Wielkie bankructwo umysłowe

 

(Rzecz o nowoczesnym skrajnym sceptycyzmie)

 

KS. WŁADYSŁAW MICHAŁ DĘBICKI

 

––––––––

 

VI.

 

Aenesidemus-Schulze. Jerzy Krzysztof Lichtenberg. Jan Bogumił Fichte. Hegel. Schopenhauer.

 

Czego mistrz nie domówił, dopowiedzieli bez ogródek główniejsi jego uczniowie. Jeszcze za życia Kanta wyprowadzili ostateczne konsekwencje z jego filozofii: pomieniony już wyżej sceptyk Gottlob Ernest Schulze (przezwany od tytułu głównego swego dzieła Aenesidemus-Schulze) i Jerzy Krzysztof Lichtenberg, obadwaj profesorowie uniwersytetu w Getyndze – pierwszy filozofii, drugi fizyki.

 

Aenesidemus-Schulze (1) wystąpił w r. 1792-im z obszerną i otwartą "obroną sceptycyzmu przeciw uroszczeniom krytyki rozumu", w której dowodzi, iż z założeń Kanta dojść można jedynie do bezdennego i rozpaczliwego zwątpienia o wszelkiej możliwości poznania prawdy. Argumentację swoją zwraca Schulze nade wszystko przeciwko pojęciu "rzeczy samej w sobie" czyli istniejącej niezależnie od naszego umysłu przyczyny naszych myśli i uczuć. Zewnętrzna przyczyna, zdaniem sceptyka getyngeńskiego, sprowadza się do nicości, jeśli logicznie trzymać się będziemy teorii Kanta. "Krytyka czystego rozumu, – mówi on (2) – dowodzi, że istota realnie bytujących rzeczy samych w sobie (czy też jednej jakiejś rzeczy samej w sobie, zwanej materią, substancją itp.), niedostępna jest zgoła dla władz poznawczych naszego umysłu. Już z tej okoliczności należałoby wyprowadzić wniosek, że cała wiedza ludzka jest niczym więcej, tylko czczym pozorem (ein leerer Schein). Rzeczywistą można by nazwać naszą wiedzę tylko w takim razie, gdyby pojęciom, z których się składa ta wiedza, odpowiadała jakaś rzeczywistość zewnętrzna, tj. gdyby te nasze pojęcia pozostawały w jakimkolwiek związku ze światem zewnętrznym. Jeżeli zaś, jak twierdzi Kant, rzecz sama w sobie (czyli przypuszczany przez niego świat przyczyn zewnętrznych) jest nam całkiem (völlig) nieznana, to i związek jej z naszymi o niej pojęciami, a nawet możliwość tego związku musi być nam również nieznana. Kto przyjmuje tamto założenie, ten musi przyjąć i ten wniosek, jeśli chce być konsekwentnym w myśleniu". "Bo o tym, co mi jest zupełnie nieznane, tak co do natury, jak i co do przymiotów, nie mogę nawet twierdzić, że istnieje, że pozostaje ze mną w jakim bądź związku, że jest w stanie wywrzeć jakiekolwiek działanie na moją świadomość". Z tej niemożności udowodnienia egzystencji świata zewnętrznego wyprowadza nasz krańcowy sceptyk konkluzję (owiniętą naturalnie grubo w bawełnę ciężkich frazesów, gdyż, jak wiemy, Aenesidemus-Schulze był także "profesorem"), że szukanie prawdy jest rodzajem okłamywania samego siebie, "pustą igraszką myśli (ein blosses Spiel der Gedanken)", "czczym mamidłem (ein leeres Blendwerk)", "przedsięwzięciem opartym na złudzeniach i dążącym do złudzeń (ein Unternehmen, das sich auf Illusion gründet und Illusion beabsichtigt)", że nasze wyobrażenie o świecie składa się z samych urojeń (aus lauter Fictionen) i z ciągłych marzeń sennych, które w rozmaity układają się sposób (aus einem continuirlichen Traume, dessen Theile verschiedentlich modificirt werden) (3).

 

Równie radykalnym i otwartym sceptykiem, tj. krańcowym idealistą, jest kolega Schulze'go, znany fizyk Jerzy Krzysztof Lichtenberg (um. r. 1799), którego nazwisko noszą w nauce o elektryczności pewne "figury", powstające pod wpływem butelki lejdejskiej. Lichtenberg był nie tylko wybitnym przyrodnikiem, ale i utalentowanym beletrystą; dlatego unika ciężkiego dialektu filozofów i myśli swoje wyraża popularnie.

 

"Gdy w różnych okresach życia – pisze on (4), – rozmyśla się o idealizmie (który wszystkie ciała materialne uważa za nic więcej, tylko za nasze idee), dzieje się to zwykle w sposób następujący: naprzód, jako chłopcy, śmiejemy się z niedorzeczności tego idealizmu; później nieco teoria ta wydaje się nam dowcipną i przypuszczalną; dysputujemy też o niej chętnie z osobami, które bądź pod względem wieku, bądź co do wykształcenia znajdują się jeszcze w pierwszym okresie. W latach dojrzalszych uważamy ją za bardzo trafną, drażnimy nią siebie i innych, ale wydaje się nam ona niegodną zbijania i przeciwną naturze. Człowiek uważa, iż nie warto nad nią rozmyślać, ponieważ zdaje mu się, że się już dosyć nad nią zastanawiał. Na koniec wszakże, po głębszej rozwadze, idealizm staje się dla niego prawdą zgoła niepokonaną (bekommt er eine ganz unüberwindliche Stärke). Gdyż proszę tylko pomyśleć, że jeśli nawet istnieją jakie przedmioty poza naszym umysłem, to my o ich "obiektywnej" rzeczywistości nic zgoła nie wiemy. Niech będzie co chce i jak chce, jesteśmy i zostajemy zawsze tylko idealistami, a nawet czym innym po prostu być nie możemy. Wszystko bowiem otrzymujemy tylko przez nasze wrażenia i wyobrażenia. Przekonanie, że te wrażenia i wyobrażenia wywołane są w naszym umyśle przez zewnętrzne przedmioty, jest przecież niczym więcej tylko znowu naszym wyobrażeniem. Na pokonanie idealizmu nie ma sposobu (?!), zawsze bowiem bylibyśmy tylko idealistami, gdyby nawet istniały dokoła nas przedmioty materialne, ponieważ o istocie tych przedmiotów nic absolutnie wiedzieć nie możemy. – – – Wszystko jest uczuciem (Alles sind Gefühle); poznanie rzeczy zewnętrznych byłoby sprzecznością: człowiek nie może wyjść poza siebie. Sądząc, że spostrzegamy przedmioty materialne zewnętrzne, jesteśmy w grubym błędzie, gdyż spostrzegamy tylko siebie (bloss uns), tj. nasze wyobrażenia. Niczego w świecie nie możemy poznać oprócz nas samych i oprócz tych przemian, które w nas zachodzą. Również nie możemy czuć dla kogo innego lub za kogo, jak się to mówi niekiedy: czujemy tylko za siebie. Zdanie to wydaje się dziwnym, lecz po bliższej rozwadze, przestaje być takim. Nikt nie kocha ojca, matki, żony i dzieci, ale kocha jedynie miłe uczucia, które sprawiają mu te osoby; uczucia te pochlebiają albo naszej dumie, albo naszej miłości własnej; kochamy się, tj. siebie w kimś, ale nie kogoś. Inaczej być nie może, kto przeczy temu twierdzeniu, ten go nie rozumie. Mowa nasza w tym względzie nie zawsze może być ściśle filozoficzną, tak samo jak mówiąc o budowie świata, nie zawsze możemy się wyrażać językiem Kopernika. Nic lepiej (?!), zdaniem moim, nie dowodzi wyższości umysłu, niż zdolność odkrycia tego oszukaństwa (sic), które niejako wyprawia nam natura". – – – "Euler w swoich "Listach o różnych przedmiotach przyrodoznawstwa" (II, 228) wyraża się, że z pewnością błyskałoby i grzmiało, gdyby nawet nie było ani jednego człowieka, którego by mógł zabić piorun. Jest to myśl bardzo pospolita, wyznać jednak muszę, iż nigdy nie byłem w stanie pojąć jej zupełnie. Zawsze mi się zdaje, że pojęcie "być" zapożyczone zostało z naszego myślenia, tak, iż gdyby nie było żadnych istot czujących i myślących, nie istniałoby nic (so ist auch Nichts mehr)" (5). – – – "Trudna to rzecz zaiste wyjaśnić, jakim sposobem dochodzimy do pojęcia o czymś zewnętrznym, skoro doznajemy uczuć tylko wewnątrz nas samych. Czuć coś poza sobą jest wyraźną sprzecznością: czujemy tylko w sobie; to, co uczuwamy, jest tylko modyfikacją naszej świadomości, a więc się odbywa tylko w naszej duszy. Ponieważ te modyfikacje, czyli zmiany naszej świadomości od nas najczęściej nie zależą, przypisujemy je tedy czemuś innemu i powiadamy, iż rzeczy istnieją zewnątrz nas jako przyczyny tych naszych modyfikacji umysłowych". Ulegamy pod tym względem, według Lichtenberg'a, niepokonanemu przymusowi. "Zarówno pewnym jest dla nas, że się coś dzieje wewnątrz naszej świadomości, jak i to, że się coś odbywa zewnątrz nas. Te wyrazy "wewnątrz" i "zewnątrz" pojmujemy wybornie. Nie ma i nie było człowieka, któryby różnicy tej nie czuł".

 

A jednak i to poczucie różnicy między sferą stanów naszej świadomości a sferą świata zewnętrznego jest, według naszego idealisty, niczym więcej tylko naszym poczuciem. Pojęcie o konieczności istnienia świata zewnętrznego, jako przyczyny naszych wyobrażeń, jest także tylko naszym pojęciem. "Czyż to nie dziwna rzecz – pisze Lichtenberg – że człowiek literalnie chce jedno i to samo posiadać dwa razy, wówczas gdy mógłby poprzestać na jednym razie, a nawet poprzestać musi, gdyż od naszych wyobrażeń do przyczyn zewnętrznych nie ma żadnego mostu". Czym są te przyczyny zewnętrzne, nie wiemy zgoła, posiadamy tylko poczucie tych przyczyn. Alles sind Gefühle. "Nie możemy sobie wystawić, żeby coś mogło być bez przyczyny; ta przyczyna koniecznie istnieć musi. Lecz gdzież ta konieczność zachodzi? Znowu w nas, bo poza siebie wyjść nie możemy. Wszystko jedno, czy się taka teoria zowie idealizmem, czy też inaczej – o wyraz mi nie chodzi. Nie ma innej wiedzy dla człowieka, przynajmniej dla wykształconego filozoficznie (Es giebt keine andere Wissenschaft für den Menschen, wenigstens für den philosophischen). W życiu pospolitym ludzie poprzestają na niższych teoriach; ja o prawdzie idealizmu jestem przekonany do głębi i twierdzę, że albo tak należy rozumować o poznawaniu prawdy, albo zupełnie badania prawdy zaniechać. Z powyższego jasnym się okazuje, jak wielką pan Kant ma słuszność, uznając czas i przestrzeń jedynie za formy naszego myślenia. Inaczej być nie może".

 

Jak widzimy, Lichtenberg wyłożył treść podmiotowego idealizmu czyli solipsyzmu w całej jego rozciągłości, a raczej nagocie. Jest ten ostateczny sceptycyzm w jego oczach "jedyną wiedzą dostępną dla człowieka", a więc alfą i omegą ludzkiej mądrości. Fizyk getyngeński rozumie jedno tylko: istnieję "ja" z moimi uczuciami i pojęciami, w których się zawiera cały ogrom, cała rozmaitość i wszystek rozwój świata. Że istnieje coś więcej – tak utrzymywać nie mam żadnego prawa. Idea przyczyny zewnętrznej jest niczym więcej, tylko "moją" ideą. Jeżeli zaś mniemam, iż tej idei odpowiada coś zewnętrznego, to się grubo łudzę. Odkrycie tego wielkiego złudzenia jest właśnie najlepszym dowodem "wyższości umysłu". – Głosząc ten solipsyzm, Lichtenberg wystąpił jako jeden z najwierniejszych i najlogiczniejszych komentatorów myśli autora "Krytyki czystego rozumu"; nie ukrywa niczego, rzeczy nazywa właściwym ich imieniem.

 

Po śmierci Kanta skrajny jego sceptycyzm, niefortunnie zamaskowany mianem krytycyzmu, rozmaite przybierał nazwy. Fichte, wyprowadziwszy ostateczne z niego konsekwencje, zredukował wszystko do jaźni ludzkiej, którą uznał za właściwą twórczynię świata. "Myśląc o świecie – powiada ten filozof – stwarzamy go sobie". "Myśl i byt są jednym i tym samym". "Jaźń nasza jest jedyną przyczyną bytu, który jest dziełem (Thathandlung) naszej świadomości". "Ja jestem tym samym, co i nie-ja". "Ponieważ o świecie rzeczy (materialnych) wiemy tyle tylko, ile nam powiadają nasze wyobrażenia, przeto rzeczy owe są niczym więcej tylko wytworami naszego "ja" (Nichts als Producte unseres Ich)". Cały tedy świat mieści się w naszej głowie, a i ta głowa, jako rzecz, razem z całym światem, mieści się tylko w naszym "ja". Doktryna Fichte'go w historii filozofii zowie się idealizmem podmiotowym, właściwie zaś winna by się nazywać otwartym, nagim, nieubłaganym solipsyzmem.

 

To samo, z małymi wariantami, głosili: naprzód Schelling w pierwszym z czterech okresów swego filozoficznego rozwoju, następnie Hegel, który człowieka mieni wyraźnie "bogiem", stworzycielem świata! Bluźnierczemu solipsyzmowi swemu Schelling dał nazwę transcendentalnego, Hegel zaś absolutnego (bezwzględnego) idealizmu. Na takiej nihilistycznej podstawie, na takim raczej braku wszelkiej podstawy, myśliciele ci budowali olbrzymie teorie, podając je za jedynie krytyczne tłumaczenie świata. Uznając teoretycznie wszystkich ludzi za nieistniejące poza umysłem wytwory wyobraźni, pisali jednak dla fantazyjnych tych istot wielotomowe swe dzieła. Bredzenie Piekarskiego na mękach nie było z pewnością mniej niedorzecznym, niż ta "Windbeutelei", ta dialektyka krańcowych idealistów, usiłujących gadaniną zakryć przed światem ostateczną niemoc i bankructwo swej myśli, swój skrajny i bez wyjścia sceptycyzm.

 

Pod wpływem Kanta i profesora swego w Getyndze, wspomnianego wyżej sceptyka Aenesidemusa-Schulze'go, Artur Schopenhauer (1788 – 1860) wytworzył również swój rzekomo oryginalny idealizm, do którego przyczepił, z największą, jaką sobie wyobrazić można, niekonsekwencją, swoją doktrynę pesymizmu.

 

I dla tego zrozpaczonego filozofa cały świat materialny jest tylko wyobrażeniem. Główne jego dzieło nosi tytuł: "Świat jako wola i jako wyobrażenie" (Die Welt als Wille und Vorstellung). W systemie ojca pesymizmu nowoczesnego ta "wola" gra rolę zupełnie taką samą, jak u Kanta "rzecz sama w sobie", przeciwko której wszakże, jak wiemy, Schopenhauer powstawał tak usilnie. "Wola" – to tajemniczy świat zewnętrzny, który pojmujemy jedynie w formie naszych wyobrażeń i którego nawet egzystencja zawisła od tychże wyobrażeń. "Rzeczą, poznającą wszystko – pisze Schopenhauer (6) – a od nikogo nie poznawaną, jest podmiot (tj. umysł albo świadomość); jako taki, jest on (podmiot) nosicielem świata (der Träger der Welt). Na pierwszy rzut oka może się wydawać niewątpliwym, że świat przedmiotowy (materialny, zewnętrzny) istniałby realnie nawet wtedy, gdyby nie było żadnej istoty poznającej. Ale gdy chcemy myśl tę pojąć do głębi i usiłujemy wyobrazić sobie świat przedmiotowy bez poznającego podmiotu, dochodzimy do wniosku zgoła przeciwnego, a mianowicie, że ów świat przedmiotowy istnieje właśnie w samym podmiocie (czyli umyśle), któryśmy chcieli pominąć. Świat taki, jaki spostrzegamy, jest oczywiście zjawiskiem mózgowym (ein Gehirnphänomen)".

 

Schopenhauer, którego nazwał ktoś felietonistą filozofii, a który sam mienił się jej Lavoisier'em, w następujący jeszcze obrazowy sposób wyraża tę zasadniczą myśl swoją: "Dwie rzeczy, powiada, miałem przed sobą, dwa ciała ciężkie, o kształtach prawidłowych, dwa ciała piękne. Jednym z nich była waza jaspisowa ze szlakami i uchami złotymi; drugim – ciało organiczne, człowiek. Podziwiałem je długo z zewnątrz, w końcu poprosiłem geniusza, który mi towarzyszył, aby mi pozwolił zajrzeć do wnętrza. Skorzystawszy z otrzymanego pozwolenia, w wazie nie znalazłem nic prócz ucisku i ciężkości, oraz jakiegoś niewyraźnego dążenia wzajemnego ku sobie jej części, któremu najwłaściwszym wydało mi się dać miano spoistości i powinowactwa. Ale gdym przeniknął do wnętrza drugiego z tych ciał, jakież było moje zdumienie i jakże mam opowiedzieć to, co widziałem! Baśnie czarodziejskie nie zawierają w sobie nic trudniejszego do wiary. Wewnątrz tego przedmiotu, albo raczej w górnej jego części, zwanej głową, która na zewnątrz wydawała mi się taką samą jak wszystkie inne rzeczy, określoną w przestrzeni, mającą swój ciężar itd., znalazłem – co? – ani mniej ani więcej tylko cały świat z bezmiarem jego przestrzeni, w której jest wszystko zawarte, z bezmiarem czasu, w którym się wszystko porusza, z cudowną rozmaitością rzeczy, zapełniających przestrzeń i czas, a nadto, co niedorzecznym prawie się wyda, ujrzałem tam siebie samego, chodzącego w tę i ową stronę...".

 

Cały przeto świat materialny, zdaniem Schopenhauera, mieści się w ludzkiej głowie... A gdzież jest sama głowa, gdzie mózg, wytwarzający w swojej pracowni całą rozmaitość zjawisk natury? Oczywiście tylko w "jaźni" naszego pesymisty, w jego umyśle. Dlaczegóż jednak Schopenhauer nie nazwał swojej teorii solipsyzmem, dlaczego nie powiedział otwarcie, że istnieje "on" tylko w pajęczej sieci swoich wyobrażeń? Skąd wziął tę "wolę", mającą stanowić treść świata zewnętrznego? dlaczego tej woli dał istnienie realne poza umysłem? Dlaczego? Bo wstydził się właśnie owego solipsyzmu, wstydził się potwornego głupstwa, do którego doprowadzony został fatalnie przez wyniosłą myśl swoją. Ratując się atoli skokiem śmiertelnym, wykopał grób zarazem całej swojej mozolnie utkanej robocie myślicielskiej. Któż dziś traktuje poważnie teorię, która z jednej strony poczytuje świat tylko za wyobrażenie czy też raczej tylko za funkcję mózgową, a z drugiej dodaje do tego tylko całą nieskończoność objawów "woli"?

 

–––––––––––

 

 

Ks. Władysław Michał Dębicki, Wielkie bankructwo umysłowe. Rzecz o nowoczesnym skrajnym sceptycyzmie naukowo-filozoficznym. Z dodaniem studium: Koniec wieku XIX-go pod względem umysłowym. Charakterystyka znamion szczególnych. Warszawa 1895, ss. 57-68.

 

Przypisy:

(1) Pozwalam sobie przypomnieć czytelnikom, że Ainesidemos był jednym z głównych sceptyków greckich. On to streścił argumenty ówczesnego sceptycyzmu w słynnych 10-iu "tropach".

 

(2) Aenesidemus oder über die Fundamente etc., s. 266 i nast.

 

(3) G. E. Schulze, Aenesidemus, s. 223 et passim.

 

(4) G. Chr. Lichtenberg, Vermischte Schriften. Wien. 1817, 2, Th., s. 66.

 

(5) Lichtenberg, tamże, s. 25.

 

(6) Po polsku znajdzie czytelnik ten ustęp w przekładzie cytowanej wyżej książki Ribot'a o filozofii Schopenhauera, s. 49.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMV, Kraków 2005

 

PDF )

 

Powrót do spisu treści książki ks. Władysława Michała Dębickiego pt.
WIELKIE BANKRUCTWO UMYSŁOWE

Rzecz o nowoczesnym skrajnym sceptycyzmie

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: