DROGA DO NIEBA

 

KARDYNAŁ JAN BONA OCIST.

 

––––––

 

ROZDZIAŁ XIII.

 

O miłości. Jej natura, przyczyny, skutki, sposoby. O nienawiści.

 

1. Miłość, jest to upodobanie w dobrem; czyli to pierwsze wrażenie, którego doznaje dusza, kiedy się jej poznane dobro podoba. Ona świat cały łączy; i podbiwszy tę królowę namiętności, resztę zawojować łatwo. Miłość kiedy jest dobra, tam zmierza, skąd swój początek wzięła. Nie zwróci się ku złemu, kiedy z najwyższego dobra wypływa. Zastanów się nad swoim życiem i na szali ścisłej rozwagi połóż serce swoje. Patrz, jaka miłość górę w nim bierze: bo to, ku czemu się szala miłości przechyla, jest bożyszczem twoim, któremu się kłaniasz. Dlatego rozkazuje Bóg, żebyś Go z całego serca kochał, chcąc z góry zawładnąć wszystkimi twojego serca uczuciami: bo co z całego serca kochasz, temu cześć Boską oddajesz.

 

2. Do kochania wiedzie nie tylko dobroć i piękność, ale jakiś pociąg, jakieś podobieństwo obyczajów i charakterów, jako też skromność w układzie, szlachetność, dowcip, nauka, bystrość umysłu i tym podobne ciała i duszy przymioty. Sama miłość jest już jakby magnesem miłości; a kiedy ją kto dobrodziejstwami popierać zacznie, obudzi wzajemność w sercu, które wprzód od miłości było dalekie. Są ludzie z natury, że tak powiem, usposobieni do kochania: tak ci, co mają więcej w sobie życia, których serce gorętsze, krew żywsza, których wreszcie charakter jest łagodny i spokojny, tacy są więcej do miłości skłonni.

 

3. Wielka jest potęga miłości, bo kochającego w przedmiot ukochany wciela. W niej człowiek jakby odchodził od siebie, jakby zapominał o sobie, jakby umierał dobrowolnie. Jak nie swój jest każdy, kto kocha; nic nie myśli, o nic nie dba, nic nie czyni dla siebie; i zdaje się, że nie żyje, jeżeli nie jest przy kochanej osobie. O! jak to nieszczęśliwe kochanie, jeśli kto Boga nie kocha! bo czyż może wiekować w ukochanym przedmiocie, kto kocha rzeczy ziemskie, które nie mogą nasycić duszy nieśmiertelnej? bo mają koniec, bo są znikome i śmierci podległe. A kto Boga kocha, ten wiekuje w Bogu; a przestając żyć w sobie, żyje w Tym, w którym wszystko żyje, który jest ogniskiem naszego bytu i nigdy niezmiennym dobrem. Miłość ziemska namiętna jest i pełna goryczy; Boska, zawsze spokojna i słodka; tamtą dręczy zawiść, ta od zazdrości jest wolna; tamta się lęka, żeby kto drugi nie kochał, ta żąda, żeby wszyscy kochali. Jeżeli więc kochasz siebie, to kochaj Boga: bo z tego, co kochasz, nie dla Niego, ale dla ciebie wszelkie dobra spływają. Człowiek może się zmienić i zginąć; Boga nie utracisz nigdy, chyba byś sam Go opuścił.

 

4. Ażeby miłość, którą dla swego przyjaciela oddychasz, była szczera, wszystkie od niej ziemskie pobudki rozumu, przyjemności, podobieństwa charakterów, oddal; i tych tylko szukaj, które z pobożności i świątobliwego życia wypływają. Zgubą cnoty jest miłość platoniczną nazwana, w której piękność osoby ma niby wznosić umysł aż do zagłębienia się w piękności Bóstwa. Widok pięknej twarzy obudza chęć zbliżenia się do niej; a z oczu wychodzące czy to jakieś światło, czy to jakiś płyn magnetyczny, wprawia człowieka w odrętwienie i gubi. Nie taki jest upadek, kiedy się kto z nóg zwali, niż gdy oczyma upadnie. Uleczyć miłość najtrudniej: bo tłumiona bardziej się wzmaga; i jeżeli się jej w samych początkach nie oprzesz, tak całego ciebie przejmie powoli, iż pierwej poczujesz, żeś zakochany, niżeli poweźmiesz zamiar kochania. Lecz kiedy w samym źródle się oprzesz, nietrudno ją będzie uleczyć. Czym inszym zatrudnić umysł potrzeba, co by cię całego zajęło i myśl twoją od ukochanego przedmiotu oderwało. Unikaj tedy nawet wzmianki o tym, co kochasz: bo nic tak nie wsiąka w duszę, jak miłość, która kiedy raz twoje serce ogarnie, takim cię palić będzie płomieniem, iż ją tylko czas i oddalenie powoli ostudzić mogą, póki na koniec długo tłumiona jak iskra w popiele nie zgaśnie. Niejednemu posłużył za lekarstwo wstyd, gdy mocno uczuł nad tym, że go palcem wytykać zaczęto, że się stał pośmiewiskiem wszystkich; gdy poznał, że to jest obrzydliwe przed Bogiem, pełne hańby, niebezpieczeństwa; że za to ciężko odpokutować potrzeba. Ten się uleczył, poznawszy złą stronę i niedostatki miłej osoby, które jej piękność i urok w oczach jego zmniejszyły. Na koniec najlepszym będzie środkiem, do Boga, do cnoty, do dóbr wiekuistych, to jest, do tego, co prawdziwie jest godne kochania, serce swe zwrócić; ażeby miłość zmysłowa ustąpiła miejsca wyższej niebieskiej miłości, a szlachetna dusza człowieka w brudnej ziemskiej miłości wstydziła się zatonąć. Zła miłość, dobre obyczaje psuje.

 

5. Wszystko w naturze miłość jakby jakimś łańcuchem wiąże. Ona tworzy harmonię światów na niebie; ona zbiera w gromady ptaki w powietrzu, trzody na polach, dzikie zwierzęta po lasach. Jedna tylko nienawiść ten święty węzeł rozrywa: bo jako miłość do jedności, tak nienawiść do rozdwojenia i niezgody dąży. Tej namiętności podlegają charaktery gnuśne, trwożliwe, podejrzliwe, które się zewsząd szkody lękają. Są nawet ludzie takiego usposobienia, że ku wszystkim mają jakąś wrodzoną nienawiść, jak owe złowieszcze ptaki nocne, co nawet swoich ciemności nienawidzą. Taki człowiek nie już nienawiści, ale politowania jest godzien. Jako w grze bronisz się od przeciwnika spokojnie i bez gniewu, tak w całym życiu usuwaj się bez nienawiści od tego, który dla ciebie nie jest dobrej woli. Przytłumisz zaś nienawiść, pobudzając do miłości swe serce; wypatrując jakieś dobro w tym, do kogo nienawiścią pałałeś. Nie znajdzie w tobie miejsca nienawiść, kiedy wszystko na dobre tłumaczyć będziesz. A w nienawiści miej tylko grzech i potępienie wieczne, bo to prawdziwie znienawidzenia jest godne. A kiedy co innego nienawidzieć będziesz, samemu sobie zaszkodzisz, samego siebie zgubisz. Bo jeżeli Bóg rozkazuje nawet nieprzyjaciół kochać, kogoż nienawidzieć pozwoli? Trzeba by wyjść z koła stworzenia, ażebyś znalazł to, co byś nienawidzieć miał prawo. Złe nie wchodziło w myśl Boga przy wielkim dziele stworzenia; a więc ku złemu tylko niech się twoja nienawiść obraca. A jeżeli już koniecznie człowieka masz nienawidzieć, to chyba siebie samego: boś więcej sam sobie złego, niż ktokolwiek inszy, uczynił.

 

–––––––––––

 

 

Droga do nieba. Dzieło kardynała Bony, w rodzaju Tomasza à Kempis, tłumaczone z łacińskiego przez X. A. S. Krasińskiego Biskupa Wileńskiego, Ś. Teologii Doktora. Wydanie drugie. Wilno 1863, ss. 93-99.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXVI, Kraków 2016

Powrót do spisu treści dzieła kard. Jana Bony pt.
DROGA DO NIEBA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: