Za Przyczyną Maryi

Przykłady opieki Królowej Różańca św.

 

Ucieczko grzesznych

 

Różaniec św. przywraca wiarę

 

Różaniec z kwiatów

 

Było to w Paryżu. –

 

W jednej z najuboższych dzielnic miasta, w domu, w którym wszystko tchnęło ubóstwem i nędzą, równie ubogiej izdebce, pozbawionej wszelkich, najpotrzebniejszych sprzętów, leżała na lichym posłaniu ze słomy, młoda jeszcze kobieta, wycieńczona gorączkową chorobą, połączoną z dziwnym niepokojem. Drzwi izdebki otworzyły się i nagle ukazał się w nich snop przecudnych róż – z poza którego wychyliła się jasna główka siedmioletniego, bladego, wynędzniałego dziewczęcia; trzymało ono róże obu rączkami. Twarzyczka dziecka jaśniała szczęściem, a złożywszy z triumfem kwiaty na łożu chorej, rzekła z radością:

 

– Patrz mamo! –

 

Chora długo wdychała słodką i odurzającą woń róż – wreszcie słabym głosem zapytała:

 

– Skąd wzięłaś – dziecko – te róże?

 

Dziewczę z tajemniczą minką odrzekło:

 

– Dostałam je od kwieciarki – opowiem ci mamo, historię tych róż – lecz wpierw wypij lekarstwo, które ci kupiłam... pij prędzej mamo – a potem śpij spokojnie...

 

– Lecz ty już nigdzie nie wyjdziesz, Irmo, wszak prawda? odezwała się znowu chora. Byłam tak niespokojną... Tak bardzo niespokojną... przyrzeknij mi, dziecię, że nigdzie nie pójdziesz...

 

Dziecię znów przybrało minę tajemniczą i odrzekło:

 

– Nie... nie... mam tutaj zajęcie – lecz... to tajemnica...

 

Chora zasnęła.

 

W dwie godziny później, zbudziwszy się ze snu – niespokojnym wzrokiem szukała najpierw Irmy, potem... bukietu róż.

 

Lecz o, dziwne widowisko!

 

Czy śniła jeszcze?

 

Czy już była umarłą?...

 

Róże oderwane od łodyg, leżały dokoła niej na biednym tapczanie, ułożone w przepyszną girlandę, a dziecię, stojąc przy łożu chorej, układało drugą obok niej – szepcząc jakieś niezrozumiałe wyrazy.

 

Chora zdumiona, wyszeptała po chwili:

 

– Irmo ty niedobre dziecię – popsułaś te piękne róże, którymi się tak cieszyłam...

 

Dziewczynka nic nie odpowiedziała. Kończyła dalej swoją robotę i nie przestawała coś szeptać cichym głosem...

 

Gdy już położyła ostatnią różę, podniosła główkę, spojrzała na matkę i rzekła:

 

– Oto już skończyłam.

 

Teraz słuchaj mamo historię tych róż!

 

– Byłam smutną... bardzo smutną i płacząc, żebrałam pieniędzy na lekarstwo dla ciebie. Wtem przechodziła koło mnie jedna z tych sióstr – wiesz, zakonnica, których ty, mamo, tak nie lubisz... więc plunęłam na nią. – Lecz ona zamiast się gniewać, rzekła:

 

– Pomodlę się za ciebie – moje dziecko – abyś była lepszą i mądrzejszą i abyś nie płakała.

 

Ja odpowiedziałam:

 

– Jestem mądra – a płakać chcę i będę, gdyż moja mama jest umierająca.

 

– Gdzie mieszkasz, dziecię? – spytała zakonnica. – Prowadź mię do twojej mamy!

 

– O, nie, nie! zawołałam – nigdy! Do nas żadna zakonnica nie chodzi i nie wejdzie nigdy...

 

– A więc zmówię różaniec za twoją chorą mamę, powiedziała znowu siostra. – Jest to lekarstwo, które uzdrowi ją niezawodnie. –

 

Ja spojrzałam na nią ze zdziwieniem i zapytałam:

 

– A cóż to jest różaniec?

 

Wyjęła tedy jakieś paciorki zawieszone na sukni i pokazując mi je, rzekła:

 

– Patrz – to są róże Maryi.

 

– To nie są róże – to paciorki, zawołałam.

 

Siostra uśmiechnęła się i mówiła dalej:

 

– Ja przecież nie mogę nosić na sobie wieńca ze świeżych róż... Zresztą, zwiędłyby one zbyt prędko... Patrz... oto biorąc w rękę każdy z tych paciorków, mówi się: "Zdrowaś Maryjo" i... jest się uzdrowionym, lub przynajmniej pocieszonym.

 

Czy chcesz, dziecię, abym ci dała taki różaniec?

 

– Nie... odpowiedziałam – nie chcę – ja wolę świeże róże...

 

I uciekłam...

 

Miałam już pięć groszy...

 

Pobiegłam do kwieciarki i opowiedziałam jej wszystko. – Kwiaciarka podała mi ten duży bukiet przecudnych róż, mówiąc:

 

– Zachowaj pieniądze na lekarstwo, a te róże masz na twój różaniec – są najpiękniejsze, jakie posiadam w mym sklepie, daję ci je; – sądzę, że one tobie i mnie przyniosą szczęście...

 

Otóż widzisz, mamo – gdyś ty spała, ja układałam na twym łóżku różaniec – a kładąc je myślałam: dlaczego różaniec z kwiatów, miałby posiadać mniejszą siłę, niż ten z paciorków?

 

Za każdą różą mówiłam:

 

"Zdrowaś Maryjo – pozdrawiam Cię, Maryjo" –

 

Nieprawdaż, mamo, że to śmieszne lekarstwo? Czy czujesz się uzdrowioną?...

 

Matka nic nie odpowiedziała...

 

Przed oczyma duszy jej stanęła cała przeszłość promienna wiarą... czystością... szczęściem. – Widziała siebie małym dziecięciem, czystym, niewinnym, wierzącym – ona, córka kapitana okrętu, odmawiająca wraz z matką swoją różaniec za nieobecnego ojca... Widziała siebie dzieckiem Maryi... w klasztorze w Bresi, tam, gdzie ją niegdyś oddano na wychowanie; potem, widziała się aniołem opiekuńczym ubogich swojego miasta... tego miasta – które, po katastrofie okropnej, jaka je spotkała, musiała opuścić dnia jednego... Ach! tego dnia – nigdy niezapomnianego... A potem... wszystko minęło jak sen... O! co za okropne przebudzenie! – Jakie opuszczenie! jaka nędza! Co za rozpacz! Jaka nienawiść do ludzi – a przede wszystkim do Boga! – Do Tego Boga – który dopuszcza takie nieszczęścia – takie poniżenie! Ach! ona uciekała od kościoła... od kapłanów... dziecię swoje strzegła przed każdym, choćby najmniejszym wpływem religijnym... A oto to dziecię, przywykłe do bluźnierstwa tylko, przychodzi do jej łoża i bezwiednie wzywa Królowę Niebios i modli się na różańcu z róż świeżych – jakim otoczyło jej łoże... ten Różaniec... przypomniał jej przeszłość... –

 

– Mamo, czy jesteś uzdrowioną? szepnęła z niepokojem Irma.

 

Matka płakała...

 

– Nie – wyszeptała – nie jeszcze – lecz chcę być uzdrowioną... Idź, dziecię, do naszej sąsiadki... proś ją – niech idzie do klasztoru Dominikanów i poprosi mi tutaj którego z Ojców!...

 

Tak... kapłan ich zakonu nauczył mię różańca...

 

– Mamo! zawołało z niepokojem dziecię, a potem? –

 

– Idź, mówię ci – odrzekła matka – będę uzdrowioną!...

 

W ośm dni później w pewnym zakładzie sierót, Irma z triumfującą minką opowiadała swym małym towarzyszkom:

 

– Mama już zupełnie uzdrowioną. Dobry Bóg zawołał ją do raju, by tam pomagała aniołom zrywać niebieskie róże. Przyjdzie też po mnie niedługo... niedługo i wraz z nią pleść będę różaniec szczęścia.

 

A gdy dzieci z niedowierzaniem słuchały opowiadania Irmy – dziecię otworzyło szeroko głębokie niebieskie oczy i wznosząc wyżej jasną główkę, rzekło stanowczo:

 

– Tak powiedział ten Ojciec, który przyszedł do Mamusi i tak będzie z pewnością! –

 

–––––––––––

 

 

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 213-217.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMX, Kraków 2010

Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: