DLACZEGO WIERZĘ

Czy potrzeba religii?

Jesteśmy w jednym z większych biur handlowych. Za kilkanaście minut rozpocznie się urzędowanie. Funkcjonariusze różnych stopni schodzą się pojedynczo lub małymi grupkami. Po zwykłem przywitaniu rozpoczyna się ożywiona rozmowa. Ma się rozumieć, iż prawie każdy przynosi jakąś nowinę: ten o niespodziankach politycznych, ów o rabunkowym napadzie, inny o świetnym interesie pana N. itd., w ogóle nie brak tematu do pogawędki. Wreszcie do rozprawiających zbliża się jakiś młody urzędnik i podniesionym głosem oznajmia, że radca Z. nad ranem zakończył życie. Natychmiast posypały się zewsząd bezładne pytania:

– Co? Doprawdy? Taki młody człowiek? Przecież tylko kilka dni chorował! Szkoda go, zdolności miał niepoślednie, a z obowiązków wzorowo się wywiązywał.

– Ha, śmierć nie przebiera, wtrącił ktoś z boku.

– Ale to rzecz dziwna – dodał ten, co przyniósł nowinę o zgonie – że księdza nie chciał do siebie dopuścić. Mimo nalegań brata i córki odpowiadał stale: "Obejdzie się, to mi nie pomoże wcale". Wprawdzie za życia do kościoła często nie zaglądał, ale nie spodziewałem się, że przy śmierci o Bogu nie pomyśli.

– Mnie się zdaje – przerwał ktoś ze zgromadzonych – że ten fakt ani jego zasług, ani sławy nie zmniejsza. Ja właściwie sądzę człowieka z życia i czynów. Są pobożnisie co nie są warci złamanego grosza; wielu zaś jest takich, co choć o religię się nie troszczą, to jednak żyją uczciwie, moralnie, świecą innym przykładem i tych właśnie cenię.

– Ja znowu – rzekł starszy, dobrze już posiwiały urzędnik – nie zgodziłbym się na pańską zasadę.

– A to z jakiego powodu? Może pan zamierza bronić tych bigotów, co pół dnia siedzą w kościele, a drugie pół spędzają na obmowach, plotkach lub lenistwie?

– Bynajmniej, razem z panem ich potępiam. Ale trzeba i na to zwrócić uwagę, że pańskiego zarzutu nie można skierować choćby przeciw dziesiątej części tych ludzi, których nazywamy religijnymi. Pewnie, iż każdej rzeczy, choćby najpożyteczniejszej, można nadużyć; każdą zasadę choćby najzbawienniejszą można wypaczyć, ale z tego jeszcze nie wynika, by sama rzecz lub zasada była w sobie złą, bezwartościową. Takiemu nadużyciu i wypaczeniu może ulec i religia. Nie trzeba zatem sądzić o jej wartości z postępowania tych, co religii używają jako pokrywki swego duchowego zepsucia, ale z życia tych, co zasady religijne w czyn wprowadzają.

Po wtóre wspomniałeś pan, iż są ludzie, nietroszczący się o religię, a jednak uczciwi, przykładni. Dziwnym może się komu wyda, gdy powiem, że właśnie ta uczciwość i moralność opiera się na resztkach religii, które zostały w ich duszy. Bo właściwie cóż może być zasadą cnoty i obowiązku, jeśli nie religia? Przecież cnota wymaga jakiegoś sprawdzianu, za pomocą którego można by ją odróżnić od występku. Obowiązek zaś nie może się obejść bez prawodawcy: a taki sprawdzian i takiego prawodawcę wskazuje nam jedynie religia. Nie wystarczy tu materialny pożytek, nie wystarczy honor, nie wystarczą kary, wymierzane przez państwo. Cóżby się wówczas stało, gdyby korzyść doczesna była miarą cnoty i występku? Czyż kradzieże i zabójstwa, w tajemnicy dokonane, nie stałyby się wtedy godnymi pochwały? I honor również niewiele by znaczył. Pominąwszy już to, iż przy gwałtowniejszym wzburzeniu namiętności traci swą siłę, jest on czuły jedynie na sąd innych, a własnym sumieniem wcale się nie krępuje. Tym bardziej nie pomagają kary wymierzane prawem cywilnym, bo przecież tysiączne istnieją sposoby uwolnienia się od nich.

– Przepraszam, iż przerwę, ale nie tylko pożytek, honor i kary kierują człowiekiem; każdy z nas ma przewodnika we własnym sumieniu.

– Tak, lecz sąd sumienia musi się opierać na jakiejś wyższej ode mnie Istocie. Jeśli nie ma religii, nie ma Boga, nie ma nagrody i życia po śmierci, to choćby mi dziesięć sumień mówiło: nie bierz, bo to cudze, niewiele bym się krępował taką przestrogą, bo brakowałoby jej podstaw. Przypomina mi się tutaj powiastka z murzyńskiego życia. Pewien podróżnik zapytał się murzyna, na czym ziemia spoczywa. Na wielkim słoniu, brzmiała odpowiedź. A na czymże stoi słoń? Na olbrzymim żółwiu. A żółw co ma pod nogami? Na to pytanie murzyn już odpowiedzi nie znalazł. Podobnie wygląda i to odwoływanie się do sumienia u człowieka, co nie uznaje potrzeby religii.

Teraz wracam znowu do mego pierwotnego założenia i powtarzam, że jeśli religia wyłącznie może być podstawą uczciwości i moralnego życia, więc jest nią i u tych, co zasad religijnych zupełnie się wyrzekli. Powiecie mi pewnie, że to niemożliwe. Dowieść jednak tego nietrudno. Nikt się bowiem niedowiarkiem i przeciwnikiem religii nie rodzi. Owszem za młodu czy to w kółku rodzinnym, czy w szkole razem z prawdami religii wpajają w nas znajomość cnoty i występku, prawa i obowiązku. I właśnie te podstawowe wiadomości pozostają w nas, i kierują naszym postępowaniem mimo zmienionych przekonań.

Zresztą, choćby ktoś ani z domu rodzicielskiego ani ze szkoły nie wyniósł tego popędu do cnoty i uczciwości, to nabył go w życiu społecznym. Bądźcobądź społeczeństwo ma w swym łonie szczupłą tylko garstkę takich ludzi, co żadnej religii nie uznają. Więc garstka ta, chcącniechcąc, stosuje się w działaniu do ogółu. Wpływ ten jest niejednokrotnie bezwiedny, niedostrzegalny. I tu właśnie tkwi przyczyna uczciwości "niezależnej od wszelkich religijnych przesądów". Gdyby ludzie niereligijni zawsze i wszędzie stosowali swe zasady, a nie kierowali się ani wychowaniem lat młodocianych, ani otoczeniem, to upodobniliby się do zwierząt, bo prawidłem ich życia byłoby tylko zadowolenie zmysłów.

I jeszcze jedna rzecz ważna. Czy ludzie niereligijni mogą być bezwzględnie uczciwymi? Zdaje mi się, że nie. Któż to bowiem jest uczciwym? Ten, kto wypełnia wiernie swe obowiązki względem Boga, a więc religijne są najważniejsze. Czyż może zatem zasługiwać na miano uczciwego, kto je zaniedbuje?

– Tak, zagadnął jeden ze śmielszych, ale właściwie skąd wypływają obowiązki względem Boga, skąd potrzeba wyznawania religii?

– Jakże to! Przecież Bóg nas stworzył, Bóg nas utrzymuje w istnieniu i wspomaga w działaniu. Jako istoty rozumne winniśmy uznać wyższość Boga i naszą od Niego zależność, a tym samym winniśmy oddać Bogu hołd czci. Po wtóre Bóg jest naszym największym Dobrodziejem. Bez żadnej z naszej strony zasługi otrzymaliśmy Odeń rozum, wolną wolę i tyle, tyle innych darów; zatem ciąży na nas obowiązek wdzięczności. Dalej, odczuwamy w życiu wiele braków, niedomagań, potrzeb, którym jedynie Bóg, jako Istota wszechmocna, zapobiec może; stąd wypływa potrzeba modlitwy. I jeszcze, Bóg jest nieskończonym dobrem i niewysłowionym pięknem, więc należy Mu się od nas miłość i uwielbienie. Na koniec, jeśli obrazimy Stwórcę, winniśmy pokutą Go przebłagać, a wzgardę prawa własnym wyrównać poniżeniem.

Lecz na aktach czci, posłuszeństwa, dziękczynienia, prośby, miłości, uwielbienia i pokuty polega religia. Jeśli zatem do wykonywania tych aktów jesteśmy obowiązani, jesteśmy obowiązani i do religii.

Nadto niezaprzeczoną jest rzeczą, że każdy z nas pragnie szczęścia i to szczęścia całkowitego, doskonałego, bezwzględnego. A wiemy aż nadto dobrze, iż na tej ziemi nikt całkowicie szczęśliwym nie był, ani będzie. Dlaczego? Bo pragnień naszych żadne dobro ziemskie zaspokoić nie może. Umysł bowiem ludzki pożąda nieskończonej prawdy, wola zaś nieograniczonego dobra. Ponieważ tylko Bóg, jako nieskończony w Swej Istocie, te dwie duszy naszej dążności zaspokoić może, więc na osiągnieniu Boga szczęście człowieka polega. Lecz, by Boga osiągnąć, trzeba Go już tu na ziemi czcić i miłować, trzeba ku Niemu dążyć, czyli innymi słowy – trzeba być religijnym.

Po tych słowach urzędnik spojrzał po obecnych, czy mu znowu jakiejś nie postawią trudności. Lecz już nikt do tego ochoty nie miał. Ten zaś, co przedtem wystąpił z zarzutem, trochę zmieszany rzucił okiem na zegarek i rzekł: "Trzeba iść do biurka, bo już minęła godzina". Na to wezwanie każdy pośpieszył ku swemu stolikowi. Ozwały się z szelestem przewracane akta, stąd i zowąd dolatywał cichy zgrzyt gorączkowego pisma i nierównomierne uderzanie piór o dno kałamarzy. Rozpoczęła się praca.

B. P.

Dlaczego wierzę. Nowe wydanie ku światłu, Niepokalanów 1937. Nakład Centrali Milicji Niepokalanej. (Za pozwoleniem Władzy Duchownej), ss. 45-50.

Powrót do spisu treści

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: