GŁOS PANA

kruszącego cedry libańskie

 

czyli

 

REKOLEKCJE

dla osób zakonnych

 

O. MARCIN RUBCZYŃSKI S. T. D.

Z ZAKONU KARMELITAŃSKIEGO D. O.

 

––––––––––

 

TRZYDNIOWE REKOLEKCJE

DLA OSÓB ŚWIECKICH

(dla nawracających się)

 

–––––––––

 

DZIEŃ II

 

Czytanie II

 

ZAKONNIK POWINIEN NAŚLADOWAĆ ŚWIĘTYCH

 

Kto nosi na sobie tylko imię swego sławnego Ojca, a nie naśladuje go w cnotach, taki nie powinien zwać się synem, lecz zakałą imienia, wyrodkiem krwi rodzicielskiej, hańbą i zgubą chwały, nabytej przez zasługi wielkich przodków. Kto w Zakonie szczyci się z tego, że jest synem swego świętego i wielkiego Patriarchy, niechaj wie o tym, że niegodziwie przywłaszcza sobie tę sławę, jeżeli równocześnie nie jest godnym następcą cnót i doskonałości swego wielkiego Ojca, lecz raczej wstyd przynosi sławie swoich przodków zacnych i wielką wyrządza krzywdę imieniowi swego św. Ojca.

 

Imię zawsze powinno się łączyć z godnymi siebie sprawami, a suknia zakonna z cnotą wewnętrzną, bo tych cnót właśnie jest na zewnątrz wyrazem. Kiedy starozakonny patriarcha Izaak usłyszał syna swego Jakuba nazywającego siebie Ezawem, aby się przekonać, czy rzeczywiście był tym, za kogo się podawał, wziął go za ręce, które są symbolem uczynków i dzieł ludzkich, a lubo przekonał się, że miał na sobie suknię Ezawa, to jednak jeszcze powątpiewał, czy to prawdziwie jest syn jego Ezaw, mówiąc: Głos wprawdzie głos Jakubów jest, ale ręce są ręce Ezawowe (Rodz. 27, 22). Dopiero więc dotknięcie rąk upewniło go w tym, że to nie kto inny tylko Ezaw, syn jego pierworodny.

 

Św. Jan Ewangelista świadczy w rozdziale 8 swojej Ewangelii, że Chrystus w rozmowie z żydami nazwał ich swymi Boskimi usty synami Abrahamowymi, mówiąc: Scio quia filii Abrahae estis. Wiem, żeście synowie Abrahamowi (Jan. 8, 37). Święty zaś Mateusz w r. 3 inaczej i niby przeciwnie pisze, że tych samych żydów, których Chrystus za synów Abrahamowych uznał, św. Jan Chrzciciel, Jego poprzednik i kaznodzieja, nie tylko nie chciał uznać za prawdziwych potomków Abrahama, ale zakazywał nawet im nazywać się tym imieniem: Ne velitis dicere intra vos: Patrem habemus Abraham. A nie chciejcie mówić sami w sobie: Ojca mamy Abrahama (Mt. 3, 9). Złotousty Doktor, św. Chryzostom, Patriarcha konstantynopolitański, godząc te pozorne przeciwieństwa, powiada, iż Chrystus uznawał żydów za synów Abrahamowych, ale tylko co do pochodzenia cielesnego, nie zaś co do uczynków i naśladowania, bo w tym sensie uważał ich za synów nie Abrahamowych, lecz czartowskich: Vos ex patre diabolo estis, et desideria patris vestri vultis facere. Wy z ojca diabła jesteście, a pożądliwości ojca waszego czynić chcecie (Jan. 8, 44), i dlatego to właśnie św. kaznodzieja Chrystusów nie chciał, aby się nazywali synami Abrahama, bo nie było w nich nawet śladów cnót i świątobliwości jego. Oto słowa pomienionego św. Patriarchy: Haec autem dixit, non prohibens illos dicere, se ex illo esse, sed prohibens in hoc consistere, virtuti autem non insistere. Tak zaś mówił nie zabraniając im mówić, że oni od niego pochodzą, ale zakazując na tym poprzestawać, a o cnotę się nie starać. Św. kaznodzieja Chrystusów nic bowiem Abrahamowego nie widział w Izraelitach: Abraham miał żywą wiarę w Bogu, oni zaś nie chcieli wierzyć w to, co Bóg do nich mówił przez głos Jana, wołającego na puszczy; Abraham z radością i gościnnością podejmował gości z nieba do siebie przysłanych, – a oni Proroków, posłanych do siebie od Boga, zabijali; Abraham wystawił na cześć Boga ołtarz, – oni zaś z Domu Boskiego uczynili miejsce targów i kupiectwa; Abraham oddał własnego syna Bogu na ofiarę, – a oni, chwaląc Boga tylko usty, a nie sercem, zarzynali własne dzieci piekłu na ofiarę; Abraham nie przestąpił najmniejszego nawet rozkazu Boskiego, – oni zaś dla podań swoich starszych łamali Boskie przykazania. Lubo tedy co do pochodzenia szczycili się synowstwem Abrahama, to przecie co do naśladowania jego czynów nie byli prawdziwymi jego potomkami. Niech mówią o jakim zakonniku, że jest synem swego św. Patriarchy, bo nosi jego sukienkę zakonną, mieszka w jego domu, żyje tym samym co on pokarmem, jeżeli jednak nie naśladuje go w czynach świątobliwego żywota, jeżeli sprawy jego odmienne są od spraw św. Ojca, jeżeli służy swoim tylko chęciom i wymysłom, pomylą się ci wszyscy, co go uważają za prawdziwego syna św. Fundatora. Cóż to bowiem za naśladowanie ojca, kiedy ojciec świątobliwy, a syn rozpustny? ojciec pokorny, a syn pyszny? ojciec ubogi i zamiłowany w ubóstwie, a syn nie może nasycić swojej chciwości i łakomstwa? ojciec wstawał o północy na chwalenie Boga, a syn wtenczas, gdy inni przerywając sobie sen śpiewają Bogu na chwałę, wyleguje się w pierzynach? ojciec pilnował celi, godziny całe trawiąc na bogomyślności, a syna na wszystkich ulicach pełno ku hańbie całego Zakonu? ojciec zadowalał się ubogą porcją razem z braćmi we wspólnym refektarzu, a syn ze zgorszeniem młodszych wymyśla sobie wykwintne potrawy i przyprawy? ojciec cichy, a syn gadatliwy, ojciec zgodny i ustępliwy, a syn kłótliwy i z nikim nie mający pokoju? Uchowaj Boże, żeby o takich synach nie sprawdziły się owe straszne Chrystusowe słowa: Vos ex patre diabolo estis, et desideria patris vestri vultis facere. Na takich niedobrych i wyrodnych synów woła wspomniany św. Chryzostom, kończąc tłumaczenie tego właśnie tekstu św. Ewangelii: Nolite vos gloriari, sed magis erubescite, quia filii ejus estis, et sanctitatis ejus non estis haeredes. Nie chlubcie się, lecz raczej wstydźcie, że jesteście jago synami, a nie jesteście dziedzicami jego świętości.

 

Według Chrystusa Pana warunkiem prawdziwego synostwa jest to, aby synowie byli naśladowcami czynów i dzieł swoich rodziców: Si filii Abrahae estis, opera Abrahae facite. Jeśliście synowie Abrahamowi, czyńcież uczynki Abrahamowe (Jan. 8, 39). W rzeczy samej byłoby to dla rodziców nieznośną krzywdą, gdyby dzieci ich, odziedziczywszy po nich imię i majątek, nie były równocześnie dziedzicami ich cnót i chwalebnych czynów. To bowiem największą jest dla rodziców boleścią, gdy nie widzą siebie w potomkach odrodzonych, przez których pamięć o sobie przekazują następującym czasom. Jeżeli bowiem syn powinien być obrazem swego ojca, to cóż to za obraz mądrego Salomona w głupim Roboamie? pokutującego Dawida, w niesfornym Absalonie? sprawiedliwego Noego, w przeklętym Chamie? Abrahama w Izmaelu? Izaaka w Ezawie? świętobliwego Jakuba w rozpustnej Dinie? Mojżesza w Gersam? Helego w Ofni i Fineesie? Ezechiasza w Manasesie? Jozjasza w Joakimie? Nie pięknie również Adam odrodził się w swoich synach: on był monarchą całego świata, a dzieci jego chwyciły się służebniczego życia, jeden z nich pasł bydło, a drugi za pługiem chodził: Fuit autem Abel pastor ovium, et Cain agricola (Rodz. 4, 2). Mało ma ojciec pociechy z takich synów, w których szlachetne jego cnoty jakby całkiem nie postały. Dlatego też niesprawiedliwie wymaga dla siebie uszanowania, należnego imieniowi ojcowskiemu ten, który oprócz ojcowskiego nazwiska nic z przymiotów ojcowskich w sobie nie ma.

 

Piękny przykład naśladowania cnót ojcowskich zostawiło nam Pismo św. w Tobiaszu, mężu niegdyś sławnym i wielkich cnót. Ten mając jedynego syna, nadał mu własne imię, a to tak szczęśliwie, że nie tylko co do imienia, ale również co do pobożnych spraw i uczynków miłosiernych w nim się niejako odrodził, tak dalece, że kto widział młodego Tobiasza, widział w nim ojcowską świątobliwość i miłość ku Bogu, miłosierdzie ku ubogim, miłość ku bliźnim, litość ku umarłym, wstrzemięźliwość w życiu, skromność w obyczajach, roztropność w postępowaniu. Takie chwalebne naśladowanie cnót ojcowskich młodego Tobiasza powinno być mocną pobudką do podobnego postępowania dla tych, którzy szczycą się sławnym imieniem swych św. Ojców, przez których narodzili się powtórnie dla Boga, aby niebieskie św. Ojców cnoty odzwierciedlały się w każdym z ich synów tak, iżby w każdym z nich Ojciec ich święty mógł być poznanym. Tak wielki Ojciec Kaznodziejskiego Zakonu, św. Dominik, odżył w swoim synu Piotrze Męczenniku, bo w nim te same, co w Ojcu cnoty się pokazały. Tak Piotr de Alkantara przez zamiłowanie ubóstwa i pokuty odtworzył na sobie Seraficznego Franciszka; Alojzy, Ignacego; Teresa, Eliasza i pierwszych zakonników Góry Karmelu; Hilarion, Antoniego i tylu innych.

 

W Starym Testamencie kapłan, kiedy w oczach zgromadzonego ludu przystępował do złożenia ofiary, wkładał na siebie napierśnik z dwunastoma kamieniami, na których wyryte były imiona dwunastu pokoleń izraelskich. Uczony Blesensis, zastanawiając się nad ceremoniami Starego Testamentu, tego jest zdania, że kapłan dlatego wtenczas zgromadzonemu ludowi pokazywał imiona, wyryte na kamieniach, aby im przypomnieć i w pamięci odnowić ich przodków, a przez to pobudzić ich do naśladowania onych w dziełach i chwalebnych sprawach. W Nowym Testamencie Chrystus w swoim Kościele przedstawia nam przodków naszych imiona nie na kamieniach wyrzeźbione, lecz przez ich sławne dzieła i czyny w Kościele Bożym uwiecznione, abyśmy jako za pochodniami zapalonymi postępowali za nim przez naśladowanie ich cnót. Jeżeli bowiem miło nam jest wspominać ich życie, jeżeli miło nam znajdować się na tym miejscu, gdzie i oni przedtem mieszkali, jeżeli miło nam i zaszczytnie zwać się ich braćmi i towarzyszami, niechże również i ich naśladowanie miłym nam będzie.

 

Św. Augustyn podobnie pobudza wiernych do naśladowania św. Męczenników, mówiąc: iż jeżeli kto weseli się w dzień św. Męczennika i dzięki składa Bogu za jego chwalebne wytrwanie i zwycięstwo, to przez to samo powinien się zachęcać do równego męstwa i cierpliwości tak, żeby obchód nabożny dnia św. Męczennika był właśnie jakby przygotowaniem do męczeństwa: Solemnitates Martyrum, exhortationes martyriorum sunt: ut imitari non pigeat, quod celebrare delectat. Uroczystości Męczenników są wezwaniem do męczeństwa, aby nie ociągać się w naśladowaniu tego, co obchodzi się z radością (Ser. 47 de Ss.). Jeszcze lista Męczenników nie została zamknięta, jeszcze i teraz można w Zakonach św. zdobyć zasługę i palmę męczeńską, lubo już dawno nie stało Neronów i Dioklecjanów. Jeszcze niebo nie przestało rozdawać palm zwycięskich tym, co walczyć nie przestają nie z widomymi tyranami, ale z niewidomymi, lecz daleko gorszymi nieprzyjaciółmi, mianowicie światem, ciałem i czartem, którzy przeciwko duszom, Bogu poświęconym, z daleko większą zaciekłością powstają, niż okrutni prześladowcy i zawzięci tyrani przeciwko chrześcijanom w początkach Kościoła św. Oto w Zakonach św. miliony widzimy takich, którzy zwyciężyli świat z pożądliwościami jego i w czasie pokoju chwalebne męczeńskie wieńce zdobyli. A czemuż i my nie mamy naśladować tych św. braci i poprzedników naszych, którzy tak chwalebnie pokonali świat i ciało? czemu i my nie mamy się pokusić za ich przykładem o zdobycie zwycięskiej palmy w dniach pokoju? Obudźmy naszą odwagę i wstępujmy mężnie w ślady naszych ojców, a Bóg nam dopomoże i doda sił. Tomasz Pagani w życiu naszej Wielebnej Serafiny de Capri pisze, iż ta, zapatrując się na cnoty wielkich Mistrzyń życia zakonnego, Teresy i Magdaleny de Pazzis, po swojej profesji takie własnoręcznie napisała postanowienie: Mając nadzieję w Bogu, chcę zacząć służyć Mu prawdziwie i według powołania Boskiego nowe życie prowadzić, odpowiednie do zewnętrznego stanu osoby mojej. Co zaś do wewnętrznego życia mego, oddaję się wszystka Bogu, chcąc dla Jego miłości przyjmować wzgardy i naśmiewiska, kochać tego, kto mną będzie pogardzał, cieszyć się w krzywdach, znosić wszelką przeciwność z weselem, być sługą innych.

 

Roku 1230 wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego hrabia Talchembergius, wielce miły królowi francuskiemu. Siostrzeniec jego, aby go z Zakonu wyprowadzić i w jego przedsięwzięciu wzruszyć, przedstawiał mu w żywych kolorach łzy gorzkie i nieustanne żale swojej matki, a jego siostry. Na to Talchembergius pokazał mu Chrystusa ukrzyżowanego między Najświętszą Matką a Janem, ukochanym uczniem, i w te odezwał się doń słowa: Oto Chrystus mój, lubo widział nieznośny żal swojej Matki i ukochanego swego ucznia, to jednak nie zstąpił z krzyża, a ty chcesz, żebym ja zszedł z zakonnego krzyża? owszem przeciwnie i ty mnie równie naśladuj! Te słowa tak podziałały na jego siostrzeńca, że ten, w tej samej chwili wewnętrznie skruszony i odmieniony, pozostał natychmiast naśladowcą jego w tym Zakonie. Oto jedno słowo nowego zakonnika tak wielkiej było mocy, że młodego i światowego kawalera pobudziło do przyjęcia ostrości zakonnych i naśladowania swojego wuja, – a czemu nas nie pobudzają do naśladowania nie już słowa, ale uczynki i dzieła sławne naszych św. Braci?

 

Powierzchowne tylko naśladowanie sług Boskich w zachowaniu życia zakonnego, a nie co do cnót i życia doskonałości, raczej zgubę duszy niż pożytek przynosi. Św. Grzegorz (Hom. 38 in Ev.) opowiada, że trzy rodzone siostry: Tarsylla, Emilianna i Gordianna, a ciotki tego św. Papieża, zapalone chęcią służenia Bogu, rzadkim przykładem, wzgardziwszy wygodami tego świata, z publicznym całego Rzymu zbudowaniem, równocześnie wszystkie trzy wstąpiły do pewnego klasztoru. Z początku wszystkie współzawodniczyły w ćwiczeniu się w cnotach i szybki czyniły w nich postęp, wkrótce jednak najmłodsza z nich Gordianna, przypominając sobie światowe życie, poczęła słabnąć w swoim przedsięwzięciu i ustawać na drodze cnoty. W niedługim czasie, po krótkiej chorobie, zeszła z tego świata Tarsylla śmiercią błogosławionych, zawiadomiona o godzinie swego zgonu przez św. Feliksa Papieża, swego pradziada, otoczona wielką wonnością oddając ducha w ręce swego Oblubieńca i Zbawiciela, który był obecny przy jej zejściu z niezliczonym mnóstwem Aniołów. Niedługo potem ukazała się Emiliannie, wzywając ją ze sobą do niebieskiego mieszkania. A cóż się stanie z naszą Gordianną? zapytuje Emilianna. Na to Tarsylla ze smutkiem odpowie: Chodź ty do mnie, bo siostra nasza Gordianna policzona jest między świeckich. Po zgonie Emilianny, ogień pożądliwości światowej, tak długo w sercu Gordianny tłumiony zakonną sukienką, z taką gwałtownością piekielną wybuchnął, że ta zapomniawszy przysięgi zakonnej i naturalnego nawet wstydu, ku ogólnemu zgorszeniu Rzymu i niemniejszej hańbie domu i swojej rodziny senatorskiej, opuściła klasztor a poszła za tego, który przedtem u niej role i pola wynajmował. Tak oto Bóg publicznie wyjawił kłamliwą świętobliwość pozornej zakonnicy, która zmieniwszy stan nie pozbyła się w klasztorze światowych nałogów i nie czyniła należytego postępu w naśladowaniu swoich cnotliwych sióstr. Na cóż się tedy przydało jej powołanie do tak świątobliwego Zgromadzenia, tak przykładne towarzystwo św. sióstr, kiedy ich nie usiłowała w życiu naśladować?

 

Łaskawa dobroć Zbawiciela nie mogła ścierpieć złości faryzeuszowskiej, pokrytej sukienką świątobliwości, i dlatego tak zawsze łagodny dla wszystkich grzeszników Chrystus nazywa ich synami szatańskimi: Vos ex patre diabolo estis, et desideria patris vestri vultis facere. Wy z ojca diabła jesteście, a pożądliwości ojca waszego czynić chcecie (Jan. 8, 44), dla tej zapewne przyczyny, że owi obłudnicy udawali tylko ludzi świątobliwych, lecz nie naśladowali ich, tylko swego ojca szatana. Odkrycie tajemnicy słów Chrystusowych oczywiście tego dowodzi. Cóż to bowiem za pożądliwość diabelska była, której nie mógł Pan Jezus ścierpieć w faryzeuszach? Izajasz Prorok odpowiada, iż tą szatańską pożądliwością było harde pragnienie najwyższego, Boskiego Majestatu: In coelum conscendam, super astra coeli exaltabo solium meum, sedebo in monte testamenti, in lateribus aquilonis, ascendam super altitudinem nubium, similis ero Altissimo. Wstąpię na niebo, nad gwiazdy Boże wywyższę stolicę moją, usiądę na górze testamentu, na stronach północnych, wstąpię na wysokość obłoków, będę podobny Najwyższemu (Iz. 14, 13-14). Czyż to jednak tak niezmiernym jest w oczach Bożych występkiem, pragnąć niebieskiej chwały? Wszak Anioł na ten cel stworzony został i do tego wszystkie jego pragnienia zmierzać powinny. Na to odpowie kto, że nie przez to zgrzeszył Anioł i nie na tym polega złość grzechu jego, że pragnął niebieskiej chwały, ale w tym kryje się istota tego grzechu, że chciał być podobnym niestworzonemu Dobru, to jest samemu Stwórcy swemu. Ale jak to być może? Wszak chęć i pragnienie być podobnym Bogu jest rzeczą tak świętą, że świętszej nad nią być nie może, tym bardziej, iż sam Chrystus Pan wszystkim przykazał: Estote ergo vos perfecti, sicut et Pater vester coelestis perfectus est. Bądźcież wy tedy doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonałym jest (Mt. 5, 48). W czymże przeto Anioł tu zgrzeszył? Pięknie na to odpowiada Procopius: Ut quod non erat videretur; non Dei bonitatem imitari sed eius similitudinem concupivit, nec Deus esse sed videri. Pragnął, aby tym się wydawał, czym nie był; pożądał nie tego, żeby naśladować dobroć Boską, lecz tylko mieć jej podobieństwo, nie Bogiem się stać, lecz tylko za Boga uchodzić. Podobnież i faryzeusze na zewnątrz chcieli się pokazać duchownymi, a wewnętrznie byli to cieleśnicy; chcieli uchodzić za doskonałych w swym życiu, ale bez skrupułu, gdzie się dało, łamali i gwałcili prawa Boskie; chcieli być uważani za synów Boskich, ale dobroci Boskiej nie chcieli naśladować. Jest to chytra sztuczka szatańska na zgubę dusz zakonnych wymyślona; na zewnątrz pokazywać podobieństwo doskonałego życia, a wewnętrznie nie dbać o to, aby przez rzeczywisty postęp w cnotach, w rzeczy samej prowadzić życie doskonałe na wzór szczerych sług Bożych. W taki oczywiście dopiero sposób wytłumaczyć można owe słowa wiecznej Prawdy: Bądźcież wy tedy doskonali itd., to jest, iż jako w Ojcu moim przedwiecznym nie podobieństwo tylko, ale prawdziwa i rzeczywista jest doskonałość, tak samo w duszach, poświęconych Bogu, powinny się znajdować istotne cnoty i prawdziwa doskonałość, a nie ich tylko pozór i podobieństwo. Dla tej to właśnie przyczyny, jak Dzieje naszego Zakonu przekazują, kiedy św. Brokard, drugi Generał łaciński nasz, schodził z tego świata, zgromadziwszy u siebie wszystkich zakonników, taką im jakby w testamencie pozostawił naukę, aby w życiu swoim zakonnym naśladowali swoich świętych Przodków: Filii, in Eremitarum ordinem ac numerum nos Deus sorte vocavit, ac ejus dono singulari Beatissimae Virginis Mariae Fratres appellati sumus: Videte ergo, ne post obitum meum nomen hoc falso vobis arrogetis. Permanete igitur constantes in bono: Divitias execramini, mundum contemnite, vitamque rectam ad Mariae et Eliae formam componite. Synowie, Bóg wezwał nas do Zakonu i liczby Pustelników i z Jego osobliwszego daru nazwani jesteśmy Braćmi Przebłogosławionej Panny Maryi: Patrzcie tedy, żebyście po śmierci mojej nie przywłaszczali sobie fałszywie tego imienia. Przeto bądźcie stateczni w dobrem: brzydźcie się bogactwami, światem pogardzajcie, a życie prowadźcie sprawiedliwe na wzór Maryi i Eliasza.

 

Św. Generał obawiał się, aby po śmierci gorliwość w jego synach nie osłabła i nie podupadła, dlatego postawił im przed oczy wzór do naśladowania: najczystszą Dziewicę Maryję i św. Założyciela Zakonu. Maryja była zawsze z Bogiem zjednoczona przez miłość, była łaski pełna i ciągle w niej naprzód postępowała; tego samego właśnie i w swoich zakonnikach wymagał św. Generał. Św. Fundator zaś zawsze miał przed oczyma obecność Boską, według tych jego słów: Vivit Deus in cujus conspectu sto. Żywie Pan Bóg Izraelów, przed którego oblicznością stoję (3 Król. 17, 1), każdą rzecz tak doskonale czynił, jakby w oczach Boskich to się działo; nie oglądał się ani na świat, ani na łaskę i osoby magnatów; książęta i rotmistrze, od królów posyłani, nie mogli go z zakonnego ubogiego miejsca wyprowadzić do domów królewskich; zadowalał się tym pożywieniem, jakie mu posyłała Opatrzność Boska; jednym słowem tak żył, jak mu Bóg i Jego Boskie prawo nakazywało: a właśnie św. Generał tego pragnął i chciał, aby synowie jego takie samo życie prowadzili.

 

A że bez Twojej wzmacniającej łaski, o Boże! nikt i kroku jednego w dobrem uczynić nie może, więc prosimy Cię, Panie, którego dobroć nieprzebrana wyrwała nas z niebezpieczeństw światowego życia, oddała w opiekę świętemu Ojcu, policzyła między synów jego zgromadzenia i pozwoliła szczycić się jego imieniem, sukienką, zasługami i doczesnym nawet dobrem, dopomóż nam naśladować naszego św. Ojca i w życiu zakonnym, abyśmy będąc w Zakonie jego synami, przez naśladowanie jego cnót za takich i przez Ciebie byli uznani.

 

–––––––––––

 

 

X. Marcin Rubczyński S. T. D. z Zakonu Karmelitańskiego D. O., Głos Pana kruszącego cedry libańskie, czyli Rekolekcje dla osób zakonnych. Wydanie trzecie. Na większą chwałę Bożą i pożytek nieśmiertelnych dusz na nowo opracował Br. Alfons-Maria od Ducha Św. O. C. D., Kraków 1940. WYDAWNICTWO "GŁOSU KARMELU", ss. 345-357.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMIX, Kraków 2009

Powrót do spisu treści 
Trzydniowych rekolekcji
"Głos Pana kruszącego cedry libańskie"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: