ZA BOSKIEGO KRÓLA

 

"GŁOS KARMELU"

 

To nie legenda.

 

To nie jedno z tych zmyślonych opowiadań, pełne upiększeń, aromatycznych woni sztucznej dramaturgii.

 

To fakt historyczny naszych dni.

 

I.

 

Brudna izba jednego z niezliczonych więzień w Meksyku. Na ławie siedzi młody jeszcze mężczyzna p. Betanzos. Głowa wsparta na dłoniach, twarz zdradza bolesną walkę wewnętrzną.

 

To walka straszna!

 

Był zdrowy, szczęśliwy. Założył miłe gniazdko rodzinne. Czuł w sobie siły, energię do pracy, żywił tak słodkie nadzieje...

 

Nagle... ostatniej nocy do mieszkania wpadają zbiry, wysłannicy tyrańskiego rządu meksykańskiego i zakuwają go w kajdany jak zbrodniarza.

 

Krótki sąd na policji i... Betanzos skazany na śmierć za "zbrodnię", że... spełniał praktyki swej wiary katolickiej!

 

I teraz czeka na spełnienie wyroku.

 

Tam, w miłym domku została młoda żona i jedyny 8-letni synek. Dziecko ukochane, radosne jak kwiatek wiośniany... już go nie zobaczy.

 

Piersią ojca targnął bolesny szloch. To wszystko musi opuścić, teraz... gdy radośnie zaczął kosztować szczęścia... Ból wciskał się coraz głębiej w duszę.

 

Po co Bóg dopuszcza to straszne nieszczęście? Dlaczego pozwala, by garstka katów znęcała się nad tylu milionową ludnością katolicką, by brutalną stopą deptała kwiaty niewinnego szczęścia? Dlaczego on sam ma tracić młode życie? Dlaczego? – – –

 

Serce tłukło się gwałtownie, w głowie wirowały myśli, czuł że traci siły i moc wiary...

 

Na próżno rzucił się na kolana, starał się modlić, w myślach podniosłych znaleźć ukojenie... Natura, pragnąca życia stawiała opór nieprzezwyciężony.

 

Twarz Betanzosa oblał zimny pot.

 

O gdyby można było przyjąć Komunię świętą... wtedy nie zabrakłoby

siły...

 

Za ścianą dały się słyszeć kroki... pewnie kaci już idą. Podszedł gorączkowo do okna i zobaczył... swą starą poczciwą służącą. Wyciągała z zawiniątka posiłek dla niego. Nie takiego pokarmu on łaknie!

 

Szybko wyciągnął notes i napisał tylko te słowa: "Przyślijcie mi Komunię świętą, potrzebuję siły, by umrzeć".

 

Rzucił przez okno kartkę. Służąca uchwyciła ją i oddaliła się szybko.

 

II.

 

Prowizoryczna kapliczka w piwnicy domu.

 

Na ołtarzu płoną cicho świece... Kapłan sędziwy sprawuje Najświętszą Ofiarę. Gromadka wiernych tonie w cichej modlitwie.

 

Tuż przed ołtarzem klęczy młoda niewiasta z małym chłopczykiem. Twarz jej blada, oczy zwracają się co chwilę na dziecko, które klęczy nieruchomo, zatopione całe w modlitwie.

 

To żona p. Betanzosa ze swym synkiem, który dziś ma przyjąć po raz pierwszy Komunię świętą.

 

Po Agnus Dei, kapłan zwraca się do chłopczyka z rzewnymi słowy: "Po raz pierwszy wstępuje Jezus do twego serduszka, a z Nim zstąpi na ciebie moc, która ci pomoże wszystko znieść, nawet życie poświęcić i to może niedługo... dla swej wiary. Gdy Jezus już będzie w twym sercu, drugą Hostię złożę na twej piersi, byś Ją zaniósł swemu ojcu, który tam w więzieniu czeka na ten «Posiłek»...".

 

Matka wybucha płaczem. Chłopczyk zbliża się do ołtarza... Jezus wchodzi do jego duszy...

 

Po Mszy św. kapłan składa Hostię Najświętszą spowitą w maleńkim korporale na piersi chłopca.

 

"Idź dziecko, bo czas nagli. Ojcu twemu bardzo trzeba siły!". Uścisk i gorący pocałunek matki i chłopczyk, cały rozpromieniony, odchodzi szybko.

 

III.

 

Przed więzieniem przechadzają się żołnierze pełniący straż. Do nich zbliża się chłopczyk.

 

– Czego chcesz tutaj? – pyta jeden z nich.

 

– Chcę pożegnać tatusia.

 

– Jeszcze co!

 

– Bardzo proszę pana.

 

– Obejdziesz się bez tego.

 

Snać jednak nie był to zły człowiek, bo wkrótce wpuścił chłopczyka na dziedziniec więzienia.

 

Tutaj pełno żołnierzy o zbójeckim wyglądzie, bo też większość z nich to same męty społeczeństwa i opryszki, znajdujący tani chleb u władzy meksykańskiej, bo stanowią jej głośną podporę. Słychać przekleństwa, ordynarne żarty, rozbestwione śmiechy. Chłopczyk zbliża się do bramy.

 

– Czego chcesz? – pyta strażnik.

 

– Chcę pożegnać tatusia.

 

– Ha, ha, takiś czuły.

 

– Bardzo proszę pana.

 

– Wynoś się stąd, bo nie można.

 

Zbliżają się zewsząd zbiry i otaczają chłopczyka, który drży cały ze strachu, by nie odkryli jego skarbu.

 

– Bardzo proszę pana, tatuś jutro ma umrzeć... już go nie zobaczę.

 

– Za co ma umrzeć?

 

– Bo jest katolikiem.

 

– Dobrze mu tak, precz z Kościołem i z Bogiem! – wołają zbiry.

 

– A tyś też katolikiem? – pyta dalej jeden chłopca.

 

Dziecko podnosi dumnie głowę:

 

– Jestem katolikiem i zawsze będę!

 

– Czekaj, my cię oduczymy tej zuchwałości, wołaj zaraz: "precz z Kościołem, niech żyje Calles!".

 

Chłopczyk milczy.

 

– Powtórz, precz z Kościołem, słyszysz?

 

– Nie powiem nigdy tego!

 

– Nie powiesz? – brutalna łapa wymierza policzek chłopcu.

 

– Powtórz, precz z Kościołem.

 

– Niech żyje Kościół! – woła chłopczyna.

 

Spadają jeden po drugim policzki, uderzenia ciężkich pięści, barbarzyńskie znęcanie się tych zwierząt dzikich, nad niewinnym jagniątkiem.

 

Od ciężkich uderzeń, oczy, usta, nos chłopczyny nabiegają krwią, przyciska coraz mocniej swój skarb do piersi, wreszcie chwieje się i upada, szepcąc: "Niech żyje Chrystus-Król!".

 

– Teraz trzeba go zaprowadzić do ojca, niech się z nim pożegna – mówi któryś ze zbirów. Chwyta ordynarnie dziecko za szyję, wchodzi do gmachu i wrzuca go do izby, gdzie był zamknięty p. Betanzos.

 

Przerażony ojciec podnosi dziecko, cuci... chłopczyk podnosi oczy, poznaje ojca... Odrywa ręce od piersi i szepce: ko... mu... unia... Ojciec rozpina koszulę dziecka, widzi białe zawiniątko... Zrozumiał wszystko!...

 

Rzuca się na kolana, całuje bohaterskie dziecko. Oczy chłopczyka błyszczą na chwilę blaskiem szczęścia i radości, poczym zamykają się... na zawsze.

 

A ojciec z niepokalanego ołtarza męczeńskiej piersi swego dziecka wziął Komunię św., by Nią umocnić swą słabnącą duszę.

 

I nie zabrakło mu siły!

 

Z pogodnym obliczem, z okiem błyszczącym radością i świętą dumą męczeństwa stanął pod murem, naprzeciw luf karabinowych. Przed samym rozstrzelaniem wołał jeszcze donośnie: Niech żyje Chrystus-Król!

 

A gdy przeszyte kulami ciało zwaliło się na ziemię, dusza podążyła radośnie tam, w ojczyznę niebieską. A naprzeciw niej wyszła z powitaniem duszyczka bohaterskiego dziecka.

 

* * *

 

To nie legendy, to fakty.

 

Dzieje pierwszych wieków chrześcijaństwa powtarzają się, sceny katakumbowe wracają...

 

Chrystus jednak niezwyciężony, prześladowanie łamie tylko słabych, oczyszcza ziarno z plew.

 

Bądźmy więc gotowi, by w razie potrzeby stanąć po stronie bohaterów!

 

K. b.

 

–––––––––––

 

 

"Głos Karmelu". Miesięcznik szkaplerzny zakonu OO. Karmelitów Bosych w Polsce pod patronatem świętego Józefa i świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. Rok IX. Nr 10. Październik 1935, ss. 334-336. (1)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

 

Przypisy:

(1) Por. 1) Zbigniew Załęski, Chrystus Król społeczeństw.

 

2) Dr M. A., Chrystus Król a czasy obecne.

 

3) Ks. Ignacy Czechowski, Chrystus Król. Kazanie na uroczystość Chrystusa Króla.

 

4) "Głos Karmelu", Iskry.

 

(Przyp. red. Ultra montes).

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXII, Kraków 2012

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: