––––
ROZDZIAŁ XIII.
Rodzice Agnieszki z dawnego i szlachetnego pochodzili rodu, i nawrócenie ich nie było świeże, gdyż od kilku pokoleń wiara wyznawaną była w ich domu.
Jak w pogańskich rodzinach czczono pamięć przodków wsławionych tryumfem lub sprawowaniem najwyższych w kraju urzędów, tak w tej rodzinie i innych chrześcijańskich przechowywano z pobożnym uszanowaniem i miłości pełną chlubą pamięć krewnych, którzy w ostatnich dwóch wiekach i dawniej zdobywali palmy męczeńskie lub ozdobieni bywali wyższymi godnościami w Kościele. Chociaż nieustający potok krwi płynął za Chrystusa z gałęzi rodowego drzewa, samo drzewo tą krwią uszlachetnione stało nieścięte, przeżywszy niejedną burzę. Może się to wydać zadziwiającym, lecz jeśli się zastanowimy, jak wielu żołnierzy odbywa całą kampanię i częste utarczki, nie odniósłszy rany, lub jak wiele rodzin Bóg ochroni nieraz przed ogólną plagą, wtedy nie będziemy się dziwili, że Opatrzność czuwała nad Kościołem, przechowując przez pokolenia dawnych rodzin łańcuch nierozerwany pamiątek, dając wiernym sposobność wyznania: "że gdyby nam Pan Zastępów wzrastać i mnożyć się nie dozwolił, zginęlibyśmy jak Sodoma, przepadlibyśmy jak Gomora".
Wszystkie zaszczyty i nadzieje tej rodziny spoczywały teraz na ostatnim i jedynym potomku tego starożytnego rodu, na Agnieszce, której imię znane już czytelnikom naszym.
Przyszedłszy na świat, gdy rodzice nie śmieli już spodziewać się potomstwa, obdarzona była słodkim, i tak giętkim i pojętnym umysłem, taką prostotą i niewinnością serca, że od kolebki stała się przedmiotem miłości, a nawet poszanowania całego domu, począwszy od rodziców, aż do ostatniego sługi. I nic nie zdawało się psuć ani nadwerężać niezachwianej cnoty; przeciwnie, przymioty jej rozwijały się w pełnym harmonii postępie, a gdy nam ją niniejsza powieść okazuje w latach jeszcze tak młodziuchnych, łączy się w jej osobie wdzięk z dojrzałą już mądrością. Dzieliła wszystkie cnotliwe zajęcia rodziców, równie mało światu oddana, jak oni. Mieszkała z rodzicami w małej cząstce domu, urządzonej dostatnio, ale bez przepychu, i to pomieszkanie zastosowane było do wszystkich jej potrzeb. Tam przyjmowali kilku przyjaciół, z którymi zostawali w bliższych stosunkach; a że niewiele przyjmowali i mało odwiedzali, liczba tych przyjaciół nie była wielka. Fabiola należała do tych rzadkich gości, chociaż Agnieszka wolała widywać się z nią w jej własnym domu, i nieraz Fabiola wyrażała młodej przyjaciółce pragnienie, aby Agnieszka, wstępując w stosowne małżeństwo, odświeżyła i otworzyła wspaniałe pokoje domu swego. Bo mimo dawne prawo "przeciw dziedziczeniu kobiet", Agnieszka odziedziczyła po dalszych krewnych wielkie bogactwa w dodatku do rodzicielskiego majątku.
W ogólności też świat pogański, odwiedzający ten dom, przypisywał skromne życie skąpstwu, mniemając, że ogromne bogactwa gromadzą rodzice, i że poza kutymi drzwiami, zamykającymi wewnętrzne podwórze, cały gmach jest tylko ruderą. Tymczasem wcale tak nie było. Wewnętrzna część domu, to jest duża sień, ogród z osobną salą jadalną, obrócona została na kościół, a wyższa część domu, do której się z kościoła dostać można było, poświęcona sprawowaniu niewyczerpanej dobroczynności, którą kościół zarządzał, jako własnym swoim wydziałem. Ten zarząd zostawał pod dozorem i przewodnictwem diakona Reparata i jego egzorcysty Sekundusa, urzędowo naznaczonych przez Ojca Świętego do opatrywania ubogich, chorych i podróżnych w jednej z siedmiu dzielnic, na które papież Kajus około pięciu lat pierwej w tym celu podzielił miasto, powierzając każdą jednemu z siedmiu diakonów Kościoła rzymskiego.
Osobne pokoje przeznaczone były do przyjmowania wędrowców, poleconych przez inne kościoły i skromny stół był zawsze dla nich nakryty.
Pokoje na piętrze użyte były na szpital dla chorych i starców pod zarządem diakonisek i niektórych wiernych, poświęcających się miłosiernym posługom. Tu ślepa dziewczyna miała swój pokoik, chociaż nie chciała przyjmować przeznaczonego sobie pożywienia, jakeśmy pierwej widzieli.
Tablinum, czy archiwum, stało jak zwyczajnie osobno na środku wewnętrznego podwórza i służyło w tym domu jako biuro do załatwiania interesów chrześcijańskiej miłości i jako archiwum do przechowania dokumentów, jak np. akta męczenników złożone i uporządkowane przez przynależnego do tej dzielnicy jednego z siedmiu notariuszów, ustanowionych w Kościele rzymskim od św. Klemensa I.
Drzwi pomiędzy dwiema częściami domu dozwalały osobom domowym brać udział w tym miłosiernym zajęciu. Agnieszka przyzwyczajona była od dzieciństwa przybiegać i wybiegać kilkanaście razy na dzień i godziny całe przesiadywała w tym miejscu, zawsze jak anioł światła promieniejąca pociechą i weselem dla cierpiących i nieszczęśliwych.
Dom ten może więc być nazwanym domem jałmużniczym dzielnicy miłosierdzia i gościnności, do której należał, i z tej przyczyny był wstęp do niego przez tylne drzwi, wychodzące na wąską uliczkę mało uczęszczaną.
Nie dziw, że tym sposobem bogactwa panów tego domu łatwo się rozchodziły. Słyszeliśmy prośbę Pankracjusza, ale Sebastian zajął się rozdaniem sreber i klejnotów między ubogich bez wymienienia dawcy.
Nie zapomniał Sebastian o tym zleceniu i obrał dom Agnieszki jako najstosowniejszy do wykonania zamiaru. Tego samego poranka, któryśmy opisali, miało się odbyć rozdanie; inne dzielnice poprzysyłały swoich ubogich pod przewodnictwem diakonów, a Sebastian, Pankracjusz i inne osoby wyższego stanu weszły przednimi drzwiami, aby być przytomnymi rozdawaniu. Niektóre z tych osób widział Korwinus, gdy wchodziły.
Kardynał M. Wiseman, Fabiola. Powieść z czasów prześladowania chrześcijan w roku 302. Przekład z angielskiego w nowym opracowaniu. Tom I. Łomża 1936, ss. 102-105.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007
Powrót do
spisu treści powieści Kardynała M. Wisemana pt.
FABIOLA
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: