MISTRZOWIE SŁOWA

Św. Ambroży (*)

Abp Ignacy Hołowiński

Święty Ambroży, biskup mediolański, należy do najcelniejszych Ojców i Doktorów Kościoła. Jego wychowanie wyższe, jego geniusz ozdobiony prawdziwą świętością, nauką i niezmordowaną a zawsze do celu trafiającą czynnością, przedstawiają w nim najpiękniejszy wzór pod każdym względem: czy to gorliwości o wiarę, czy to ideału dobrego kapłana i biskupa, czy wreszcie opowiadacza słowa, bądź w najszczytniejszych uniesieniach, bądź w największej prostocie. Jego życie, przedsięwzięcia, widoki, pisma i każdy krok z każdą myślą oddychają świętością. Bardzo niewielu dorównywa mu odwagą i śmiałością w obronie Kościoła i prawdy. Jest to dawne męstwo i stałość rzymska, osłodzona tym wszystkim, co ma chrześcijaństwo czułego i wzniosłego. Najlepiej ze swoich poprzedników pojął stosunek i granicę między Kościołem i państwem, stąd umiał szczęśliwie walczyć o zasady wiary, stąd łączył należne pomiarkowanie i roztropność z nieustraszoną odwagą. Duch co go ożywiał, silny i wysoki, utwierdzał niewzruszenie wszystkie jego myśli i działania. A jednak ten charakter bynajmniej nie był twardy; owszem jest to dusza najtkliwsza, najczulsza, jaką możemy spotkać w dziejach. Tajemnica więc nadzwyczajnej energii jest w niewymownej miłości Boga i bliźniego. "Święta miłość, jak sam powiada, jest pałającym ogniem, który ogarnąwszy myśli i piersi sług Bożych, wypala wszystko ziemskie i materialne, doświadcza i wykazuje co jest szczerze dobrego, i czego się kolwiek dotknie, wszystko swym płomieniem oczyszcza i udoskonala. Zbawiciel zesłał na ziemię ten niebieski ogień, którym zajaśniała wiara, rozgorzała pobożność, rozpłomieniła się większym i uroczystszym blaskiem miłość i sprawiedliwość. Tym samym ogniem zapalił serca zwolenników swoich męstwem nieustraszonym: izali serce nasze, woła Kleofas, nie pałało w nas, gdy mówił w drodze i Pismo nam otwierał" (1).

Tę miłość, silną jak śmierć, wszędzie widać w jego życiu i pismach, często się odzywa z największym poruszeniem w te słowa: "Jak słodko umrzeć za wiarę! Jak miła wszelka męczarnia śmierci za pobożność, bo w zapłatę chwilowych cierpień, Boga odziedziczamy na wieki". Ze wszystkich Ojców łacińskich św. Ambroży przedstawia najzupełniejszy wzór opowiadania słowa Bożego, nie tylko że najlepiej połączył wielką przyjemność z nauczaniem, ale że jego wszystkie komentarze i wszystkie prawie traktaty są ułożone z nauk miewanych w niedziele i święta do ludu. – Stąd metoda nie jest pisarska, ale wszędzie kaznodziejska, budująca i praktyczna. Znajomość najgłębsza świata, stosunków i serca ludzkiego, nadają mu dziwną trafność w zastosowaniu. W wykładzie Pisma, jako Księgi Bożej danej nam jedynie dla zbawienia, głównie obraca wzgląd na sens budujący nie zaniedbując i literalnego: wtrąca często różne zagadnienia a wszędzie nauka moralności przeplata najwdzięczniej jego badania nad Pismem. Wprawdzie korzystał z Oryginesa i św. Bazylego, ale tak, jak geniusz korzysta, tj. poprawiając lub po swojemu stosując do potrzeby. Z komentarzy, co urosły z kazań, najlepszym jest wykład na Ewangelię św. Łukasza, gdzie porównał wszystkich Ewangelistów, a także mowy, lub wykład Ps. CXVIII – tam bowiem zawarł cały skarb prawd moralnych i życia chrześcijańskiego z największą wymową, gorliwością i zbudowaniem. Moc zaś i energię najwięcej w listach i w mowie podczas palmowej niedzieli zostawił na piśmie. Z nauk do ludu pozostały całkiem w swym pierwotnym stanie bez przerobienia: Zachęcenie do dziewictwa, którego był głównym rozkrzewiaczem; dwa kazania pogrzebowe na śmierć Walentyniana II i Teodozego Wielkiego, a także dwie mowy na śmierć brata swego św. Satyra, z których pierwsza jest najdoskonalszym pomnikiem chrześcijańskiego w Bogu rozczulenia.

W św. Ambrożym podziwiać i uczyć się należy zastosowania do słuchacza i przedmiotu: zmienia się wedle potrzeby, raz bowiem poważny opowiadacz lub przenikliwy polemik, drugi raz zachwycający asceta, który nas zapałem miłości bożej unosi ku Bogu; znowu grom w jego słowie i myślach energicznie połyska; albo też głosem czułej gołębicy zdaje się gruchać. Ten sam charakter wykazuje się w jego wysłowieniu które jest zawsze zastosowane do przedmiotu; w ogóle łączy wielką siłę z wielką łagodnością. Styl ma poważny, pełen dobrego towarzyskiego tonu, a zarazem pełen świętego namaszczenia, – a tak jest słodki, przyjemny i ujmujący, że Erazm Rotterdamski słusznie go zowie od miodu słodszym nauczycielem. – Krótkość w oddaniu posiada płodną i wzniosłą, jest bowiem zwięzły w słowach, obfity w myśli i przy płynności toku uderza bogactwem obrazów. – Kształcący się na opowiadaczów [(tj. na kaznodziejów)] powinni koniecznie oswoić się z tym wielkim i godnym pilnego naśladowania wzorem. Przytoczymy wyjątek z pogrzebowej mowy na śmierć św. Satyra.

"Czegoż cię mam opłakiwać, najmilszy bracie? Nie straciłem związków z tobą, alem je tylko przemienił; byłeś przedtem nierozdzielny ciałem, teraz uczuciem: zostaniesz bowiem ze mną, i na zawsze zostaniesz. Wprowadzasz mię do wiecznej ojczyzny, już bowiem począłem kończyć moją pielgrzymkę, gdy lepsza część moja tam się znajduje. Nigdy cały nie byłem w sobie, ale nawzajem była część większa jednego w drugim, a obaj żyliśmy w Chrystusie. Lecz jak nie tęsknić! Wół, gdy straci towarzysza, z którym długo zwykł ciągnąć jarzmo, szuka go niespokojnie jakby drugiego siebie, i częstym rykiem świadczy o swym przywiązaniu tkliwym, a jaż cię nie mam, bracie mój, szukać? a jaż cię mogę zapomnieć, gdy z tobą ciągle w pługu życia chodziłem. Płaczę, ale płaczę w Panu. Na nic się nie przydało, żem twego skonania tchnienie wciągał: nic nie pomogło, żem ciebie umierającego chciał natchnąć mym duchem; myślałem bowiem, że albo twoją śmierć wezmę, albo moje życie tobie przeleję. O nieszczęśliwy, a jednak słodki, ostatni pocałunków zakładzie! O biedne uściski, wśród których duch uleciał i martwe zwłoki zdrętwiały! Oby twe ostatnie pochwycone przeze mnie tchnienie mogło mi przekazać moc twego umysłu, czystość i niewinność twej duszy, byłoby to najbardziej pocieszającym dziedzictwem. O! przestańcie łzy płynąć, a jeśli im ustać niepodobna, niechże ten płacz obrócę do klęsk i cierpień ludzkości, niech prywatną boleść utaję w publicznej niedoli. Bo i jak zaprzestać płaczu, kiedy na samo brzmienie twego imienia łzy nagle wytryskają? kiedy przypominania [(wspomnienia)] wciąż budzone zwykłym tokiem życia, kiedy uczucie przedstawujące bez przerwy twój obraz odnawia ustawicznie boleść. Zawsześ przede mną: całą duszą i sercem, zawsze cię uściskam, widzę, rozmawiam, całuję we śnie i na jawie. Tak cię trzymam w objęciu, miły mój bracie, ani śmierć, ani czas nie wyrwą mi ciebie. Czegoż zwlekam? czego bym pragnął? czy żeby głos mój z tobą zamarł i razem był pogrzebany? Przystępujmy do grobu, lecz pierwej wobec całego ludu po raz ostatni żegnam, pozdrawiam pokojem i całunkiem. Poprzedzaj do wspólnego, zgotowanego dla wszystkich a mnie przed innym pożądanego domu, przygotuj się tam na przyjęcie brata; a jako tu wszystko mieliśmy wspólne, tak i tam nie znajmy żadnego podziału. Tylko proszę, nie zwlekaj długo upragnionego złączenia, wyglądaj spieszącego się, pomagaj dążącemu i zawołaj, gdybym się zdawał ociągać. U nas zdrowie i słabość zawsze były wspólne, jeśli jeden zaniemógł, i drugi był chory, jeśli jeden ozdrowiał i drugi powstawał. Cóż to się dzieje teraz, że gdyśmy obaj chorowali, ja nie wziąłem uczestnictwa w śmierci? Wszechmocny Boże! polecam Tobie duszę niewinną, przynoszę Ci moją ofiarę: przyjmij łaskawie i wdzięcznie ten dar braterski, tę ofiarę kapłana, jako uprzedni zadatek mojej śmierci, jako rękojmię i droższy od życia zakład mego przybycia ku Tobie. Nie racz mię tu długo zatrzymywać; mogę znosić, ale nie mogę nie tęsknić ku Tobie na padole płaczu". Amen.
 

Homiletyka przez ś. p. JWJX. Ignacego Hołowińskiego Arcybiskupa Mohilewskiego Metropolitę wszystkich rzymsko-katolickich kościołów w Rosyi, Rektora i Profesora rzymsko-katolickiej Duchownej Akademii w Petersburgu ułożona i Alumnom tejże Akademii wykładana w 1855 r., Kraków 1859, ss. 81-87.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; tekst w nawiasie [...] od red. Ultra montes).

Przypisy:

(1) De Isaac et anima, cap. 8.

Pozwolenie Władzy Duchownej:

Rękopism p. t. «Homiletyka» przez ś. p. Ignacego Hołowińskiego, Najprzewielebniejszego Arcybiskupa Mohilewskiego i Metropolitę wszystkich rzymsko-katolickich kościołów w cesarstwie rosyjskiem sporządzony, z pilnością przeczytałem i nic w nim przeciwnego wierze świętej i dobrym obyczajom nie znalazłem; owszem zamieszczone w nim uczone nad pismami Ojców św. Kościoła katolickiego uwagi – jako też piękny przekład celniejszych wyjątków z dzieł tychże Ojców na język polski, a przytem dołączona wiadomość o kaznodziejach ojczystych – czynią niniejszy rękopism ważnym nabytkiem w tym przedmiocie dla literatury polskiej, przeto sądzę być go druku godnym.

W Krakowie dnia 3. lutego 1859 r.

F. Gołaszewski kapł. Zgr. Miss.

Cenz. ks. treści relig. mp.

(*) "Św. Ambroży (Ambrosius), Biskup i Doktor Kościoła; – święto 7 grudnia. Syn prefekta Galii, urodzony w Trewirze ok. 340 r., w Rzymie został adwokatem. Jako zdolny prawnik, mianowany w 35 roku życia namiestnikiem Ligurii z rezydencją w Mediolanie. Po śmierci tamtejszego biskupa Auksencjusza, arianina, jednogłośnie przez oba stronnictwa, katolickie i ariańskie, obwołany jego następcą, choć był dopiero katechumenem (374). Przyjął więc chrzest i święcenia i objął rządy tej diecezji, rozdawszy wpierw ubogim swój majątek. Z niezmordowaną energią słowem i pismem zwalczał panoszący się arianizm. Cesarzowi Teodozjuszowi wzbronić miał wstępu do kościoła i nałożył nań surową publiczną pokutę za okrucieństwa popełnione w Tessalonice podczas uśmierzania rozruchów (390). Gdy Ambrożemu zarzucano, że pismami o dziewictwie popiera ruch antysocjalny, odpowiedział, że ciągłe wojny, a nie dziewictwo niszczą narody. Ambroży był wybitnym kaznodzieją i pisarzem, jednym z największych biskupów Kościoła katolickiego. Nawrócił wielu pogan i heretyków, wprowadził do Kościoła św. Augustyna. Doradca trzech cesarzy, nieugięty bojownik prawowierności i niezależności Kościoła, wielki asceta, żarliwy duszpasterz i opiekun ubogich, "w każdym calu mąż Boży, biskup i święty". Traktatem o dobrej śmierci zakończył pracowity żywot. Umarł w Wielki Piątek, 4 kwietnia 397 r. Dzień 7 grudnia w którym Kościół obchodzi jego pamiątkę, jest rocznicą jego konsekracji biskupiej. Bogatą spuściznę literacką stanowią przede wszystkim kazania, komentarz do Ewangelii św. Łukasza, 3 księgi De officiis ministrorum, pisma dogmatyczne, mowy i 91 listów".Biskup Karol Radoński, Święci i Błogosławieni Kościoła Katolickiego. Encyklopedia Hagiograficzna. Warszawa – Poznań – Lublin [1947], ss. 20-21.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2004

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: