CHRZEŚCIJAŃSKA FILOZOFIA ŻYCIA

O. Tilman Pesch SI

Doczesność jako niedokończony początek czegoś

1. Dostępna dla naszego doświadczenia doczesność ukazuje się nam zewsząd jako coś niedokończonego, jako coś, co wymaga dopełnienia w rzeczywistym życiu przyszłym, w którym dopiero nabędzie wartości. Doczesność ze swej istoty jest tylko przedsionkiem, wstępem; można ją zrozumieć tylko w związku z życiem przyszłym, które po niej następuje.

Niedokończone jest poznanie ludzkie. Z natury ma człowiek wrodzone pragnienie wiedzy, lecz ocean poznawalnego jest nieskończony; nigdzie duch ludzki nie może dostrzec jakiegoś punktu, na którym by się oparł i spokój znalazł. Im więcej postępuje wiedza ludzka, tym bardziej jest niedokończona, gdyż każda znaleziona odpowiedź rodzi tuzin nowych pytań. Tak się przedstawia istota doczesności. Czyżby duchowi ludzkiemu nie było przeznaczone, by wreszcie pokój znalazł?

Niedokończone jest ludzkie chcenie. Wola jest na to, aby w jakiejś istocie trwały znalazła spokój, któryby zapełnił jej nieskończoną próżnię. A gdzież i kiedyż serce ludzkie w doczesności podobny spokój znalazło? Życie doczesne istnieje tylko po to, by ogień miłości rozżarzyć, straszną sprężynę pożądliwości naciągnąć. Wola ludzka lata od jednej rzeczy do drugiej. Wszystkiego człowiek chce i na wszystkim się zawodzi i niezaspokojony, w gorzkiej boleści staje nad brzegiem grobu!

2. Niedokończona jest też ludzika praca i walka życiowa. Gdyby wysiłki jakiegoś szczęśliwca zostały uwieńczone wszelkim pożądanym skutkiem; gdyby mu się udało urzeczywistnić wielkie jakieś dzieło, niezwykłe przedsięwzięcie, założyć jakieś olbrzymie państwo, jakiego jeszcze świat nie widział, – czyż to wszystko nie pękłoby tutaj jak bańka mydlana, by innym majakom zrobić miejsce?

Wszystko tu jest zabawką dziecięcą, która długo żadnego człowieka zaspokoić nie może. Nawet najszlachetniejsze wysiłki, jakież by miały znaczenie, gdyby się wszystko ze śmiercią kończyło. Każdy widzi, że nauka materialistów jest pomysłem mizernym, który musi pociągnąć za sobą zupełne odrętwienie i paraliż ducha, leniwe i tępe życie z dnia na dzień, a wreszcie zwątpienie i rozpacz. Bo i po cóż pracować, jeżeli moja praca ma pozostać bez wyższego celu i bez wyższych widoków, jeżeli po krótkim czasie w wieczną nicość się obrócę?

Jak może w ogóle mieć wartość życie, które tak dla poszczególnego człowieka, jak i dla ogółu ludzi składa się z marzeń i zawodów, z wysiłków i trosk, z walk i boleści? A ponieważ to życie ziemskie nie ma wartości godnej człowieka, byłoby najlepiej zakończyć je co prędzej, aby jak najrychlej przejść do zbawczej nicości.

Jakże całkiem inaczej przedstawia się życie ziemskie w świetle nauki o życiu przyszłym! Jakże zwątpiałych podnosi na duchu to pełne pociechy przeświadczenie, że żaden trud, żadne wierne spełnienie obowiązków nie ginie; że wszystko, rzecz najdrobniejsza nawet, w odblasku wieczności posiada wysoką wartość.

3. Niedokończony jest wreszcie cały porządek prawny i wymiar sprawiedliwości. Pierwsza bowiem zasada sprawiedliwości wymaga, ażeby dobro było wynagrodzone, zło – ukarane. W piersiach swych nosi człowiek to niezłomne przeświadczenie, że za czyny moralne nie tylko przed sądem ludzkim, nie tylko przed sądem własnego rozumu jest odpowiedzialny, lecz więcej jeszcze przed jakąś absolutną potęgą, która nad człowiekiem stoi i wszystkich ludzi, dobrych i złych, przed swój trybunał pociągnie, by ich sądzić, według zasad niezmiennej sprawiedliwości. I gdzież jest ten trybunał?

Czyż doczesność skończona w sobie nie byłaby szyderstwem ze sprawiedliwości? Wprawdzie i tu już na ziemi niektórzy ludzie dobrzy bywają wynagrodzeni, lecz całe mnóstwo innych dobrze czyniących pozostaje bez nagrody. Wprawdzie niejednego złodzieja i mordercę dosięga i tu już sprawiedliwość, lecz wyroki karzące dotykają czasem i niewinnych, większość zaś złych czynów ukrywa się bezkarnie. Zapewne, spokój nieskalanego sumienia jest szacownym dobrem, lecz jest on tylko pokrzepieniem na drodze do przyszłej ojczyzny, nie zaś spoczynkiem w ojczyźnie; daje on siłę do wytrwania, ale nie ostateczne zaspokojenie.

Ani sercu ludzkiemu, ani odwiecznej sprawiedliwości stosunki doczesne nie czynią zadość. Dobro ulega, występek triumfuje. Tysiące tysięcy niewinnych, w ciągu wieków, zostało zamęczonych na śmierć przez ograniczoną sprawiedliwość ludzką; umarli oni bez czci, naznaczeni w oczach potomnych piętnem hańby, ich zaś oskarżyciele i prześladowcy żyli i umarli otoczeni szacunkiem i chwałą. Gdzież byłaby sprawiedliwość, gdyby się w życiu przyszłym dla tych niewinnych męczenników nie znajdowało niebo, a dla tych tyranów piekło?

Gdyby zamiast tysięcy jeden tylko nicpoń był szczęśliwy, a zamiast milionów jeden tylko sprawiedliwy nieszczęśliwym, to istnienie życia przyszłego byłoby już udowodnione; jest ono konieczne, by dokonać wyrównania, którego się sprawiedliwość domaga.

4. Życie doczesne pod każdym względem jest czymś niedokończonym; jest jakimś wspaniałym portalem, przed którym stoi; jest początkiem czegoś; jakimś obszernym dworcem kolejowym z poplątanymi szynami, które gdzieś w oddali giną dla oka naszego; jest nieustannym wsiadaniem do wagonu nowoprzybyłych podróżnych. Cel, koniec, rozwiązanie życia nie leży na ziemskim widnokręgu. Cały doczesny byt, odpowiednio do swej istoty, jest środkiem do czegoś, co w doczesności nie istnieje; jest pięciem się do czegoś nieznanego. Jak podziemne zwierzątko, które nie posiada odpowiedniego organu dla światła dziennego, dotyka korzeni drzew o wspaniałych konarach, nie mając o nich żadnego wyobrażenia, podobnie my ludzie krótkowidzący patrzymy się na zawikłane stosunki doczesności.

A czyżby to, co się nam zdaje wskutek ograniczonego stanowiska naszego, niedokończonym, miało mieć zakończenie? Miałożby nie być poza portalem wspaniałego wnętrza? Czyżby dworzec kolejowy ze swymi żelaznymi szynami nie dlatego zbudowano, żeby nas do rzeczywistego doprowadzić celu, jakkolwiek czekając na dworcu, celu tego widzieć nie możemy? Czyżby przyroda mogła chcieć, by wędrowcy bez przestanku wchodzili do podróżnego wagonu życia, nie mając nigdy dojechać do pewnego celu? A my, co oglądamy tu na ziemi korzenie wyższego świata, mieliżbyśmy się tego świata wyrzec, ponieważ nie mamy dlań odpowiedniego organu, dopóki tu w ciele jesteśmy?

Może kto pomyśleć, że choć w teraźniejszym stanie świata i życia widać wszędzie niedokończenie, to właśnie przyszły rozwój ziemi i jej stosunków sprowadzi takie wykończenie, które odpowie obecnemu rozwojowi. Lecz do jakiegoż to wykończenia spieszy ziemia w swoim olbrzymim rozwoju?

Jak najświetniejszy fajerwerk kończy się kupką popiołu, tak rozwój świata zakończy się – i to z fizycznej konieczności rozkładem, zniszczeniem i popiołem. Czyżby w takiej przyszłości, w takim wykończeniu miał spoczywać ostateczny cel i sens rozwoju świata?

Nie! jak fajerwerk spełnia swój cel nie przez popiół, w który się w końcu zamienia, ale przez uciechę, którą widzom sprawia swoim światłem, w górę strzelającym; tak i doczesność ma swój cel nie w końcowym stanie ziemi. Ten cel nie leży ani w obecnej ani w przyszłej doczesności, on zapuszcza swe korzenie w krainę wieczności, by tam znaleźć swoje wykończenie, a zarazem wyjaśnienie. Życie jest walką ciągle niedokończoną, ostateczny jej wynik nastąpi w świecie przyszłym.

5. Są i tacy, którzy twierdzą, że jest wprawdzie życie przyszłe, ale tylko jako nagroda dla dobrych, żadną zaś miarą jako kara dla złych; dla nich bowiem wystarczającą karą ma być unicestwienie przy śmierci. I to jest fałszem. Bóg przeznaczył mię w każdym razie do szczęścia. Obdarował mię życiem nie pytając o moje zezwolenie; bo On Panem, ja – stworzeniem. Mógł mi życia nie dawać, gdyby mię chciał uczynić od siebie niezależnym. Życie moje co do swej istoty od Boga pochodzi i dla Niego jest przeznaczone. Bóg z istoty swej musi pozostać jego Panem. On zatrzymuje sobie prawo do wszystkich swoich stworzeń. Od rozumnych stworzeń swoich musi Bóg wymagać, aby w swym życiu poddały się Jego woli. Wola Boża jest wyryta przede wszystkim w moralnej powinności, w sumieniu. Kto przeciwko sumieniu postępuje, obdziera Boga z winnej Mu czci, obraża Go.

Gdyby człowiek nie otrzymał życia od Boga, oczywiście byłby go nie nadużył. Ale otrzymał je nie na to, żeby go nadużywać, ale żeby go dobrze używać, a przez to wysłużyć sobie wiecznie szczęśliwe życie. Grzeszy człowiek, jeśli zbrodniczo życia nadużywa. Po grzechu następuje kara. A czy za rozmyślną, dobrowolną zbrodnię unicestwienie jest dostateczną karą?

Unicestwienie trwa mgnienie oka, nie miałby tedy zbrodniarz czasu ani na wyznanie winy, ani na odcierpienie kary. Zresztą przed unicestwieniem każdy łotr tym bardziej tęskniłby do niego, im mocniejsze ma postanowienie trwać statecznie aż do końca w swoim rzemiośle. Kto mimo zgryzot nie wzdryga się żyć jak zwierzę, ten się chętnie pogodzi z tą myślą, że skończy, jak zwierzę. Nie, unicestwienie nie jest żadną karą.

Bóg dał człowiekowi ludzką naturę z jej właściwościami; człowiek grzesząc nadużywa tej natury, musi więc w tej swojej naturze karę ponosić. Przez grzech odwrócił się od Boga, stawiając wyżej używanie rzeczy stworzonych ponad wolę Bożą. Za karę utraci Boga, a tę utratę czuć będzie jako karę; za grzeszne używanie czekają go męczarnie. Jakżeby się to stało, gdyby śmierć unicestwiała grzesznika? Czyż jednakowe unicestwienie dla wszystkich złych ludzi byłoby sprawiedliwą karą? Przecież ich występki tak co do liczby, jak co do ciężkości tak są rozmaite!

Śmierć więc nie przyniesie z sobą wcale unicestwienia; zakończy tylko stanowczo czas doświadczeń. Na którą stronę drzewo wtedy upadnie, na tej leżeć będzie. Są dusze, które bez żadnej winy, a więc bez ciężaru kary przestępują próg życia pozagrobowego; są dusze, które swoje uchybienia i zaległą pokutę wyrównać muszą przez czasową karę w czyśćcu; są wreszcie grzesznicy, którzy się sami na zawsze od Boga odłączyli, których przeto sprawiedliwość Boża wieczną karą dotknąć musi.

6. Wszystko to zostanie ostatecznie rozstrzygnięte po śmierci na sądzie; próba się już skończyła. Człowiek, jako jestestwo naturalne, dlatego był przez ciało i zmysły ze światem związany, żeby mógł być próbie poddany. Śmierć targa te nici, rozrywa duszę od ciała; "człowiek" jako jestestwo naturalne już nie istnieje, stanął u kresu swojego zawodu doczesnego. Dusza zaś może najwyżej czekać na tę chwilę, w której wszechpotężne słowo Stwórcy złączy ją napowrót z tymże ciałem ludzkim, dla którego jest przeznaczona, by je ożywiała przez całą istotę swoją i wszystkie swoje władze.

Jeżeli tak jest, to życie doczesne posiada nieskończenie wysoką wartość; daje nam rzeczy skończone, przemijające, które jednak wyrastają na nieskończone i nieprzemijające; jest ono jakby wspaniałą bramą, przez którą człowiek przy śmierci wchodzi do pałaców Boga. "Pójdzie człowiek do domu wieczności swej" (1). W świetle tej wieczności, ziemskie szczęście i ziemskie cierpienie, okazuje się nieskończenie małym; godzi się człowiek z myślą, że tu na ziemi nie jest rozdzielane według osobistej zasługi czy winy.
 

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. I. Wydanie drugie. Kraków 1930, ss. 125-132.

Przypisy:

(1) Ekkl. 12, 5.

Powrót do spisu treści książki ks. T. Pescha SI  pt.
Chrześcijańska filozofia życia

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: