HISTORIA POWSZECHNA

 

Manicheizm. Laktancjusz. Arianizm,

św. Atanazy, św. Hilary z Poitiers

 

F. J. HOLZWARTH

 

Treść: Doktryna manichejska; hierarchia manichejczyków; dzieła Laktancjusza; Ariusz; Sobór Nicejski r. 325, znaczenie herezji Ariusza; św. Atanazy i Konstancjusz; drugi sobór powszechny w Konstantynopolu r. 381; list Hilarego do Konstancjusza.

 

Nowe niebezpieczeństwo zagrażało Kościołowi od manichejczyków.

 

Ardeszyr, założyciel państwa nowoperskiego, zasłynął nie tylko jako wojownik szczęśliwy i mądry prawodawca, lecz także jako reformator religijny. Postanowił on znieść 70 sekt religijnych, jakie istniały w jego państwie, i w tym celu zwołał zebranie magów, na które przybyło 80000 kapłanów ognia. Ci mieli określić prawdziwe znaczenie Zendawesty. Ponieważ zamęt panował w tym zebraniu, przeto wybrano komitet z 4000, potem z 40 a w końcu z 7 mężów, odznaczających się pobożnością swoją i uczonością. W ich liczbie był Erdavirab, poczytywany za świętego, który po zakosztowaniu wina, pogrążył się we śnie, a przebudziwszy się, opowiedział swoją wędrówkę do nieba i prawdziwe znaczenie Zendawesty miał wyłożyć. Wtedy odrzucono absolutny dualizm, lecz stronnicy dualizmu, maguzejczycy oparli się religijnej doktrynie uznawanej odtąd za urzędową.

Wpośród takich okoliczności niejaki Mani, nazywany także Manicheuszem, Manesem i Kubrykiem, powziął zamiar zlania Chrystianizmu, religii zendzkiej i Buddaizmu w jeden systemat. O losach owego Mani czyli Manesa bardzo mało wiemy. Miał on być niewolnikiem i dojść do posiadania ksiąg pewnego saracena, nazwiskiem Scytiana, który w licznych wędrówkach swoich poznał systematy greckie i wschodnie. To tylko jest pewne, że prześladowali go magowie i że z rozkazu króla Wararanesa I (272 – 275) musiał stanąć do dysputy, w której nie umiał się dostatecznie usprawiedliwić i jako fałszerz religijny został żywcem ze skóry obdarty.

 

Dla Manesa podobnie jak dla Buddy punktem wyjścia było pytanie, skąd złe pochodzi? Świat jest pełen nieszczęść, pełen zbrodni; od kolebki do grobu złe nie odstępuje od człowieka; nawet dziecię, w progi życia wstępujące, nagie, słabe, bezbronne, nie jest wolnym od bólów fizycznych, zwiastunów przyszłych boleści duchowych. Cierpień tych nie może być sprawcą Bóg dobry; Bóg, będący doskonałym, nie mógł stworzyć tego świata niedoskonałego. Stąd podstawą manicheizmu jest antagonizm, który nie kończy się zwycięstwem dobra jak u Zoroastra, lecz trwa wiecznie. Bóg i materia, światło i ciemność, dobro i zło są to odwieczne sprzeczności. Ponad niezliczonymi eonami królestwa światła panuje w odwiecznej szczęśliwości Bóg; nad królestwem zaś mroku, nad jego złością niezmierzoną i niezliczonymi jego książęty panuje władca wszystkich sił złego. Ponieważ każda z dwóch tych potęg wydaje jestestwa do niej podobne, przeto istnieje pięć dobrych żywiołów i pięć złych, a mianowicie dobrymi żywiołami są: dobra woda, ogień, światło, eter i dobra ziemia; złymi zaś są: ciemność, zły ogień, dym, samum, woda błotna. Oczywiście między obu państwami wywiązuje się walka, i ojciec światła, broniąc swego królestwa, wydaje z siebie matkę życia, ta zaś wydaje człowieka pierwotnego, który, uzbrojonym będąc w 5 żywiołów, mężnie przeciwko ciemności występuje. Niestety, został on pokonany i pozbawiony wielu cząstek światła, i nawet zginąłby zupełnie, gdyby ojciec na pomoc nie zesłał mu ducha żywego (pneuma zon, spiritus vivens), który go wydobył z ciemności. Ten duch żywy zowie się budowniczym świata, gdyż cząstki światła, odebrane ciemności, umieścił on na niebie, jako słońce i księżyc, nazwane Chrystusem i Duchem Świętym, z cząstek zaś świetlanych, które już z materią się połączyły, świat uformował. Te w materię pogrążone cząsteczki światła zowią się anima i Jesus patibilis. Pewną liczbę demonów, które już nieco światła w siebie pochłonęły, udało mu się jako gwiazdy umieścić na firmamencie. Słońce i księżyc przyciągają odtąd ku sobie cząstki światła, a gwiazdy przeszkadzają temu, o ile mogą, i całe dzieje świata nie są czym innym jak wyzwalaniem się cząstek światła, które do światła pierwotnego powrócić pragną. Aby demonom światło odebrać, mami ich pneuma widziadłami pięknych dziewic i chłopców; demony burzą się wtedy, z gniewu wydają z siebie wyziewy, z których powstają obłoki, ryczą i stąd powstają grzmo­ty, pocą się i stąd tworzy się deszcz. Przy tym wydzielają się co­raz nowe cząstki światła i wracają do słońca; w taki sposób Bóg pokonywa ciemność! Równie nędzna i potworna jest nauka manichejska o powstaniu człowieka. Złe duchy lękają się, aby im nie odebrano wszystkich zarodków świetlanych i najwyższy między nimi postanawia na wzór człowieka pierwotnego utworzyć istotę, która by panowanie jego umocniła. Rozkazuje więc on diabłom swoim płodzić dzieci, na które przechodzą cząstki światła, poczym pożera tych diabełków, przez co skupia w ciele swoim wszystkie cząstki światła, później wraz z żoną swoją Nebrod wy­daje Adama, w którym mieści się i światło niebieskie i materia diabelska; światło ciągnie go ku niebu a ciemność ku ziemi. W taki sposób manicheizm objaśnia walkę złego i dobrego w sercu ludzkim! Adam właściwie powinien by zapewnić zwycięstwo duszy świetlanej nad duszą złą przez wciąganie w siebie zarodów światła z natury, lecz lękliwy i chytry diabeł dodaje mu Ewę. Adam i Ewa rodzą dzieci, wskutek czego rozpraszają się cząstki światła i coraz bardziej zaciemniają; fałszywe religie (poganizm i judaizm) uwodzą ludzi, którzy wszakże pomimo tego mają w sobie jeszcze cząstki światła. Chrystus, Bóg słońca, sam zstępuje na ziemię i objawia Boga prawdziwego. Podług manichejczyków ciało Chrystusa było tylko ciałem pozornym, jego śmierć była omamieniem, opowiadanie o jego męce jest alegorią pochłaniania cząstek światła przez materię. Lecz Bóg światła, zstępując na ziemię, nie dopiął całkowicie swego celu. Żydzi byli zbyt grubej natury, apostołowie byli zbyt ograniczeni umysłowo, nadto ich pisma uległy sfałszowaniu. Wiedział o tym naprzód Bóg słońca i obiecał Parakleta, którym jest właśnie sam Mani. Tak jest też powiedziano w napisanych przez niego ewangeliach Tomasza, Filipa i we własnych pismach Mani'ego, który odrzucał w całości Stary Testament a Nowy w części. Mani wybiera sobie 12 apostołów, ich następcami jest 12 mistrzów, których następcami są uczniowie w liczbie 72 (1). – Mniemany ascetyzm wybranych, electi, tajemniczość, jaką umieli oni się otaczać i z jaką obiecywali wyjaśnienie zagadki życia i natury, kult okazały, wszystko to zjednywało licznych stronników manicheizmowi, choć Persowie ich prześladowali a Dioklecjan ogniem i mieczem tępić kazał.

 

Z ostatniego, ciężkiego prześladowania Kościół wyszedł zwycięsko. Jakimi uczuciami ożywione były serca wielu jego wyznawców, okazuje się to z pism Laktancjusza.

 

Firmianus Lactantius był uczniem owego Arnobiusza z Sykki w Afryce, nauczyciela wymowy, który na dowód prawdziwego nawrócenia się na Chrystianizm, przed otrzymaniem chrztu, napisał apologetyczny traktat, Adversus gentes. Laktancjusz był z początku poganinem i swoim utworem poetycznym pt. Symposion zwrócił na siebie uwagę Dioklecjana, który go mianował nauczycielem retoryki w Nikomedii. Wrażenia z podróży do Nikomedii opisał Laktancjusz w Itinerarium heksametrem. Wykłady swoje rozpoczął on 301 r., lecz mieszkańcy, przeważnie grecy, nie dbali o wymowę łacińską, i Laktancjusz miał dość czasu do przypatrzenia się temu, co naokół niego się działo. Chrześcijan prześladowano mieczem, ogniem i szyderstwy; zdumiony ich bohaterstwem Laktancjusz przeszedł na łono Kościoła. Konstantyn powołał go na nauczyciela syna swego Kryspa do Trewiru, gdzie Laktancjusz umarł, około 330 roku. Nazywano go Cyceronem chrześcijańskim z powodu piękności jego stylu i ozdobności opowiadania. Lecz jego talent wykształcił się na wzorach chrześcijańskich choć tu i ówdzie w dziełach Laktancjusza występują pojęcia pogańskie, i św. Hiero­nim powiada, że Laktancjusz lepiej umie błędy rozpraszać niż dowodzić prawdy. Pierwszą jego pracą, po zostaniu chrześcijaninem, było De opificio Dei; z kunsztownej budowy człowieka i z przymio­tów, właściwych duszy, wykazuje autor jedność i wszechmoc Boga. W traktacie De morte persecutorum przedstawia Laktancjusz z ża­rem duszy afrykańskiej straszliwe losy wszystkich prześladowców Kościoła; w De ira Dei dowodzi zgodności między sprawiedliwo­ścią i dobrocią Boga. Główne jego dzieło, Institutionum divinarum libri VII, jest obszerną apologią Chrystianizmu, dedykowaną Konstantynowi, w której Laktancjusz usiłuje wykazać harmonię reli­gii i filozofii: od wszelkiej mądrości filozofów nieskończenie wyższą jest mądrość nauki Chrystusowej a prawdziwa cześć Boża znajduje się tylko w Kościele katolickim (sola catholica Ecclesia est, quae verum cultum retinet).

 

Za Konstantyna Wielkiego Kościół odniósł zwycięstwo nad poganizmem, lecz owo zwycięstwo nowych przysporzyło Kościołowi niebezpieczeństw. Dowodem tego są dzieje herezji ariańskiej.

 

Sekta Monarchianów albo Unitariuszów przypuszczała jedną tylko osobę w Bogu, to jest osobę Ojca. Paweł z Samosaty (260 biskup antiocheński) głosił, że Chrystus był człowiekiem, urodzonym podobnie jak inni ludzie, i że wzniosłe cnoty, którymi się odznaczało życie Chrystusa, podniosły go aż do Bóstwa. Sabeliusz, prezbiter w Pentapolisie (250 – 260) utrzymywał, że Ojciec, Syn i Duch Święty nie są to Osoby różne i odwiecznie istniejące ale czasowe objawienia się Boskiej istoty w jej działaniu zewnętrznym.

 

Ariusz ksiądz katolicki z Aleksandrii, wykształcony w szkole antiocheńskiej, surowy asceta lecz chciwy sławy, wysoki, chudy, blady, odznaczający się wszystkimi właściwościami przywódcy sekty, w rozprawie z biskupem Aleksandrem zaprzeczył odwiecznego rodzenia Syna i jego Bóstwa równego Bóstwu Ojca. Będąc stronnikiem filozofii Platona, dowodził on, że Bóg nie może bezpośrednio na świat oddziaływać, gdyż świat nie zniósłby majestatu Bożego; podług niego, między skończonością i nieskończonością nie masz bezpośredniego związku. Syn, podobnie jak Logos Platona i demiurg gnostyków przenosi idee Ojca na świat materialny, Syn więc nie jest Bogiem prawdziwym, nie jest odwiecznym lecz został stworzonym, kiedy Bóg go stworzyć zechciał; był czas taki, kiedy Syn nie istniał, jest on więc z imienia tylko Bogiem; właściwie zaś jest stworzeniem, jakkolwiek najprzedniejszym.

 

Ariusz nie odwołał swojej doktryny, jak tego żądał biskup Aleksander, i na synodzie aleksandryjskim 321 został wyłączony z Kościoła, "który czci Bóstwo Chrystusowe". Pomimo tego znalazł on licznych stronników nie tylko w Egipcie lecz i w Azji. Dla upowszechnienia swoich pojęć wydał zbiór pieśni, nazwany Thalia, dla majtków, podróżnych, młynarzy. W Azji zjednał sobie wpływowych biskupów Euzebiusza z Nikomedii i Euzebiusza z Cezarei, którzy na dworze cesarskim za nim się wstawiali. Wskutek tego sprawa Ariusza nabierała coraz większych rozmiarów i coraz większego znaczenia.

 

Cesarz Konstantyn nie rozumiał doniosłości kwestii, podjętej przez Ariusza, nazwał spór ten "plebejuszowskim i dziecinnym", i pragnął przywrócenia pokoju za jaką bądź cenę. Dopiero Hozjusz (Osius) z Korduby wytłumaczył mu znaczenie heretyckiej doktryny Ariusza i cesarz zwołał sobór powszechny do Nicei (zob. wyż. s. 226). Sobór ten określił, że Syn Boży jest homousios (consubstantialis), tj. tej samej istoty co Bóg Ojciec. Stąd katolików nazywano homouzjanami. Obaj Euzebiusze, poplecznicy Ariusza, gotowi już byli zgodzić się na uznanie Syna Bożego za homoiusios, tj. że Jezus Chrystus jest istoty podobnej do istoty Boga Ojca, lecz Kościół ich propozycję odrzucił. – Pozornie spór toczył się o jedną literę a w rzeczy samej o cały Chrystianizm i o religijną przyszłość świata. Nauka Ariusza była zamaskowanym teizmem; konsekwentni jej wyznawcy (np. Eunomius) już wtedy wyciągali wszystkie jej wyniki. Gdyby Bóg nie był Trójcą, to logicznym byłby tylko panteizm; Bóg pochłaniałby w sobie wtedy wszelkie życie; kto w Bogu widzi tylko jedność substancji Bożej, ten nie uznaje żadnej substancji indywidualnej. Skoro zaś w substancji Bożej istnieją odrębne Osoby, przeto w ogóle osobistość nie ulega zniszczeniu i wszelkie życie osobowe mieć będzie wieczne trwanie. W abstrakcyjnym monoteizmie stworzenie jest oddzielone nieprzebytą przepaścią od Boga, według zaś nauki katolickiej jest ono przez Syna Bożego i Ducha Świętego z Bogiem połączone, jakkolwiek ma swój byt własny, indywidualny. Celem tego istnienia odrębnego osobistości jest rozwój sił duchowych i moralnych dla zbliżenia się do Boga a nie dla zniknięcia w Nim. Katolicka nauka więc jest nauką wolności osobistej i istotnego postępu dla jednostek i dla ludów. Gdyby Chrystus był tylko stworzeniem, jakim sposobem stworzenie mogłoby pośredniczyć między Bogiem i rodzajem ludzkim? Ludzkość utraciłaby wtedy pośrednika, upadłaby nauka o ła­sce. Runęłyby więc zasadnicze dogmaty, gdyż na dogmacie o Trójcy Świętej opiera się cały Kościół chrześcijański. Słusznie też powiada św. Atanazy: "Potrzebujemy odkupiciela, któryby był z istoty swo­jej Panem naszym, abyśmy przez odkupienie nie stali się powtór­nie niewolnikami jakiego bałwana". Bez dogmatu Trójcy Świętej inną koleją poszłyby dzieje Europy. Gdyby zwyciężył arianizm, wów­czas Bóstwo Chrystusa nie natchnęłoby zapałem świętym serc Jego wyznawców, barbarzyńcy nie zostaliby nawróceni, dla człowieka stworzonego nie przedsiębrano by wypraw Krzyżowych a Zachód nie doszedłby do swojej cywilizacji i do swojej wolności. Arianie nic nie wydali w zakresie sztuk i nauk, a katolicy wydali wszystko. Wierząc w Bóstwo Założyciela swojej religii, nieustraszenie opie­rali się kapłani katoliccy tyranii władzy świeckiej; arianie zaś, nie uznający Boga-Człowieka, padali do stóp cesarskich; cesarz był dla nich biskupem biskupów. Aby zjednać sobie względy i protekcję państwa, w jego ręce wydawali najdroższe interesa, katolicy zaś, umierając za nie, tryumf im zapewnili. Cesarze chętnie stawali po stronie arianów, którzy im rolę papieży przyzna­wali. Arianie byli wszędzie poplecznikami kościołów państwowych. W bezpośrednim więc związku ze sprawą ariańską pozostawały wielkość, wolność i bogactwo cywilizacji chrześcijańskiej.

 

Ariusz skazany został na wygnanie do Ilirii, lecz miał on wpływowych obrońców na dworze, głównie w Konstancji, siostrze cesarza. W 328 r. Konstantyn pozwolił mu wrócić do Aleksandrii i zażądał nawet od tamtejszego biskupa, aby Ariusza na dawnym jego urzędzie posadził. Biskupem był wtedy już nie Aleksander lecz Atanazy (od 326), ten sam, który jako diakon przybył ze swoim biskupem na Sobór Nicejski, gdzie głębokością rozumowania tudzież wymową swoją przyłożył się do zwycięstwa nauki katolickiej. Wielki ten i święty mąż był odtąd przez lat 48 najśmielszym i najgłębszym obrońcą prawdziwej wiary; pięciokrotnie nienawiść przeciwników wypędzała Atanazego z jego stolicy biskupiej, dwadzieścia lat spędził on na wygnaniu, pięć razy powracał w tryumfie, okrzyczany jako tyran przez swoich nieprzyjaciół, czczony przez lud, przez Kościół uznany został za świętego. Skromnie lecz stanowczo odpowiedział on cesarzowi, że obowiązek pasterski nie pozwala mu przyjąć napowrót Ariusza. Powódź nienawiści i podstępów wylała się wtedy na niego; oczerniono go przed cesarzem, że chce wywołać rokosz w Egipcie, że zamyśla zatrzymać okręty ze zbożem, aby ogłodzić Konstantynopol. Atanazy pośpieszył w 332 r. do stolicy i przekonał Konstantyna o swojej niewinności. Lecz nową potwarz na Atanazego rzucono. Cesarz rozkazuje usprawiedliwić mu się przed synodem w Cezarei, a kiedy Atanazy kompetencję sądu jako złożonego z śmiertelnych wrogów swoich odrzucił, odsyła go przed synod w Tyrze. Tu Atanazy w świetny sposób zbił potwarcze zarzuty, które mu wrogowie czynili. Kiedy go obwiniono o zabicie Arseniusza, biskupa heretyckiego, Atanazy przedstawił zgromadzeniu żywego Arseniusza. Pomimo to synod go potępił a cesarz skazał na wygnanie do Trewiru, sądząc, że tym sposobem pokój w Kościele przywróci. Ariusz miał być napowrót przyjętym do Kościoła, a mianowicie w Konstantynopolu, lecz kiedy orszak, w którym znajdował się Ariusz, wyruszył na główną ulicę stolicy, herezjarcha poczuł na sobie prawicę Boga: zdjęty nagłymi boleściami wyszedł z orszaku i padłszy, skonał, 336.

 

Ze śmiercią wszakże herezjarchy nie wymarło jego stronnictwo. Długo jeszcze palił się ogień, który Ariusz rozniecił. Tłumy zaczęły się zaprzątać wywodami Ariusza i Grecy wykazali przy tym całą pochopność swoją do dialektyki. O tej manii rozprawiania, właściwej Grekom, Grzegorz z Nyssy powiada: "Pytasz się piekarza o cenę chleba a on ci odpowiada, że Ojciec jest wyższy od Syna i że Syn jest poddany Ojcu; pytasz się, czy łaźnia już gotowa i otrzymujesz odpowiedź, że Syn został z niczego stworzonym".

 

Z synów Konstantyna Konstancjusz był za arianami, Konstantyn II zaś ujął się za Atanazym, który 338 r. w tryumfie wrócił do Aleksandrii. Po śmierci Konstantyna II nowe prześladowania spadły na wielkiego biskupa; synod Antiocheński 341 złożył go z urzędu. Obie strony zwróciły się wtedy do Stolicy Rzymskiej, która uznała Atanazego za prawego biskupa 343 r. W ogóle Zachód nie sprzyjał herezjom; duch praktyczny, karność i konsekwencja panowały w zachodniej Europie. Na synodzie w Sardyce w Mezji, 347, biskupi wschodni oddzielili się od zachodnich, którzy uznali Atanazego za niewinnego, i przywódców Arianizmu wyłączyli z Kościoła. W 349 r. Konstancjusz przekonawszy się o przewrotności arianów, zgodził się na powrót Atanazego. Lecz nieprzyjaciele wielkiego biskupa byli niestrudzeni; zarzucano mu zdradzieckie znoszenie się z uzurpatorem Magnencjuszem, dążenie do ograniczenia władzy cesarskiej przez władzę biskupią itd. Teraz postanowiono się pozbyć Atanazego za jaką bądź cenę. Potępiły go synody w Arles 353 i Mediolanie 355 zebrane. W Mediolanie cesarz oświadczył biskupom: "Czego ja chcę, to ma być dla was prawem kościelnym; wybierajcie więc je­dno z dwojga, albo musicie mię słuchać albo zostaniecie wygnani ze swoich biskupstw". Z winy arianów, Kościołowi, który wol­ność swoją okupił potokami krwi, zagrażała najstraszliwsza niewola. Cesarz ścigał swoich przeciwników jako wichrzycieli i kacerzy.

 

Papież Liberiusz skazany był na wygnanie, takiż sam los spotkał biskupów Lucyfera z Kalarysu (Cagliari), Dionizjusza mediolańskiego, 100-letniego Hozjusza i Hilarego z Poitiers, nazy­wanego Atanazym Zachodu. Użyto 5000 żołnierzy dla wypędze­nia Atanazego z jego stolicy. Lud chciał go bronić w kościele, Atanazy zaklinał mieszkańców, aby się nie opierali rozkazom ce­sarza. Żołnierze wdarli się do świątyni, chcąc przytrzymać Ata­nazego; lecz księża otoczyli swego biskupa i wyprowadzili z ko­ścioła. Atanazy schronił się na pustynię. Sprawa jego wydawała się straconą, lecz w nieszczęściu pokazał on całą wielkość swojej duszy. Śmiało i z godnością usprawiedliwił się w liście swoim do cesarza, lecz Konstancjusz nie dał się przejednać. Przez sześć lat błąkał się Atanazy po pustyniach, ścigany przez żołnierzy, strzeżony przez zakonników, ukrywając się to w jaskiniach to w starych świątyniach. Biczował się on razem z pustelnikami Tebaidy, ich życie zakonne uregulował, nawet jako wygnaniec panował on nad umysłami. Egipt obstawał za nim, jego listy pasterskie przepisywano i przesyłano sobie wzajem.

 

Arianie zwyciężyli lecz ich zwycięstwo było ich klęską, strach skupiał ich dotychczas, teraz napadają oni jedni na drugich. Wytworzyły się dwa stronnictwa, ścisłych arianów i semiarianów (pół-arianów). Eunomiusz, biskup Cyzyku († 392) dowodził, że nieskończona przepaść istnieje między stworzeniem i Stwórcą i że Chrystus, jakkolwiek był wyższym od wszystkich stworzeń, jest przecież innej natury i nierówny Bogu Ojcu (ανόμοιος). Stąd stronników Eunomiusza nazywano anomejczykami. Semiarianie poczytywali Chrystusa za podobnego Bogu Ojcu. Adepci Ariusza zwoływali synody, formułowali rozmaite symbole wiary, rozprawiali i sprzeczali się bez końca. Na synodzie w Rimini wymógł cesarz uchwałę, że "Syn Boży podobny jest Bogu Ojcu według Pisma św.". "Wówczas, powiada św. Hieronim, zdumiała się ziemia, że jest ariańską".

 

Konstancjusz umarł 362 r. Julian odwołał wygnanych biskupów, spodziewając się, że stąd najlepsze wynikną skutki dla poganizmu. Atanazy wrócił w tryumfie do Aleksandrii. Wkrótce wszakże został on znowu wygnany przez Juliana, który zawzięcie nienawidził niezłomnego obrońcę Kościoła. "Niegodziwy ten człowiek, mówił cesarz o Atanazym, ośmielił się za mojego panowania chrzcić greckie kobiety szlachetnego rodu". Atanazy opuścił wprawdzie Aleksandrię, lecz wkrótce powrócił; wszyscy wiedzieli, gdzie on przebywa, lecz nikt go nie zadenuncjował. Za Jowiana Atanazy zasiadł na swojej stolicy, Walens znowu go wygnał lecz powstanie ludu zmusiło rząd do odwołania świętego męża. Odtąd spokojnie przebywał Atanazy w Aleksandrii, doczekał się zupełnego tryumfu Kościoła i umarł w późnej starości 373.

 

Symbol nicejski coraz bardziej się upowszechniał na Wschodzie. W końcu Teodozjusz ostatecznie stłumił Arianizm a zwoła­ny za jego rządów sobór powszechny w Konstantynopolu (381) zatwierdził symbol nicejski i zarazem usunął wszelkie wątpliwości co do Bóstwa Ducha Świętego. Odtąd Arianizm utrzymuje się przez czas niejaki między barbarzyńcami (2) a potem odrodzi on się w innych formach w nauce Islamu, w herezji adopcjanów, w doktrynach Abelarda, Miltona i teistów.

 

Na Zachodzie w walce z Arianizmem szczególniej odznaczył się Hilary z Poitiers, i dlatego nazywany on bywa Atanazym Zachodu. Hilary był synem bogatych rodziców pogan i otrzymał staranne wykształcenie naukowe, głównie w prawie i wymowie. Przez długi czas był on stronnikiem Epikura lecz ani w jego doktrynie ani w naukach innych filozofów nie znalazł zaspokojenia. W końcu zaczął się rozczytywać w Piśmie św.; prostota i głębokość Pisma św. wprawiła go w zdumienie; poprzednio bliskim będąc rozpaczy, w żywocie Zbawiciela znalazł on siłę do znoszenia mozo­łów życia. Hilary przeszedł na Chrystianizm i wkrótce zjednał so­bie głośne imię jako poeta i mówca. Nazywano go Rodanem krasomówstwa łacińskiego. W 351 r. głos ludu powołał go na biskupa w Poitiers. Z całym zapałem swojej duszy gorącej wystąpił on przeciwko Arianizmowi i przeciwko cesarzowi Konstancjuszowi, który katolików prześladował. "W żaden sposób nie można, pisał on do cesarza, pogodzić ze sobą takich sprzeczności jak prawda i błąd, dzień i noc. Posłuchaj, cesarzu, głosu tych, którzy do cie­bie wołają: «Jestem katolikiem i nie chcę być heretykiem, jestem chrześcijaninem a nie arianinem, wolę umrzeć niż skalać dziewi­czość wiary mojej, ulegając materialnej potędze człowieka, który nad Kościołem żadnej władzy nie posiada»". Zarazem Hilary wy­łączył z Kościoła ludzi, którzy byli narzędziami polityki cesarskiej. Rozjątrzony cesarz zwołał 356 do Beziers synod, który miał wy­dać wyrok na Hilarego. Tu nie wysłuchano obrony biskupa z Poi­tiers i cesarz skazał go na wygnanie do Frygii. Hilary musiał natychmiast wsiąść na okręt, nie pozwolono mu nawet pożegnać się z rodziną i diecezjanami. "Wyganiają nas, zawołał on wtedy, lecz nie wygonią słowa Bożego!". Wytrwale i ze spokojem znosił Hilary swoje wygnanie we Frygii, w której pełno było wtedy montanistów (zob. wyżej s. 343). "Milsze mi są góry i lasy, mawiał wygnany biskup, niż kościoły heretyków, i mniej niebezpieczne dla mojej duszy". Przez długi czas nie odbierał on żadnej wiadomości od rodziny i swoich braci w Chrystusie i obawiał się aby cała Galia nie popadła w Arianizm. Szukając pociechy i umocnienia, napisał wtedy dzieło o Trójcy Świętej, Libri duodecim de Trinitate, przy czym słusznie powiada: "natura przedmiotu pochłania znaczenie wyrazów, światło, w które patrzeć nie można, oślepia wzrok badacza i bezmierność przewyższa siłę ducha ludzkiego". W końcu nadeszły do niego zapytania z Zachodu, co mają znaczyć te ciągłe synody i wschodnie symbole. Hilary odpowiedział na owe pytania w traktacie De Synodis, w którym wyjaśnił Zachodowi, że nie cały Wschód jest za Ariuszem, a Wschodowi, że nie wszyscy na Zachodzie są sabelianami. W Seleucji, na rozkaz cesarski, zebrał się synod, na który przybył także Hilary, zaproszony przez arianów. Energicznie wystąpił tu wygnany biskup w obronie Kościoła katolickiego, poczym udał się do Konstantynopola, aby oświecić cesarza w prawdziwej wierze i katolików umacniał na duchu. Aby się go pozbyć jako siejącego niepokój ("perturbatur orientis"), cesarz, nie uchyliwszy dekretu wygna­nia, pozwolił mu wrócić do Galii. Przed wyjazdem ze stolicy Hilary wydał swój list do cesarza, list tak śmiały, że w niczym on nie ustępuje filipikom Demostenesa i Cycerona. "Czasy milcze­nia, powiada święty biskup, już przeszły, nastał czas zabrania głosu; pasterz musi wołać, gdyż najemnicy uciekli, musi położyć on życie swoje w obronie owieczek, gdyż wilk wdarł się do owczarni a lew ryczy w pobliżu. Trzeba modlić się o nowe zstąpienie Chrystusa na ziemię, gdyż żyjemy pod panowaniem antychrysta... O gdy­bym mógł złożyć moje wyznanie wiary za dni Nerona i Decjusza! mężnie wtedy oparlibyśmy się naszym katom i mordercom i lud cały przyłączyłby się do nas jako do przewodników swoich na drodze śmierci. Teraz zaś musimy walczyć z prześladowcą, który uwodzi, z nieprzyjacielem, który nas wprowadza w zasadzkę, przeciwko antychrystowi Konstancjuszowi, który nie smaga wprawdzie rózgami lecz schlebia zmysłom, który nie skazuje na wygnanie lecz wzbogaca nas, aby nas zgubić; nie prowadzi on nas do wolności chrześcijańskiej przez więzienie, lecz otacza nas czcią w swoim pałacu, aby nas zamienić na niewolników swoich. Lękając się klęski, nie wszczyna on walki, lecz schlebia, aby panować; chce jedność przywrócić, aby zakłócić pokój; buduje kościoły, aby wiarę wykorzenić; wyznaje Chrystusa, aby się Go zaprzeć". W Galii Hilary nawrócił semiarianów i do samej śmierci (368 r.) pracował dla Kościoła.

 

 

HISTORIA POWSZECHNA PRZEZ F. J. HOLZWARTHA. PRZEKŁAD POLSKI, LICZNYMI UZUPEŁNIENIAMI ROZSZERZONY. TOM III. WIEKI ŚREDNIE. CZĘŚĆ PIERWSZA: IMPERIUM RZYMSKIE. KOŚCIÓŁ I GERMANOWIE. ISLAM. CZASY KAROLA WIELKIEGO I JEGO NASTĘPCÓW. SŁOWIANIE. Nakładem Przeglądu Katolickiego. Warszawa 1880, ss. 347-359.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

Przypisy:

(1) Herezja manichejska postawiła sobie za cel, zapewnienie przewagi dobrej duszy nad złą przez powściągliwość a więc ułatwienie powrotu cząstek świetlanych do światła pierwotnego. Wyznawcy jej dzielą się na wybranych i słuchaczów, electi i auditores. Pierwsi mają panować nad popędami ziemskimi i pielęgnować zarody światła; nie znają ani ojca ani matki, nie posiadają własności, nie zajmują się żadną pracę. Wybrany nie może podnieść ręki na jakie bądź zwierzę lub roślinę, gdyż figa płacze, kiedy ją zrywają, winna latorośl wzdycha, kiedy jej winogrona odbierają, nawet kamienie mają duszę i doznają cierpień. Słuchacze zaspakajają potrzeby wybranych, którzy posiadają władzę ich rozgrzeszania. Wybrani muszą zachowywać trzy śluby: ust, ręki i lędźwi (signaculum oris, manuum, sinus), to jest nie wolno im nic złego mówić, niczego nieczystego spożywać, nie wolno im także nabywać pieniędzy lub majętności, i instynktów zmysłowych zaspakajać; są to jakby bramini manicheizmu. Ponieważ wybrani nie mogą mieć dzieci, przeto zastęp ich ciągle uzupełnia się nowymi adeptami z klasy słuchaczów; ci zaś ulegają słabościom ludzkim, mają żony i dzieci, jadają mięso itd. lecz za to muszą żałować swoich przewinień i spowiadać się u wybranych. Stąd wybrani zowią się katarystami tj. oczyszczającymi. Oni tylko przyjmują eucharystię i wstępowanie do ich stanu odbywa się przez chrzest z oleju. Ich dusze świetlane przechodzą po śmierci na księżyc, potem na słońce, a słońce je przekazuje światłu pierwotnemu. Dusze słuchaczów przechodzą w rośliny i, jeżeli się dobrze sprawowały na ziemi, bywają spożywane przez wybranych i z nimi wracają do światła pierwotnego; złe zaś dusze przemieniają się w dzikie zwierzęta i zaginą podczas wielkiego pożaru świata. Królestwo światła i królestwo ciemności pozostaną wrogimi sobie, jak było na początku.

 

(2) Kraje katolickie, jak Francja, Anglia, Niemcy, stały się głównymi czynnikami dziejów powszechnych; około nich grupują się dzieje Europy chrześcijańskiej. Wandale, Wizygotowie, Ostrogotowie byli arianami, i jaki los spotkał państwa, przez nich założone? Krótko trwało państwo Genzeryka w Afryce, państwo Ostrogotów zaczyna chylić się ku upadkowi od śmierci Teodoryka, Burgundowie musieli poddać się Frankom, Wizygotowie i Swewowie znikli pośród ludności Hiszpanii, która pod jarzmem półksiężyca musiała przebyć pierwej bolesny proces oczyszczenia, nim powołaną została do czynnej roli dziejowej. Wielki ten fakt historyczny potrzebuje wyjaśnienia. Arianizm nie posiadał w sobie siły dostatecznej nawet do pokonania poganizmu i tylko ujemny wpływ wywierał na życie moralne swoich wyznawców. Świadczy o tym historia Longobardów. Kiedy w Kościele katolickim coraz pełniejsze życie się rozwijało, kiedy kapłani katoliccy, duchem poświęcenia przejęci, uszlachetniali i podnosili ludy, Arianizm nie umiał nawet utrzymać tych zdrowszych stosunkowo pierwiastków, jakie się jeszcze przechowywały w barbarzyńcach. Im dłużej lud jaki pozostawał pod wpływem Arianizmu, tym bardziej jego charakter szpetniał. Kiedy ariańscy Wandale 429 wkroczyli do Afryki, imponowali oni zepsutej krajowej ludności prostotą i czystością swoich obyczajów. Wkrótce potem widzimy już, jak rozpostarła się między nimi cała brutalność zmysłowości barbarzyńskiej obok wyrafinowanego zbytku na wskroś przegniłej kultury rzymskiej.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: