W jednej z nauk majowych mianych do matek chrześcijańskich w Nancy, mieście francuskim, pewien zakonnik wzywał słuchaczy do ozdabiania kwiatami ołtarzy Maryi. Przy końcu nauki rzekł: "Nie rozpaczajcie nad zbawieniem waszych dusz! Mały, błahy to na pozór a w oczach świata za bezwartościowy uchodzący środek, posiadający jednak wielką moc i siłę – bo zdolen jest w ostatnich chwilach tułaczki ziemskiej wiele łask Bożych sprowadzić".
Po nauce przystępuje do wspomnianego kaznodziei dostojna matrona w szatach żałobnych i rzecze:
"Wielebny Ojcze! Prawdę co dopiero z ambony wypowiedzianą, własnym doświadczeniem stwierdzam. Miałam męża. Człowiek to był zacny i uczciwy, tak w prywatnym jak i publicznym życiu; obowiązków jednak względem Boga zupełnie nie wypełniał. Nie pomogły ani gorące modły do Stwórcy zasyłane, ani łagodne napomnienia.
W miesiącu maju urządziłam we własnym pokoiku – jak i w latach
poprzednich mały ołtarzyk dla Matki miłosierdzia, przystrajając go od czasu do
czasu świeżym kwieciem. W każdą prawie niedzielę miał zwyczaj mój mąż, odbywać
przechadzki do pobliskich wsi. Z powrotem przynosił zawsze piękny bukiet
kwiatów, który za każdym razem przed obrazem Matki Najświętszej stawiałam. Czy
to mój mąż zauważył? I, czy przynosił mi kwiaty jedynie dla mojej przyjemności,
czy też dla uczczenia Matki Bożej? Tego nie wiem. W każdą niedzielę jednak
powracał do domu z kwiatami własnymi rękoma zerwanymi.
W pierwszych dniach czerwca skutkiem ataku serca, przeniósł się do
wieczności niezaopatrzony św. sakramentami. Ciągła troska o zbawienie jego
duszy, z każdym dniem podkopywała stan mojego zdrowia do tego stopnia, że
lekarze radzili mi podróż na południe.
Będąc w Lyonie, postanowiłam odwiedzić w całej Francji ze
świątobliwego życia słynącego ks. Vianney, proboszcza w Ars. Uwiadomiłam go
najpierw listownie o mym zamiarze, prosząc równocześnie o modlitwę za męża,
który bez przyjęcia sakramentów świętych opuścił ten świat – i na tych tylko
słowach kończył się mój list.
Po kilku dniach przyjeżdżam do Ars. Przy pierwszym zaraz
spotkaniu, wspomniany kapłan pyta mię: «Czego pani się smuci? Czyż pani
zapomniała o kwiatach, w każdą niedzielę miesiąca maja przed obrazem Matki
miłosierdzia składanych?».
Słowa świątobliwego kapłana, niezmiernie mię zdziwiły. Jakimże
sposobem mógł się o nich dowiedzieć. Przed nikim przecież nie zwierzałam się,
nikomu o kwiatach nie mówiłam...
Przy końcu naszej rozmowy rzekł: «Bóg z czcicielami Matki Swojej
łaskawie postępuje i wiele im przebacza. W obliczu bowiem śmierci, Stwórca
udzielił mężowi pani łaskę najdoskonalszego żalu i prawdziwej skruchy. Dusza
jego znajduje się w czyśćcu. Miłosierne uczynki i modlitwy mogą ją uwolnić z
mąk czyśćcowych i zaprowadzić na łono Ojca Przedwiecznego»".
Przy końcu rozmowy o tym zdarzeniu cudownym, wspomniana pani
prosiła zakonnika, by je rozpowszechnił wszędzie, celem zachęcenia wiernych do
większej czci względem Królowej Niebios oraz wywołania większej ufności w Jej
moc i wstawiennictwo, u najzatwardzialszych nawet grzeszników.
Pociechy pełne opowiadanie podajemy wam, wy podajcie innym, by
tym sposobem, miłosierdzie Królowej Różańca świętego stało się wszystkim
wiadomym.
Przyozdabiajmy w tym miesiącu Jej obrazy, strójmy ołtarze ku Jej czci wystawione a może tą skromną ofiarą przyczynimy się do nawrócenia niejednego grzesznika we występkach pogrążonego.
Monatsblätter XI.
Kraków 2006
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: