Za Przyczyną Maryi

Przykłady opieki Królowej Różańca św.

Bramo Niebieska

Przez Różaniec do wiary prawdziwej

Różaniec Irlandki

Wielebny Ojciec Conway, sędziwy misjonarz, odwiedziwszy raz Lady de... tak opisuje jedną ze swoich wizyt:

Wprowadzono mnie do salonu pani domu, osoby bardzo ugrzecznionej, która przyjęła mnie uprzejmie. Nie mam zwyczaju uwielbiania kobiet, ale w tej okoliczności coś niezwykłego musiałem okazać, skoro po chwili Lady de... zapytała z uśmiechem:

– Wielebny Ojciec zdaje się podziwiać moje klejnoty.

– Nie, Milady, odrzekłem, ale dziwi mnie bardzo między klejnotami ten różaniec tak prosty.

– O, odrzekła żywo; ten różaniec to misjonarz, który mnie nawrócił, a ze mną wielu innych. Czy mogę Ojcu opowiedzieć, jak się to stało?... nie będzie to długa historia.

– Z wielką przyjemnością słuchać będę.

– Trzeba wiedzieć, zaczęła Lady de..., że familia nasza należała do najzagorzalszych protestantów; moje własne zdanie względem katolików było bardzo mylne. Nauczono mnie, że nieuctwo i bałwochwalstwo są ich główne wady; toteż mąż mój i ja czuwaliśmy starannie, aby żaden katolik nie dostał się do naszej służby, ani nie miał styczności z dziećmi. Nasze przesądy były znane wszystkim, a do tego jeszcze wiele bajek niedorzecznych nas w nich utwierdzały.

Pewnego dnia, wchodzi do mnie panna służąca cała wzburzona.

– Niech Milady patrzy, co znalazłam!

– Cóż takiego?

– Ależ to jedno z bożyszcz papistów! (*) i podała mi koronkę.

– Rzeczywiście tak jest; gdzieżeś to znalazła?

– U bramy wchodowej. Stróżka mówi, że to pewnie należy do starej Irlandki, która co dzień jarzyny na sprzedaż przynosi.

Weszłam z różańcem do salonu, gdzie się znajdował Lord K. z młodszą siostrą. Zaczęliśmy się wyśmiewać z zabobonów i praktyk rzymskich, wtem oznajmiają nam gości. Całe towarzystwo ogląda ciekawie różaniec, wreszcie bratowa moja, Klara, dodaje:

– Każ, Letty, przyprowadzić jutro starą kobietę; będzie to bardzo zabawne!

Przystałam na żądanie Klary, a po krótkim wahaniu, mój mąż zgodził się także. Goście przyrzekli podobnie przybyć na tę scenę zabawną i poleciliśmy jednemu ze służących, aby przyprowadził kobiecinę nazajutrz rano.

Dnia następnego o wyjątkowo rannej godzinie byliśmy znowu zebrani. Wszystkim żartować się chciało; mnie jednak zajmowała myśl, jak łatwo będzie nawrócić to biedne, nieświadome stworzenie.

– Otóż idzie, zawołał mój mąż; i wszyscy spiesznie zbliżyliśmy się do okna, żeby patrzeć na staruszkę, schludnie wyglądającą, która szła obok lokaja słusznego wzrostu i zdawała się energicznie protestować.

– Czego ona chce ode mnie, ta twoja pani?

Słowa te wypowiedziała złą angielszczyzną, doszły one do naszych uszu i wzbudziły jednocześnie śmiech między służbą czekającą w przedpokoju.

Lokaj otworzył drzwi od salonu. Doprowadził dotąd starowinę, ale dalej wejść się wzbraniała.

– Ja śmiałabym wejść do tej wielkiej izby z zabłoconymi trzewikami? O, doprawdy że nie! Pani może przyjść do mnie i powiedzieć co zechce. I ukłoniła się po staroświecku.

– Wejdź, kobietko, rzekłam, idąc do drzwi, nikt ci złego nie zrobi.

– Zrobić mi co złego!... a komuż by to do głowy przyszło?

– Zapewne że nikomu! ale wejdźże.

Dała się wreszcie nakłonić i weszła.

Moja kobiecino! rzekłam, nie zgubiłaś czego?

– Doprawdy, że nie wiem. Cóż bym ja zgubić mogła?

– O! o! zgubiłaś coś!... zgubiłaś twego Boga!...

– Zgubić Boga!... a, niech mnie Bóg Wszechmogący uchroni! – Ale co to może znaczyć?

– Nie gniewaj się, kobiecinko, zgubiłaś swoje bożyszcze: to co wy papiści czcicie jako Boga, jednym słowem to – i pokazałam różaniec.

– Ah! Pani znalazła mój różaniec!... o, niech Bóg stokrotnie jej wynagrodzi. Bardzo pani dziękuję!

– Zaczekaj, proszę. Czy ty nie wiesz, kobiecinko, że to grzech czcić bałwany?

– Ależ ja bałwanów nie czczę, odrzekła, prostując się. Ojciec Mahonej (niech Bóg świeci nad duszą jego) nauczył mnie jak odmawiać Różaniec; nauczył mnie zarazem, jakie tegoż znaczenie.

Uśmiechnęłam się litościwie. (a)

– Powinna byś czytać biblię, a nie dawać się tyranizować i bałamucić swoim księżom!

Kobieta zapomniała o swej nieśmiałości i roześmiała się serdecznie.

– Ja czytać nie umiem, ale naukę moją znam dokładniej niż niejeden.

I zaczęła przesuwać czarne paciorki różańca.

– Ja wiem, że się Państwo ze mnie wyśmiewają. Otóż czego mnie różaniec uczy; oto co ja w nim czytam, – i głosem donośnym, z iskrzącymi oczyma dalej ciągnęła:

– Widzicie państwo ten krzyżyk?... kiedy nań patrzę, myślę o Chrystusie zmarłym dla mnie na Kalwarii; przypominam sobie rany Jego, mękę Jego: O! słodki Jezu! mówię, zachowaj mnie, abym Cię kiedykolwiek obrazić miała! – Gdyby pani miała portret drogiej jakiej osoby, np. dziecka zmarłego, czyby nie lubiła tego wizerunku, jak ja ten lubię? – I całowała gorąco krzyżyk.

Proszę patrzeć teraz na ten większy paciorek i trzy mniejsze: uczą mnie, że jest tylko jeden Bóg a w Bogu trzy Osoby. Te sześć paciorków i medalik przypominają mi Tabernakulum. Może państwo nie wiecie, co to Tabernakulum? To jest miejsce w naszych kościołach, gdzie przechowywują Najświętszy Sakrament. Te sześć paciorków i medalik przypominają, że jest siedem Sakramentów; że jeden z nich największy, to jest Sakrament Ołtarza.

Słuchaliśmy w głębokim milczeniu, a Klara zbliżyła się do staruszki.

– Te sześć paciorków przypomina jeszcze, że jest sześć przykazań oprócz przykazań Bożych i że powinnam je zachowywać.

Tu wygłosiła owe przykazania, zatrzymując się co chwila, aby tchu nabrać.

– Różaniec, mówiła dalej, składa się z 15 tajemnic na cześć Matki Boskiej: 5 radosnych (tu je wymieniła) 5 bolesnych i tyleż chwalebnych. W miarę jak je wymieniała głos jej potężniał.

– Kiedy chodzę po świecie, szukając jakby uczciwie na chleb zarobić, odmawiam tajemnice radosne. Jeżeli zły dzień nadejdzie i pytam się, czy znajdę co na kolację, wtedy powtarzam tajemnice bolesne. Mario! pytam sama siebie, co znaczy twoja boleść? Z pewnością skończy się raz wszystko: P. Bóg ci da łaskę dobrze skończyć. A jeżeli mężnie zniosłam strapienia, to powtarzam i powtarzam tajemnice chwalebne na cześć naszej Matki wspólnej. I tak schodzą dni moje.

Nie takiej to mowy spodziewaliśmy się. Goście moi słuchali z uszanowaniem; co do mnie o mało nie szłam za przykładem mojej bratowej, która łez powstrzymać nie mogła.

– No, już dosyć tego, wyszepnął mój mąż; oddaj tej kobiecie różaniec i niech odejdzie.

Nikt z nas nie śmiał wszcząć rozmowy o tym, cośmy słyszeli. Jestże to ta religia, którą mnie nauczano tak pogardzać? pytałam sama siebie. Widywałam często potem starą Marię; chętnie dała mi swój różaniec, gdym ją o to poprosiła. Wreszcie nadszedł dzień w którym na moją prośbę Ojciec zaczął mnie przygotowywać do Chrztu św.

Skoro zostałam przyjętą do Kościoła katolickiego, zawiadomiłam o tym mego męża. Nigdy nie widziałam go tak zgniewanego jak na tę wiadomość – wyczekiwałam i modliłam się; po kilku tygodniach rzekł mąż:

– Idź do swego Kościoła, jeżeli tak ma być; dzieci i ja pójdziemy do naszego. Tak zeszedł czas jakiś, aż pewnej niedzieli ośmieliłam się powiedzieć.

– Henryku! dziś ze mną pójdziesz. Usłuchał i przed końcem roku miałam niewypowiedziane szczęście ujrzeć siedmioro moich dzieci i ich ojca przyjętych na łono jedynego prawdziwego Kościoła.

Lady K. zamilkła.

– I pani nosi zawsze różaniec starej Irlandki, zapytałem po chwili milczenia.

Tak jest, Ojcze, i nieraz na wieczorach i zebraniach niejedne z moich znajomych przypatrują się ciekawie moim klejnotom, a potem pytają:

– O, Lady K.! jakie osobliwe kamienie! czy nie z Indii pochodzą?

– Nie, nie z Indii.

– A czy wielkiej wartości?

– O bardzo wielkiej, ja je cenię na miliony.

I kiedy tak zaciekawiłam osobę pytającą, wtedy opowiadam to, co teraz opowiedziałam; widzisz zatem Ojcze, że różaniec poczciwej, starej Irlandki nie przestaje dobrze czynić.
 

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 41-46.

Przypisy:

(*) Tak nazywają protestanci katolików.

(a) Tekst poprawiono; w wyd. z 1927 r. jest: "Uśmiechnęła się litościwie". (Przyp. red. Ultra montes).

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2006

Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: