O fałszywych pociechach światowych

O. Karol Antoniewicz SI

Treść: Łzy zbawienne. – Krzyż łzy wyciska i krzyż tylko łzy osuszyć może. – Krzyże i pociechy Chrystusa i świata. – Jak świat pociesza miłośników swoich? – Cierpienie w każdym stanie od kolebki do grobu. – Cierpienia publiczne, osobiste. – Potrzeba pocieszyciela. – Pociecha, którą daje świat zrujnowanym na majątku, zawiedzionym w miłości. – Nieszczęśliwy zawsze winien, pożałowania nie znajdzie, przyjaciele go odstąpią. – Pociechy światowe przynoszą nieraz jeszcze dotkliwszy ból; zawsze niedostateczne, często nierozumne. – Pociechy z wiary. – Bóg człowieka przez człowieka pociesza. – W Bogu, w wierze pociechę czerpiemy.

Zapłakał Zbawiciel Pan nad nieszczęśliwą Jerozolimą! O! gdybyśmy się lepiej zastanowić chcieli nad światem, nad sobą samymi, ileżby to było powodów do krwawych i gorzkich łez, a jak mało do śmiechów i uciech! Prawda, ludzie płaczą już od czterech tysięcy lat, i z tych łez przelanych morze by się utworzyć mogło; ależ z łez zbawiennych, z łez świętych, łez zasłużonych, ledwie by się lichy wysączył strumyczek. Krzyż dźwigać musimy, bo cierpienie jest udziałem natury naszej. Ach! o miłości nieskończona Boga naszego! Jeśli krzyż łzy wyciska, to krzyż tylko łzy nasze osuszyć może. Nie ten nieszczęśliwy, kto płacze pod krzyżem z Janem i Magdaleną łzami pokuty, łzami miłości; ale ten, który opuściwszy krzyż, zdradziwszy z Judaszem Boga swego, cieszy się i raduje w grzechach swoich. Świat i Chrystus chce nas pozyskać: świat, aby nas zgubił, Chrystus, aby nas zbawił. Chrystus i świat zsyła na nas krzyżyki; światu krzyże wyciosała próżność, pycha, zemsta, zazdrość, chciwość; krzyże Chrystusa są to krzyże miłości, do których zbawienie przywiązane: upokorzenie, wzgardy, niesłuszne potwarze, boleści, oschłości, pokusy. Chrystus i świat chce nas pocieszyć. Świat na pociechę pokazuje nam jak małym dzieciom kawał złota, Chrystus niebo; świat godziny nieraz najsprośniejszej rozkoszy, Chrystus wieczność niepojętego szczęścia. Świat wprowadza nas do przybytków wielkich świata tego, Chrystus do przybytków Boga, Aniołów i Świętych. Pociechy świata czcze, próżne, bezowocne; pociechy Chrystusa prawdziwe, trwałe i pewne. Jak świat pociesza tych, co się do niego po pociechy udają, zastanówmy się dzisiaj; jak Chrystus pociesza tych, co w Nim całą ufność położyli, o tym inną razą mówić będę.

Życie nasze to jedno nieprzerwane pasmo krótkich radości, a długich boleści. Człowiek dla łez się rodzi, krótkie chwile szczęścia są chwile odpoczynku dla zebrania sił na nowe cierpienia. Spodziewamy się szczęścia na świecie, spełzną wkrótce nadzieje; gotujemy się do cierpienia, oczekiwanie nasze przewyższone zostanie. Po raz pierwszy wpośród łez spojrzało oko nasze wokoło siebie, jakoby przeczuwając nędze życia, zapłakało przy pierwszym wstępie na świat. Dziecko cesarza w złotej kolebce, jako dziecko żebraka w wyplecionej krubeczce, i łzy w kolebce wypłakane nie oschną aż w prochach grobowych.

Wiem, że to może niejednemu – niejednej dziwnym się wydaje. Obdarzona wszystkim, co człowieka na świecie uszczęśliwić może: rozumem, urodą i dostatkiem, nie doznając w niewinności serca żadnych wyrzutów sumienia; w domu rodzicielskim, w gronie rodzeństwa, kochana od ludzi, czegóż mi płakać i smucić się? Kochasz Boga, kocha cię Bóg, i dlatego ześle ci krzyżyk, bo bez krzyżyka, do nieba się nie dostaniesz. Kochasz Boga, kocha cię Bóg, i dlatego ześle ci krzyżyk, bo bez krzyżyka do Boga się nie dostaniesz. Kochasz Boga, kocha cię Bóg, i dlatego w tym krzyżu znajdziesz szczęście, lecz innego całkiem rodzaju; szczęście, które jest tajemnicą dla wszystkich, którzy Boga nie kochają, bo ci tego nie pojmują, jak to można krwawe łzy przelewać i w nich się cieszyć, jak to można cierpieć i więcej pragnąć cierpienia. I dlatego wy dusze czyste i szlachetne, Boga miłujące, których życie jeszcze czyste jako ten błękit nieba, bądźcie gotowe; już się zbierają gromem ciężarne chmury, które deszczem łez się rozpłyną!

Są niektóre boleści, wspólne wszystkim ludziom, są niektóre osobiste. Ciało nasze tak ułomne, słabe, wymaga ciągłej pieczy i starania, aby boleściom zapobiec, aby boleściom ulżyć. Zdrowie nasze, to jako ten budynek na piasku, który bystry potok tak pomału podmula. Życie nasze to słaba trzcina, które co chwila przełamać się może. Bo na ileż to kalectw, chorób, boleści wystawieni jesteśmy, ileż to ofiar ponosimy, aby tylko może na dni kilka przedłużyć ten nędzny byt nasz. Spojrzyjmy we wnętrze swoje. Niejeden z nas już doznał, niejeden może doznaje, niejeden dozna jeszcze tej walki namiętności, które nieraz jak dwa przeciwne huragany rozdzierają duszę. Serce ludzkie jest częstokroć sceną, na której bolesne odgrywają się tragedie. Potoczmy okiem wokoło siebie. Ciągłe prace, nieprzewidziane nieszczęścia, potwarze, zdrady, niewdzięczność, zemsta, złość, chciwość, dziwaczne fortuny igrzyska. Odrachujmy tylko z życia człowieka, którego świat szczęśliwym nazywa, te wszystkie noce bezsenne, te wszystkie dni skłopotane, tę wszystką żałość za przeszłością, tę wszystką bojaźń o przyszłość, a wieleż tam naliczymy dni prawdziwie szczęśliwych? Niektórzy cierpią więcej, wszyscy cierpimy wiele, a szczęśliwym właściwie ten, który jest najmniej nieszczęśliwym. Prawda, w zamęcie świata, interesów, zabaw, nadziei, planów na przyszłość, nigdy nad tą prawdą się nie zastanawiamy, pośród całej nędzy naszej za szczęśliwych się poczytując. Ale to szczęście podobne jest do szczęścia, gdy zgłodniały na twardym kamieniu przy drodze zasypia i marzy o rozkoszach i wygodach. Niech tylko prawdziwe nieszczęście nas dotknie osobiste, wtenczas, wtenczas poznajemy prawdę całą, wtenczas poznajemy potrzebę pocieszyciela, wtenczas szukać będziem pociechy.

Ale gdzie? U świata. Mało smutków, które by świat pocieszył; i to pociecha płocha, dziwaczna, niestała jako i sam pocieszyciel. Nie masz smutków, których by Bóg pocieszyć nie mógł; i to pociecha stała, niezmienna, doskonała, jako i sam pocieszyciel. Przy Bogu i z Bogiem to i pociechy ludzkie słodkie, miłe i pożądane nam będą, bez Boga wszystko na niczym spełznie. Ale ileż to nieszczęść, których ludzie nie śmieją nawet odkryć przed światem, z którymi się taić muszą. Oto ten człowiek był wielkim, możnym, bogatym; – czy winnie czy niewinnie, popadł w nędzę. Nie ma się czego kryć przed Bogiem, który widzi nędzę jego, ale biada, jeśli się zdradzi przed światem; jak może tak się stara ostatkiem zabytków pokryć ją, aby świat jej nie dojrzał, przed Bogiem kryć jej nie potrzebuje. Oby u Boga chciał szukać pomocy, ale on jeszcze gości częstuje tym, co dzieciom od ust ujął zgłodniałych. On sługi utrzymuje, ale im nie płaci; koszta po sklepach, weksle u żydów, straszna przyszłość jako groźna mara we dnie i w nocy stoi przed oczyma; a on jeszcze śmiać się i wesołym być musi, mając nadzieję lepszego losu, aby nie stracić znaczenia i kredytu. Na koniec ostatnia nitka się urwie i za te wszystkie ofiary wypłaci mu świat szyderczym uśmiechem, i za pociechę da mu z pogardą garść pieniędzy i zostawi samemu sobie.

Młoda osoba wstępuje w stan małżeński, oto świetna partia, oto dobrane małżeństwo, mówi świat, gdy tę tymczasem biedną, ustrojoną ofiarę pychy, dumy i chciwości prowadzą do ołtarza. Są ekwipaże, obicia, stroje, klejnoty dla świata, ale dla serca jej tylko boleść, nudota, łzy i cierpienia. O! szczęśliwa, jeśli u Boga szuka pociechy, znajdzie ją pewnie, da On jej moc, aby w tym śliskim położeniu nie zboczyła; z cierni życia uplecie sobie koronę chwały. Ale biada, jeśli u tego tak niby to czułego świata będzie szukać pociechy; najzgubniejsze rady, najdotkliwsze przycinki, jako grad lecieć będą. Ale ona przed światem nędzę swoją kryć musi, z wypogodzoną zawsze okazywać się twarzą; ona tańczyć, śpiewać, śmiać się, gwałt sobie czynić nie ustanie, chociaż serce od rozpaczy mało nie pęknie. Największa ulga dla zbolałego serca to łzy, ale tej pociechy nieszczęśliwa tylko ukradkiem używać może, ciągle czuwając, aby mokra źrenica nie wykryła boleści serca.

I tak niejedno szlachetne serce przeżyło całe życie w boleści, z boleścią za wcześnie zstąpiło do grobu, a świat nad grobem zawoła: Oto ten był szczęśliwy, oto ta użyła życia! Szczęśliwy, jeśli Bóg był pocieszycielem i poradnikiem jego, szczęśliwa, jeśli boleści swoje złożyła u stóp krzyża Chrystusowego, te chwile boleści nie były stracone. Świat pociesza w nieszczęściu, ale raczej ileż to takich nieszczęść, z których świat się raduje, z których się naigrawa. Bo szczęście, majątek, dostatki twoje, ta młodość, uroda, talenta, dobroć twoja, były kolcem w oku od dawna tym sercom podłym, spruchniałym, jakich nie mało na świecie. Smutny wypadek obalił szczęście twoje. Jako gdy generał z placu bitwy uchodzić poczyna, posypie się za nim cała armia, tak gdy los pomyślny da hasło na odwrót, cała zgraja przyjaciół i przyjaciółek rozpierzchnie się, i mała, mała tylko garstka wiernie wytrwa. Nieszczęśliwy, to zawsze nieuczciwy u świata: dobrze mu tak, niech cierpi, bo zasłużył; – i tym sposobem chcą pokryć ludzie nieczułość swoją, zwalając na niewinnego zbrodnię, której może, aby nie popełnić, popadł w nieszczęście. Został Józef zbrodniarzem w oczach ludzkich dlatego, że nie chciał zbrodni popełnić. Traci Zuzanna sławę, wydziera jej świat sławę dlatego, że nie dała wydrzeć sobie cnoty!

Ileż to nieszczęść, w których nie tylko, że świat nas nie żałuje, ale gniewem się unosi, jeśli się odważymy uskarżać, skargę nieszczęśliwych za występek poczytując! Biedna wdowa i matka – wypłakana, wypracowana, otoczona dziatkami zgłodniałymi, pracuje we dnie i w nocy; biedny wyrobnik od rana do nocy w krwawej pracy ostatnie wycieńcza siły, aby od głodu nie zginął – gdy się uskarżać odważa i szuka pociechy u świata, ledwie znajdzie kogo, co by mu dał jałmużnę, albo sposób mu podał zarobku, co jest zaiste najdobroczynniejszą jałmużną, gdyż ratuje razem i ciało i duszę, odsuwając od próżniactwa i włóczęgi. Ale znajdzie wielu takich, którzy zamiast zarobku i jałmużny, sypią mu morały, jakby to takimi morałami mógł siebie i dzieci nakarmić. Tobie nie wolno się skarżyć, bo to takie twoje przeznaczenie, abyś pracował i cierpiał, od dzieciństwa na to skazany jesteś, podziękuj Panu Bogu, żeś dotychczas z głodu nie umarł. Czyż dlatego, że kto nigdy nie był szczęśliwym, przestaje być nieszczęśliwym? Czy dlatego, że kto zawsze był głodnym, już tym samym jest nasycony?

A cóż mówić o tych nieszczęściach, których doznajemy tam, gdzie się największej mieliśmy prawo spodziewać pociechy? Czyż jednemu ojcu własny syn stał się źródłem zgryzoty? Czyż jedna matka płakała krwawymi łzami nad córką umarłą, którą w boleściach porodziła, w trudach ciężkich wykarmiła, we łzach wypiastowała? Czy jedną żonę najlepszą, rozpusta i przewrotność męża do grobu wpędziła? czy jeden mąż w rozpaczy patrzał na hańbę i wstyd, którym napiętnowała żona dom jego? Spytaj się takich, jaką w tak smutnych położeniach pociechę od świata odebrali? Ranę sercu zadać, na to świat dziwnie ochoczy i zręczny ranę zagoić, na to bardzo ociężały, niezgrabny.

A cóż mówić o tych boleściach, w których pociechy światowe są nową, dotkliwszą boleścią? Spieszą bracia Józefa pocieszyć starego Jakuba i otrzeć łzy, które sami wycisnęli. Spieszą ludzie zdradliwi pocieszać cię w nieszczęściu, którego sami są sprawcami. Wiesz o tym, a jednak musisz dla rozmaitych stosunków jeszcze się uniżać i wdzięczność za udział okazywać. O! tajemnice sprawiedliwości ludzkiej! ostatni sąd odsłoni i okaże was w całym piekielnym świetle swoim, o których dusze niewinne ani pomyśleć nie mogą, pokąd same siebie albo innych nie ujrzały złego ofiarami. Są nieszczęścia, których pocieszać niechaj się świat nie kusi, jeśli nie chce wyjawić słabości swojej; niechaj milczy. Pamiętasz matko te chwile, gdy dziecko twoje, w któremeś złożyła skarby miłości swojej, wiło się jako robak w kolebce swojej, wołało cię po imieniu spalonymi gorączką usteczkami, do ciebie rączki wyciągało, jakby żebrząc o pomoc; pamiętasz, jak nad ciepłym jeszcze ciałem jego łzy twoje płynęły? Przychodzili przyjaciele i przyjaciółki, – to jest, jeśliś była bogatą w zmartwieniu, bo jeśliś była nędzną, ubogą to podobno nikt nie zajrzał, – było pocieszycieli wielu, ale pociechy bardzo mało. Chcieli ci dowieść z rozumu, że nie masz przyczyny się smucić. Ale całe te ich misternie ułożone frazesy, jedno spojrzenie twoje pomieszało ich szyki. Chcieli ci dowodzić, że nieszczęście twoje nie jest nieszczęściem dlatego, że bardzo wielu jest udziałem. Ciekawa pociecha nędza drugiego; to tak jakby kto rzekł głodnemu: ty nie jesteś głodny, bo tylu innych głód cierpi. Tak pocieszać tylko ten może, kto sam jest syty.

Tu dopiero błogosławieństwo i moc wiary się pokazuje w piękniejszym świetle, gdzie rozum, pociechy, wymowa świata broń składa. Tu ci wiara pokazała niebo, mówiąc: Żyje dziecko twoje, wyszło z wszelkiej nędzy, czeka na ciebie; od ciebie zawisło połączyć się z nim na wieki; ciało z ciałem połączy się w grobie, dusza z duszą w niebie. Prawda, w pierwszych chwilach boleści nie przyjmowałaś tych pociech, ale gdyś wypłaciła dług łez, wtenczas w wierze świętej słodkiego doznałaś pokoju! To pewna, że człowiek jako człowiek, człowieka pocieszyć nie może, ale to pewna, że Bóg przez człowieka człowieka pociesza. W miłosierdziu swoim jako nam dał Aniołów niewidzialnych, rozesłał wiernych sług swoich w ciałach ludzkich, których Aniołami pociechy nazwać można, którzy niejedną łzę osuszyli, żadnej nie wycisnęli; niejedną sławę obronili, żadnej nie wydarli; niejednego wspomogli, nikogo nie skrzywdzili. Ale nie szukaj ich między bezbożnymi i rozpustnymi, którzy ani prawdziwej miłości ani bliźniego nie znają. Ta młodzież tak dowcipna, mowna, modna, ale bez wiary i obyczajów. Znajdziesz towarzyszów do tańców, zabaw, gier i śmiechów, ale nie szukaj pocieszycieli w nieszczęściu i troskach twoich. Ale szukaj raczej między tymi, co to krzyż Chrystusa sami dźwigają i pod krzyżem założyli mieszkanie, co to odsunęli się od świata, lub żyją wpośród świata jako wierni katolicy; szukaj między tymi, co nie uciekają od Kościoła i Sakramentów. Prawda, nie mówią oni tak czule, sentymentalnie, jako ci nasi bohaterowie nowocześni, co się całej wymowy i miłości bliźniego z romansów nauczyli, ale gdy przyjdzie co do czego, zobaczymy, kto do większego wylania się i ofiar jest gotów.

Cóż bezbożny powie na twoją pociechę? – słowa jego czcze i próżne jako plewa, co ją wiatr unosi. Mówić ci będzie o Bogu, ale to w ustach jego jest bluźnierstwem. Zapytałbym każdego: kogo byś chciał mieć, umierając, przy łożu twoim? czy tego rozwiązłego bezwiarka, którego towarzystwo było ci tak przyjemne za życia, czy tego człowieka ściśle z Bogiem złączonego, surowych obyczajów, ostrego dla siebie, pełnego miłości dla innych, którymeś może za życia pogardzał? Czy tego, co ci będzie mówił o Bogu, do którego idziesz – czy tego, co o świecie, który porzucasz? Czy tego, co ci będzie przywodził na pamięć obrazy uciech przeszłości i pobudzał do żalu, że się wszystko dla ciebie skończyło – czy tego, co ci na pamięć przywodzić będzie sprawiedliwość i miłosierdzie Boga, i pobudzać do żalu, który do nieba cię zaprowadzi? Czy tego, co będzie tańczyć – czy tego, co się będzie modlić na twoim grobie?

O! wy wszyscy, którzy powołani jesteście, aby żyć na świecie, czuwajcie i módlcie się, strzeżcie tego skarbu wiary świętej, któryście odziedziczyli po przodkach waszych, nie dajcie bezbożności, złym przykładom, fałszywym naukom, tym fałszywym prorokom, co to chodzą w owczych skórach, a wewnątrz są wilkami drapieżnymi, zaciemnić rozumu i zepsuć serc waszych. O! nie dajcie przyjść do tego, aby wiara wasza czczym słowem została. Jeśli szczęśliwi jesteście, wiara ustali szczęście wasze, że szczęście wasze doczesne nie będzie dla was przyczyną wiecznego nieszczęścia, nie da zejść z drogi sprawiedliwości. Jeśli nieszczęście was gnębi, wiara jedna potrafi was pocieszyć i w nieszczęściu szczęśliwymi uczynić. A gdy przyjdzie śmierć, pocieszone serce wasze odezwie się z Królem Prorokiem: Memor fui Domine judiciorum tuorum et consolatus sum (1). Amen.

O. Karol Antoniewicz SI

Kazania Ks. Karola Antoniewicza ([z] Towarzystwa Jezusowego). Wydanie drugie znacznie pomnożone, zebrał Ks. Jan Badeni SI. T. IV: Kazania przygodne. Kraków 1893, ss. 179-188.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

Pozwolenie Władzy Duchownej:

Facultas R. P. Provincialis.

Ego Michael Mycielski, Praepositus Provincialis Prov. Galicianae Societatis Jesu, potestate ad hoc mihi facta ab A. R. P. N. Ludovico Martin Praeposito Generali ejusdem Societatis, facultatem concedo, ut opus sub titulo: "Kazania Ks. Karola Antoniewicza T. J. Wydanie drugie znacznie pomnożone" – a duobus censoribus nostrae Societatis revisum et approbatum: typis mandetur.

Cracoviae, 4. Aprilis 1893.

Michael Mycielski S. J.

Nr. 3683.

IMPRIMI PERMITTIMUS.

Cracoviae die 25 Augusti 1893.

† A. Kard. Dunajewski

Przypisy:

(1) Psalm CXVIII, 52: "Memor fui judiciorum tuorum a saeculo, Domine, et consolatus sum (Pamiętałem, Panie, na sądy Twoje od wieku i cieszyłem się)".

Nota o autorze: "Karol Antoniewicz T. J. (1807-1852). Urodzony we Lwowie, po stracie żony i 5-rga dzieci wstępuje do zakonu 1839, wyświęcony 1844, po rzezi galicyjskiej pracuje jako ludowy misjonarz w Tarnowskim i Bochnieńskim (1846), w r. 1851-2 prowadzi misje na Śląsku i w Poznańskim, pochowany w Obrze (Pozn.) (życiorys w "Przeglądzie Powszechnym" 1893-5). – Kaznodzieja misyjny, jeden z najznakomitszych w Polsce, o wielkiej sile przekonania i odczucia, dusza poetycka, gorąca i zarazem głęboko ascetyczna. Kaznodzieja popularny, obrazowy, porywa zapałem, gorliwością apostolską, wymową gorącą i obfitą, najwięcej mówi o krzyżu, o miłosierdziu i o Matce Najświętszej. (Braki – w budowie kazań, w pogłębieniu teologicznym, improwizowaniu). Kazania w 4 tomach (misyjne, mariologiczne, świąteczne, przygodne) wydał ks. Badeni T. J.". – Ks. Zygmunt Pilch, Szkoła kaznodziejstwa. Kielce 1937, s.19.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIV, Kraków 2004

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: