O MĘCE PANA JEZUSA

 

KAZANIA I SZKICE

 

KSIĘŻY TOWARZYSTWA JEZUSOWEGO

 

 

KAZANIE XIV (1)

 

Krzyż udziałem Boga

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

Treść: W s t ę p: Pochwała krzyża. – I. Ten Chrystus cierpiący, to Bóg! Majestat Boży Chrystusa nawet w Jego naturze ludzkiej. Cudu było potrzeba, aby Bóg-człowiek mógł cierpieć. – II. Dlaczego cierpi? Z miłości dla nędznego człowieka, aby go od zguby wiecznej ratować. – Odpłaćmy Mu się wzajemną miłością.

 

 

"Przepowiadamy Chrystusa ukrzyżowanego,

Żydom wprawdzie zgorszeniem a Grekom głupstwem,

lecz samym wezwanym... mocą Bożą i mądrością Bożą". 1 Kor. I, 23-24.

 

Pobożny zwyczaj Kościoła św. prowadzi nas w tym cza­sie pokuty do stóp Ukrzyżowanego. Wisząca na krzyżu Miłość ma serca nasze obudzić ze snu zimnej obojętności, w jaką świat je pogrąża czarem złudnych uciech – ma pracą i smutkiem zwątlone dusze nasze wywieść z zamętu doczesnych trosk i rozniecić w nich święty ogień Bożej miłości.

 

W istocie, najmilsi! czyż krzyż św. z męką i boleściami Zbawcy, z ranami Jego i Krwią przenajświętszą, nie jest księgą, Boskimi wytłoczoną czcionkami, która z dziwną mocą odsłania nam nieskończoną wszechmoc Bożą, obierającą ubóstwo krzyża i hańbę, by odnieść triumf nad pychą i zwodnym świata przepychem? Czyż krzyż ten wymownie nie objawia wszechmiłosnej dobroci Boga, który Syna własnego na męki i śmierć sromotną poświęca, byle upadłemu stworzeniu, jakim jest grzeszny czło­wiek, żywot wieczny w nieskończonym szczęściu przywrócić? Krzyż, najmilsi, opowiada nam onę niewysłowioną sprawiedli­wość Bożą, która Świętemu Świętych wzniosła ołtarz na ofiarę całopalną za grzechy świata; krzyż okazuje nam nietykalną świętość Bożego Majestatu, jako przeciwstawienie do niesłycha­nej złości grzechowej; na krzyżu wreszcie czytamy nieskończoną wartość duszy naszej, za którą Syn Boży w nieogarnionej miłości nie wahał się Krwi przelać i życia oddać. Stąd to zapewnia Apo­stoł Pański, że nie zna innej szkoły nad Golgotę – innej mów­nicy, prócz mównicy krzyża – innego mistrza nad Ukrzyżowa­nego; nie zna innej książki, nad Jego Najsłodsze Serce – in­nej umiejętności nad dzieje cierpień i śmierci Chrystusa: Nie rozumiałem – mówi on – żebym miał co umieć... jedno Je­zusa Chrystusa i tego ukrzyżowanego (2).

 

Tajemnica krzyża jest wprawdzie Żydom i niewiernym zgorszeniem i głupstwem, ale dla nas jest niewysłowioną głębo­kością Bożej mądrości i siły.

 

Krzyż święty! O jaki to wzniosły i rozrzewniający widok! Spójrzmy nań tylko. Wierzchołkiem sięga niedościgłych wyżyn niebieskich i tronu Najwyższego, służąc nam, jako drabina Jakubowa, do nowych, Krwią Zbawiciela wysłużonych siedzib; stopą zstępuje w otchłań piekielną, by zetrzeć głowę staremu wę­żowi i kres położyć Jego panowaniu; a ramiona wyciąga, by nimi świat objąć, zasłaniając nas przed zasadzkami piekła i otwierając przystęp do Serca Zbawicielowego, z którego płyną krople Krwi, obfite w pociechę, pomoc i pokój na troski i stra­pienia nasze. O zaprawdę, tajemnica krzyża świętego to tajem­nica niepojętej godności i wzniosłości, tajemnica miłosierdzia i nieprzebranej dobroci, tajemnica sprawiedliwości i wielkiego majestatu! Z krzyża czerpie mądrość sprawiedliwy – męczen­nik siłę – ubogi bogactwo; w krzyżu życie umarli, a zbawienie ludzie dobrej woli znajdują; krzyż ukrywa w sobie moc dla po­kusą trapionych, pociechę dla smutnych, dla wątpiących nadzieję, przebaczenie grzesznikom; w krzyżu wreszcie źródło gor­liwości dla oziębłych, pokrzepienie dla znękanych – tam dosko­nałość Świętych i korona wiecznej chwały zgotowana wybra­nym. Cóż więc dziwnego, że tajemnica krzyża była zawsze roz­koszą dusz prawdziwie chrześcijańskich i Boga miłujących?

 

I my, najmilsi, zwróćmy się w czasie postu 40-dniowego do krzyża – towarzyszmy Zbawicielowi na Golgotę! Niech z tej skarbnicy i dla naszego rozumu tryśnie światło Boskiej mądro­ści: niech ogień niebieski serca nasze ogrzeje. Rozpoczynając zaś dróżki kalwaryjskie, spojrzmy przede wszystkim w dzisiejszej nauce: a) kto to brzemieniem krzyża obciążony po tej drodze wstępuje? b) czyje to serce tak się upaja gorzkim kielichem boleści? Uwaga ta zapali serca nasze; bo widząc Majestat, którego moc jest potęgą w Trójcy jedynego Boga, państwem niebo i ziemia – widząc Serce, którego szlachetności żaden język skreślić nie zdoła, zro­zumiemy dopiero tajemnicę męki i cierpień Chrystusa.

 

Wpierw jednak zwróćmy się do Boskiego Jezusowego Serca, prosząc o promyk światła, któryby nam odsłonił majestat Ukrzyżowanego i pomógł zmierzyć wielkość Jego duszy. – Zwróćmy się doń przez przyczynę Panny Najświętszej, Królowej Mę­czenników, mówiąc: Zdrowaś Maryja.

 

I.

 

Gdy oczy nasze zwrócimy na osobę Jezusa, wielkiego Ka­płana, który drogocenne swe życie w ofierze za grzechy świata składa na ołtarzu krzyżowym, to pierwszą myślą, co zdolna serce nasze poruszyć, nie inna jak ta: Ukrzyżowany jest Bo­giem.

 

Najmilsi! to jedno słowo zawiera w sobie wszystko, co tylko pięknego, wzniosłego, doskonałego być może; owszem, ta jedna myśl zawiera w sobie całą pełnię wszelkiej doskonałości i ma­jestatu, którego przez wieczność całą najbystrzejszy umysł wy­czerpać nie zdoła, zawsze bowiem będzie ta Boska otchłań skry­wać w sobie nowy przedmiot podziwu i coraz słodszego za­chwytu.

 

Niestety, to słowo potężne i nam tak często z ust płynie – a jednak serce pozostaje zimne i obojętne. I cóż jest tego przy­czyną? Czyż słowu temu brak siły na to, by serca nasze poru­szyć i przejąć? O nie! To lekkomyślność tylko nasza, pełna roztargnień świata, nęcona jego ułudą ponętną, jego upojona rozkoszą, czasu nie ma ni sposobności do zastanowienia się nad Bo­giem; to duch światowy, który w nas pokutuje, nie ma czasu na zbliżenie się do Tego, który, ukrywszy swe Bóstwo, idzie drogą poniżenia i hańby, nawołując nas do siebie: Chodźcie, weźcie każdy krzyż swój i idźcie za mną! A przecie, jeżeli tylko żywo się przekonamy, że tym mężem boleści jest sam Bóg, uwaga ta jedna będzie nam źródłem pociechy, słodkości – siłą i zba­wieniem.

 

Jak to! więc Ten, który jako wyrzutek społeczeństwa koń­czy życie na drzewie hańby, to ukochany Syn Ojca Niebieskiego? to odblask Jego piękności i majestatu? to On, którego wszech­moc, dobroć, mądrość jest Bożą dobrocią, mądrością, potęgą? to On, który wszechświat słowem mocy swej utrzymuje? który jest rozkoszą i szczęściem nieba samego?! Wszystko, co na ziemi na­pełnić nas może podziwem, co swą pięknością, szlachetnością, dobrocią w rozkoszny porywa nas zachwyt – to słaby, o! słaby tylko odblask Jego, to niby szary promyk przy słońca piękno­ści, to niby malutka kropelka wobec nieprzejrzanego morza do­skonałości. A On, będąc w postaci Bożej, będąc we wszystkim równym Bogu, wyniszczył samego siebie – jak mówi Apostoł – przyjąwszy postać sługi, stawszy się na podobieństwo ludzi i postawą znaleziony jako człowiek; sam się poniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej (3). Prawda, nie poniósł Jezus śmierci i cierpień w swej Boskiej naturze. Bo­ska bowiem natura śmierci jest niedostępna; ale jakież boleści, ba, śmierć nawet sama, udziałem Jego ludzkiej natury!

 

A przecie, czyż sama ta ludzka natura Jezusa Chrystusa nie cudem wszechmocy jest Bożej? nie cudem cudów między dziełami Jego mądrości? Wszak natura ludzka w Jezusie Chry­stusie to ta, która miała być własną naturą Syna Bożego, świą­tynią Jego Bóstwa! Jakże więc wspaniałą być ona musi – jak zdobną w skarby doskonałości i piękności – jaką chwałą i ma­jestatem ukoronowana! Bóg miłuje swe Bóstwo nieskończoną mi­łością, toteż i świątynię godną przygotować mu winien. Na­tura ludzka ma być dla Syna Bożego nowym niejako niebem, musi być więc piękna jak niebo, bogata w skarby jak niebo, zachwytu pełna jak niebo! Jakoż i Ojcowie święci, nie znajdując innych słów do opisania jej godności, nazywają ją "ubóstwioną". Jak ogień żelazu udziela niejako swych własności, tak, że żelazo zdaje się być ogniem; jak zwierciadło, przyjmując światło sło­neczne, świeci jakby samo było słońcem: tak Syn Boży rozlewa Boską swą piękność na swą ludzką naturę, oświeca ją Bożym światłem, umacnia Bożą potęgą, czyni zdolną do dźwigania ogrom­nego, choć słodkiego ciężaru Bożej chwały i szczęśliwości. Na­tura ludzka wprawdzie nie przestaje być ludzką, ale cała prze­jęta jest Bożą chwałą i majestatem. Przypatrzmy się jej bliżej.

 

Dusza Chrystusa, mająca całe morze boleści do ostatniej kropelki wychylić, czyż to nie prawdziwy raj piękności? Jakimiż ona nie ubogacona skarbami mądrości! To, co my niby w pomroku wiarą widzimy, przed nią świeci niebieską jasnością; ona nawet zgłębia tajniki Boskości, by czerpać z nich coraz słodszą radość i szczęście. Ta dusza z naturalną pięknością łączy piękność nadprzyrodzoną, sam odblask piękności Bożej. O moi naj­milsi! słowa nasze, jakiekolwiek by były, za słabe są, by wyrazić wielkość, pełność i piękność niebieskiej krasy, jaką łaska uko­ronowała duszę Chrystusa Pana. Sam Paweł św., on wielki mi­łośnik Jezusa, nie czując się na siłach, by oddać niewysłowioną świętość Boskiego Mistrza, gromadzi wiele pięknych słów, na­zywa Go świętym, niewinnym, niepokalanym, odłączonym od grzeszników, wyższym nad niebiosa (4); ale gdy właśnie określić ma tę wyższość, milknie – i słusznie, bo tu każdy umysł ludzki, choćby nawet tak wielki jak Pawła, zachwieje się i jak łódź na wzburzonym morzu zatonie.

 

Dusza Chrystusa, prócz tych dóbr, ubogacona jest stokroć jeszcze większym: miłością Boga najwyższą, najgorętszą, do któ­rej tylko ta miłość da się porównać, którą Bóg samego siebie miłuje. O! jakże szczęśliwą jest dusza Chrystusa Pana! Szczęście polega na umiłowaniu posiadanego przedmiotu – a im przed­miot ten większym jest dobrem: im goręcej się go miłuje, tym pełniejsze jest szczęście. I oto, czyż dobro większe być może nad Boga? Cała Jego piękność, wdzięk i nieskończona doskona­łość odsłonione stoją dla duszy Chrystusa. Ona się w nich zata­pia – ona o nich wszystkich powiedzieć może: to moje... to moje... wszystko... na wieki. Jakaż więc miłość, a z nią i radość rozlewa się po tej świętej duszy! Wzbierają w niej fale szczęścia tak, że to usposobienie wewnętrzne na ciele się nawet odbija. Przypomnijcie sobie tylko chwałę Jezusa na górze Tabor, to ciało rozpromienione pełnią jasności. Światłość ta, najmilsi, byłaby co­dzienną szatą Chrystusa, gdyby jej sam dobrowolnie nie położył zapory. A zatem, gdy Boski Zbawca, cierpieniem chciał nas od­kupić, musiał nowym cudem utworzyć sobie możność cierpie­nia, cudem zamknąć w sobie całą radość Boskiej swej duszy, rozlewającą się na całą Jego istotę.

 

Osoba więc Ukrzyżowanego to osoba godna uwielbienia, czci i najgorętszej miłości – to Król nad królami, Pan nad pany, któremu winni pokłon ziemscy mocarze, przed którym ugiąć się winno wszelkie kolano niebieskich, ziemskich i pod­ziemnych. I oto Ten wisi na krzyżu wzgardzony, w smutku, w bo­leści!

 

Jakaż to dla nas nauka! My tak mali, godni wzgardy, owszem potępienia wiecznego, narzekamy na lada krzyżyk ze­słany z ręki miłościwej Ojca światłości, od którego wszelki da­tek dobry i wszelki dar doskonały zstępuje!

 

Lecz o tym mówić nie będę. Sami bez wątpienia czujecie niedorzeczność podobnego postępowania. Zapytajmy się raczej, czemu to tak uniżył się Pan nasz Jezus Chrystus?

 

II.

 

Na to pytanie daje nam odpowiedź Jego Serce, Serce dziwne całą swoją istotą, dziwne swoją historią, dziwne całym swym życiem!

 

Ziemia oglądała stworzenie, od początku swego istnienia do tronów przeznaczone niebieskich. Boski Stwórca uczynił je mało co mniejszym od Aniołów, chwałą i czcią ukoronował je i po­stanowił nad dziełami rąk swoich (5); zbogacił je niebieskimi skar­bami łaski i przyjaźni – a nawet wyniósł do godności synostwa. Tymczasem cóż czyni owo stworzenie, którym nie kto inny jak tylko człowiek? Niewdzięczny – porywa się na Pana i Boga swojego. Złość grzechu rzuca go na powrót w przepaść nicości, i piekło mu pod nogami otwiera. Miał być ukoronowany koroną wiecznej chwały i szczęścia – teraz przyoblekł czoło hańbą wie­czystą; miał być upojony strumieniami Boskiej rozkoszy – za­topił się we falach sromotnych boleści. Jezus, przychodząc na ten świat, oświecony Bożym światłem, widzi opłakany stan grze­sznika, widzi zarazem krzyż wśród morza boleści, jako pożądane narzędzie odkupienia, które miłosierdzie Boże nad inne środki zbawienia wybrało. I natychmiast ofiaruje się, wołając: Otóż idę, abym czynił, o Boże, wolę Twoją (6). Ach uważcie, najmilsi, wraz z św. Tomaszem z Akwinu, czy Serce Jezusowe mogłoby było większą ponieść ofiarę, gdyby już nie człowiek, ale Bóg miał być odkupiony? O nie, zaiste! Ubóstwo Jego to nadmiar ubóstwa; pogarda i hańba Jego to źródło – mało – to morze boleści! Wszystko zaś to cierpi za człowieka grzesznego, za niskie i nik­czemne stworzenie, za ten proch ziemi, który tylekroć zasłużył na wieczne potępienie – cierpi Bóg-człowiek, pełen wszelkiego majestatu i chwały!

 

Wszelako na tym jeszcze nie koniec; zagłębmy się dalej w dziwną tajemnicę miłości Serca Jezusowego. Może te cierpie­nia były dla Niego koniecznością? O nie, najmilsi! one są ofiarą dobrowolną, do której nikt Go nie zmuszał. Ofiarowan jest, iż sam chciał (7) – mówi o Nim prorok Izajasz. Toż samo Chry­stus Pan, bliskim będąc śmierci, potwierdził, gdy tamę kładąc gorliwości Piotra, chcącego mieczem bronić swojego Mistrza, rzekł: Czyli mniemasz, abym nie mógł prosić Ojca mego, a sta­wiłby mi teraz więcej niż dwanaście hufców Aniołów? (8). I w isto­cie, cóż mogliby Mu zaszkodzić nieprzyjaciele, choćby piekło na­wet z nimi się złączyło, gdy ramię Jego jest prawicą wszechmocności Bożej? – Może więc wola Ojca Niebieskiego zobowią­zała Go do przyjęcia tych męczarni? I to nie – bo chociaż krzyż był przedmiotem szczególnego upodobania Bożej Mądrości, jednakże Ojciec Niebieski byłby zezwolił na wszystko inne, co by Serce Jezusowe dla zbawienia ludzkości wybrało.

 

Cóż więc było przyczyną cierpień Jezusa? Miłość – mi­łość ku nam! Przeliczcie Jego tortury i męczarnie, a na dnie każdej wyczytacie: miłość, Umiłował mię i wydał samego sie­bie za mnie (9) – mówi św. Paweł. A Jan św. dodaje: W temeśmy poznali miłość Bożą, iż On duszę swą za nas położył (10). Przyj­muje z miłości ku nam cierpienia, bo to Serce Zbawiciela w nich się raduje – ono ich pragnie, pała ku nim takim żarem miłości, że płomienie jej na zewnątrz się przedostają! Spytajcie się tylko siebie samych, co to znaczy pragnąć cierpień, a przekonacie się, jak wielka miłość gościła w Sercu Jezusowym. Zaiste, żaden książę nie pragnie tyle wyniesienia swego na tron, ile Chrystus Pan wyniesienia na krzyż: Mam być chrztem ochrzczon, chrztem krwawej męki, a jakom jest ściśnion, aż się wykona? (11). Stąd krzyż był dlań przedmiotem najulubieńszych myśli, sromotna go­dzina śmierci nieustannym pragnieniem. Biada temu, kto by się poważył oderwać Serce Jego od raz powziętego postanowienia. Raz tylko Piotr św., uniesiony gorącą miłością ku swemu Mi­strzowi, próbował Mu tego odradzać, a Chrystus zgromił go mó­wiąc: Pójdź za mną, szatanie, jesteś mi zgorszeniem, iż nie ro­zumiesz co jest Bożego, ale co jest ludzkiego (12). Przeciwnie zaś Judasza jakoby zachęcał do zbrodni, którą w sercu zamierzył, gdyż powiada: Co czynisz, czyń rychlej (13).

 

Zapuśćmy się jednak głębiej w rozpamiętywaniu okolicz­ności, towarzyszących męce Chrystusowej. Serce ludzkie małe i pełne próżności, najmniejszą nawet ofiarę, którą na rzecz bli­źniego czyni, poczytuje sobie za coś wielkiego – nią się wywyż­sza, podnosi, wychwala przed światem. Trzeba serca prawdzi­wie heroicznego, by za nic uważało największe ofiary, jakich się zbawienie lub dobro bliźniego domaga. I oto takim było Serce Jezusa. Męka, którą poniósł Zbawiciel, była niezmierzona jak morze, a ona Mu kielichem się tylko być zdaje, w którym ledwie widzi kilka kropel goryczy. On woła: Pragnę – a Ojcowie tłu­maczą pragnieniem większych jeszcze męczarni. O dziwna głębino miłości! a jednak jeszcze ledwie u jej brzegu stoimy.

 

Zważmy, najmilsi, na szali Bożej sprawiedliwości najmniej­szy uczynek Chrystusa Pana – połóżmy po jednej stronie tej wagi grzechy i zbrodnie świata, po drugiej jedną tylko kropelkę Krwi Jezusa za nas przelanej, lub łezkę Bożego Dzieciątka, wylaną w Betleemskiej stajence; co przeważy? Patrzcie, jak wielka, niezmierna jest wartość Krwi przenajświętszej! Można by dołożyć jeszcze grzechy tysiąca światów i wszystkich odpadłych anio­łów – a jeszcze by nieskończona wartość jednego Chrystuso­wego uczynku, jednej ofiary przewyższyła ciężar największych zbrodni. Tymczasem miłość Chrystusa Pana nie zadawalnia się tym tylko, czego wymaga dług sprawiedliwości; jej miara jest inna. Ona zwycięstwo chce odnieść nad ludzką obojętnością, chce drogę zamknąć wszystkim wymówkom i dlatego cierpienie jako znak swój do ostatnich granic posuwa. Chrystus cierpieć nie mógł; natura Jego przepełniona szczęśliwością Boga, który w ciele człowieczym ukształcił siedzibę Majestatu swego, niedostępna była wszelkiej boleści. Ale niemoc tę cudem przełamał i dla nas całą gorycz pełnego kielicha wychylił.

 

Najmilsi! jakże serce nasze inne od Zbawicielowego. On w dziedzictwie swojej wszechmocy wszelkich środków szuka, by Go żadna boleść nie uszła; – my, niech tylko w oddali krzyż się ukaże, wszystko czynimy, by go uniknąć. I czyż przynaj­mniej nadzieja wzajemności w uczuciach tych towarzyszy Sercu Jezusa? O nie! przewiduje On czarną niewdzięczność, bluźnierstwa i zbrodnie, którymi Mu za miłość płacimy; widzi, jak miliony i miliony depcą najświętszą Krew Jego i niebo, taką ceną kupione, odrzucają za lada zwierzęcą uciechę; patrzy, jak setki tysięcy odrzucają oną tajemnicę miłości jako kłamstwo, bajkę i głupi wymysł intrygantów. A przecie mimo niewdzięczności naszej miłość Jego nie słabnie.

 

O zaiste, dziwne to Boskie Serce! dziwne dzieje Jego mi­łości! Brak nam słów do opisania tego Serca, bo brak i pojęcia do zrozumienia. Miłość Jego przewyższa wszelki wyraz i wszel­kie poznanie.

 

Chociaż atoli Jezus nie zraża się naszą niewdzięcznością, wzajemności jednak za swą heroiczną miłość żąda od nas i pra­gnie. Miłujcie mię – woła do nas – bom ja was pierwej umi­łował; miłujcie mię nade wszystko, bom i ja was nade wszystko umiłował, czyniąc ofiarę z chwały i majestatu, z całej szczęśliwości i skarbów nieba; miłujcie mię nad wszelką miarę, bom i ja was nad miarę ukochał. Wyrzućcie z serc waszych miłość własną, wyrzućcie miłość świata, która, do serca grzech wnosząc, niszczy owoce krzyża i udaremnia błogosławieństwo mych cierpień.

 

Tego, najmilsi, domaga się Serce Jezusowe od wszystkich – od was żąda więcej. Apostolstwo Serca Jezusowego – to wa­sza chwała. Do was się więc zwraca słowy: Przyszedłem puścić ogień na ziemię, a czegóż chcę, jedno aby był zapalon (14). Idźcie tedy i zapalajcie ziemię żarem mej miłości! Oto świat gore w pło­mieniach nieszczęsnych namiętności; szatan, z nieprzeliczonym orszakiem powierników, roznieca pożar, który zlać się ma z ogniem piekielnym. Zgubny ten ogień może tylko miłość moja zagasić. Idźcież więc – idźcie! bądźcie apostołami Serca mojego; rozpalajcie wszędzie ogień miłości, która trawi me Serce. Przykładnością, świętością obyczajów, prawdziwą pokorą i łagodnością niezwyciężoną dowiedźcie światu, że nic nie ma wyższego, nic słod­szego, nic potężniejszego i bardziej uszczęśliwiającego człowieka, nad miłość mojego Serca. Przeciw zabiegom szatana i jego słu­żalców walczcie bronią zawsze zwycięską: modlitwą. W imię moje wypraszajcie u Ojca mego łaskę wiary błądzącym, gorli­wość obojętnym, doskonałość świętym, wytrwałość tym, którzy idą drogą sprawiedliwości; aby tak wszyscy odkupieni, dostą­pili zbawienia, a Miłość ukrzyżowana ukoronowaną była wieczną miłością zbawionych. Amen.

 

Ks. Antoni Langer SI

 

 

O Męce Pana Jezusa. Kazania i szkice księży Towarzystwa Jezusowego. Zebrał X. J. M. Zatłokiewicz T. J., Wydanie drugie. Kraków 1923. Wydawnictwo Księży Jezuitów, ss. 147-156.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pozwolenie Władzy Duchownej:

NIHIL OBSTAT

J. Andrasz S. J.

censor

 

L. 10613/23.

POZWALAMY DRUKOWAĆ

Z Książęco-Biskupiej Kurii

 

Kraków, dnia 13. XI. 1923

 

† Adam Stefan

L. S.

X. Wł. Miś

kanclerz

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przypisy:

(1) To kazanie mówione było w Krakowie w kościółku OO. Jezuitów na Wesołej 1876 r.

 

(2) 1 Kor. II, 2.

 

(3) Filip. II, 6-8.

 

(4) Żyd. VII, 26.

 

(5) Ps. VIII, 6.

 

(6) Ps. XXXIX, 8; Żyd. X, 7-9.

 

(7) Izaj. LIII, 7.

 

(8) Mt. XXVI, 53.

 

(9) Galat. II, 20.

 

(10) 1 Jan. III, 16.

 

(11) Łk. XII, 50.

 

(12) Mt. XVI, 23.

 

(13) Jan. XIII, 27.

 

(14) Łk. XII, 49.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: