Lukrecja Borgia i kłamstwa historyczne

ST. STR.

William Roscoe w swojej znakomitej rozprawie o charakterze Lukrecji Borgia, którą dołączył do swej historii Papieża Leona X rzucił niemałe światło na tę wielką postać historyczną dotąd pojmowaną najfałszywiej, o której chcemy i my powiedzieć słów kilka prawdy. Ale to światło rzucone przez angielskiego historyka nie rozpędziło dotychczas jeszcze ciemności, bo nagromadzono je rozmyślnie. W swoim czasie, to jest za życia naszych ojców i dziadów, ludzie rozsądni i nie obałamuceni duchem czasu przeczytawszy pomienione dzieło (które jak wszystkie dzieła podobnego rodzaju znajduje czytelników niezbyt wielu), sprostowali swój sąd historyczny, i na tym koniec; ale odzywać się ze swoim sprostowanym zdaniem wobec publiczności nie śmieli; bo jakże występować z czym, przeciwnym opinii, popieranej od ducha czasu, głoszonej a w razie potrzeby i bronionej przez ludzi postępowych i to bronionej z całą właściwą im zaciętością i uporem.

W naszych czasach któż czyta dzieła takie jak Roscoe, wydane przed półwiekiem? Znajdują się one tylko po bibliotekach, czekając kogo, co sumiennie szukając prawdy historycznej weźmie je do ręki, by na chwilę przerwać długie i ciągłe zajęcie zwyczajnych ich czytelników: molów.

Ale po Roscoe wielu niemniej znakomitych historyków pisało o tymże. Nauka przeszłości uprawianą jest nieustannie, i nie braknie jej nigdy zacnych, sumiennych i biegłych pracowników. Ostatnie ich szeregi tworzą ludzie żyjący. I cóż z tego, że sumiennie i biegle szukają oni prawdy, że ją wykrywają i wypowiadają znakomicie? Na nic to wszystko. Oświecą oni i przekonają tylko niewielu ludzi jak oni sami prawych i sumiennych. Zaś ogół zawsze będzie hołdował fałszom popieranym przez opinię zgodną z duchem czasu.

Niechże kto i teraz odezwie się, że Lukrecja Borgia była kobietą niepospolitą, chwałą swego wieku, a przede wszystkim kobietą zacną. Będzie to przyjętym za paradoks, i niejako obelgę publiczności, która przecież nie jest nieświadomą historii. To byłoby wszystko jedno co na przykład odezwać się, że Marion Delorme nie była piękną znakomitością swego czasu, że poeta, który ją wybrał na heroinę znanego dramatu nie jest wielkim poetą, że nareszcie tłumacz tego wielkiego utworu, który i nam biednym dał poznać takie arcydzieło i nalubować się takim ideałem, nie jest także znakomitym pisarzem.

Na takie zarzuty, zrobione w pewnym towarzystwie przez jedną uczoną naszą piękną damę, broniący Lukrecji Borgia, odpowiedział:

– Zapomina pani, że zdanie o Lukrecji Borgia, które podoba się pani mieć za paradoks ubliżający towarzystwu złożonemu przecież nie z nieuków a z ludzi, którzy także coś czytali, że to zdanie nie jest moim, a historyków takich jak Roscoe, a po nim Audin, nie mówiąc już o innych.

– Roscoe, Audin, to jakieś nazwiska nieznane. Przecież pan musiałeś czytać dramat V. Hugo, Lucréce Borgia? Wprawdzie to jest poezja; ale jakkolwiek poezja, i to jeszcze tak wzniosła jak V. Hugo, nie jest historią, nie jest też ona i potwarzą. Wszakże piękny ten utwór poezji poprzedza rozprawa gruntowna; a to już jest historia. A Les crimes celebres A. Dumasa? przecież to także historia. Wreszcie zajrzyj pan do naszej monumentalnej encyklopedii. I tam znajdziesz toż samo: krótko, ale to ostatnie słowo historii.

– V. Hugo, A. Dumas!!! Uczyć się od nich historii uważam za rzecz śmieszną. Co do naszej monumentalnej encyklopedii, ta w bardzo wielu razach zawodzi oczekiwanie, i przy całej swojej monumentalności niczego nie uczy. Znajdują się tam zapewne rzeczy i dobre i bardzo dobre, ale obok nich, szczególniej o rzeczach obcych, niemało jest tam po prostu śmiecia. Czytałem krótki w niej artykulik o Lukrecji Borgia. Już sam podpis autora niewiele budzi zaufania. Jak w innych bardzo mnogich pismach i pisemkach tego płodnego pisarza, umiejącego być w potrzebie i historykiem, powtarzają się tam zwykłe baśnie, jakie uchodzą za prawdę tylko u nieuków i ludzi pewnych przekonań. Ale co jest tam ciekawem to powołanie się na niewiadomo jakie Dzienniki Apostolskie. Ludziom dobrej wiary wyda się to chyba jakąś niepojętą mistyfikacją.

– To jest rzeczą dziwną i niepojętą, żeby tylu pisarzy znakomitych, tylu ludzi oświeconych mieli takie szczególniejsze uprzedzenie do kobiety żyjącej przed laty kilkuset.

To jest rzeczą owszem bardzo pojętną ale tylko tym, którzy chcą to pojmować. Ta kobieta była córką Papieża, należała do familii, której potomek zajaśniał aureolą świętości i był naczelnikiem Zgromadzenia Jezuitów [(św. Franciszek Borgiasz)]. Papież, Borgia, świętość, Jezuici. Ileż to powodów nienawiści dla wolnych myślicieli, którzy w zastępach inteligencji jeśli nie więcej pokładają zasług to pewnie najwięcej robią hałasu i najwięcej się narzucają, i w taki sposób zawsze zdołają bałamucić nieuków, bojaźliwych i po prostu mówiąc baranów; a w tym tłumie ludzkim, który nazywa się ogółem przyznać trzeba, że takich jest najwięcej. I ich to głos stanowi tę wszechwładną opinię publiczną, ten Vox populi, którym Bóg wie kto kieruje, rad, że to powolne jemu narzędzie jest dla drugich bożyszczem. Ludzie, którymi owładnęła nienawiść ku prawdzie i jej wiernym sługom, walczą z nimi swoją jedyną bronią: kłamstwem i potwarzą. Jak prawda przekazywaną bywa przez wiernych jej wyznawców od jednego wieku do drugiego, tak kłamstwa i oszczerstwa jednego wieku podejmowane bywają i w wiekach następnych przez ludzi przekonań podobnych, na których żadnemu wiekowi nie zbywa. I nasz wiek jeśli potrwa jeszcze dłużej, to co teraz jest nie ustąpi w niczym swojemu poprzednikowi. Ale co jest godnym zastanowienia, to że kłamstwo i potwarz mają zawsze na swoje usługi zuchwałych i bezczelnych krzykaczy, którzy go narzucają wszystkim tak natarczywie i niezmordowanie, aż zagłuszą i że tak powiem, zahukają poważny głos prawdy, która także odzywa się jak powinna, ale zawsze z właściwą sobie przyzwoitością i umiarkowaniem; a jak tylko ją zagłuszą i zahukają, wtedy fałsz wdziera się i sadowi na miejscu prawdy w przekonaniu powszechnym, w przekonaniu ogółu, który sam nie szuka nic, a przyjmuje to, co mu podają jego kierownicy umysłowi. W taki sposób Magistra vitae Cycerona [(tj. historia)] staje się nauką nie prawdy ale kłamstwa, i nieraz bałamuci kilka idących po sobie pokoleń, zanim sumienni jej kapłani nie wyrzucą z niej tego kłamstwa, które trzyma się w niej uporczywie i znajduje licznych obrońców, z którymi walka bywa ciężką i długą; ale na szczęście zawsze dla prawdy zwycięską.

Papież Aleksander VI Borgia, ojciec Cezara i Lukrecji spotwarzony był przez wolnych myślicieli wieku odrodzenia i późniejszych. Czegoż o nim nie nawymyślano! i to przeszło do historii i stało się pewnikiem; aż po kilku wiekach prawda zajmuje miejsce długo utrzymującego się kłamstwa, bo ona choć najpóźniej, ale zawsze, jak to mówią wychodzi na wierzch. Czegóż nie nawymyślała taż sama nienawiść i o jego dzieciach? I te kłamstwa z kolei ustąpią miejsca prawdzie, bo jej zwyczajem zwyciężać ostatecznie.

Zbrodnie przypisywane Aleksandrowi VI, Cezarowi i Lukrecji Borgia przez liberalnych dziejopisów wieku XVI Guicciardiniego, Pawła Joviusa, Tommasi, którym wtórowali liberalni poeci i humoryści jak Pontano, Sannazar, Rabelais, i których echo odbiło się aż w naszych czasach w utworach takichże pisarzy niesumiennych jak V. Hugo i A. Dumas, przenoszą nas w wieki Neronów, Kaligulów, Klaudiuszów i Messalin, a nawet i w tych byłyby zanadto krzyczącymi. Ale jak to słusznie zauważył najnowszy historyk Aleksandra VI, jedność uczucia nie zawsze prowadzi do jedności działania. Słuchając tedy wszystkich pomienionych pisarzy, nawet w zupełnym uprzedzeniu na ich korzyść i w najlepszej chęci dania wiary podawanym przez nich faktom, znajdujemy w nich tyle sprzeczności, tyle niepewności, iż niepodobna jest przyjść z nimi do ładu i jakkolwiek zgodzić z sobą ich podania. Sędzia bezstronny choćby nawet uprzedzony, wysłuchawszy ich wszystkich,wzruszy w końcu ramionami i powie: "Jeden prawi to, drugi owo, trzeci ani to ani owo. Pokazuje się, że wszyscy kłamią"...

ST. STR.

Warszawa 25 marca 1873.

Fragment artykułu z "Przeglądu Lwowskiego", Rok trzeci (1873). Tom VI. (Wydawca i Redaktor X. Edward Podolski). Lwów 1873, ss. 221-224. (Cały art. pt. Lukrecja Borgia na ss. 221-227; 315-325; 448-458.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; tytuł art. oraz tekst w nawiasach kwadratowych [...] od red. Ultra montes).

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIV, Kraków 2004

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: