga naznaczoną jest powietrze, w którym może się on skrzydłami swoimi wzbijać; miejscem zaś nam od Boga przeznaczonym i celem, do którego dążyć mamy, jest niebo, do którego za pomocą dwóch skrzydeł wznosić się powinniśmy: gorącej modlitwy i ustawicznej pracy. Jeżeli więc przez modlitwę nie wzlecimy w górę, a rąk naszych równocześnie nie przyłożymy do pracy, lecz je gnuśnie opuścimy, nie znajdziemy się na miejscu nam przeznaczonym. Pewnego razu św. Antoni Pustelnik modlił się gorąco do Boga, prosząc o poznanie, czym by się mógł podobać Jego najświętszemu Majestatowi. Gdy tak usilnie się modlił, usłyszał głos: Antoni, cupis Deo placere? Ora, et dum Deum orare non poteris, manibus labora, et semper aliquid facito. Fuge otium, et aperi oculos mentis et corporis, videbisque singulas creaturas, ad officia singula deputatas. Antoni, pragniesz podobać się Bogu? Módl się, a gdy nie będziesz się mógł modlić, pracuj rękami i zawsze cośkolwiek czyń. Unikaj próżnowania, a otwórz oczy duszy i ciała, a zobaczysz, że wszystkie stworzenia są do swoich powinności przeznaczone (S. Aug. ad Frat. in Eremo).

 

Jak wiele złych skutków zwykło zakonnym duszom wyrządzać próżnowanie, wylicza św. Augustyn w swojej księdze: Ad Fratres in Eremo (ser. 17), które niech mi się godzi tutaj przytoczyć. Przez próżnowanie – mówi on – osoby zakonne tracą smak życia zakonnego i poczynają się ostrością klasztorną brzydzić, pragną często wychodzić poza klasztor, zapalają się do zbytków i lubieżności, stają się hardymi i pysznymi, ubiegają się za próżną chwałą tego świata, szukają zbytków w jedzeniu, napoju, spaniu i ubiorach, naśladują obyczaje ludzi światowych, święte zwyczaje i ustawy zakonne po klasztorach do fundamentów wywracają, a na ostatek przydaje: Quid ergo dicis, o Frater? Quid otiose agere poteris, nisi opera carnis? Numquam quis civis caelorum erit, si otiositatem amaverit. Cóż tedy mówisz, o Bracie? Cóż w próżnowaniu możesz czynić, jeżeli nie uczynki ciała? Nigdy ten obywatelem nieba nie będzie, kto próżnowanie ukochał. Prawdę tę ustami Wielkiego Augustyna ogłoszoną doświadczenie potwierdza niezliczonymi przykładami.

 

Św. Karol Boromeusz, kardynałem będąc, nie chciał cierpieć najmniejszego nawet próżnowania między dworzanami w pałacu swoim. Chociaż miał znaczniejszą ilość służby, to jednak chciał wiedzieć o każdego zajęciu, każdemu tyle wyznaczał codziennie pracy i zajęcia, że żaden z nich ani kwadransa wolnego nie miał. Dlatego też pałac jego zdawał się być mieszkaniem niebieskich duchów, nie było tam niezgody, hałasów, ale panował niezamącony pokój, cichość, milczenie i jedność umysłów.

 

Z próżnowania nic innego nie może wypłynąć, jak tylko nieszczęśliwa zguba. Pięknie to wyraża św. Zeno, biskup weronejski, opisując Jonasza ospałość: Vacas ab oratione? deses, ignavus es? brutum passionis te deglutiet. Zaopuszczasz modlitwę? leniwy, opieszały jesteś? połknie cię smok namiętności.

 

Św. Cyryl tak opisuje naturę próżnowania: Quid est otium? nisi perditio irrevocabilis horae, effusio vitae. Czym jest próżnowanie? jeżeli nie niepowrotnym zmarnowaniem godziny, stratą życia. Opłakana i nieszczęśliwa taka strata, gdy rzecz zgubiona nie znajdzie się więcej, ani wróci, gdy trzeba się z nią na wieki pożegnać. Jeszcze nie było takiego między ludźmi, któryby potrafił cofnąć i nazad wrócić godzinę lub choćby minutę, która już upłynęła; jeszcze nie znalazł się taki matematyk, któryby zdołał zatrzymać w biegu czas przechodzący, a lubo potrafi go zmierzyć, podzielić na godziny, minuty i sekundy, to jednak nie potrafi go zatrzymać lub choćby sekundę mu urwać. Wiele tedy ten traci, który na próżnowaniu marnuje czas, udzielony sobie do zarabiania na wieczność. Wiele traci, bo traci najdroższą rzecz, a tak ją traci, że jej już nigdy nie znajdzie.

 

Św. Wawrzyniec Justiniani zapytuje, kto też może oszacować czas i pokazać, ile on wart? I odpowiada, że nikt z żyjących nie może go dostatecznie oszacować, ani nawet pojąć i zrozumieć wartości jego, to tylko ci zdołają oszacować należycie i zrozumieć, którzy go już utracili: Quanti tempus sit? illud noverunt optime, qui eo carent. Wiele wart utracony czas, mógłby się każdy o tym najlepiej dowiedzieć od nieszczęśliwych potępieńców, skazanych na wieczne ognie w piekle, którzy do tego czasu nie mogą odżałować i przez całą wieczność nie odżałują, że tak mizernie i lekkomyślnie stracili czas. O co by oni nieszczęśliwcy nie dali za to, żeby teraz pozwolono im na krótki czas wrócić jeszcze do życia, żeby im przynajmniej jedna godzina udzielona została do pokuty! O za jak wielkie szczęście poczytywaliby to sobie! Z jakim zapałem staraliby się wykorzystać najdrobniejszą chwilkę, aby Boga przeprosić, aby przez jak najwięcej dobrych uczynków zasłużyć sobie na niebo, a uchronić się zakosztowanej kary piekielnej! Ale niestety! już dla tych nieszczęśliwców czas się skończył, już klamka na zawsze zapadła, już nie mogą mieć najmniejszej nadziei ani złudzenia nawet, że ta strata kiedyś się im powróci. Dopiero teraz ze swojego nieszczęścia doskonale pojmują i rozumieją jasno, co to jest czas i jak wiele on wart, gdy go na wieki utracili.

 

Jeden z zakonników klasztoru Klarawalskiego, trwając na modlitwie, usłyszał jakiś głos straszliwie jęczący i narzekający. Kiedy prosił Boga o oznajmienie, kto by to był, co tak straszliwie narzeka i czego by potrzebował, usłyszał słowa: Ja jestem duszą tego człowieka (tu wymienione zostało imię i nazwisko), żałuję i opłakuję potępienie moje. To zaś najwięcej mnie i wszystkich potępionych do narzekania pobudza i najwięcej ze wszystkich mąk, jakie cierpieć musimy, trapi, żeśmy już na zawsze utracili czas, dany nam z łaski Odkupiciela do pokuty, w którym za jedną maleńką godzinę mogliśmy sobie pozyskać łaskę nieskończonego miłosierdzia. Lecz już nie rychło płakać temu nieszczęśliwemu i czekać na to, co się nigdy już nie wróci. Przeto św. Bernard usilnie upomina swoich zakonników, aby nie tracili czasu na próżnym gadaniu, bo tak czas zbawienia naszego upływa niepowrotnie, a stratę jego wtenczas dopiero się należycie oceni, kiedy już więcej czasu nie będzie. Ten Święty potępia wszystkie, jakie się może podawać, wymówki, np., że to przecież godzina, naznaczona na swobodne rozmowy, (gdyby w takich godzinach były oczywiście próżne słowa), bo każda godzina, to przecież godzina pokutujących i przepraszających Boga, godzina dążących do nieba, do towarzystwa Anielskiego, godzina sług oczekujących przyjścia Pana swego, godzina, z której przepędzenia trzeba Bogu ścisły oddać rachunek.

 

W życiu św. Mikołaja z Tolentynu czytamy, iż ilekroć słyszał zegar bijący, mawiał: O Panie Boże mój, znowu jedną godzinę czasu przepędziłem, z której muszę oddać Ci liczbę. Niech tedy nikt nie lekceważy sobie czasu, użyczonego od Boga do zbawiennego zarobku w Zakonie świętym. Niech najmniejszej nawet godziny bezużytecznie nie przepuszcza, bo gdy tę straci i następującą zapewne zmarnuje. Gdy ją straci, musi z niej kiedyś przed Bogiem ścisły złożyć rachunek i nie otrzyma tego, co Bóg dla niego do tej godziny przywiązał.

 

–––––––––––

 

 

X. Marcin Rubczyński S. T. D. z Zakonu Karmelitańskiego D. O., Głos Pana kruszącego cedry libańskie, czyli Rekolekcje dla osób zakonnych. Wydanie trzecie. Na większą chwałę Bożą i pożytek nieśmiertelnych dusz na nowo opracował Br. Alfons-Maria od Ducha Św. O. C. D., Kraków 1940. WYDAWNICTWO "GŁOSU KARMELU", ss. 302-311.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVIII, Kraków 2008

Powrót do spisu treści 
Trzydniowych rekolekcji
"Głos Pana kruszącego cedry libańskie"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: