NOWY PRZEKŁAD POLSKI PISMA ŚWIĘTEGO

 

IGNACY CHRZANOWSKI

 

––––––––

 

Potrzebę nowego przekładu Pisma Świętego odczuwano u nas już dawno: w roku 1837 arcybiskup gnieźnieński, Marcin Dunin, zwrócił się do arcybiskupa warszawskiego, Stanisława Kostki Choromańskiego, aby w porozumieniu z biskupami Królestwa Polskiego pomyślał o podjęciu pracy zbiorowej nad nowym przekładem Biblii "w tej doskonałości i przyjemności, do jakiego dziś język polski posunięty został". Skończyło się jednak na niczym. Nie wydało również plonu późniejsze o lat dwadzieścia cztery nawoływanie do tej pracy ks. Michała Nowodworskiego, późniejszego biskupa płockiego (1). Na przeszkodzie stanął brak nie dobrej woli, tylko sił fachowych w Polsce.

 

Wobec tego poprzestano na razie na częściowym odnowieniu starego przekładu Wujka: w roku 1900 wyszedł w Warszawie odnowiony Nowy Testament, w roku 1904, także w Warszawie, ukazały się Lekcje i Ewangelie na wszystkie niedziele i święta podług tłumaczenia ks. Jakóba Wujka, językowo i stylowo poprawionego.

 

W Nowym Testamencie zmiany polegały tylko na tym, że zmodernizowano pisownię, zastąpiono stare formy gramatyczne nowymi, oraz wprowadzono odpowiednie przekształcenia w wyrazach, których dawne znaczenie się zmieniło: więc czuć zamieniono na czuwać, dziewka na dziewczę, obłuda na złudzenie itp.; ograniczono się jednak w tych przekształceniach jedynie do tych wyrazów, które można było zastąpić wyrazami o tych samych źródłosłowach; inne natomiast archaizmy (z wyjątkiem dwóch wyrazów, poczytanych za trywialne: chędożyć i obłapiać) uszanowano, opatrzono je tylko objaśnieniami. Całej tej pracy dokonał ks. Antoni Szlagowski.

 

Zmiany w Lekcjach i Ewangeliach, opracowane – z inicjatywy ks. Zygmunta Chełmickiego – także przez ks. Szlagowskiego, rozpatrzone i zatwierdzone przez osobną komisję pod przewodnictwem biskupa Kazimierza Ruszkiewicza, a przy udziale prof. Józefa Kallenbacha, sięgnęły znacznie głębiej: przy zamianie archaizmów na wyrazy nowe nie ograniczano się już do tych wyrazów, których źródłosłowy mogły pozostać te same; więc macloch zamieniono na otwór, taistrę – na torbę itd.; tu i ówdzie przestawiono w tekście Wujka wyrazy dla eufonii, unikając zbiegu dwóch samogłosek (przy czym, mówiąc nawiasem w zamianie a Achaz na Achaz zaś wpadło się z deszczu pod rynnę). Nie dosyć na tym: liczono się ze zmianą znaczenia takich wyrazów, jak ratusz, królik itd.; zamieniono je na urząd, książę itd. Co więcej, w pewnych razach komisja pozwoliła sobie na poprawianie już nie gramatyki i słownika, ale samego przekładu Wujka (2).

 

Obydwa te "odnowienia" starego przekładu stanowią ogromną zasługę ks. Szlagowskiego: dzięki jego sumiennej i umiejętnej pracy przedziwna w swojej prostocie piękność i czarująca poezja przekładu Wujka może działać na tych nawet czytelników i słuchaczów Nowego Testamentu, którzy starodawnego języka XVI wieku w całej jego ozdobie już nie rozumieją; nie przestając być piękną, starodawność języka stała się zrozumiałą.

 

Jak wielką zaś rolę odgrywa starodawna mowa w oddziaływaniu na uczucie w ogóle, a w budzeniu uczuć religijnych w szczególności, w wywoływaniu w duszy uroczystego nastroju, to powszechnie wiadomo: wobec jedynej w literaturze całego świata prostoty stylu ewangelicznego potrzebna jest w nim jeszcze dla wywołania silnych wzruszeń religijnych pewna uroczysta tajemniczość, tej zaś nie da się osiągnąć inną drogą, tylko za pomocą archaizmu – jeśli już nie formy gramatycznej, to słownika. Wszelkie inne środki, zmierzające do oczarowania duszy uroczystą tajemniczością, np. sztuczna budowa zdań, chybiają celu.

 

I tutaj właśnie tkwi największa może trudność nowych przekładów Pisma Świętego; albowiem umiejętne posługiwanie się archaizmami należy do najtrudniejszych problemów stylu; sama znajomość dawnego języka tutaj nie wystarcza, – potrzeba jeszcze poczucia piękna i talentu, podobnie jak do nadania stylowi naturalnej prostoty nie wystarcza prosta i jasna myśl, – potrzeba jeszcze prostego i czystego serca, bo sercem tylko można się wczuć w cudowną prostotę dziecięcą stylu ewangelicznego. Kto chce złożyć w darze narodowi swojemu Pismo Święte w języku ojczystym, ten powinien być jednocześnie i uczonym, bo inaczej przekład nie będzie wierny, i utalentowanym pisarzem, bo inaczej przekład nie będzie piękny, i człowiekiem prostego serca, bo inaczej przekład nie będzie prosty. Ten ostatni warunek jest ze wszystkich najtrudniejszy, bo do rzadkich wyjątków należą uczeni, którzy mają prawo mówić o sobie:

 

Szczęśliwi ludzie, co za nauk skarby

Skarbu serca nie oddali.

 

Do takich uczonych w wieku XVI należał Wujek, – tak: uczonych, bo, jak na wiek XVI w Polsce, Wujek był uczonym, – i dlatego jego przekład jest jedną z przedziwności języka naszego, dlatego to tak mocno do serca przemawia. Ten nawet, kto z biegiem lat przestał bywać w kościele, kto już nie słucha i nie czytuje Pisma Świętego, do śmierci zapewne będzie pamiętał, z lat dziecięcych, te wzruszenia serdeczne, jakich doświadczał, słysząc w dzień Bożego Narodzenia słowa: "I stało się w one dni, wyszedł dekret od cesarza Augusta, aby popisano wszystek świat", a w dzień Wielkiejnocy: "Nie lękajcie się! Jezusa szukacie Nazareńskiego, ukrzyżowanego: wstał, niemasz Go tu; oto miejsce, gdzie Go położono".

 

Pomimo to wszystko o nowy przekład Pisma Świętego dawno już wołała u nas zarówno nauka, jak w ogóle kultura duchowa, bo przecie tłumaczenie Wujka przy całej swojej piękności dawno już przestało odpowiadać wymaganiom biblistyki nowoczesnej. Toteż wielkie uznanie i szczera wdzięczność należy się od społeczeństwa polskiego ks. Władysławowi Szczepańskiemu T. J., który, nie zrażając się ani znacznymi trudnościami, ani ogromem pracy, podjął ciężki trud około nowego przekładu Biblii i który częściowo już go dokonał: w roku 1917 ukazały się w jego przekładzie Cztery Ewangelie, poprzedzone obszernym wstępem krytycznym i opatrzone obfitym aparatem naukowym; w tymże roku wyszło wydanie popularne Ewangelii i Dziejów Apostolskich, poprzedzone krótkim wstępem informacyjnym i opatrzone zwięzłym komentarzem (3).

 

Zasady, którymi się kierował w swoim tłumaczeniu, wyłuszczył ks. Szczepański w przedmowie (do wydania większego): 1) "Przekład jest całkowicie nowy; wszelako, mając na względzie ten fakt niezaprzeczony, że z niektórymi zdaniami Ewangelii zbyt się już zżyło całe społeczeństwo polskie, bo przeszły one prawie w jego przysłowia, trzeba było tego rodzaju zwroty (bardzo nieliczne) o ile możności zachować. Uczyniłem to, ale w mierze bardzo ograniczonej, jedynie tam, gdzie (zdaniem moim) prawdziwa tego zachodziła potrzeba... Zachowany gdzieniegdzie archaizm językowy ma za cel nieco podkreślić więcej uroczyste ustępy słowa Bożego. Ale i w tym względzie należało przestrzegać ściśle określonej miary. Co do stylu przekładu poszedłem drogą pośrednią. By naśladować prostotę (czasem nawet ubóstwo stylistyczne) opowiadania ewangelicznego, starać się musiałem o język czysty, poprawny, ale prosty, nie goniący za barwnością zwrotów, ni za rozmaitością wyrażeń, albo błyskotliwością okresów". – 2) "Nowy przekład jest wierny: zamierzam więc odzwierciedlić nie tylko każde zdanie, ale i każde słowo natchnionego tekstu... Winienem jednak zaznaczyć, że wierny przekład może i powinien wykluczać taką niewolniczość, która by np. polegała na przestrzeganiu szyku wyrazów pierwowzoru, na takim a nie innym doborze słów, na używaniu zwrotów i form, właściwych jedynie językowi greckiemu, hebrajskiemu lub łacińskiemu"... 3) "Przekład ma być krytycznym, to jest odpowiadającym ile możności poziomowi dzisiejszej krytyki tekstualnej Ewangelii".

 

Czy przekład ks. Szczepańskiego odpowiada tym trzem (na ogół biorąc, bardzo słusznym) własnym zasadom tłumacza? Sam tłumacz daje w skromności swojej taką odpowiedź na to pytanie: "Nie łudzę się bynajmniej, jakoby wszędzie udało mi się zbliżyć do zamierzonego ideału, ale in magnis voluisse sat est". Nie ufając zresztą własnemu zdaniu, a pragnąc, pomimo swej skromności, czytelnikowi swój przekład zalecić, umieścił ks. Szczepański na czele większego wydania kilka "aprobat kościelnych", wśród których bardzo zwinnie przemycił (ani wątpić, że w prostocie ducha) trzy listy prywatne: arcybiskupa warszawskiego, oraz biskupów płockiego i kieleckiego.

 

Wszystkie bez wyjątku przytoczone przez skromnego tłumacza opinie są dlań niezmiernie pochlebne. Oto kilka wyjątków: "Czasem poczuje się żal, że zniknął niejeden z archaizmów języka Wujkowego; Czcigodny Tłumacz czuł to, gdyż wszędzie stara się uwzględnić stary język Wujka; odstępuje od jego tłumaczenia o tyle, o ile wymagała tego krytyka tekstu, jasność tłumaczenia i dzisiejsze wymogi (!) języka". "Zdaje się, że Wujek sam, gdyby żył w czasach obecnych, nic by nie mógł zarzucić temu tłumaczeniu". "Zaznaczasz w Swej przedmowie. Czcigodny Księże Profesorze, że usiłowałeś, aby przekład Twój był całkowicie nowy, wierny, krytyczny. Z trudnego zadania w zespoleniu tych czynników wywiązałeś się należycie. Niezrównaną prostotę, cichą serdeczność, a zarazem niedoścignioną wzniosłość oryginału umiejętnie odzwierciedlasz w dzisiejszej mowie polskiej"... "Wiernością przekładu i objaśnienia tekstu, potoczystością, jędrnością i wzniosłością ojczystego języka, utrzymaniem poziomu wymagań naukowych biblijnych, zachowaniem powagi Pisma Bożego, odsłaniającej cechę natchnienia, – tłumaczenie to nowe stanie się duchowym skarbem społeczeństwa i najzupełniej zaspokoi potrzeby dusz i serc polskich znowu przez szereg wieków".

 

Jeżeli ks. Szczepański zamierza i następne wydania swojego przekładu zaopatrywać w pochlebne głosy o nim, to będzie ich mógł przytoczyć znacznie więcej, albowiem wnet po wydaniu Czterech Ewangelij ukazało się w czasopismach bardzo wiele gorących pochwał i górnych zachwytów.

 

Otóż niechaj wolno będzie – w myśl sentencji Skargi, że, "gdy jeden głos górnie idzie, drugi zniżyć się musi", – wprowadzić do tego zgodnego chóru jeden maleńki dysonans, który będzie prostym oddźwiękiem tych kilku przykrych zgrzytów i fałszywych akordów, jakie, przeglądając przekład ks. Szczepańskiego, zwłaszcza Ewangelię św. Mateusza, słyszał od czasu do czasu w swojej duszy pewien miłośnik i wielbiciel starego przekładu Wujka. A nie idzie mu tutaj naturalnie ani o sprawę krytyczności, ani nawet wierności nowego przekładu: w tej mierze mają prawo zabierać głos – bardzo, niestety, u nas nieliczni – uczeni specjaliści; idzie tu jedynie o język i styl, o nic więcej.

 

* * *

 

Język nowego przekładu jest, na ogół biorąc, poprawny. Ale są wyjątki, są, nazywając rzecz po imieniu, błędy językowe, rażące ucho zawsze i wszędzie, a cóż dopiero w przekładzie Pisma Świętego. Oto przykłady (4).

 

"Ale gdy weszło słońce" – tłumaczy ks. Szczepański sole autem orto (13, 6); nie, nie weszło, tylko wzeszło, bo słońce nie wchodzi, tylko wschodzi. Gdyby słońce wchodziło, mówiłoby się: wchód słońca, a nie: wschód; a gdyby wolno było mówić: wchód słońca, to wolno by także mówić: wychód słońca, zamiast zachód. Wujek przetłumaczył naturalnie: "A gdy słońce wzeszło".

 

O ziarnie, które "padło na ziemię dobrą", mówi ks. Szczepański, że "zeszło, wystrzeliło w górę, rozrosło się i wydało plon" (Mar. 4, 8); ależ ziarno, o ile tylko jest zdrowe, nie schodzi z roli, tylko na niej wschodzi, więc nie zeszło, tylko wzeszło: gdyby zeszło, to by nie mogło ani wystrzelić w górę, ani rozrosnąć się, ani wydać plonu.

 

"Jezus zaś, świadom Sobie mocy cudotwórczej"... (Mar. 5, 30); po polsku mówi się "świadom Swej mocy"; owo "świadom Sobie" jest latynizmem: sibi conscius (chociaż w tekście łacińskim czytamy: Jesus cognoscens in semet ipso virtutem (a), co Wujek tłumaczy: "A poznawszy wnet Jezus w sobie moc").

 

Latynizmem także jest: "Nie mamy króla, jak tylko cesarza" (Jan 19, 15), – Non habemus regem, nisi Caesarem. Wujek ustrzegł się latynizmu: "Nie mamy króla, jedno Cesarza".

 

Niewolniczym przekładem z łaciny (et catelli edunt de micis, quae cadunt de mensa dominorum suorum) tłumaczy się również błąd w użyciu zaimka dzierżawczego "nawet szczenięta zjadają okruszyny, które padają ze stołu swych panów" (15, 27); – nie padające okruszyny przecie, tylko jedzące szczenięta mają swoich panów. Toteż Wujek przetłumaczył: "i szczenięta jedzą z odrobin, które padają z stołu panów ich".

 

Sedete hic, donec orem przekłada ks. Szczepański: "Usiądźcie tutaj, jak długo będę się modlił" (Mar. 14, 32). To nieszczęsne "jak długo" (zamiast "dopóki") ukazało się w naszym języku dopiero w XVIII wieku: Linde przynajmniej dopiero u Dawida Pilchowskiego (w jego przekładzie Seneki) znalazł wyrażenie: "Jak długo żyjesz, tak długo trzeba ci się uczyć, jak żyć". Ten nowotwór powstał może pod wpływem łacińskiego quamdiu – tamdiu; utrwalił się wszakże pod wpływem niemieckiego wie lange – so lange, i znamienną jest rzeczą, że się nim posługiwali, jeśli się nie mylimy, wyłącznie pisarze, pochodzący z Galicji, np. Kaczkowski. Wobec istnienia czystopolskiego dopóty – dopóki, albo dopóty – aż, ten nowotwór jest zupełnie zbędny, i w niektórych uszach budzi nie mniejszy wstręt, jak nieszczęsne względnie (zamiast albo, albo też, czy też). Dodajmy jeszcze, że Wujek przełożył przytoczone miejsce tak: "Siedźcie tu, aż się pomodlę", – "siedźcie", nie "usiądźcie"; ale bo też wyrażenie "usiądźcie tutaj, jak długo będę się modlił", nie ma sensu: siedzieć można bardzo długo, natomiast siada się zwykle bardzo krótko; przecie i w tekście łacińskim czytamy: sedete, a nie sidite.

 

"Kiedy zaś ty się modlisz, wejdź do izdebki swej i, zamknąwszy drzwi, módl się w skrytości do Ojca swego" (6, 6). Nie, tak się nie mówi po polsku, o ile się pragnie wiernie oddać to, co jest w Ewangelii św. Mateusza: Tu autem cum orabis, intra in cubiculum tuum et clauso ostio tuo ora Patrem tuum in abscondito (b). Zamiast czasu przyszłego w zdaniu czasowym (orabis) kładzie ks. Szczepański czas teraźniejszy (modlisz się). Otóż, po pierwsze, jest to germanizm (który popełniają bardzo często Wielkopolanie i Ślązacy); a po drugie – to nie ma sensu, a przynajmniej zmienia sens tekstu ewangelicznego, albowiem zdanie: "Kiedy zaś ty się modlisz, wejdź do izdebki", znaczy, że się człowiek, wchodząc do izdebki, już modlił. Wujek przetłumaczył naturalnie: "Ale ty, gdy się modlić będziesz" itd.

 

Oprócz błędów językowych nie brak w przekładzie ks. Szczepańskiego zaniedbań. "A liczba mężczyzn, którzy się posilili, nie licząc niewiast i dzieci, wynosiła pięć tysięcy" (14, 21); w zdaniu tym słowa: "nie licząc niewiast" są zupełnie zbyteczne, a raczej nie mają najmniejszego sensu, bo przecie w liczbie mężczyzn mogły być wprawdzie dzieci, ale niewiast w żaden sposób być nie mogło. Tekst łaciński opiewa też inaczej: Manducantium (wśród nich były i kobiety) autem fuit numerus quinque milia virorum, exceptis mulieribus et parvulis, – co Wujek tłumaczy: "A tych, którzy jedli, była liczba pięć tysięcy mężów, oprócz niewiast i dziatek".

 

Albo jeszcze. "Z królestwem niebieskiem ma się podobnie, jak z kwasem chlebowym, który wzięła niewiasta, i zaczyniła w trzech miarach mąki, aż się wszystko zakwasiło" (13, 33). Co się zakwasiło? wszystko? tj. i kwas, i trzy miary, i mąka? Tłumacz miał tu zapewne na myśli ciasto, o którym mówi w przypisku do tego tekstu: ale w samym tekście ciasta nie ma (5). Wujek, trzymający się wiernie tekstu łacińskiego, nie dopuszcza do żadnego nieporozumienia: "Podobne jest królestwo niebieskie kwasowi, który wziąwszy niewiasta, zakryła we trzy miary mąki, aż wszystka skwaśniała". (Simile est regnum caelorum fermento, quod acceptum mulier abscondit in farinae satis tribus, donec fermentatum est totum).

 

Do zaniedbań także wolno zaliczyć niezbyt zgrabne wyrażenie w zdaniu: "Gdy zaś zboże podrosło i ziarnem się obsypało, wówczas ukazał się i kąkol" (13, 26). Obsypać mogą się drzewa – owocami, łąki – kwiatami (albowiem obsypać się znaczy: mieć czegoś, dużo na sobie, z wierzchu); zboże obsypuje się także, ale kłosami, które widać; wprawdzie i ziarna, wystające z kłosów, widać, ale dopiero później, kiedy kąkole już się nie ukazują, ale, przeciwnie, kiedy nikną, przekwitają.

 

Czasami zaniedbania w nowym przekładzie pociągają za sobą niejasność. Pisze np. ks. Szczepański, że Jezus, "opuściwszy miasto Nazaret, poszedł i osiadł w nadmorskiem Kafarnaum" (4, 13); można by więc mniemać, że oprócz Kafarnaum nadmorskiego było jeszcze jakieś inne, nie nadmorskie. W przekładzie Wujka żadnej w tym względzie niejasności nie ma: "I opuściwszy miasto Nazaret, przyszedł i mieszkał w Kapharnaum, nad morzem".

 

Niechże wystarczy tych kilka przykładów niepoprawności językowych i zaniedbań. Czy nie ma ich więcej? Prawdopodobnie jest, bo, jak sądzić wolno, nie są one bynajmniej przypadkowe; ale ręczyć za to mógłby ostatecznie ten tylko, kto przekład ks. Szczepańskiego przeczytał z uwagą od deski do deski.

 

A teraz – czy język przekładu ma w sobie to, bez czego Ewangelie nigdy by dusz ludzkich takim czarem i urokiem nie napełniały, – czy ma w sobie poezję? czy choć w przybliżeniu oddaje niedoścignioną, czarującą prostotę stylu biblijnego? czy jest dosyć uroczysty na to, aby spotęgować jeszcze te wzruszenia religijne, które sama już treść może wywołać w duszy czytelnika albo słuchacza? Czy, krótko mówiąc, przekład ks. Szczepańskiego pod względem zespolenia poezji z prostotą dorównywa przekładowi Wujka?

 

Nie, nie i, jeszcze raz, nie.

 

Co więcej: nie tylko mu nie dorównywa, ale go na każdym niemal kroku obniża i psuje, i to najczęściej bez żadnego słusznego powodu. Przytoczony sąd, że od starego języka Wujka tłumacz odbiega tam tylko, gdzie tego wymagały krytyka tekstu, jasność i dzisiejsze wymaganie języka, to chyba żart. A już naprawdę na krwawą ironię zakrawa frazes, że "Wujek sam, gdyby żył w czasach obecnych, nic by nie mógł zarzucić temu tłumaczeniu". Z równą słusznością można by twierdzić, że Kochanowski, gdyby żył za Stanisława Augusta, uściskałby Karpińskiego przez wdzięczność, że jego Psałterz Dawidów przerobił na swoje Psalmy Dawida! Może by go zresztą i uściskał, ale po to, żeby go... udusić – za estetyczno-religijne świętokradztwo, jakiego się na jego arcydziele śpiewak Justyny dopuścił. Bo czy nie jest świętokradztwem wiersze:

 

Dzieńli po niebie wiezie, nocli swoje konie,

On ustawicznie w Pańskim rozmyśla zakonie, –

 

zamieniać na wiersze:

 

Czy świeci słońce, czy noc nastanie,

Pańskie rozmyśla nakazy!?

 

Czy nie jest świętokradztwem wiersze:

 

Tobie, Panie, wszytek świat niechaj chwałę daje:

Twoje dary są płodnej ziemie urodzaje;

Raczże nam błogosławić, Boże nasz, do końca,

Ciebie niechaj się boi wschód i zachód słońca, –

 

parodiować w ten sposób:

 

Miej od nas wszystkich chwałę Twoją:

Ziemia daje rodzaj wszelki;

Błogosław nas, Boże wielki,

Ziemi Cię się końce boją!?

 

Czasem wpada Karpiński w mimowolny humor, kiedy np. wiersze Kochanowskiego:

 

Jeszczem ja nie wypuścił słowa z ust swoich,

A to, Panie, już dawno brzmi w uszu twoich,

 

przerabia na wiersze:

 

Ty wszystkie drogi moje przewidziałeś

I, gdym miał mówić, język mi ruszałeś.

 

Otóż uczony ks. Szczepański w swojej trosce o dokładność naukową i nowość przekładu poczynał sobie z Wujkiem, nie zawsze, na szczęście, ale bardzo często, w sposób, podobny do tego, w jaki zarozumiały Karpiński w swojej trosce o gładkość poetycką i nowość przekładu poczynał sobie z Kochanowskim.

 

Sam ks. Szczepański, jak widzieliśmy, zdawał sobie sprawę, że niektóre zwroty Wujka, te mianowicie, z którymi się zżyło całe społeczeństwo polskie, należy w nowym przekładzie zachować nietknięte: szkoda, że uczynił to "w mierze bardzo ograniczonej", łudząc się, że te zwroty są "bardzo nieliczne"!

 

Nie ma chyba u nas człowieka, wychowanego w kulturze chrześcijańskiej, któryby nie pamiętał i często nie powtarzał sobie zwrotu: "Dosyćci ma dzień na swej nędzy". Co z tego zrobił ks. Szczepański? "Dość ma dzień każdy swojej własnej biedy" (6, 34)!! Ani tekst grecki, ani łaciński, ani wzgląd na jasność, do takiej zmiany nie upoważniał tłumacza, nie rozumiejącego najwyraźniej tej prawdy, którą mądrość staropolska ujęła w jędrne i mocne słowa: "Co raz przywarło do serca, trudno odskrobać". Prawda, inne przysłowie mówi: "Co się raz z serca wyrzuci, tego nie mieć – nie zasmuci": ale po co i na co zmuszać człowieka, żeby wyrzucał z serca to, co od dziecka ukochał?

 

A przykład to nie jedyny. "Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę": tak tłumaczy Wujek (11, 28), i te jego słowa niemal każdy umie na pamięć. Ks. Szczepański całkiem niepotrzebnie zmienia "jesteście obciążeni" na "obciążeni jesteście", a "Ja was ochłodzę" na "Ja was pokrzepię", – pomimo, że ani greckie anapauso, ani łacińskie reficiam nie znaczy dosłownie pokrzepię. Dodajmy, że i Skarga, który czterokrotnie to miejsce w pismach swych przytacza, czterokrotnie tłumaczy: "ochłodzę" (6).

 

Inny przykład. "Zaprawdę powiadam wam, – tłumaczy Wujek – nie zostanie tu kamień na kamieniu, któryby nie był zepsowany" (24, 2). Podobnież Skarga: "Kamień na kamieniu nie zostanie" (7). Wyrażenie to poszło w przysłowie, więc po co i na co zmienił je ks. Szczepański? "Nie ostoi się tu kamień na kamieniu", – potrzebne to, jak piąte koło u wozu, tym więcej, że do tej zmiany znowu nie upoważniał tłumacza ani tekst grecki, ani łaciński. Nie upoważniały go również teksty starożytne do zmieniania "bram piekielnych", które Kościoła nie zwyciężą (16, 18), na "moce piekielne". Czyżby ks. Szczepański nie rozumiał, że wyrażenie "bramy", i jako przenośnia, i jako concretum, jest bardziej obrazowe, aniżeli abstractum "moce"?

 

Otóż to właśnie, że, czego jak czego, ale obrazowości stylu ewangelicznego nie wyczuwa jakoś ks. Szczepański. Dowodem jest np. jego stała metoda zastępowania rzeczowników jednostkowych zbiorowymi. – "Gdy Go tedy ujrzeli najwyżsi kapłani i służebnicy, zawołali mówiąc"... (Jan 19, 6). Służebników Wujka ks. Szczepański zamienia na służbę. W przekładzie Wujka Pan Jezus mówi: "Zaniechajcie dziatek, a nie zabraniajcie im przychodzić do Mnie" (19, 14); i mówi jeszcze Pan Jezus: "Jeruzalem, Jeruzalem!... Ilekroć chciałem zgromadzić syny twoje, jako kokosz kurczęta swoje pod skrzydła zgromadza, a nie chciałoś" (23, 37). Ks. Szczepański woli od dziatek i synówdziatwę, a przy sposobności kurczęta zamienia – nie wiedzieć po co i na co – na pisklęta. I jakżeby inaczej? przecie "pisklę" ma znaczenie ogólniejsze, niż "kurczę"!! Naprawdę, że to świadome, czy nieświadome, a tak właściwe chłodnym intelektualistom, dążenie do abstrakcyjności, do ogólnikowości, do bezbarwności stylu żywo przypomina pseudoklasyków, którzy tak się bali obrazowości, jak diabeł święconej wody. Dobrze przynajmniej, że od piskląt nie odpędził ks. Szczepański kokoszy, aby zrobić miejsce dla kury!

 

I jeszcze. "Wejrzyjcie na ptaki niebieskie – czytamy u Wujka – iż, nie sieją, ani żną, ani zbierają do gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je" (6, 26). Ks. Szczepański tłumaczy: "Przypatrzcie się ptakom w powietrzu; wszakżeż one nie sieją, ani żną, ani nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski żywi je"!! Przede wszystkim – dlaczego "przypatrzcie się", a nie "wejrzyjcie"? Przecie w tekście greckim jest: emblepsate, a w łacińskim – respicite, tj. "wejrzyjcie". Ale mniejsza o to. Stokroć niefortunniejszym wyrażeniem są owe "ptaki w powietrzu" zamiast "ptaków niebieskich": gdzie jak gdzie, ale w powietrzu nie mogłyby ptaki, choćby nawet chciały, ani siać, ani żąć, ani zbierać do spichlerzy, bo te wszystkie czynności odbywają się raczej na ziemi, niż w powietrzu. Gdybyż jeszcze tej zmiany wymagały teksty starożytne! – tymczasem wyraźnie czytamy: petejna tu uranu, volatilia caeli. Całe szczęście jeszcze, że z Ojca niebieskiego nie zrobił ks. Szczepański Ojca powietrznego! (Oszczędził nam także, sprawiedliwość każe wyznać, królestwa powietrznego).

 

Innym razem zamienił tłumacz ptaki niebieskie na ptactwo powietrzne: "Lisy mają nory, a ptactwo powietrzne gniazda, Syn zaś człowieczy nie ma gdzie głowy położyć" (8, 20). Warto porównać ten przekład z przekładem Wujka: "Liszki mają jamy, i ptacy niebiescy gniazda, a Syn człowieczy nie ma, gdzieby głowę skłonił". Że liszki zamienił ks. Szczepański na lisy, postąpił słusznie; jamy śmiało mogły zostać, a ptacy niebiescy zostać byli powinni. Ale nie o to nam idzie tym razem. Każdy, czyje ucho jest choć jako tako wrażliwe na formę dźwiękową prozy, wyczuwa w starym przekładzie żywy rytm: "Syn człowieczy nie ma, gdzieby głowę skłonił", – w tym rytmie (którego, mówiąc nawiasem, nie jest ten ustęp pozbawiony ani w oryginale greckim, ani w przekładzie łacińskim) drga wyraźnie ból i żałość Jezusa Chrystusa; w nowym przekładzie niczyje chyba ucho żadnego rytmu się nie dosłucha.

 

Już to w ogóle subtelnym zmysłem estetycznym nie obdarzyły ks. Szczepańskiego nieba. Pełno w jego przekładzie wyrażeń niezgrabnych i ciężkich, których by łatwo uniknął, gdyby nie jego pasja do modernizowania Wujka, gdyby nie jego żądza dokonania przekładu nowego. Oto kilka przykładów.

 

Wujek tłumaczy: "Wy jesteście sól ziemie. A jeśli sól zwietrzeje, czem solona będzie"? Ninacz się więcej nie zgodzi, jedno aby była precz wyrzucona i podeptana od ludzi" (5, 13). A ks. Szczepański: "Wy jesteście solą ziemi. Lecz gdyby sól zwietrzała, czemże ją nasolić? Na nic już się nie zda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi". Te rzeczowniki słowne: "wyrzucenie" i "podeptanie przez ludzi" – są ciężkie i nie zawierają w sobie ani połowy tej siły, co słowa Wujka: "aby była precz wyrzucona i podeptana przez ludzi". Do rzeczowników słownych ma w ogóle ks. Szczepański widoczną słabość, skoro zmienia także "Ten jest Syn mój miły, w którymem sobie dobrze upodobał" (17, 5) na "Ten jest Syn mój miły, w którym mam upodobanie". Zamiast "wnetże odjechał" pisze ks. Szczepański "odjechał bezzwłocznie" (25, 15); zamiast "wstańcie, pójdźmy" – "wstańcie, chodźmy" (26, 46), nie zdając sobie widocznie sprawy z tego, że "wnet" ma w sobie więcej siły, aniżeli "bezzwłocznie", a "pójdźmy" aniżeli "chodźmy". Dalej. Wujek tłumaczy: "I wiele była ucierpiała (niewiasta) od wiela lekarzów, a wszystko swe wydała była, a nic jej nie pomogło" (Mar. 5, 26); ks. Szczepański zamiast "wszystko swe" (omnia sua) pisze: "cały swój majątek", a zamiast "nic jej nie pomogło" (nec quicquam profecerat) – "bez żadnego skutku". "Łaknął" (4, 2) zmienia na "uczuł głód", "pragnąłem" (25, 35) na "uczułem pragnienie"; nie powie: "Jezus... uszedł do Galilei" (4, 12), tylko: "Jezus... usunął się do Galilei"; nie podoba mu się prorok "beze czci" (13, 57), woli proroka "bez poszanowania"; tkwiący każdemu w pamięci początek Ewangelii na Boże Narodzenie: "I stało się w one dni, wyszedł dekret od Cesarza Augusta, aby popisano wszystek świat" (Łuk. 2, 1), zmienia tak: "Zdarzyło się zaś w owym czasie, że Cezar August wydał dekret, aby spisano ludność we wszystkich ziemiach". Po kiego licha te wszystkie zmiany? Czyżby ks. Szczepański był wyznawcą zasady, że "co nowe, to zdrowe", i że "nowsze zawsze lepsze"?

 

Tak by się zdawało, skoro w walce, którą wypowiedział archaizmom, nie umiał czy nie chciał – wbrew własnej zapowiedzi – "przestrzegać ściśle określonej miary", pozbawiając niejednokrotnie tekst Pisma Świętego tej piękności, którą w przekładzie Wujka wyczuwa i kocha każdy, kto posiada jaki taki zmysł estetyczny. Ks. Szlagowski, obdarzony tym zmysłem w dużej mierze, odczuwa bardzo subtelnie piękność archaizmów, toteż w ich usuwaniu jest bardzo ostrożny, bardzo oszczędny, tymczasem ks. Szczepański, zmysłu estetycznego pozbawiony prawie doszczętnie, piękności archaizmów nie odczuwa, toteż usuwa je z takim rozmachem, że się aż przypomina przysłowie ludowe: "Bij, kiej mos kij".

 

"Ale ty gdy się modlić będziesz, wnidź do komory swojej, a zawarłszy drzwi, módl się Ojcu twemu w skrytości" (6, 6), czytamy u Wujka. Ks. Szczepański zamienia "wnidź" na "wejdź", "komorę" na "izdebkę", "zawarłszy" na "zamknąwszy", "módl się Ojcu" na "módl się do Ojca", – i dzięki tym wszystkim zmianom, potrzebnym, jak pies w kościele, zaciera całą uroczystość, całą podniosłość przytoczonych słów. Nie dosyć na tym: kto pamięta "komorę" Wujka (a któż jej nie pamięta?), tego na widok "izdebki" ks. Szczepańskiego ogarnia... śmiech.

 

A mówiąc nawiasem, nie jedyny to przykład mimowolnego humoru, w który wpada ks. Szczepański i który spokrewnia go, jako tłumacza Ewangelii, z Karpińskim, jako tłumaczem Psalmów Dawidowych. "Czy zrozumieliście to wszystko?" – pyta Jezus uczniów; uczniowie odpowiadają: "Owszem" (13, 51). Że też ks. Szczepański nie czuje, że to "owszem" w ustach uczniów, odpowiadających Panu Jezusowi, jest wręcz śmieszne! U Wujka uczniowie odpowiadają nie humorystycznie, tylko poważnie: "Tak". Prawda, że i Wujek posługuje się wyrazem "owszem", wkłada go nawet w usta Chrystusa: "A widząc przedniejszy kapłani i doktorowie dziwy, które czynił, i dzieci, wołające w kościele i mówiące: Hosanna Synowi Dawidowemu! rozgniewali się. I rzekli Mu: Słyszysz, co ci mówią? A Jezus rzekł im: I owszem" (21, 16). Otóż tutaj to "i owszem" w nikim z pewnością uczucia humoru nie wzbudzi; tutaj to "i owszem" wywołuje w czytelniku wrażenie, że Jezus na pytanie kapłanów, którzy Go nim zgubić chcieli, odpowiedział z pełnym godności spokojem, a nawet z pewną ironią, znamionującą Jego wyższość duchową nad nędznikami, czyhającymi na Jego zgubę.

 

Uczucia już nie humoru, tylko niesmaku, a nawet pewnej odrazy, doświadcza człowiek, kiedy czyta, że "niewiasta, która od lat dwudziestu (c) cierpiała na krwiotok, przystąpiła z tyłu i dotknęła się strzępców Jego płaszcza" (9, 20). Te strzępce (które, jak objaśnia uczony autor, Żydzi nosili na czterech rogach zwierzchniego płaszcza w celu uprzytomnienia sobie przykazań Bożych) są przekładem greckiego kraspedon, łacińskiego fimbria. Wujek tłumaczy: "dotknęła się kraju szaty Jego". Ks. Szczepański miał niewątpliwie prawo poczytywać to tłumaczenie za niedokładne – ze stanowiska archeologii żydowskiej; zapomniał jednak, a raczej zapewne nie wiedział o tym, że wyraz "strzępiec" jest wprawdzie w języku polskim, ale oznacza nie jakiś wisiorek u żydowskiego płaszcza, tylko roślinę z rodziny ukęślowatych, zwaną inaczej "utruda" (tetracera). Ale mniejsza o to; ważniejszą jest rzeczą, że owe strzępce kojarzą się mimowolnie ze strzępami, z łachmanami, z łachami, w których nie wyobrażamy sobie przecie Pana Jezusa.

 

Ale wróćmy do archaizmów. Oto kilka próbek ich usuwania. "A gdy się z Niego naigrali, zwlekli Go z purpury i oblekli Go w szaty Jego i wywiedli Go, aby Go ukrzyżowali" (Mar. 15, 20). Ten przekład Wujka jest przecie do dziś dnia powszechnie zrozumiały, a do tego zupełnie dokładny; przeciwstawienie: "zwlekli" – "oblekli" doskonale odpowiada przeciwstawieniu: exedysanenedysan, exueruntinduerunt. W przekładzie ks. Szczepańskiego to przeciwstawienie (i w ogóle całe piękno Wujka) przepadło bez śladu: "A kiedy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i ubrali Go w Jego własne szaty i wyprowadzają Go, aby Go ukrzyżować".

 

Inny przykład: "Wziął Go zaś diabeł na górę wysoką bardzo i ukazał Mu wszystkie królestwa świata i chwałę ich" (4, 8). Tak tłumaczy Wujek. Ks. Szczepański zwietrzył w czasowniku "ukazał" archaizm; zapewne, dzisiaj powiedzielibyśmy: "pokazał": ale czyż "ukazał" jest niezrozumiałe i czy nie jest wiernym przekładem greckiego dejknysin, a łacińskiego ostendit? Ks. Szczepański jednak w swoim ferworze oryginalności kropnął: "Szatan... przedstawia Mu wszystkie królestwa świata", co w niejednym czytelniku wywołać może wrażenie sztucznie uroczystej, a nawet wręcz komicznej teatralności.

 

Oblicze Chrystusa na górze Tabor "rozjaśniało, jako słońce"; tak tłumaczy Wujek resplenduit. Skarga przekłada: "I tam Pańska się twarz oświeciła, jako słońce". W przekładzie ks. Szczepańskiego oblicze Chrystusa "zajaśniało": tłumacz wyraźnie nie odczuwa, o ile rozjaśnieć zawiera w sobie więcej siły od zajaśnieć.

 

Słowa Anioła, wyrzeczone do pasterzy: Evangelizo vobis gaudium magnum (Łuk. 2, 10) Wujek i Skarga tłumaczą: "Opowiadam wam wesele wielkie"; ks. Szczepański woli od wesela radość. Woli także "jakąś służącą" od "niektórej służebnicy" (Łuk. 22, 56), "rzucać kamienie" od "ciskać kamienie" (Jan 8, 59), "istotnie" od "zaisteć" (Mat. 27, 54), "wzrok mu przywrócił" od "otworzył oczy jego" (Jan 9, 14), "ubranie" od "sukni" (Łuk. 9, 3), "znaleźć gospodę" od "stać gospodami" (Łuk. 9, 12), "wotywne dary" (żebyż przynajmniej ślubione!) od "upominków" (Łuk. 21, 5), "zarazy" od "morów" (Łuk. 21, 11), "pozwólcie tym odejść" od "dopuśćcie tym odejść" (Jan 18, 8), "cofnęli się wstecz" (czy można cofać się naprzód?) od "poszli nazad" (Jan 18, 6) itd. itd. Naprawdę, że trzeba mieć jednak, prócz dobrej woli i ugruntowanych zasad, niebylejaki talent, żeby tak psuć piękno, tak mącić podniosłość, tak obniżać uroczystość stylu Pisma Świętego!

 

Mówiąc nawiasem, raz postanowił uczony tłumacz XX wieku prześcignąć uroczystością natchnionego tłumacza wieku XVI.

 

"A Jezus, wezwawszy dziecięcia, postawił je w pośrodku ich. I rzekł: ...Ktokolwiek się tedy uniży, jako to dzieciątko, ten jest większy w królestwie niebieskiem" (Mat. 18, 2-4). Ks. Szczepańskiemu "dziecię" i "dzieciątko" wydały się za mało poetycznymi, więc – risum teneatis, amici – wolał pacholę, nie mając widocznie pojęcia, że pacholę a małe dziecko (pajdion, parvulus) to nie jedno i to samo.

 

Dodajmy jedno jeszcze. Oto ks. Szczepański zupełnie nie rozumie, że każda zmiana w budowie zdania pociąga za sobą odmienne wrażenie estetyczne: ze stanowiska logiki to samo, ze stanowiska estetyki – co innego! "Albo któryż z was jest człowiek, którego jeśliby prosił syn jego o chleb, izali mu poda kamień?" (Mat. 7, 9). Tak tłumaczy Wujek dosłownie tekst łaciński, nie zmieniając budowy zdania; oryginał grecki posiada budowę tę samą: najprzód chleb, potem dopiero kamień, i bardzo naturalnie, bo przecie prośbie o chleb przeciwstawia się tutaj podanie kamienia, nie zaś podaniu kamienia – prośbę o chleb. Tymczasem ks. Szczepański nie rozumie tej subtelności i zmienia dowolnie budowę zdania: "Czyż jest kto między wami, coby dał synowi kamień, gdyby kto prosił o chleb?".

 

A przykład to wcale nieodosobniony. Słowa Chrystusa: Calicem, quem dedit mihi Pater, non bibam illum? (Jan 18, 11) – Wujek tłumaczy dosłownie: "Kielicha, który mi dał Ojciec, pić go nie będę?". Ks. Szczepański, nie odczuwając siły tej inwersji, przekłada, jak biedny żak, któremu, zanim zacznie tłumaczyć Cezara, pan profesor kazał "zrobić konstrukcję": "Czyż nie mam wypić kielicha, który Mi dał Ojciec?".

 

Podobnież ustęp: "A ponieważ było zimno, czeladź i służba stała przy ognisku" (Jan 18, 18), – trąci wyraźnie ławką szkolną. Wujek naturalnie i tutaj nie zmienił budowy zdania: "I stała czeladź i służebnicy u węgla, bo zimno było".

 

* * *

 

"Ojczyźnie na ręce Jej Prymasa" dedykował ks. Szczepański swój przekład Ewangelii. Już ta dedykacja świadczy, że szanowny tłumacz zdaje sobie dobrze sprawę, czym jest przekład Pisma Świętego dla kraju, dla jego kultury. Mimo woli przypomina się Seklucjan, kiedy w przedmowie do Nowego Testamentu, dedykując go Zygmuntowi Augustowi, pisał, że przekład Pisma Świętego ma dla kraju większe znaczenie, aniżeli zdobycie całych prowincyj. Miał słuszność. Tak było dawniej, tak będzie później i tak jest dzisiaj, – dzisiaj, kiedy Polska, odrodziwszy się pod względem politycznym, odzyskawszy niepodległość, musi się dźwigać z tego straszliwego bagna zepsucia, w którym ugrzęzła pospołu z całym znikczemniałym światem. Co ją dźwignie, jeśli nie nauka Chrystusa?

 

Tak, ale na to, żeby jakakolwiek nauka dźwignęła człowieka z upadku moralnego, aby go zniewoliła do czynu, musi mu trafić nie tylko do głowy, ale przede wszystkim do serca. Tymczasem nauka Chrystusa – w tej postaci, jaką jej dał ks. Szczepański w swoim "całkowicie nowym", "wiernym" i "krytycznym" przekładzie, – do serca nie trafi... z wyjątkiem tych miejsc, oczywiście, gdzie się tłumacz nie silił na całkowitą nowość, gdzie zaufał Wujkowi. Gdzie się na nowość silił (a silił się zwykle), tam przekład jest nie tylko suchy, pozbawiony wszelkiej poezji, ale wręcz pospolity, banalny, czasem rozpaczliwie banalny; myśl nauki Chrystusa oddaje wiernie, ale bicia jej serca w nim nie słychać: Chrystus tam uczy, ale nie pociąga słodko, nie wzywa miłośnie. I trudno byłoby naprawdę zrozumieć te wszystkie zachwyty, jakimi okadzono ten nowy przekład, gdyby się nie wiedziało, na jak niskim poziomie – nie tylko fachowym, ale i moralnym – stoi nasza krytyka literacka i naukowa, gdyby się zapomniało, ile to pochwał i komplementów piszą nasi krytycy przez grzeczność, zwłaszcza jeśli autor umie o nie zabiegać. Przykro, wstyd pomyśleć!

 

Powiedziano o przekładzie ks. Szczepańskiego, że się stanie duchowym skarbem społeczeństwa i że najzupełniej zaspokoi potrzeby dusz i serc polskich znowu przez szereg wieków. Nie! Nie przecząc (a przynajmniej nie mając prawa zaprzeczyć), że jego przekład, jako krytyczny, wzbogaca naszą naukę, a więc naszą kulturę umysłową, przeczymy stanowczo, żeby wzbogacał bezpośrednio naszą kulturę religijno-moralną, przeczymy, żeby się ks. Szczepański, jako tłumacz Pisma Św., mógł stać dla nowych wieków tym, czym Wujek był dla wieków dawnych, czym – dzięki ks. Szlagowskiemu – jest dzisiaj i czym zapewne długo, długo jeszcze, będzie. Dusz i serc polskich przekład ks. Szczepańskiego nie zaspokoi, bo do serca to tylko trafia, co z serca wyszło, a nowy przekład wyszedł z głowy. Skarbem duchowym społeczeństwa nie będzie, bo, jak uczy Pismo Święte, skarb człowieka jest tam, gdzie jego serce, a nie tam, gdzie jego głowa; a stare przysłowie mówi: "Gdzie serce nie chce, rozum nie pomoże".

 

Szkoda, wielka szkoda, że z czytania lekcyj ewangelicznych przed kazaniami zaczęto już usuwać przekład Wujka i zalecać tłumaczenie ks. Szczepańskiego. Po co się było tak spieszyć, "Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy", mówi mądrość ludowa. Na szczęście pospieszono się tak nie w całej Polsce, tylko w niektórych diecezjach. Niektórzy biskupi – należy do nich, o ile wiemy, oprócz biskupa sandomierskiego, książę biskup krakowski – na wprowadzenie nowego przekładu nie pozwolili. Cześć im za to, że stoją "na straży narodowego pamiątek Kościoła!".

 

Ignacy Chrzanowski

 

–––––––––––

 

 

Ign. Chrzanowski, Nowy przekład polski Pisma Świętego. Kraków 1920. GŁÓWNY SKŁAD W KSIĘGARNI GEBETHNERA I WOLFFA, str. 32.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; przypisy literowe od red. Ultra montes).

 

Przypisy:

(1) Zob. ks. Antoni Szlagowski, Wstęp ogólny historyczno-krytyczny do Pisma Świętego. Tom II. Przekłady Ksiąg św. Starego i Nowego Testamentu, Warszawa 1908, ss. 258-259.

 

(2) Zob. tamże, ss. 260-262.

 

(3) Cztery Ewangelie. Wstęp, nowy przekład i komentarz. Wydano zasiłkiem: Akademii Umiejętności w Krakowie, Kasy im. Mianowskiego w Warszawie i J. E. Arcb. E. Dalbora w Poznaniu. Wielka ósemka; część pierwsza, str. 160 (i mapy); część druga, str. XXXII i 611. Kraków 1916 i 1917.

Ewangelie i Dzieje Apostolskie,... przekład zatwierdzony i polecony przez Stolicę Apostolską, nakładem wydawnictwa Tow. Jez. Mała ósemka, str. XVI i 742 (i mapki). Kraków 1917.

 

(4) Gdzie się w nawiasach nie wymienia Ewangelisty, tam jest nim św. Mateusz.

 

(5) Zresztą możliwą jest rzeczą, że owo "wszystko" tłumaczy się niewolniczym przekładem z greckiego (holon).

 

(6) Ks. Stanisław Okoniewski, Pismo Święte w dziełach Piotra Skargi. Poznań 1912, s. 480.

 

(7) Tamże, s. 495

 

(a) Vulgata Clementina: "Jesus in semetipso cognoscens virtutem".

 

(b) Vulgata Clementina: "Tu autem cum oraveris, intra in cubiculum tuum, et clauso ostio, ora Patrem tuum in abscondito".

 

(c) "dwudziestu" – błąd (w wyd. z 1917 r.); powinno być "dwunastu".

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMVIII, Kraków 2008

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: