Matka Boga (1)

 

KS. FRANCISZEK KWIATKOWSKI SI

 

 

"Posłan jest anioł Gabriel od Boga do miasteczka galilejskiego, którego imię Nazaret, do panny poślubio­nej mężowi, któremu było Józef, z domu Dawidowego, a imię panny Maryja" (2). I obwieścił Jej niebieski posła­niec zdumiewającą nowinę, że znalazła szczególną łaskę u Boga, że za sprawą Ducha Świętego pocznie i porodzi sy­na, który będzie zwany Synem Najwyższego, a Bóg da Mu stolicę Dawida i będzie królował w domu Jakuba na wieki, a królestwu Jego nie będzie końca.

 

Zdziwiła się i zatrwożyła Panienka Maryja, a z Nią zdziwił się świat cały. A to nie tylko dlatego, że speł­niło się proroctwo Izajaszowe, o cudownym połączeniu dziewictwa z macierzyństwem Maryi: "Oto Panna pocz­nie i porodzi syna i nazwą imię jego Emmanuel tj. Bóg z nami" (3), ale przede wszystkim dlatego, że te wyraże­nia Syn Najwyższego, – Bóg z nami, nie miały być wzięte w znaczeniu przenośnym, ani w znaczeniu syno­stwa przybranego, lecz w najwłaściwszym tych słów znaczeniu.

 

Bóg sam, a mianowicie druga Osoba Trójcy Przenajświętszej, sam Syn Boży, raczył zstąpić na ziemię i przyjąć ciało ludzkie z Maryi i połączyć w tajemniczy a prawdziwy sposób Bóstwo z człowieczeństwem: "Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami" (4).

 

Bóg zniżył się do ludzi, Syn Boży stał się dla zba­wienia świata synem człowieczym, – to fakt niezaprze­czalny. Atoli umysł ludzki pragnąłby zgłębić tę zadzi­wiającą tajemnicę. Czy to podobne do wiary, – aby Bóg dotykał się materii? Czy Jezus Chrystus, o ile jest prawdziwym Bogiem, miał rzeczywiście ciało człowiecze?

 

Takie pytania stawiali sobie zarażeni gnostycznymi błędami heretycy pierwszych dwóch wieków chrześci­jańskich, dokeci, ucząc, że Chrystus miał tylko po­zorne ciało, ciało eteryczne. W tym ciele przeszedł tylko przez łono Maryi, nie biorąc z Niej rzeczywistego ciała ludzkiego. Oburzyli się na to apologeci i Ojcowie Ko­ścioła, wykazując z Pisma św. rzeczywistość przybranego ciała Chrystusowego i podkreślając z naciskiem, że Chrystus nie odkupił nas ludzi, jeśli nie wziął z Maryi prawdziwej ludzkiej natury. "Przez to właśnie, że Pan odkupił nas Krwią swoją, że dał duszę swoją za naszą, a ciało swoje za ciała nasze... wygubił wszystkie nauki heretyckie" – pisze św. Ireneusz (5). "Jeśli ciało Chry­stusa było pozorem (phantasma), oszukał nas Chrystus; jeśli nas oszukał, nie jest Prawdą. Ponieważ jednak Chrystus jest prawdą, nie było pozorem ciało Jego", rozumuje św. Augustyn (6).

 

Ewangelia św. stwierdza najdobitniej, że Chrystus był prawdziwym Synem Maryi, posilał się i wzrastał, łaknął i pragnął, czuł się zmęczonym, cierpiał i umarł, a choć po zmartwychwstaniu swoim przeszedł przez skały grobowe i zamknięte drzwi, to jednak zapewnił Apostołów, że i to ciało uwielbione nie było pozorem, tylko rzeczywistością: "Czemuście się zatrwożyli? Oglądajcie ręce moje i nogi, że ja tenże jestem; dotykajcie się i przypatrujcie: bo duch nie ma ciała ani kości, jako widzicie, że ja mam" (7).

 

Gdy w wieku IV Apolinary, biskup laodycejski w Syrii, opierając się na platońskiej trychotomii, tj. nauce o potrójnej duszy w człowieku, odważył się uczyć, że Syn Boży przyjął z Maryi ciało, ożywione tylko du­szą zwierzęcą, a duszę rozumną zastępowało w Chry­stusie Słowo Boże, – przypomniał mu Kościół, że Chry­stus miał rozumną duszę ludzką, która w Ogrojcu była "smutna aż do śmierci", którą się ofiarował Ojcu na zadośćuczynienie za grzechy ludzkie, – słowem był człowiekiem doskonałym – perfectus homo, – gdyż "we wszystkim stał się nam podobnym, prócz grzechu" (8).

 

Z drugiej strony znaleźli się inni heretycy, którzy odważyli się podawać w wątpliwość Bóstwo Jezusowe. W tym względzie wysunęła się na pierwszy plan here­zja ariańska. Twórcą jej był Ariusz, kapłan aleksan­dryjski. W r. 318 wystąpił z poglądem, że Syn Boży nie jest współistotny Ojcu, lecz jest tylko pierwszym i naj­doskonalszym stworzeniem Bożym; zatem i Chrystus jest Bogiem tylko w znaczeniu niewłaściwym. I znowu zerwała się burza niesłychana. Na Soborze Nicejskim (r. 325) określono współistotność Syna z Ojcem, a tym samym stwierdzono dogmatycznie prawdziwe Bóstwo Słowa, które się stało ciałem.

 

* * *

 

Zatem po Soborze Nicejskim były już dwie prawdy ustalone dogmatycznie: mianowicie, że Chrystus był prawdziwym Bogiem, a równocześnie i prawdziwym człowiekiem. "Bogiem, zrodzonym z substancji Ojca przed wiekami i człowiekiem, zrodzonym w czasie z substancji matki; doskonałym Bogiem – perfectus Deus, doskonałym człowiekiem – perfectus homo, złożonym z duszy rozumnej i z ciała ludzkiego, równym Ojcu co do Bóstwa, niższym od Ojca co do człowieczeństwa" (9).

 

Te dwie prawdy dogmatyczne nie położyły jednak kresu sporom chrystologicznym. Pozostawało jeszcze bardzo ważne pytanie, w jakim stosunku pozo­stają do siebie w Chrystusie ten perfectus Deus i perfectus homo? Czy są to tylko dwie natury, Boska i ludzka, zewnętrznie z sobą połączone, – czy też są to dwie osoby razem powiązane, – czy też może istnieje jakieś inne wewnętrzne ich połączenie i pod­porządkowanie?

 

I tak Apolinary pragnął je powiązać wewnętrznie, ucząc, że Chrystus jako człowiek nie miał duszy ro­zumnej, lecz funkcje jej spełniało "Słowo Boże". Wal­czyli z Apolinarym Diodor z Tarsu i uczeń jego Teo­dor z Mopswestii († 429); obaj jednak wspomniani apo­logeci popadli w drugą skrajność, ucząc, że czynniki: Boski i ludzki były w Chrystusie tylko zewnętrznie połączone: "Słowo mieszkało w przyjętym człowieku, jako w swej świątyni"; w Chrystusie są zatem nie tylko dwie natury, Boska i ludzka, ale i dwie osoby. Maryja więc porodziła tylko człowieka Chrystusa, a nie Bożą osobę; nie można Jej więc nazywać: Bogarodzicą – theotokos, tylko Rodzicielką Chrystusa – christotokos.

 

Oto podkład historyczny do dogmatycznych okre­śleń Soboru Efeskiego z 431 roku, którego 1500-letni jubileusz święcimy w roku bieżącym. Właśnie bowiem uczniem Teodora był Nestoriusz, zakonnik antiocheński (w Syrii), któremu sława wymowy utorowała w r. 428 drogę na stolicę arcybiskupią w Konstantynopolu. Okazał się on z początku dzielnym arcypasterzem, karcąc atoli niektóre przesadne objawy czci ludu dla Maryi, pow­stał również przeciw nadawaniu Jej tytułu "Boga-Rodzicy", przyjętego już od wieku w całym Kościele, z wyjątkiem Antiochii. Zdarzyło się pewnego razu, iż jeden z biskupów zawołał z kazalnicy archikatedralnej w Konstantynopolu: "Potępienie dla każdego, kto na­zywa Maryję Matką Boga". Oburzony lud zaprotestował, ale Nestoriusz ujął się za nauką swego biskupa.

 

Zajście to narobiło dużo hałasu w Kościele wschod­nim. Otóż Patriarcha aleksandryjski w Egipcie, św. Cy­ryl, wydał dogmatyczny list pasterski do swych owie­czek. List ten dostał się wnet do Konstantynopola. Ne­storiusz uczuł się obrażonym wywodami św. Cyryla i zwrócił się ze skargą do ówczesnego papieża Cele­styna I. Równocześnie jednak napisał do Rzymu także i św. Cyryl, wyjaśniając błędy Nestoriusza. Papież zwo­łał biskupów Zachodu na sobór do Rzymu (sierpień 430), gdzie potępiono błędną naukę Nestoriusza. Po tym orzeczeniu soboru rzymskiego polecił Papież św. Cyrylowi, by nakłonił Nestoriusza do odwołania głoszonych pu­blicznie błędów. Na soborze biskupów Egiptu, ułożono 12 punktów (anatematyzmów), które miał podpisać Ne­storiusz, by uniknąć wyklęcia z Kościoła przez Rzym. Oto niektóre z owych anatematyzmów:

 

"Jeśli kto nie wyznaje, że Emmanuel jest prawdzi­wie Bogiem, i dlatego święta Dziewica Matką Boga, gdyż porodziła co do ciała Słowo Boże, które się stało ciałem, niech będzie wyklęty" (can. 1).

 

"Jeśli kto nie wyznaje, że Słowo Boga Ojca po­łączyło się z ciałem istotnie (osobowo – secundum subsistentiam), i że Chrystus jest jedną istotą z własnym ciałem, tą samą jedną istotą, Boską i ludzką zarazem, niech będzie wyklęty" (can. 2).

 

"Jeśli kto twierdzi, że Słowo Boga Ojca jest Bo­giem lub Panem Chrystusa, a nie wyznaje, że raczej ta sama istota jest Bogiem zarazem i człowiekiem, ponie­waż, podług Pisma, Słowo stało się ciałem, niech bę­dzie wyklęty" (can. 6).

 

Inne kanony zawierają tylko konsekwencje tej pod­stawowej nauki: Niech będzie wyklęty, kto wprowadza w Chrystusa dwie osoby (Boską i ludzką, can. 4), kto nazywa Chrystusa tylko "noszącym Boga" (theophoron) a nie Bogiem prawdziwym, – kto uczy, że nie Słowo Boże, jako nasz Arcykapłan, – ale inny ktoś poza Sło­wem, jako zwykły syn niewiasty, odkupił nas z grze­chów (can. 10), – cierpiał i umarł za nas (can. 12) i oży­wia nas (can. 11) itd.

 

Nestoriusz nie podpisał deklaracji, doręczonej mu przez 4 biskupów. Przeczuwając niekorzystny dla siebie obrót sprawy, wpływał na cesarza Teodozego II, by on sam zwołał Sobór powszechny do Efezu. Pewny siebie, wygłosił w dniu 6 i 7 grudnia 430 r. dwa gwałtowne przemówienia, w których piętnował wszystkich, nazy­wających Maryję Matką Boga, a nie matką człowieka, zapowiadając zarazem, że wnet wypowie się w tej spra­wie Sobór powszechny.

 

Wobec zaognionego w ten sposób sporu św. Cy­ryl pytał w Rzymie, co ma robić. Papież polecił mu postępować ze zbłąkanym z wszelką możliwą łagodnością i obiecał wysłać trzech swoich legatów na dzień 7 czerwca (Zielone Świątki) 431 r. do Efezu. Mieli oni pracować w porozumieniu ze św. Cyrylem. Na 15 dni przed datą wyznaczoną Cyryl znalazł się z 50 bisku­pami Egiptu w Efezie. Zjawił się również i Nestoriusz z pocztem zbrojnym, ufny w opiekę cesarską. Memnon, biskup Efezu, podzielał zapatrywania św. Cyryla.

 

Ponieważ na 7 czerwca nie zdążyło przybyć wielu biskupów, nie było też jeszcze legatów papieskich, od­łożono otwarcie Soboru na później. Pierwsze posiedze­nie odbyło się 22 czerwca. Po trzykroć wzywany Nestoriusz nie stawił się. Odczytano wyznanie wiary So­boru Nicejskiego, potem akta procesu Nestoriusza, na które złożyły się: list dogmatyczny św. Cyryla, odpo­wiedź Nestoriusza, list papieża Celestyna do św. Cyryla, drugi list dogmatyczny św. Cyryla z anatematyzmami. Następnie przytoczono ustępy z pism Ojców Kościoła, zestawiono z nimi naukę Nestoriusza, której fałsz wy­stąpił teraz w pełnym świetle. Wobec tego ogłoszono Nestoriusza heretykiem, złożono go ze stolicy biskupiej i wykluczono z grona kleru. Wyrok ten podpisało 197 biskupów. Lud, czekający niecierpliwie na wyrok przed kościołem Najświętszej Maryi Panny, w którym odbywał się Sobór, odprowadził biskupów do domu, wśród radosnych okrzy­ków i blasku pochodni.

 

Wnet nadjechali legaci papiescy i potwierdzili wy­rok Soboru; przyłożył potem na nim pieczęć swą sam Ojciec Święty, a z nim cały Kościół katolicki. I odtąd ja­sną dla każdego wiernego stało się prawdą, że Maryję można i trzeba nazywać Matką Boga, – a nie tylko matką człowieka, Matką Słowa, – a nie tylko matką Chrystusa, gdyż chociaż Maryja nie zrodziła Chrystusa według Jego natury Bożej, tylko według Jego natury ludzkiej, to jednak Chrystus jest jedną Bosko-ludzką osobą, a Maryja jest matką tej jednej osoby, jest więc Matką Boga, zrodziła bowiem tę jedyną w dziejach świata istotę, którą nazywają Ojcowie Kościoła: theanthropon, – Bogo-człowiekiem, – a nie ludzką osobę, złączoną tylko zewnętrznie, przypadłościowo ze Słowem Bożym.

 

Prześlicznie wyraża tę pracę dogmatyczną pierw­szych wieków, wyjaśniającą najwyższą tajemnicę Wcie­lenia Syna Bożego, następny Sobór powszechny (IV z rzędu), odbyty w Chalcedonie w 451 r., a skierowany przeciw monofizytom. Ci bowiem heretycy, z Eutychesem, opatem jednego z klasztorów Konstantynopola na czele, podkreślali tak dalece Boskość osoby Chrystusa, że formalnie znikała Jego natura ludzka, pochłonięta niejako przez Boską. Stąd ich nazwa: monofizyci, – czyli wyznawcy jednej natury w Chrystusie. Zebrani biskupi przyjęli dogmatyczny list papieża św. Leona I Wielkiego, wołaniem: "To jest wiara Apostołów, tak wszyscy wierzymy, przez Leona przemówił Piotr".

 

Wyznanie wiary chalcedońskie przedstawia syn­tetycznie a jasno naukę Kościoła św. o Chrystusie, a brzmi następująco:

 

"W ślad za Ojcami świętymi uczymy wszyscy jednozgodnie, że trzeba wyznawać jednego i tego samego Syna i Pana naszego Jezusa Chrystusa, tego samego doskonałego co do Bóstwa i tego samego doskonałego co do człowieczeństwa (perfectum in deitate et perfec­tum in humanitate), Boga prawdziwego i prawdziwego człowieka, złożonego z duszy i ciała, współistotnego Ojcu w Bóstwie, a współistotnego nam w człowieczeń­stwie, podobnego nam we wszystkim oprócz grzechu (10); tego samego zrodzonego wprawdzie przed wiekami z Ojca co do Bóstwa, w ostatnich zaś dniach zrodzonego dla nas i dla naszego zbawienia z Maryi Panny, Boga-rodzicy (tes theotoku) co do człowieczeństwa; uczymy, że trzeba uznawać jednego i tego samego Chry­stusa Syna Pana jednorodzonego, w dwóch natu­rach niezmieszanie, niezmiennie, nierozdzielnie, nierozłącznie, bez znoszenia różnicy natur przez ich po­łączenie, raczej z podkreślaniem przymiotów odrębnych, właściwych każdej naturze; obie bowiem natury łączą się w jedną osobę i w jedno samodzielne bytowanie, a jak przedtem uczyli o nim Prorocy i sam Jezus Chry­stus i wyznanie Ojców nam przekazało, jedną i tą sa­mą istotą, nie rozdzieloną ani rozerwaną na części, jest Syn i jednorodzone Słowo Boże Pan nasz Jezus Chry­stus".

 

W całym wyznaniu powtarzają się ustawicznie wy­razy "jednego i tego samego Syna Bożego i Syna czło­wieczego", z podkreślaniem różnicy natur a jedności oso­by. A powołuje się Sobór na Pismo św. i Tradycję, jako na źródła swej nauki. Nie Sobór bowiem ją tworzy, on ją tylko ujmuje w odpowiednią formułę dogmatyczną.

 

To właśnie odróżnienie między osobowością a na­turą w Chrystusie pozwoliło na filozoficzno-teologiczne rozwiązanie pozornie sprzecznych orzeczeń o Chrystu­sie. Ta sama osoba jest zrodzona i niezrodzona od wie­ków, cierpiętliwa i niecierpiętliwa, skończona i nieskoń­czona. Chrystus, – to Bóg, a rodzi się w czasie, – to najwyższa Moc, a truchleje od zimna, – to Pan niebiosów, a pozostaje w żłóbku obnażony, – to Ogień nie­śmiertelny, a krzepnie w ludzkim ciele, – jest Nie­skończony, a jednak "ma granice". I chociaż przy tych różnych orzekaniach trzeba dodawać, że jedne z nich dotyczą Jego Boskiej, inne Jego ludzkiej natury, to jednak trzeba pamiętać, że odnoszą się one przez te natury, do jednego w sobie podmiotu samodzielnie istniejącego, do jednej osoby Bożej, do osoby Słowa, jednoczącej w Chrystusie dwie natury, Boską i ludzką.

 

Toteż choć i Maryja nie jest matką Chrystusa co do Jego Bóstwa, lecz tylko co do Jego człowieczeństwa, to jednak jest matką tej istotnie jednej w sobie osoby Słowa odwiecznego, która łączy w sobie substancjalnie dwie natury, Boską i ludzką. Zrodziła więc Maryja praw­dziwie Tego, który jest Bogiem zarazem i człowiekiem w jednej osobie. Jak w Trójcy Świętej mamy jedną naturę Boską, bytującą w trzech osobach, tak w Chrystusie mamy jedną osobę Bożą, bytującą w dwóch naturach.

 

* * *

 

W ten sposób Boże Objawienie poucza nas, że trzeba odróżniać między naturą każdej rzeczy a tym, co stanowi jej indywidualność, nazywaną u istot rozumnych ich osobowością.

 

O wcieleniu Syna Bożego pisze św. Paweł w liście do Kolossan (I, 26), że głosi im "tajemnicę, która była zakryta od wieków... a teraz oznajmiona jest świętym jego, którym chciał Bóg znajome uczynić między poga­nami bogactwa chwały tej tajemnicy, którą jest Chry­stus, między wami nadzieja chwały – którego my prze­powiadamy". A do Efezów pisze na ten sam temat: "Mnie najmniejszemu ze wszystkich świętych dana jest łaska ta, abym między poganami przepowiadał niedo­ścigłe bogactwa Chrystusowe" (III, 8).

 

Świadectwo Janowe, że "Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami", – poselstwo anioła do pa­nienki z Nazaretu z oznajmieniem, że dziecię Jej dziewiczo poczęte i dziewiczo porodzone będzie "Synem Najwyższego" ma przedziwnie głębokie, tajemnicze zna­czenie.

 

Wcielenie Syna Bożego dla odkupienia świata to nie drobnostka, to rzecz niewysłowiona. Dlatego nie dziwmy się, że tajemnica ta jest tak trudna do zgłębienia, że stawała się "kamieniem obrazy", zgorsze­niem dla żydów, głupstwem dla pogan dawnych i no­woczesnych, a mocą Bożą tylko dla wierzących.

 

Wyśmiewali świeżo tę tajemnicę w "Racjonaliście" polskim niektórzy bezbożni profesorowie warszawscy z Kotarbińskim na czele, pisząc: "Kościół watykański przygotowuje się do ogłoszenia nowego dogmatu: rów­ności Matki Boskiej z Trójcą św.". A chociaż starali się później wycofać z zajętego stanowiska, bawiąc się w pro­roków, że "krańcowe uwielbienie Matki Bożej zakończy się najprawdopodobniej ubóstwieniem Maryi", to jed­nak dodawali: "Nie ma najmniejszej wątpliwości, że dogmat wniebowzięcia N. M. P. zostanie wkrótce ogło­szony... Jakiż może być następny etap? Trudno bawić się w przewidywania. Zdaje się jednak... że prędzej, czy później... nastąpi zupełne zrównanie Maryi z Trójcą świętą czyli ostateczne jej ubóstwienie. Chodzi tylko o ostatni krok, o zdogmatyzowanie tej wiary".

 

Pisał już św. Juda Apostoł w swym liście pow­szechnym (w. 10): "Ci, czegokolwiek nie wiedzą, bluźnią". – Ignorancja Bożych tajemnic jest prawdziwą przyczyną niewiary i bluźnierstw wolnomyślicieli. Św. Augustyn wyznaje o sobie: "Słuchałem go (św. Ambro­żego) każdej niedzieli, każącego do ludu słowo Prawdy i coraz bardziej przekonywałem się, że wszystkie za­rzuty i chytre wybiegi, których używano przeciw po­wadze Pisma św. były i błahe i łatwe do obalenia... Z radością w sercu wstydziłem się, że lat tyle szcze­kałem nie przeciw wierze katolickiej, ale przeciw cie­lesnych pojęć marzeniom. Byłem tak lekkomyślny i bezbożny, że to, co powinienem był badać i roztrząsać, ośmieliłem się obwiniać" (11).

 

Tak czynią niedowiarkowie. Zamiast pouczyć się i zbadać, tworzą sobie straszaki, o jakich nie słyszał Kościół katolicki, zwalczają je i triumfują, że zwycię­żyli! Tymczasem kompromitują się tylko swą ignoran­cją. A jak "naukowo" argumentują?! Co chwilę czyta­my "zdaje się" – "prawdopodobnie" – "najprawdo­podobniej" – a w konkluzji: "na pewno tak będzie". To logika niewiary!

 

Jakaż jednak korzyść duchowa powinna wypłynąć dla nas, wierzących, z obchodu tego jubileuszu?

 

Najpierw powinniśmy pogłębić naszą wiedzę o Bo­skim macierzyństwie Najświętszej Maryi Panny, określonym do­gmatycznie 1500 lat temu na Soborze w Efezie. "Boskie" jest to macierzyństwo, bo Jezus, Syn Maryi, to w jednej osobie Syn Boży i Syn człowieczy.

 

Musimy dalej zrozumieć, że dogmat Boskiego ma­cierzyństwa Maryi jest prawdą centralną katolicyzmu i podstawą katolickiego kultu Najświętszej Bogarodzicy.

 

Protestanci nie uznali Maryi; a dziś siłą faktu poszli dalej w swej negacji i zaprzeczają już nawet Bóstwo Chrystusa. Konsekwentnie błędnie tłumaczą całe dzieło odkupienia. My, uznając w Maryi prawdziwą Matkę Słowa, podkreślamy przez to i Bóstwo Jezusowe i Jego człowieczeństwo i rzeczywisty nasz udział w dziele odkupienia.

 

Fakt, że Maryja miała zostać Matką Boga, był po­wodem Jej Niepokalanego Poczęcia: "sam Bóg przygo­tował w Niej przez Ducha Świętego godne mieszkanie swemu Synowi" – śpiewa Kościół św. Przewidziane od wieków macierzyństwo Boże było dalej powodem pełni łask, udzielonych przez Boga Maryi, między nimi łaski naj­pełniejszego dziewictwa: "jeśli Syn Boży miał przyjść na świat – wołają Ojcowie święci – to tylko z dzie­wicy"; a nie przystało znać i potem człowieka tej, która była Matką Boga; nie przystało wreszcie, by uległo rozkładowi w grobie ciało dziewicze, które było bezpośrednim mieszkaniem wcielonego Słowa. Stąd przy­wilej wniebowzięcia.

 

Wzmocnienie wiary powinno pomnożyć i naszą ufność w orędownictwo Maryi. Nie byle kogo bowiem prosimy o pomoc w naszych potrzebach. Jezus bratem naszym a Maryja Matką naszą, Matką potężną i niepojęcie litościwą. Więc z niezachwianą ufnością przystę­pować nam trzeba do tronu Jej łaski. Ona nie zawie­dzie naszej ufności. Przez Nią otrzymaliśmy Jezusa, przez Nią też zdążamy do połączenia się z Jezusem. On uczy­nił Matkę swoją szafarką wszystkich łask, a tytuł ten znów wynika z Jej godności Boga-Rodzicy.

 

Nie myli się więc Kościół Boży, otaczając Maryję szczególniejszą czcią, niższą bezsprzecznie od czci od­dawanej Bogu, ale wyższą od tej, którą oddaje Świę­tym, a nawet Aniołom. Maryja bowiem zajmuje wyjąt­kowe wśród stworzeń stanowisko, gdyż dając ciało ludz­kie Słowu weszła tym samym w pokrewieństwo z drugą Osobą samej Trójcy Przenajświętszej, a przez to – jak zauważa św. Tomasz z Akwinu – zbliżyła się przedziwnie do Ojca i Syna, zaś współpracą swoją z łaską Bożą zdo­była niezrównaną świętość osobistą.

 

Święcąc zatem 1500-lecie dogmatycznego ogłosze­nia macierzyństwa Bożego Najświętszej Panienki, zachęcajmy się do coraz to gorętszej miłości naszej Niebieskiej Orędowniczki. Słusznie bowiem śpiewamy:

 

"Nadzieją moją i zbawieniem moim:

Jest ta myśl błoga, jest ta myśl droga,

Że matką moją jest Matka Boga!".

 

Ks. Franciszek Kwiatkowski SI

 

–––––––––––

 

 

Ks. Franciszek Kwiatkowski T. J., Z pogranicza filozofii i teologii. Wykłady dla katolickiej inteligencji. Kraków 1938, ss. 511-523.

(Pisownię nieznacznie uwspółcześniono).

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pozwolenie Władzy Duchownej:

Można drukować

 

Kraków, 20 XII 1937

 

Ks. Władysław Lohn T. J.

Prowincjał Małopolski

 

L. 9074/37.

 

Pozwalamy drukować

Z Książęco-Metropolitalnej Kurii

Kraków, 23 XII 1937

L. S.

† Adam Stefan

Ks. Stefan Mazanek

kanclerz

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Przypisy:

(1) Wykład sodalicyjny na 1500-letni jubileusz Soboru Efe­skiego. Drukowany w "Wiara i życie" 1931, str. 129-136.

 

(2) Łk. 1, 26-27.

 

(3) Iz. 7, 14.

 

(4) Jan 1, 14.

 

(5) Contra haereses 5, 1, 1, 2.

 

(6) 83 Quaest. Q. 14.

 

(7) Łk. 24, 38-39.

 

(8) Żyd. 2, 17; 4, 15.

 

(9) Symbolum Athanasianum.

 

(10) Por. Żyd. 4, 15.

 

(11) Wyznania, ks. VI, r. 3, n. 4.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMVIII, Kraków 2008

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: