Koniec wieku XIX-go

 

POD WZGLĘDEM UMYSŁOWYM

 

Charakterystyka znamion szczególnych

 

KS. WŁADYSŁAW MICHAŁ DĘBICKI

 

––––––––

 

III.

 

Stosunek uczonych do spirytyzmu. Fryderyk Zöllner. Herman Ulrici. Wilhelm Wundt. Alfred Russel Wallace. William Crookes. Paweł Gibier. Karol Kiesewetter. Vitoux. Dr Azam z Bordeaux.

 

Po śmierci Allana Kardec'a (r. 1869), na którego pogrzebie – szczegół godny zanotowania – wypowiedział między innymi gorącą mowę młody jeszcze wówczas i wrażliwy Kamil Flammarion, opinia publiczna w Europie na czas pewien zapomniała o spirytyzmie. Przygłuszyły go z jednej strony ważne wypadki polityczne, a z drugiej olbrzymie powodzenie materializmu i teorii Darwina. W Ameryce natomiast spirytyzm krzewił się coraz szerzej za pomocą seansów, książek, czasopism i odczytów publicznych. Na czele ruchu stanęli: Andrew Jakson Davis, medium i konferencjonista, który dla propagandy spirytyzmu ogłosił drukiem 29 tomów; William Denton, geolog; bogaty obywatel Thomas Hazard, popierający sprawę nie tylko piórem, ale i pieniędzmi; Robert Dale Owen, syn głośnego socjalisty, niegdyś ambasador Stanów Zjednoczonych przy dworze włoskim, oraz senator Warren Chase, działający głównie za pomocą odczytów, na które się zbierały tłumy publiczności.

 

Uczeni europejscy długo trzymali się z dala od spirytyzmu, traktując go przeważnie jako szalbierstwo albo naiwne złudzenie. Gdy wszakże z jednej strony materializm i teorie ewolucyjne poczęły się stawać coraz mniej popularnymi, a z drugiej zjawiska mediumiczne zwracały na siebie uwagę publiczności w coraz większej mierze, uczeni radzi nieradzi musieli się zająć tym wysoce zakłócającym spokój przedmiotem. Z pomiędzy badaczów, których nazwiska z tego powodu powtarzane są najczęściej, wymienić należy przede wszystkim: Fryderyka Zöllnera, Wilhelma Wundta, Alfreda Russell Wallace'a, Wilhelma Crookes'a i Pawła Gibiera. Stosunek tych uczonych do spirytyzmu jest tak charakterystyczny, że pisząc o prądach umysłowych naszego okresu, należy im poświęcić szczegółową wzmiankę.

 

Fryderyk Zöllner, profesor astrofizyki w uniwersytecie lipskim i dyrektor tamecznego obserwatorium, jest autorem wielu prac astronomicznych i przyrodniczych, między którymi dzieło "O naturze komet" największą zjednało mu sławę. W dziele tym trzyma się Zöllner ściśle materialistyczno-mechanicznego pojmowania natury i wyznaje główne punkta teorii Darwina. W wydanym następnie obszernym dziele "Zasady elektro-dynamicznej teorii materii" (2 t., 1876), poprzednie materialistyczne stanowisko autora uległo już znacznej modyfikacji na korzyść idealizmu i spirytualizmu. Idąc za elektro-dynamiczną teorią materii, ogłoszoną w r. 1846-ym przez genialnego fizyka getyngeńskiego Wilhelma Webera, którego nazwisko nosi jedno z "praw" nowoczesnej fizyki, wyprowadza z niej Zöllner wnioski sięgające bardzo daleko. Newtonowskie prawo ciążenia, najgłówniejszej, jego zdaniem, siły wszechświata, uważa lipski astrofizyk za rezultat działania elektro-dynamicznych przymiotów materii, czyli właściwie jej ostatecznych elementów, tj. atomów. Na tej zasadzie zmienia Zöllner tradycyjne mechaniczne pojęcie atomu w duchu dynamo-spirytualistycznym i sprowadza wszystkie zjawiska natury do najwyższej duchowej Woli, do której ciążą wszystkie atomy czyli istoty duchowe, również obdarzone wolą. Taką obrawszy podstawę, która mocno przypomina monadologię Leibnitza, rozwija następnie Zöllner teorię wielu wymiarów, już dawniej wypowiadaną niejednokrotnie przez pierwszorzędnych matematyków i myślicieli. My ludzie pojmujemy świat materialny, stosownie do naszej organizacji, pod trzema tylko wymiarami: długości, szerokości i wysokości. Otóż, według Zöllnera, trzy te wymiary nie wyczerpują bynajmniej wszystkich możliwych, a nam nieznanych wymiarów. Skutkiem czego mogą, jego zdaniem, zachodzić niekiedy wypadki, stojące w sprzeczności z naszym trójwymiarowym poglądem na materię, którym jedynie rozporządzamy, i z tego względu zasługujące na miano cudów. Dla istot zaś pojmujących czwarty lub wyższe jeszcze wymiary, wypadki tego rodzaju byłyby zjawiskami zupełnie naturalnymi.

 

Mimo atoli wyrażonej w tym dziele pewnej skłonności do teizmu i cudów, materializm pozostał jeszcze przez czas pewien doktryną przeważającą w umyśle Zöllnera. Gdy bowiem cierpienia fizyczne i moralne jęły zatruwać mu życie, słynny astrofizyk nosił się z myślą położenia kresu swojej niedoli przez zażycie trucizny... Wtem przybywa do Lipska w r. 1877-ym sławne medium spirytystyczne, Amerykanin Henryk Slade. Czynione z nim doświadczenia uznał Zöllner za fizyczne dowody swej hipotezy o egzystencji istot cztero- lub więcej wymiarowych, które zdaniem jego odpowiadają temu, co spirytyści zowią pospolicie duchami. Odtąd został Zöllner spirytystą w swoim rodzaju i począł ogłaszać liczne a zgryźliwe pisma w interesie swojej teorii przeciw koryfeuszom współczesnej nauki niemieckiej. Jednocześnie manifestował niekiedy swoją prawowierność protestancką i swoją cześć dla Kanta, a nawet dla krańcowego idealizmu Berkeley'a, co mu nie przeszkadzało wielbić zarazem Papieża Leona XIII-go z powodu jego encykliki o filozofii św. Tomasza z Akwinu. W jednym z najbardziej chaotycznych dzieł wydanych z tego powodu pt. "Przyrodoznawstwo i Objawienie chrześcijańskie", mówi on między innymi (1): "Gdyby nie było Lutra i Kanta, i gdyby mi w dzisiejszym zamęcie moralnym i umysłowym taką tylko postawiono alternatywę: albo się poddać nieomylnej powadze Papieża Leona XIII-go razem z filozofią Tomasza z Akwinu, albo uznać nieomylność nowoczesnych materialistów i wiwisektorów Du Bois Reymonda i Ludwiga razem z ich filozofią Karola Vogta, Büchnera i Haeckla, to z pewnością, nie namyślając się ani chwili, pojechałbym do Rzymu, aby powrócić na łono jedynie zbawiającego Kościoła" (2). Walka z powodu spirytyzmu, sprowadziwszy na Zöllnera burzę gwałtownych replik i szyderstw, wyczerpała jego siły i skróciła pasmo dni tej bądź co bądź szlachetnej i wysoce uzdolnionej osobistości. Zöllner jest duchowym bratem wielu wyższych umysłów z końca naszego wieku, trawionych żądzą prawdy a porających się bezsilnie z tajnikami bytu.

 

Zadziwiające zjawiska wywołane przez Slade'a w Lipsku, takie np. jak podnoszenie stołów bez żadnej widocznej dźwigni; zawiązywanie na węzeł nici, której oba końce były uprzednio przylepione lakiem; ukazywanie się tajemniczych rąk i nóg, zostawiających ślady po sobie; rozdzieranie firanek bez widocznej przyczyny; raptowne przesuwanie ciężkich przedmiotów bez dotknięcia; otrzymywanie tak zwanego "bezpośredniego pisma duchów" itp., odbywały się wobec pierwszorzędnych znakomitości naukowych niemieckich. Dość powiedzieć, że w seansach oprócz Zöllnera brały udział takie powagi, jak słynny psychofizyk Fechner, matematyk Scheibner, fizjolog Ludwig, znakomity chirurg Thiersch, genialny fizyk Wilhelm Weber, oraz powszechnie znany fizjolog i filozof Wilhelm Wundt. Niektórzy z tych uczonych uznali rzeczywistość i odrębność faktów spirytyzmu, tudzież niepodobieństwo objaśnienia ich żadnym ze znanych praw natury; inni natomiast odnieśli się do tych zjawisk sceptycznie, przypuszczając w nich nadzwyczajną zręczność ze strony Slade'a, a złudzenia zmysłów ze strony obecnych. Do sceptyków w tej sprawie należał Wilhelm Wundt.

 

Wtedy to sędziwy profesor filozofii w sąsiedniej Halli, Herman Ulrici, znany przywódca tak zwanego idealno-realnego kierunku, w czasopiśmie swoim ("Zeitschrift für Philosophie und philosophische Kritik"), zdając sprawę z doświadczeń Slade'a, wypowiedział mniemanie, że zdają się one być fizycznym dowodem istnienia nadzmysłowego porządku rzeczy, i że z tego tytułu spirytyzm jest zagadnieniem naukowym najwyższej wagi. Wspomniawszy zaś, że niektórzy uczeni, biorący udział w rzeczonych doświadczeniach, zapatrują się na nie mimo wszystko sceptycznie, dodał uwagę, a raczej wyzwanie, że badacze owi, ze względu na zaniepokojenie ogółu tą sprawą, obowiązani są moralnie do wytłumaczenia publiczności, "co mianowicie sami widzieli i czemu wątpią o nadprzyrodzonym charakterze w mowie będących zjawisk". "Sceptykom w tym razie, mówił Ulrici, pozostaje tylko taka alternatywa: albo milczeniem uznać, że wątpienia swego nie mogą poprzeć żadnym dowodem, że więc nie chcą wierzyć temu, co jest zupełnie wiarogodne, albo też wykazać, jakim sposobem ci uczeni, którzy uznali nadprzyrodzoność produkcji Slade'a, mogli ulec tak potężnemu złudzeniu".

 

Energiczne to wyzwanie podjął Wilhelm Wundt i wystosował słynny list publiczny do Ulrici'ego pt. "Spirytyzm, tak zwana kwestia naukowa" (3). W liście tym uznaje on, że "za proste podmiotowe złudzenia nie podobna uważać zjawisk, produkowanych przez Slade'a; ich obiektywność i rzeczywistość w zwykłym znaczeniu tych wyrazów nie może być kwestionowaną przez nikogo". "Na pytanie zaś, pisze Wundt dalej, jakim sposobem owe zjawiska się odbywają, odpowiedzieć muszę, iż nie wiem. Dodać wszakże winienem, że tego rodzaju zjawiska leżą zupełnie poza obrębem fachowego wykształcenia, które zdobyłem w ciągu swego naukowego zawodu. Każdemu przyrodnikowi wiadomo, że wtedy jedynie można ocenić gruntownie dany eksperyment, jeżeli się już odbywało podobne do niego doświadczenia, czyli jeżeli się zna warunki, wśród których powstają tego rodzaju zjawiska. Gdybym ja istotnie był medium "of a strong power", jak utrzymywał pan Slade, byłbym może w stanie dać zadowalające objaśnienia w tej kwestii; ponieważ atoli tak nie jest, nie mogę się zapuszczać w żadne hipotezy co do sposobu powstawania jego produkcji. Uderzyło mnie wszakże, tak samo jak i innych obecnych, że sam Slade odmawia wszelkich pod tym względem wyjaśnień. Jest on przecież medium, jest eksperymentatorem, winien tedy wiedzieć, w jaki sposób odbywają się rzeczone zjawiska. Twierdzi on wprawdzie, że nic o tym wiedzieć nie może i że sam do tych zjawisk zachowuje się biernie, to jest tak, jak tego chcą "duchy". Twierdzenie to wszakże nie wydaje mi się być zgodnym z prawdą, gdyż wywołuje on zjawiska tylko w takich warunkach i w takim następstwie, jakie sam naprzód ułoży. Na żądanie nasze np., aby prócz osób biorących udział w doświadczeniach i skrępowanych siedzeniem na jednym miejscu, mogły tym doświadczeniom przyglądać się swobodnie i inne osoby stojące zewnątrz tak zwanego "koła", odpowiedział Slade, że uczynić tego nie może, w takim bowiem razie "duchy" odmawiają mu posłuszeństwa".

 

Te okoliczności doprowadzają Wundta do przypuszczenia, że produkcje Slade'a pozostają w najbliższym pokrewieństwie z produkcjami znakomitych prestidigitatorów. "Jeżeli zaś, mówi lipski filozof, prestidigitator rozporządza urządzonym przez siebie ad hoc lokalem, posługuje się specjalnymi przyrządami, tudzież rozwija przepych zewnętrzny dla odwrócenia uwagi widzów, to Slade osiąga ten sam skutek przez ograniczenie się do małej liczby doświadczeń, przez skrępowanie biorących udział siedzeniem przy jednym stole, a szczególniej przez to, że się nie trzyma żadnego programu i że niejedno doświadczenie może mu się nie powieść, nie szkodząc zgoła jego sławie, gdyż ma być on niby wyłącznie narzędziem kapryśnych duchów, nie naginających się do żadnego programu". "Co "profesor magii" osiąga przez blask i przepych dekoracji, to Slade, zdaniem Wundta, urzeczywistnia, może nawet łatwiej, przez wyzyskanie subiektywnego nastroju widzów". Na uwagę zaś Ulrici'ego, iż nadprzyrodzoność zjawisk spirytyzmu poznali znakomici uczeni, odpowiada Wundt, że "przekłada on powagę nauki nad powagę pojedynczych, choćby nawet bardzo czcigodnych jej przedstawicieli, ponieważ w tym razie czynili oni spostrzeżenia na obcym dla nich polu" (4).

 

Alfred Russel Wallace, znakomity naturalista i podróżnik angielski, jest prawie zdecydowanym spirytystą, a nawet, mówiąc ściślej, wyznawcą systemu Kardec'a. Mówię: prawie zdecydowanym, gdyż w poświęconym tej kwestii dziele jego "O cudach i nowoczesnym spirytyzmie" (5) znajdują się zdania świadczące, że ma on pod tym względem poważne wątpliwości (6). Mimo to wszakże jest Wallace pełen uznania szczególniej dla etyki spirytyzmu, opartej na idei stopniowego doskonalenia się dusz i ciągłego postępu. Przez długi czas był ten uczony, jak sam wyznaje, zupełnym materialistą, nie wierzącym ani w Boga, ani w życie przyszłe. Lubował się w pismach Woltera, Vogta, Straussa i Herberta Spencera, drwiąc sobie ze wszelkiej nadprzyrodzoności, ze wszystkich duchowych teorii świata. Dopiero zjawiska spirytyzmu, których zdarzyło mu się być świadkiem, dokonały w jego umyśle radykalnego pod tym względem przewrotu. "Fakta, mówi on, są to rzeczy uparte; fakta mnie zwyciężyły". Pomienione jego dzieło jest apologią spirytyzmu przeciw naukowym jego przeciwnikom, trzymaną w tonie bardzo umiarkowanym i, jak nadmieniłem, zabarwioną jeszcze wątpliwościami. Spirytyści wszelako uważają Wallace'a za zupełnego adherenta swojej doktryny, i trzeba przyznać, że opinię swoją pod tym względem mogą poprzeć dość przekonywającymi dowodami.

 

Tego samego nie można powiedzieć co do osoby Williama Crookes'a, który także jest poczytywany powszechnie za stanowczego spirytystę. Słynny ten chemik, członek królewskiej akademii nauk w Londynie, powodowany wielkim zajęciem, jakie między publicznością angielską budziły zjawiska mediumiczne, postanowił z całą sumiennością eksperymentatora zajrzeć potworowi w oczy i w tym celu wynalazł nawet kilka przyrządów, żeby nie ulec złudzeniu. Rezultaty swych obserwacji i doświadczeń ogłosił naprzód w kilku czasopismach naukowych, a następnie w osobnej książce pt. "Badania nad zjawiskami spirytyzmu". Twierdzi on wprawdzie stanowczo, że te zjawiska są zdumiewające i bardzo tajemnicze, "że żadna istota rozumna nie może ich uznać za wyniki złudzenia, trafu albo podstępu", wszelako dodaje równie stanowczo, że "dotychczas nie jest on jeszcze w stanie odważyć się na żadną najbardziej nawet ogólnikową hipotezę dla wyjaśnienia tych zjawisk". "Niczego dotąd, powiada, nie widziałem takiego, co by mnie mogło przekonać o prawdzie teorii spirytystów" (7), według której sprawcami objawów mediumicznych są duchy nieboszczyków. "W badaniach tego rodzaju umysł wymaga, aby dowody spirytyzmu posiadały oczywistość niezaprzeczoną; prawda winna być tak uderzającą, aby nikt nie był w stanie podać jej w wątpliwość". Ze wszystkich prób wyjaśnienia zjawisk spirytystycznych najżyczliwiej traktuje Crookes hipotezę tak zwanej siły psychicznej, ogłoszoną jako nowość przez Serjeant'a Cox'a, a będącą tylko powtórzeniem dość już starej teorii fluidu. Według tej hipotezy, w pewnych warunkach, jeszcze nieokreślonych dokładnie, z ciała niektórych osób, obdarzonych specjalną organizacją nerwową, wypływa siła, która wywiera działanie z odległości na przedmioty materialne, wprawia je w ruch albo wywołuje w nich dźwięki. Ponieważ obecność osób, obdarzonych taką specjalną organizacją nerwową, jest nieodzowną dla wywołania zjawiska, należy przeto sądzić, że owa siła, sposobem dotychczas niewyjaśnionym, wypływa z tejże organizacji. Jak wewnątrz ciała ludzkiego siły fizyczne ulegają wpływowi siły duchowej, zwanej inteligencją lub duszą, tak też można przypuszczać, że siła wywołująca ruchy przedmiotów materialnych, będących poza ciałem, jest tą samą, która rządzi ruchami wewnętrznych organów ciała. Co zaś do sławnego "ducha zmaterializowanego", owej Katie King, o której była mowa poprzednio, oświadcza Crookes, że chcąc przypuścić w tym wypadku oszustwo, należałoby zadać gwałt największy tak rozumowi, jak zmysłom.

 

Słów kilka wreszcie o doktorze Pawle Gibier, którym spirytyści szczycą się jako jednym z filarów swej sekty. Zdolny ten lekarz szpitalów paryskich, asystent przy muzeum historii naturalnej, jest autorem wielu rozpraw ściśle lekarskich i dwukrotnie jako specjalista był wysyłany przez francuskie ministerium oświaty w celach naukowych: raz do Niemiec, a drugi raz na wyspę Kubę dla badania żółtej febry. Podobnie jak Zöllner odbywał on doświadczenia ze Slade'm. Doświadczenia te skłoniły go naprzód do ogłoszenia książki pt. "Spirytyzm czyli fakiryzm zachodni" (8), w której zachowuje się jeszcze nader ostrożnie względem spirytyzmu, często robi zastrzeżenie, iż jest jedynie prostym obiektywnym sprawozdawcą i opowiadaczem. "Gdybym był spirytystą", tak się wyraża niejednokrotnie. W parę lat później atoli wydał książeczkę pod pretensjonalnym tytułem "Analiza rzeczy" (Analyse des choses), w której występuje już jako zdecydowany zwolennik "duchownictwa", usiłując na podstawie faktów, obserwowanych osobiście albo przez innych spirytystów, tudzież przy pomocy nowoczesnych hipotez kosmologicznych, wysnuć cały system nowej filozofii natury. System ten jest gmatwaniną krańcowego idealizmu, materializmu i spirytyzmu. Raz bowiem uznaje z Berkeley'em, że cały świat materii jest tylko złudzeniem, że właśnie "najsilniejsze złudzenie jest tym, co nazywamy rzeczywistością"; drugi raz traktuje materię jak sensualista, wreszcie przeplata wszystko interwencją upiorów. Jaki będzie dalszy rozwój tego niepospolitego, a dla nauki, jak się zdaje, straconego umysłu, trudno przewidzieć.

 

Z powyższego szkicu sprawozdawczego widzi czytelnik, że udział uczonych w ruchu spirytystycznym nie przyczynił się zgoła do rozjaśnienia tego chaosu umysłowego, którego z powodu spirytyzmu przede wszystkim jesteśmy dziś świadkami. Ogół ludzi myślących od przedstawicieli nauki spodziewał się odpowiedzi jasno sformułowanych i przekonywających w tym czy owym sensie, otrzymał zaś bądź ogólniki jałowe, bądź też ciemne, jak mgła londyńska, hipotezy. Czyja w tym wina? Z pewnością nie samych uczonych, którym często ani na dobrej woli, ani na gorliwości nie zbywa bynajmniej. Jeżeli kto, to oni najpierwsi pragną przepłoszyć dręczącą ich więcej niż zwykłych śmiertelników, zmorę niepewności (9).

 

–––––––––––

 

 

Ks. Władysław Michał Dębicki, Wielkie bankructwo umysłowe. Rzecz o nowoczesnym skrajnym sceptycyzmie naukowo-filozoficznym. Z dodaniem studium: Koniec wieku XIX-go pod względem umysłowym. Charakterystyka znamion szczególnych. Warszawa 1895, ss. 165-180.

 

Przypisy:

(1) Naturwissenschaft und christliche Offenbarung. Lipsk 1881, s. XXXII.

 

(2) Niemało krwi napsuła uczonym książeczka Zöllnera pt. "Naród niemiecki i jego profesorowie. Zbiór cytat bez komentarzy" (Das deutsche Volk und seine Professoren) z dewizą:

 

"Der Papst will infallibel sein,

Doch wisst, ich bin es ganz allein,

Und wer's nicht glaubt, der irrt gewiss

Heiss' er nun Semper oder His".

 

M. Reymond,

 

Das neue Leienbrevier des Haeckelismus, I, s. 24.

 

(3) Der Spiritismus, eine sogenannte wissenschaftliche Frage. Lipsk 1879.

 

(4) Nie od rzeczy będzie tu wspomnieć, że Slade, nim przybył do Europy, był podobno w swojej ojczyźnie pociągnięty do odpowiedzialności sądowej za oszustwa przy swych produkcjach, odkryte przez prof. Lancastra. Obecnie, jak donosiły niedawno gazety, znajduje się on w szpitalu obłąkanych.

 

(5) Przekład polski J. K. Potockiego. Warszawa 1891 r.

 

(6) Na str. 328-ej (przekł. polsk.) znajdujemy wyrażenie, które dostatecznie maluje niepewność autora: "Spirytyzm, jeżeli tylko jest prawdą, dostarcza nam itd.".

 

(7) Crookes W., Recherches sur les phénomènes du spiritisme. Traduit de l'anglais par J. Alidel, s. 3: "Je ne puis, quant à present, hasarder même la plus vague hypothèse sur la cause des phénomènes. Jusqu'ici je n'ai rien vu qui ait pu me convaincre de la vérité de la théorie spiritualiste". Nb. Anglicy i Amerykanie zamiast: spirytyzm, mówią zwykle: spirytualizm.

 

(8) Spiritisme ou fakirisme occidental. Przekład polski J. W. Dawida.

 

(9) Do najpoważniejszych krytyków spirytyzmu należy Edward v. Hartmann, który temu przedmiotowi poświęcił dwa pisma: "Der Spiritismus" i "Die Geisterhypothese des Spiritismus und seine Phantome". Nie walczy on komunałami ani szyderstwem, ale szczegółowym rozbiorem faktów. Skłania się zaś głównie do hipotezy bezwiednych halucynacji w tych razach, gdzie nie zachodzi szalbierstwo. Czy atoli ta hipoteza da się zastosować do wszystkich zjawisk spirytyzmu – that is the question. – Najgruntowniejszą historię spirytyzmu i okultyzmu wydał dr Karol Kiesewetter pt. "Geschichte des neueren Occultismus. Geheimwissenschaftliche Systeme von Agrippa von Nettesheym bis Karl du Prel" (Leipzig, Friedrich, 1890). Autor, sam okultysta, ale przeciwnik spirytyzmu à la Kardec, traktuje przedmiot ze stanowiska dziejów cywilizacji. Wydana świeżo i niezwłocznie przełożona na kilka języków praca Wilhelma Wundt'a "Hypnotismus und Suggestion", zawiera zdanie dotyczące spirytyzmu, które warto zanotować w tym miejscu. Wundt jest usposobiony dość niechętnie nawet dla hipnotyzmu, który też został przez niego wykluczony z zakresu badań, prowadzonych w jego laboratorium psychologicznym w Lipsku. Uważa on wprawdzie hipnotyzm za ważny w pewnych razach środek terapeutyczny, radzi jednak stosować go równie ostrożnie jak np. morfinę. Niechęć Wundt'a do hipnotyzmu wynika głównie z powodu, że zarówno w Niemczech jak i w innych krajach spirytyści i okultyści wzięli hipnotyzm w szczególną swoją opiekę, poczytując go za "przedsionek wyższych tajemnic". Wspominając ironicznie o książce znanego fizjologa paryskiego Karola Richet'a pt. "Studia doświadczalne nad przenoszeniem myśli i tak zwanym jasnowidzeniem", gdzie jest mowa, między innymi, o jakiejś pani Leonii, która podczas "snu magnetycznego" miała widzieć w Hawrze co się działo wówczas z dziećmi Richet'a w Paryżu, tak pisze Wundt: "Przypuśćmy, że to, co opowiada autor, jest prawdą. W takim razie do jakiegoż, pytam, dojść by trzeba wniosku? Należałoby oczywiście przypuścić, że świat, który nas otacza, złożony jest z dwóch światów, zgoła od siebie różnych. Jeden z nich byłby światem Kopernika, Galileusza, Newtona, Leibnitza i Kanta, światem rządzonym przez prawa niezmienne, w którym wszystko się łączy ściśle w całość harmonijną. Obok tego wielkiego świata, który, im go dokładniej poznajemy, tym głębszym przejmuje nas podziwem, przypuszczać by trzeba drugi świat mniejszy, świat upiorów, duchów pukających, czarownic i mediów, w którym wszystkie rzeczy tamtego pierwszego większego świata istnieją poprzewracane do góry nogami, i gdzie wszystkie prawa mogą być pogwałcone na korzyść osób najwulgarniejszych i po większej części chorych na histerię". Jest to zdanie bez wątpienia bardzo wymowne. Spirytystom jednak nie wystarczy ono z pewnością: odpowiedzą, że najlepsza nawet retoryka nie zdoła zbić ich "faktów"... W polemice z naukowymi przeciwnikami zwolennicy duchownictwa przypominają często z nietajonym zadowoleniem, że tak zwany zdrowy rozsądek, oparty na samym tylko świadectwie zmysłów, jest niedostatecznym kryterium w sprawie głębszego poznania prawdy, w imię bowiem takiego rozsądku wygłoszono już wiele twierdzeń bardzo nierozsądnych: śmiano się np. z teorii krążenia ziemi naokoło słońca, przeczono istnieniu antypodów, potępiono w czambuł mesmeryzm itd. Paryska Akademia nauk przez usta Lavoisier'a zaprzeczyła, jak wiadomo, istnieniu aerolitów w sławnym orzeczeniu, że ponieważ nie ma kamieni w przestworach nieba, przeto nie mogą one spadać na ziemię ("Il n'existe pas de pierres dans le ciel; il ne saurait, par consequent, en tomber sur la terre"). Spirytyzm walczy przeto głównie przeciw zdrowemu rozsądkowi uczonych, przez co wprowadził w dziedzinę umysłowości dzisiejszej czynnik tak przewrotowy, że jak się wyraża pewien zrozpaczony pozytywista (Vitoux, Les limites de l'inconnu, 1892, s. 1), epoka nasza jest "najnieprawdopodobniejszą" ze wszystkich, jakie niedawno jeszcze przypuszczać było można. Nie brak jednak bezstronnych uczonych, których nic nie zraża i którzy w przyszłość spoglądają z ufnością. "Podobnie jak alchemia była kolebką chemii – mówi np. znany dr Azam z Bordeaux w obszernym swym dopiero co wydanym dziele "Hypnotisme et double conscience" (s. 33), – tak i dzisiejsze "nauki tajemne" staną się w końcu dla fizjologów i filozofów nowym bogatym źródłem badań, których rozciągłości przewidzieć nie można". Cokolwiek bądź, rzeczą jest nader prawdopodobną, że zdrowy rozsądek i rutyna uczonych współczesnych różnić się będzie pod niejednym względem od zdrowego rozsądku i rutyny uczonych z końca chociażby tylko XX-go wieku.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMV, Kraków 2005

 

PDF )

 

Powrót do spisu treści studium ks. Władysława Michała Dębickiego pt.
Koniec wieku XIX pod względem umysłowym

Charakterystyka znamion szczególnych

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: