DLACZEGO WIERZĘ

Cuda

Niedawno temu rozmawiałem z "Jednym" i "Drugim" (nie podaję nazwisk, bo może by sobie tego nie życzyli). Mówiliśmy o prawdzie, tezach, hipotezach itd., a także potrącaliśmy o cuda.

"Jeden" opowiadał z odcieniem zgorszenia, że jakiś tam biskup za prędko w cud uwierzył i posłał księdza na miejsce dla zbadania sprawy.

– Jeżeli uwierzył zaraz, to po co jeszcze posłał badać? – spytałem.

– ... Ja powtarzam tylko co dowodził dziennik.

– Jak to mądrze piszą, prawda? – Co do wypadków, które uchodzą za cudowne, Kościół postępuje bardzo przezornie i wysyła właśnie na miejsce komisje, złożone z fachowców duchownych i świeckich celem ustalenia faktu, jego okoliczności i charakteru, zanim orzeknie o tym, czy dany wypadek jest rzeczywiście cudownym, czy też nie.

– Z cudami dosyć często się spotykamy, wtrącił "Drugi", bo tyle mamy jeszcze nieznanych praw w przyrodzie.

– Jak właściwie wyobraża sobie pan pojęcie cudu? – zagadnąłem.

– Jest to wypadek, pochodzący z nieznanych nam jeszcze sił przyrody.

– To bynajmniej nie jest jeszcze cudem.

– A więc co?

– Jest to wypadek, pochodzący nie z sił przyrody znanych czy nieznanych, ale bezpośrednio spowodowany Wszechmocą Bożą, wbrew istniejącym prawom przyrody. My, mając głowę skończoną, chcielibyśmy wszystko zacieśnić do jej pojęć. Tak więc, ponieważ w codziennym życiu widzimy zawsze przyczyny naturalne w różnych wypadkach, jesteśmy skłonni do tego, by wszystkie wypadki zaliczyć do tej kategorii, z tą najwyżej różnicą, że w niektórych – nie znamy jeszcze przyczyn. Ale wszechświat jest większy, można powiedzieć, że prawie nieskończenie jest większy niż wszystkie nasze głowy razem i bynajmniej nie musi wszystko koniecznie pochodzić z przyczyn naturalnych i to materialnych jeszcze. Pan Bóg, który z niczego stworzył to wszystko, co nas dookoła otacza, czyli inaczej, utrzymuje nas w istnieniu i daje w każdej chwili istnienie temu wszystkiemu, nie jest znowu tak słabym, żeby bez tych Swoich stworzeń i nie ściśle wedle im danych praw nie mógł czegoś zdziałać.

Owszem, nawet takie bezpośrednie działanie Boże bardzo przyczynia się do ożywienia wiary i wzbudzenia większej w Bogu ufności, bo do rzeczy zwyczajnych, chociaż najwspanialszych dzieł Bożych, tak się przyzwyczajamy, że to już na nas wrażenia nie robi. Takie więc bezpośrednie działanie Boże od czasu do czasu jest nam potrzebne.

– Nie przeczę, że Pan Bóg cuda czynić może, ale chciałbym posłyszeć fakta.

– I owszem. Znam osobiście bardzo wykształconego i świątobliwego księdza, który mi taką rzecz o sobie opowiadał:

"Gdym był małym chłopcem, rozbolała mię noga tak, że spać nie mogłem i krzyczałem z bólu po nocach. Lekarze nic pomóc nie byli w stanie, aż wreszcie zrobili konsylium i orzekli, że konieczną jest operacja.

To było wieczorem; nazajutrz miano operacji dokonać. Matka moja jednak, widząc co się święci, zdzierała wszystkie bandaże i polewała zbolałą nogę wodą z Lurd. Była to pierwsza noc, w której usnąłem. Rano powstałem – całkiem zdrów. Przychodzą lekarze dla dokonania operacji, a ja już swobodnie chodzę. Oniemieli ze zdziwienia, nie na tym jednak koniec; jakby dla okazania, że nie była to drobnostka, nie mogłem jeszcze włożyć obuwia z powodu zgrubienia na stopie, które się potem otworzyło, a z niego wypadł kawałek kości. Lekarz, który mnie leczył był niedowiarkiem; po tym jednak wypadku nawrócił się i zbudował kościół".

Albo głośne na cały świat uzdrowienie Piotra Ruddera.

Ścięte drzewo padło mu na nogę i złamało ją tak nieszczęśliwie, że mimo zabiegów lekarskich kości nie tylko się nie zrosły, ale nawet psuć się zaczęły. Przeleżał wśród strasznych bólów cały rok, a potem przez osiem lat i dwa miesiące włóczył się o kulach. Mając jednak od dzieciństwa nabożeństwo do Najświętszej Panny, udał się do Ostacker, gdzie zbudowano grotę podobną do groty w Lurd i czczono Niepokalaną. Części złamanych kości odstawały wówczas od siebie o 3 cm, dolna część nogi obracała się bezwładnie na wszystkie strony, a z rany wydobywała się cuchnąca materia, tak, że woźnica zawołał: "Oto człowiek, który gubi nogę po drodze", a konduktor robił mu wyrzuty, iż zanieczyszcza wagon. Przyszedłszy do groty zaczyna się modlić. Naraz wstaje zupełnie zdrów. Lekarz jego p. Affenaer, przedtem niewierzący, nawrócił się i stał się gorliwym katolikiem.

Oto są cuda.

M. K.

Dlaczego wierzę. Nowe wydanie ku światłu, Niepokalanów 1937. Nakład Centrali Milicji Niepokalanej. (Za pozwoleniem Władzy Duchownej), ss. 71-74.

Powrót do spisu treści

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: