Koniec wieku XIX-go

 

POD WZGLĘDEM UMYSŁOWYM

 

Charakterystyka znamion szczególnych

 

KS. WŁADYSŁAW MICHAŁ DĘBICKI

 

––––––––

 

IV.

 

Paryski kongres spirytystów w r. 1889. Sekty. Olcott. Helena Bławacka. Krytyka spirytyzmu.

 

Niepewność ze strony uczonych i powszechne wahanie się umysłów nie jest bez wpływu na to, że spirytyzm za dni naszych krzewi się coraz bujniej. Można wprawdzie uważać za grubą przechwałkę twierdzenie spirytystów, że ich doktrynom hołduje dzisiaj około 15 milionów ludzi; w każdym jednak razie liczba zwolenników "duchownictwa" i "okultyzmu" w chwili obecnej jest już bardzo poważna. Niezaprzeczonym tego dowodem jest fakt powszechnego kongresu spirytystów, odbytego w Paryżu w r. 1889, na który zjechało się około 500 delegatów; w tej liczbie 93 osoby reprezentowały takąż mniej więcej ilość wydawnictw periodycznych, propagujących spirytystyczno-okultystyczne teorie.

 

Wydane w grubym tomie in 4-o sprawozdania z posiedzeń i całego przebiegu tego kongresu (1) dostarczają wielu ciekawych szczegółów o obecnym stanie i dążnościach spirytyzmu w różnych jego odcieniach. Z woluminu tego dowiadujemy się wprawdzie, że prąd ten płynie łożyskiem szerokim i rozgałęzia się szybko w rozmaitych kierunkach, ale zarazem, że ma już w sobie zarody rozkładu i upadku. W łonie jego powstają sekty, różniące się zasadniczo pod wielu względami pierwszorzędnego znaczenia, co wszelako nie przeszkadza redaktorom "Sprawozdań" nazywać wszystkich doktryn reprezentowanych na kongresie, "jednakowo godnymi szacunku (également respectables)" (2). Wszystkie te sekty uznają jednomyślnie dwa tylko punkty: rzeczywistość zjawisk mediumicznych i wiarę w życie za grobem; co zaś do pytań o istocie świata, o częściach składowych natury ludzkiej, o sposobie i formie bytowania po śmierci, o wartości życia i zasadach moralnych, panują między nimi radykalne nieraz różnice. Mimo to wszakże tolerują się one wzajemnie, występują solidarnie i podają sobie pomoc, naprzód ze względu, że jedność tworzy siłę, a po wtóre i przede wszystkim, jak sądzę, z tego powodu, że ich przywódcy są w gruncie sceptykami, odnoszącymi się z powątpiewaniem do wszystkich teorii metafizycznych, nawet do swoich własnych, a hołdującymi praktycznej zasadzie: leben und leben lassen. Inaczej nie można by zrozumieć, jakim sposobem np. deizm uczniów Kardec'a i ateizm tak zwanych futurystów (o których poniżej) mogą być nazywane urzędownie "jednakowo godnymi szacunku"!

 

Najważniejszą, gdyż najliczniejszą i najpopularniejszą grupę stanowią spirytyści właściwi. Ci zaś dzielą się na dwa odłamy: na kardecystów, propagujących metempsychozę pod nazwą kolejnych reinkarnacji (zwolennicy tego kierunku należą przede wszystkim do narodowości francuskiej), i na unitarianów, przeciwnych reinkarnacjom (Amerykanie, Holendrzy i swedenborgianie). Między kardecystami najwybitniejszą osobistością jest Leon Denis, efektowny stylista i mówca, mianowany przez kongres prezesem komisji propagandy. Do tejże grupy spirytystów właściwych należą tak zwani futuryści albo pozytywiści spirytyzmu, wierzący w reinkarnacje, ale jawnie nieuznający istnienia Boga. Organem tych ateistów jest pismo "La vie posthume", redagowane w Marsylii przez Mariusza George'a.

 

Drugą główną grupę, bardziej niby naukową i krytyczną, tworzą zwolennicy "okultyzmu", którzy dla wyjaśnienia zjawisk mediumicznych przypuszczają działanie nie tylko duchów, ale także innych czynników, szczególniej zaś tak zwanego "ciała astralnego" (le corps astral), mającego być jedną z głównych części składowych istoty ludzkiej, tudzież tak zwanych "elementalów" (les élémentals), istot niższych, nigdy niewcielonych, nie posiadających własnej inteligencji, a ulegających wpływowi woli duchów wyżej rozwiniętych. Jeżeli np. stolik daje odpowiedzi na postawione pytania, spirytyści właściwi powiadają, że duch wywołany przybywa i odpowiada; okultyści zaś twierdza, że w tym wypadku ciało astralne, czyli bezwiedny czynnik będący w medium, czyta bezpośrednio w ciele astralnym pytającego i poddaje mu odpowiedzi bez jego wiedzy. Jeżeli znowu stół się podnosi bez dotknięcia i krąży po pokoju w powietrzu, spirytyści właściwi sadzą, że zjawiska tego dokonywają duchy nieboszczyków; okultyści zaś nauczają, że ciało astralne należące do medium, w połączeniu z ciałami astralnymi obecnych i elementalami, jest przyczyną podniesienia się stołu itd., itd. Na podstawie podobnych logomachii, zapożyczonych od dawnych alchemików i zabobonnych lekarzy, jak: Agrypa von Nettesheym, Paracelsus, van Helmont i inni, okultyści skłaniają się po większej części do... panteizmu. Dzieli się zaś okultyzm na dwie niezbyt odmienne szkoły: kabalistów, zwolenników kabały czyli filozofii ezoterycznej (tajemnej) hebrajskiej i teozofów czyli neo-buddystów. Kabaliści francuscy dzielą się znowu na: niepodległych, których organem jest "L'initiation" oraz "Le voile d'Isis", redagowane przez Papus'a (pseudonim d-ra Encausse'a, będącego podobno asystentem znakomitego Charcot'a w Salpêtrière) i na kabalistów chrześcijańskich, wydających w Avignonie miesięcznik "L'étoile" pod redakcją zasuspendowanego kanonika Roca. Marzyciel ten, który niedawno wydawał w Perpignan tygodnik "L'anticlérical" w mowie, wygłoszonej na kongresie, wystąpił jako przedstawiciel "ezoterystów judeo-chrześcijańskich, uprawiających kabałę mesjanistyczną, socjalizm chrześcijański i spirytualizm doświadczalny". Twierdzi on, że w "ezoteryzmie" przypowieści ewangelicznych znalazł rozwiązanie kwestii socjalnej, podobnie jak "uczony jego przyjaciel Jezuita Curci". "Solutio omnium difficultatum Christus" – powtarza z zapałem za jednym z pisarzów kościelnych. Mimo swoją obecność w szeregach wojującego spirytyzmu, a raczej okultyzmu, mimo suspensę, którą został dotknięty, i chociaż pisma jego zostały umieszczone na "Indeksie", oznajmia Roca, że jest prawowiernym katolikiem i że nie chce odłączać się od Kościoła.

 

Teozofowie czyli neo-buddyści, byli reprezentowani na kongresie przez lady Caithness, znaną pod nazwiskiem księżny de Pomar (3), redaktorkę miesięcznika "L'aurore", wykładającego tak zwany chrystianizm ezoteryczny. Wydają oni nadto "Przegląd teozoficzny" po francusku i po angielsku, oraz "Le lotus bleu", w których posługując się dziwolężną dla Europejczyków terminologią sanskrycką (kabaliści używają terminologii hebrajskiej), propagują panteizm, pozytywizm i metempsychozę. Do wybitniejszych w tym obozie osobistości należą: A. P. Sinnet, prezes (prezesów nie brak między okultystami) "towarzystwa teozoficzno-elektrycznego" (!!) w Simli w Indiach, autor książki "Świat tajemny" i "Buddyzm ezoteryczny czyli pozytywizm indyjski", oraz Amerykanin Henryk Olcott, znany pod nazwą "pułkownika" (chociaż, jak twierdzą sceptycy, nigdy w wojsku nie służył), tłumacz katechizmu buddyjskiego, w ogóle propagator doktryn Gotama-Buddy, redaktor czasopisma "The Pioneer" i kilku książek okultystycznych. Duszą atoli teozofizmu była zmarła niedawno osławiona towarzyszka Olcotta, Helena Bławacka. Życie i działalność tej dziwnej kobiety należy do najciekawszych epizodów umysłowości fin de siecle, i dlatego poświęcić jej należy ustęp nieco dłuższy.

 

Helena Bławacka urodziła się w Ekaterynosławiu r. 1831, z ojca Piotra von Hahn, kapitana artylerii, i matki powieściopisarki, z domu Fadiejew, zwanej ruskim George Sand'em (4). Od dzieciństwa okazywała niepospolite zdolności i otrzymała wykształcenie dość wielostronne, ale niesystematyczne i powierzchowne. W 17-ym roku życia wyszła za mąż, za trzy razy od siebie starszego vice-gubernatora Erywanu, Bławackiego, nie czując do niego najmniejszego przywiązania, czego jakoby nie omieszkała oznajmić mu przed ślubem. Wkrótce opuściwszy męża, osiadła w Mingrelii, gdzie trudniła się sprzedażą drzewa, służącego do wyrobów zbytkowych; następnie w Odessie utrzymywała się z wyrobu sztucznych kwiatów. Niespodziewanie, nie zawiadomiwszy nikogo z rodziny i znajomych, znikła z Odessy i rozpoczęła swoje życie tułacze, gorączkowe, pracowite i tajemnicze, którego nie zmieniła do śmierci. "Bez środków pieniężnych i bez protekcji", jak mówi rodzona jej siostra i biografka Wiera Żelichowska (5), bawiła w Grecji i Egipcie, następnie przeniosła się do Indii, gdzie poznawszy się z podobnym do niej zwolennikiem przygód, Olcottem, miała się udać w jego towarzystwie do Tybetu i tam, według własnych jej opowiadań, przyjętą została jako Chela (wym. czela), tj. uczennica do "wielkiego bractwa Mahatmas'ów" czyli "wtajemniczonych" myślicieli, posiadających klucz do rozwiązania wszystkich zagadnień świata, oraz różne cudowne przymioty. Do liczby tych ostatnich ma należeć przede wszystkim władza zjawiania się duchowo w miejscach bardzo nawet odległych od tego, w którym się znajdują w danej chwili ich ciała. Władzę tę jedni teozofowie nazywają "telepatią", inni objawem "formy astralnej".

 

Po dziesięciu latach wędrówki, z których siedem miała spędzić na studiach u tybetańskich pół-bogów, Bławacka, powróciwszy do Rosji, odwiedziła rodzinę swą w Pskowie i tu zadziwiała swymi magnetyczno-mediumicznymi zdolnościami. Wywoływała jakoby duchy własnych przodków, "mężnych Hahn-Hahn von Rotterhahn'ów", odkryć miała jakiegoś mordercę, którego bezskutecznie szukała policja, odnajdowała przedmioty zgubione przed wielu laty itp. Niezadługo wszakże wróciła znowu do Indii, skąd udała się na dłuższy pobyt do Nowego Yorku, i tu z Olcott'em w r. 1875 założyła "Towarzystwo teozoficzne", rozgałęzione wkrótce w Indiach, Londynie i Paryżu. Umarła w maju 1891 roku w Londynie, gdzie zwłoki jej zostały przez teozofów spalone, a popioły zachowane w trzech urnach.

 

W działalności swej literackiej posługiwała się Bławacka niekiedy językiem swym rodzinnym, używając pseudonimu Radda-Baj; najwięcej jednak pisała po angielsku. Z pism jej ruskich znane są opowiadania: "Zagadkowe plemiona Gór Błękitnych" oraz "Z jaskiń i puszcz Indostanu", nacechowane niepospolitym talentem. Wiele w tych utworach jest oczywistej nieprawdy, ale i szczerej poezji niemało. W języku angielskim wydała: "The secret doctrine", "The voice of the silence", "Gems from the East" i "Glossary" czyli dykcjonarz swojej doktryny. Nadto była redaktorką angielskiego "Teozofisty" i "Lucifera", a prócz tego podpisywała się jako naczelna kierowniczka pism francuskich: "Le lotus bleu" i "La revue théosophique". Najgłośniejszą wszakże jej publikacją jest "Izyda odsłoniona" (Isis unveiled), z powodu której zwano ją niekiedy nowoczesną kapłanką Izydy (6). Ogromne to dzieło, w którym wykłada zagmatwany system swojej teozofii, miało być, jak głosiła sama, podyktowane jej duchowo, telepatycznie, w ciągu kilku miesięcy, przez największego mędrca na świecie, mahatmasa Moria, mieszkającego w lasach dziewiczych Tybetu, wówczas gdy Bławacka, pisząc tę księgę, była od niego oddalona o kilkaset mil (7). W samej rzeczy atoli "Izyda" jest pracowitą kompilacją, czymś w rodzaju ogromnego worka, w który założycielka Towarzystwa teozoficznego włożyła bezładnie całą osobistą swą wiedzę, rozległą wprawdzie, lecz chaotyczną i płytką. Są tam niekiedy i trafne uwagi samej Bławackiej, jest mnóstwo twierdzeń myślicieli starożytnych i nowoczesnych, ale i bredni wszelkiego rodzaju moc wielka. Oczywiście literatura spirytyzmu, okultyzmu i tym podobnych izmów uwzględniona jest w "Izydzie" bardzo obficie, teozofia bowiem w istocie swojej jest po prostu synonimem tych doktryn.

 

Zwolennicy teozofii nie szczędzili reklamy, by w oczach świata podnieść urok swojej mistrzyni. Zwano ją "najznakomitszą osobistością stulecia", "sfinksem nowych czasów", "założycielką wielkiej religii rozumu" i czarodziejką, umiejącą nawet stwarzać rzeczy z niczego. Lecz te piękne dni Aranjuezu w życiu końcowiekowej kapłanki Izydy trwały niezbyt długo. W roku 1884-ym rada angielskiego Towarzystwa badań psychologicznych wyznaczyła komisję dla osądzenia "cudów" Bławackiej i teozofów w ogóle. Komisja ta po zbadaniu rzeczy złożyła raport, który się kończy tymi słowami: "Pani Bławacka, osoba dużych zdolności, nie jest oczywiście uczennicą żadnych tajemniczych mędrców ani zwyczajną awanturnicą; sądzimy, że historia wyznaczy jej miejsce jako jednej z najprzebieglejszych, najdowcipniejszych i najciekawszych oszustek naszej epoki".

 

Warto w tym miejscu wspomnieć mimochodem, że ta powyższymi superlatywami odznaczona wirtuozka szalbierstwa, za godło swego życia podawała aforyzm: There is no religion higher than truth (Nie ma religii wyższej nad prawdę), i zdanie to kładła wszędzie, gdzie tylko się dało, nawet na kopertach prywatnych swych listów (8).

 

Po wyroku Towarzystwa badań psychologicznych, rozgłoszonym skwapliwie przez prasę, sama Bławacka urok swój i renomę uważała podobno za pogrzebane. Ale na świecie nigdy nie brakuje takich istot ludzkich, dla których prawda o tyle jest prawdą, o ile odpowiada ich życzeniom albo interesom. Ci, którym z tej lub owej przyczyny zależało wiele na powodzeniu teozofii, zwłaszcza wydawcy odpowiednich czasopism i książek, jak również wielu skompromitowanych naiwnych, poczęli głosić, że ich mistrzyni stała się ofiarą niecnego oszczerstwa, i osypali gradem potwarzy jej wrogów, to znaczy tych wszystkich, którzy się jej oszukać nie dali. Manewr ten oczywiście nie pozostał bez skutku. Bławacka odzyskała część sławy i wiary w siebie, ale przestała już być "dame aux phénomènes", zaniechała swych cudów, tłumacząc tę wstrzemięźliwość stopniowym w miarę lat upadkiem swej siły magnetyczno-astralnej.

 

Śmiertelny atoli cios zadał pamięci Bławackiej wybitny pisarz ruski Wsiewołod Sołowjew, który, jak się od niego dowiadujemy, został członkiem jej towarzystwa, przypuszczając, że przy jego pomocy znajdzie wyjaśnienie niektórych rzadkich objawów psychicznych, graniczących poniekąd z cudownością, a pomijanych zwykle przez tak zwaną urzędową naukę. Pomimo, że spostrzegł prędko, co się właściwie święci na dnie działalności teozofów, pozostał czas jakiś w ich towarzystwie, aby z bliska obserwować ten bądź co bądź niezwyczajny gatunek ludzi. Poznał on Bławacką 1884-go r. w Paryżu, dokąd przybyła dość dworno, z lokajem Indusem w turbanie, z kilku zagadkowymi młodymi ludźmi i naturalnie z Olcottem. Była to wówczas już dobrze podstarzała, dość wysokiego wzrostu, otyła, o nieprzyjemnych rysach twarzy kobieta. Tylko blado-niebieskie wielkie rozumne oczy dodawały jej nieco wdzięku. Ubierała się niedbale, na palcach jednak nosiła dużo kosztownych pierścionków. Dobrobyt jej dowodził, że propaganda teozofii procentowała jej wcale nienajgorzej, ile że na awanturnicze swe życie miała się puścić, jak wiemy, "bez środków pieniężnych i bez protekcji".

 

Niepodobna mi tu streszczać szczegółowo nader ciekawych wspomnień Sołowjewa o autorce "Izydy", tudzież o wielu innych przedstawicielach współczesnego okultyzmu. Chętnie bym je przetłumaczył w całości, co też może kiedykolwiek uczynię (9). Kogo zajmują niezwykłe typy psychologiczne, kto chce wyrobić sobie dokładniejsze pojęcie o współczesnych prądach szalbiersko-mistycznych, winien przeczytać tę pracę, która jako dokument jest tym cenniejsza, że jej autor nie hołduje bynajmniej materializmowi, owszem jego sympatie dla skłonności idealno-mistycznych są znane szeroko.

 

Sołowjewa zaszczycała Bławacka wielkim zaufaniem, prowadziła z nim korespondencję, radziła się go nawet w kwestiach naukowych bardzo elementarnych, pomimo swych tak łatwych telepatyczno-astralnych stosunków ze swym wszystkowiedzącym arcymistrzem, zamieszkującym dziewicze lasy Tybetu. Sołowjew milczał dość długo po jej śmierci; dopiero panegiryki jej siostry i entuzjazm, jaki w pewnych sferach począł się objawiać dla okultyzmu, skłoniły go do zdemaskowania redaktorki "Niebieskiego Lotosu" i okazania, że była ona kapłanką nie Izydy, ale Hermesa. "Główna jej siła, pisze utalentowany powieściopisarz i publicysta (10), leżała w jej nadzwyczajnym cynizmie i pogardzie dla ludzi, którą taiła starannie, ale z którą niekiedy zdradzała się mimo woli, będąc nadzwyczaj gwałtownego temperamentu. «Im "cudowny fenomen" jest prostszy i ordynarniejszy, mówiła mi pewnego razu, tym się łatwiej powiedzie i silniejsze wywrze wrażenie. Ogromna większość ludzi, którzy się uważają za uczonych, składa się z kapitalnych głupców. Ach, gdybyś pan wiedział, jakie lwy i orły w rozmaitych krajach, na głos mojej świstawki, przemieniały się w osły! Dość było mi niekiedy zagwizdnąć, żeby zaraz posłusznie klaskali swymi ogromnymi uszami...»".

 

Trudno mi nie przytoczyć tu jeszcze sceny, rzucającej wymowne światło na życie apostołów okultyzmu zakulisowe, czyli, mówiąc ulubionym przez nich terminem, "ezoteryczne". "Przyjechałem, pisze Sołowjew, pewnego razu do Bławackiej i od razu spostrzegłem, że domownicy są w bardzo kwaśnych humorach. Pytam: co zaszło? odpowiadają, że "madame" jest niezmiernie rozdrażniona, a "pułkownik" chory. Okazało się, że Olcott na jednej ze swych konferencji, mianej pod nieobecność swej towarzyszki, wymienił z nazwiska owego mahatmę, który miał być w Tybecie mistrzem Bławackiej. Ta ostatnia, która lubiła działalność swoją otaczać jak największą tajemniczością i bała się wymieniać nazwiska, aby ich nie sprawdzono a jej nie wystawiono na kompromitację, dowiedziawszy się o tym, wpadła w straszny gniew, podczas którego stawała się furią. Co zrobiła z nieszczęśliwym pułkownikiem, tego nie umiem powiedzieć; ale, kiedym wszedł do jego pokoiku, zastałem go leżącego na ubogim żelaznym łóżku z obwiązaną głową. Powiedział mi, że jest bardzo niezdrów, że ma nieznośny ból głowy. Po kilku minutach, do pokoju wpadła jak burza Bławacka z twarzą czerwoną i wytrzeszczonymi iskrzącymi oczyma. Nie mogła snadź wysiedzieć w swoim pokoju i uczuła gwałtowną potrzebę ponownego wylania gniewu. W pierwszej chwili nie zauważyła mnie wcale, siedziałem bowiem na boku przy oknie. Zbliżywszy się do łóżka Olcotta, krzyknęła do niego gwałtownie kilka frazesów angielskich, z których zrozumiałem jedynie, że ona już wielokrotnie zabraniała mu nazywać "mistrza" pełnym jego nazwiskiem. Olcott przestraszony nic nie odpowiadał. «Ach, ty stary durniu!» – zawołała, i całą siłą dała mu w bok kułaka. Pułkownik westchnął głęboko i milcząc odwrócił się do ściany. Wtedy dopiero Bławacka spostrzegła moją obecność, ale się bynajmniej nie zdetonowała. «No, powiedz pan, czy to nie osieł?» – rzekła do mnie i bardzo wytwornie objaśniła mi występek nieszczęśliwego pułkownika. – Burza ta wszelako już po upływie dwóch dni ucichła. Helena Piotrówna przywróciła do swojej łaski "prezesa towarzystwa teozoficznego" i nieraz przemawiała do niego w ten np. sposób: «Bałwanie Olcott, stary kocie, wynoś się precz!» Wówczas on uśmiechał się i odpowiadał: «Co to takiego bałwan? co to takiego?»". – "Kiedy później, dodaje Sołowjew, mówili przy mnie ludzie o poważnej działalności Olcotta, albo gdym czytał o nim, jako o bohaterze, jako o znakomitości i apostole nowej religii, pociągającym za sobą tłumy, zawsze stawała mi w pamięci jego postać w szarym szlafroczku z obwiązaną głową, otrzymująca tęgiego kułaka z prawicy "madame" i z jakimś dziecięcym westchnieniem istoty zafukanej odwracająca się do ściany. Wówczas cały ten znakomity pułkownik, który bądź co bądź umie kazać mówić o sobie, znikał w moim umyśle, a ja słyszałem tylko te słowa: «Bałwanie Olcott, stary kocie, wynoś się precz!» – Śmiać mi się chce i bardzo; ale co tam starego kota obchodzą cudze śmiechy, kiedy na świecie tyle jest naiwnych myszy, które stanowią zdobycz tak łatwą i tak przyjemną!...".

 

Rozszerzyłem się może za obszernie nad teozofizmem, a raczej nad życiem głównej jego przedstawicielki; przypuszczam wszelako, że czytelnicy za złe mi tego nie wezmą. Wracam do właściwego wątka wykładu.

 

Oprócz wymienionych powyżej sekt i kierunków, istnieją jeszcze różne inne odcienie spirytyzmu. Są np. tak zwani spirytyści niezależni, badający zjawiska mediumiczne bez powziętej naprzód doktryny i usiłujący uczynić ze spirytyzmu odrębną umiejętność; są zwolennicy liberalnego protestantyzmu; istnieje w mieście amerykańskim Wheeling (stan Wirginia zachodnia) "Kościół spirytystyczny", założony na podstawie "objawień" – excusez du peu – Emanuela Swedenborga, św. Ignacego Loyoli i Marcina Lutra! Znajdujemy wreszcie między spirytystami katolików, którzy za pomocą objawów mediumicznych usiłują bronić dogmatów Religii katolickiej, takich np. jak Bóstwo Jezusa Chrystusa, Eucharystia, cześć dla Matki Boskiej itp.

 

Przedstawicielem tej ostatniej dążności jest Henryk Dalmazzo, kierownik towarzystwa spirytystycznego w Turynie. W długim memoriale, przesłanym kongresowi, którego wszyscy niemal członkowie byli niechętnie lub wrogo usposobieni dla katolicyzmu, miał odwagę ten Dalmazzo powiedzieć między innymi (11): "Stan obecny biednych społeczeństw europejskich, które niesłusznie zowią się ucywilizowanymi, zasmuca mię głęboko. Jestem przekonany, że wyłącznie (exclusivement, wyraz ten podkreśla) spirytyzm dobrze zrozumiany i studiowany w duchu Jezusa Chrystusa, może tym społeczeństwom przynieść środki ratunku". "Widząc błogosławione skutki, które na ludzkość sprowadziło boskie Imię Jezusa Chrystusa, nie mogę nie łączyć się z Kościołem rzymsko-katolickim, który w swej prawdziwej i czystej nauce pierwotnej, w pismach Ojców świętych i podaniach apostolskich przechował największą liczbę prawd zasadniczych. Jeżeli te prawdy były niekiedy zaćmione częściowo, winą to było złości człowieczej i wpływu duchów przewrotnych. Lecz wielkie zasady, na których się opiera ten prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa, zawsze były i są uznawane przez Jego prawdziwych uczniów, dźwigających brzemię pielgrzymki ziemskiej z wiarą w Jego obietnicę: Ja jestem z wami aż do skończenia wieków".

 

Mimo ten chaos doktrynalny, panujący w obozie spirytystycznym a będący zapowiedzią raczej rozkładu, niż organicznego rozwoju, chaos, w którym obok naiwności gra rolę niewątpliwie wyrafinowana i chłodna spekulacja, wielu spirytystów głosi publicznie, a niektórzy może nawet spodziewają się szczerze, iż z ich doktryn, z tego "nowego objawienia", wytworzy się nowa powszechna religia ludzkości (12). "Niech zgoda panuje między nami, wołał członek kongresu Baissac (13), a cała ludzkość połączy się z nami, i wielki Kościół przyszłości, z którego nikt się wyłączyć nie zdoła, założony zostanie". "Dążmy po bratersku do zdobycia idealnej, naukowej i społecznej religii ludzkości", były słowa generalnego sekretarza kongresu okultysty Papusa (14). "Gdy ta religia powszechna, synteza wszystkich religii, mówił spirytysta Lessard (15), zapanuje na świecie, wówczas, panowie, znikną granice krajów, i wszystkie narody stanowić będą jedno ciało i jedną duszę, ciało i duszę ludzkości!" "Uczyńmy ze spirytyzmu nie tylko naukę, ale i wiarę żywą, związek moralny, któryby łączył ludzi we wspólnych nadziejach i kazał im dążyć do jednego celu" – tak zakończył jedno z licznych swoich przemówień Leon Denis, Demostenes spirytyzmu we Francji. Wprawdzie delegat Hiszpanii, w której, mówiąc nawiasem, istnieje sto kilkadziesiąt kółek i stowarzyszeń spirytystycznych, profesor filozofii Don Sanz y Benito protestował przeciw temu, mówiąc, że "spirytyzm nie jest religią powiększającą poczet już istniejących, ale jest nauką, która swoje zasady winna stwierdzać faktami" (16), głos jego wszakże nie zrobił wrażenia.

 

Przekonanie, że ze spirytyzmu i okultyzmu wyniknie jakiś wielki i długotrwały system religijny, wypowiadają czasem nie tylko spirytyści, ale i osoby stojące zupełnie poza tym ruchem. W chwili obecnej daje się to czytać nie rzadko. Co do mnie, zgoła nie podzielam takiego przypuszczenia. Wielka frazeologia, tudzież ogólne zajęcie się spirytyzmem, jego czasopisma, książki i zjazdy nie są jeszcze bynajmniej dostatecznym dowodem. W IV np. stuleciu naszej ery ruch arianizmu przybrał ogromne rozmiary: ogarnął całą niemal ówczesną Europę, protegowany był przez cesarzów i królów, odbywał synody, miał swych literackich obrońców i propagatorów, a jednak upadł. Stało się to nie dlatego jedynie, jak sądzą niektórzy, że jego przeciwnikami byli Papieże z całą potęgą swojego wpływu, ale głównie z powodu, że skłaniał się on do racjonalizmu, a nie miał istotnej podstawy życia religijnego – wiary gorącej. Tej wiary jasnej, płomiennej i niezmożonej, która, jak mówi Pismo św., przenosi góry i drzewa wyrywa z korzeniami, nie ma stanowczo w spirytyzmie. Najnaiwniejsi nawet między jego zwolennikami widzą przecie, że "duchy nieboszczyków" dają najczęściej "objawienia" chaotyczne, banalne, ogólnikowe, niekiedy komiczne albo wprost sprzeczne jedne z drugimi. Zarzut przeto krytyków spirytyzmu, że te objawienia są prostym acz zwykle bezwiednym odbiciem myśli samych spirytystów, nie może nie osłabiać ich wiary w nadprzyrodzoność i powagę tychże objawień. "Oto już dawno robią się doświadczenia, mówił na kongresie Karol Fauvety, cieszący się nadzwyczajną powagą w obozie spirytystów, oto już miało miejsce wiele zjawisk i komunikacji, a jednak nie sądzę, żeby można było powiedzieć, iż tą drogą otrzymano choćby jedną myśl nową, choćby jedno odkrycie" (17) – i oświadczenie to nie wywołało żadnej opozycji. – Allan Kardec, jak wiadomo, dla wywikłania się z kłopotliwego położenia wobec chaosu i niedorzeczności wielu "komunikacji", wymyślił wprawdzie hipotezę, że komunikacje takie pochodzą od duchów niższych, wówczas gdy "wyższe" duchy dają objawienia rozumne i jasne, ale hipoteza ta jest już dzisiaj farsą nawet dla niektórych spirytystów. "Duchy wyższe legendarnej pamięci" (les esprits supérieurs de légendaire mémoire), mówi o nich z ironią Mariusz George, pomieniony wyżej spirytysta-ateusz (18). Bo niechże mi kto znajdzie kryterium dla rozróżnienia, który duch jest wyższy i lepiej poinformowany, a który niższy: czy ten np. który głosi reinkarnacje we Francji, czy ów, co im zaprzecza w sąsiedniej prawie Holandii albo w Ameryce? czy ten, który powiada, że "spirytyzm jest głupstwem, jak wiele innych rzeczy" (komunikacja, otrzymana w Warszawie), czy taki, który doktrynę spirytystyczną wynosi pod obłoki? Przed sądem krytyki spirytyzm w ogóle, a kardecyzm w szczególności jest rodzajem obwinionego, a komunikacje "duchów" są niejako zeznaniami świadków za i przeciw niemu. Otóż pytam: w którym sądzie na świecie wolno jest przypisywać wartość takim tylko zeznaniom, które przemawiają na korzyść obwinionego?

 

Brak wyższej jakiejś powagi i sankcji dla głównej podstawy spirytyzmu pozbawia wartości praktycznej wszystkie inne jego dogmaty. Najżywotniejsza pozornie z jego hipotez, teoria reinkarnacji, czyli kolejnych żywotów, tym szczęśliwszych, im człowiek się bardziej posunie w rozwoju etycznym i umysłowym, nie może oczywiście mieć poważnego wpływu na moralność ludzi, którzy w niej widzą jedynie zręczny osobisty pomysł autora "Księgi duchów". Lecz i dla tych nawet, którzy wierzą, iż teoria reinkarnacji objawioną została przez duchy wyższe, wiara ta w chwilach krytycznych, gdy egoizm i namiętność poczną bój toczyć z głosem sumienia, pozostanie martwą literą ze względu na zapowiadany przez spirytystów szczęśliwy finał wszystkich kolejnych reinkarnacji. Najwięksi zbrodniarze i najcnotliwsi ludzie mają przecie, według Kardec'a, dojść w końcu do stanu doskonałego szczęścia. Czyż taka zasada może być jakimkolwiek hamulcem na złe skłonności człowieka, na dzikie jego żądze i na dziksze jeszcze samolubstwo? Trzeba nie znać natury ludzkiej, trzeba nie wiedzieć, jak usłużnym "faktorem namiętności", że się posłużę energicznym wyrażeniem Szekspira, jest rozum w chwili pokusy i walki moralnej, żeby podzielać iluzję co do doniosłości dogmatu reinkarnacji. Zresztą, gdyby teoria kolejnych wcielań się duszy i ciągłego oczyszczania ze zmaz grzechowych przez cierpienia i trudy była istotnie tak błogosławioną pod względem etycznym, jak twierdzą kardecyści, w takim razie Indie, gdzie metempsychoza puryfikacyjna od tylu już tysięcy lat wyznawaną jest przez całą niemal ludność tak buddyjską, jak i bramińską (19), winny by przedstawiać obraz doskonałości moralnej. Nie sądzę, żeby się znalazł choć jeden rozsądny spirytysta, któryby stan społeczeństwa indyjskiego uważał za idealny lub wyższy od stanu społeczeństw europejskich (20).

 

Kardecyści kładą nacisk na wolną wolę człowieka i znanymi argumentami walczą z determinizmem. Każdy, według nich, jest kowalem swojego szczęścia albo nieszczęścia po śmierci, tj. krótszego lub dłuższego szeregu reinkarnacji. Przenikliwiej atoli myślący adherent ich systemu dostrzeże z łatwością, że teoria reinkarnacji zawiera w sobie teorię fatalizmu. Podług Kardec'a, człowiek rodząc się przynosi z sobą olbrzymi balast warunków i czynników, który jest wypadkową jego żywotów poprzednich i ciąży nieustannie nad jego dolą. Jedni np. za złe życie dawniejsze rodzić się mają w nędzy, odziedziczają suchoty, głuchotę, ślepotę albo inne kalectwo, nadto pozostają bez żadnej edukacji tak moralnej, jak i umysłowej. Inni, w nagrodę cnót przeszłych, przychodzą na świat pośród bogactwa, z rodziców zdrowych, mają wszystkie zmysły w stanie wybornym i otrzymują wychowanie staranne. Czyż takie i tysiączne podobne okoliczności, mające być rezultatem poprzednich żywotów, w połączeniu z niezmiennymi i nieubłaganymi prawami natury, na które kardecyści zawsze kładą nacisk gwoli pozytywnemu duchowi nauki nowoczesnej, nie determinują całej przyszłości człowieka, czyż więc teoria reinkarnacji nie jest fatalizmem? Leonowi Denis'owi, który broni wolnej woli efektowną, ale czczą frazeologią, wyrywają się mimowolnie wyrażenia, na które bez wahania zgodzić się może każdy fatalista. Mówi np.: "Nie w naszej jest mocy zmienić rozwój wypadków, i przeznaczenie nasze musi odbyć ściśle wskazaną drogę (et notre destinée doit suivre sa ligne rigoureuse)". "Żadna potęga nie jest w stanie odwrócić od nas skutków przeszłości". "Jak inne fazy życia, tak i reinkarnacja podlega prawom niezmiennym". "Gdy nadejdzie godzina odrodzenia, duch zostaje pociągnięty przez siłę niepokonaną". "W miejscach oczyszczania się, a więc i na ziemi, jednostka poddana jest koniecznościom tyrańskim i niezliczonym (à des nécessités tyranniques et sans nombre)" (21) itd. Teoria fatalizmu jest, jak wiadomo, zaprzeczeniem wszelkiej moralności, znosi bowiem różnicę etyczną między występkiem a cnotą.

 

Zjawiska spirytyzmu dzielą się głównie na dwie kategorie: na komunikacje i na objawy materialnej natury, takie np. jak podnoszenie stołów, "aporty", granie na instrumentach, ukazywanie się rąk i nóg tajemniczych, rozdzieranie firanek itp.

 

Pierwsze są bezużyteczne, bo w niczym nie rozjaśniają chaosu doktryn i pojęć filozoficzno-moralnych, istniejącego w umysłach ludzkich. "Gdyby one, mówi Huxley, pochodziły nawet od jakich duchów, to i tak nie chciałbym zajmować się nimi, podobne są bowiem do klekotania starych bab pod dzwonnicą, a ja mam ważniejsze rzeczy do robienia". Drugie zaś, choć nieraz zadziwiające, są zupełnie bezmyślne, a więc tym bardziej nie mogą mieć doniosłości ani umysłowej, ani etycznej. Czegoż bowiem mogli się nauczyć, albo czym zbudować obecni na seansach Slade'a w Lipsku, gdy rozdartą została kotara nad łóżkiem Zöllnera, albo gdy nitka zawiązywała się niby sama w supły tajemnicze? Co komu wyjaśnić może tak zwany "aport" czyli spadnięcie na stolik kilku karmelków, fiołków albo guzików? Najefektowniejsze nawet zjawiska spirytyzmu, tak zwane "materializacje", czyli ukazywanie się duchów w postaci cielesnej, nie są bynajmniej ani tak jasnymi, ani tak przekonywającymi, jakby o tym, czytając odnośne opisy, sądzić należało. Jeden z najgruntowniejszych znawców literatury spirytystycznej, Aleksander Aksakow, sam gorliwy propagator i obrońca duchownictwa, wydający dwa spirytystyczne czasopisma (w Lipsku "Psychische Studien" i w Petersburgu "Rebus"), w obszernym dziele niemieckim "Animizm i Spirytyzm" mówi wyraźnie (22): "Na pierwszy rzut oka wydaje się rzeczą najprostszą i najbardziej nieuniknioną przypuszczenie, że (w materializacjach) mamy przed sobą ukazanie się duszy nieboszczyka – – ale na wyprowadzenie takiego wniosku jeszcze nie pozwala głębsze i krytyczne badanie faktów. Wyrażę się nawet dobitniej: że im więcej mamy materializacji, tym bardziej ta hipoteza traci podstawę – przynajmniej w moich oczach" (23).

 

Chaos atoli, bezużyteczność, bezmyślność, niepewność i brak żywotności etycznej w zjawiskach, teoriach i dogmatach spirytyzmu nie są jedynymi niedostatkami jego propagandy, o ile spirytyści mają na celu założenie "wielkiego Kościoła przyszłości". Bywało już wprawdzie wiele i jest jeszcze niemało doktryn jałowych, zagmatwanych i niedorzecznych, które jednakże głoszone z głębokim przekonaniem i stanowczością, entuzjazmują i pociągają do siebie tłumy adherentów. Takiego wszelako głębokiego przekonania i stanowczości brakuje zupełnie, jak wyżej mówiłem, propagatorom spirytyzmu i okultyzmu. Wszyscy oni prawie są, jeżeli nie zupełnymi sceptykami, tedy przynajmniej wolnomyślicielami nawykłymi do zasady "liberum examen", przeciwnikami "powagi" i "dogmatyzmu". Prezes kongresu paryskiego z roku 1889-go, znany literat, Juliusz Lermina, wypowiedział to zupełnie jasno: "Jedynie, mówił on (24), jako stanowczy zwolennik wolności myśli, wolności rozbioru, wolności krytyki i doświadczenia, przyjąłem wysoce zaszczytną propozycję przewodniczenia waszemu zjazdowi", ażeby walczyć "przeciw tyranii Kościołów i akademii". – "Nie ma dogmatów w spirytyzmie (il n'y a pas de dogmes dans le spiritisme), wszyscy to wiedzą, są tylko zasady (!). Zawsześmy głosili ideę wolnego rozbioru, swobodę dyskusji nad wszystkimi punktami naszej doktryny. Gdzie panuje zasada wolnego rozbioru, tam być nie może dogmatów; te ostatnie są przyjmowane bez żadnej dyskusji". Tak mówił Leon Denis, w tym samym sensie wyrażali się również inni wybitniejsi członkowie kongresu. Zasada swobodnego rozprawiania nad wszystkimi punktami doprowadziła spirytystów do tego, że w chwili obecnej nie są w stanie porozumieć się co do takiej nawet zasady, jak idea Boga. Ten wyraz: "Bóg" jest nawet dla nich głównym jabłkiem niezgody, jak sami wyznają (25). – Czyż z takiego chaosu pojęć, na podstawie "religii bez dogmatów", głoszonej przez sceptyków, tolerancyjnych dla wszelkiej opinii dlatego, że swoją własną lekko sobie ważą, wyłonić się może kiedykolwiek "wielki Kościół przyszłości?" Sapienti sat. Nie jest atoli rzeczą nieprawdopodobną, żeby prądy spirytystyczne dni naszych nie mogły zostawić po sobie śladu w formie specjalnej sekty, gdyż o tego rodzaju "kościół", zwłaszcza w Ameryce i Anglii, wcale nie trudno.

 

Jeżeli spirytyzm nie ulegnie jakim szczególnym przeobrażeniom, to w owym przypuszczalnym jego kościele oddawano by cześć nie Bogu osobowemu, ale czemuś takiemu, czego się nie domyślacie, czytelnicy. Wspomniałem w swoim miejscu, że między spirytystami są jawni ateusze, tak zwani futuryści, pracujący, jak mówią, dla dobra przyszłości. Zwolennicy okultyzmu i teozofii są prawie wszyscy panteistami (26). Kardec ideę Boga zatrzymał, jak to zaznaczyłem, jedynie dla formy, oczywiście aby od swej doktryny nie odstręczać teistów. Z pomieszczonego zaś na czele "Sprawozdań" artykułu G. P. Leymarie, dobrze snadź wtajemniczonego, sam bowiem nazywa siebie weteranem spirytyzmu (serviteur de la cause vieilli sous le harnais), dowiadujemy się, że liczący najwięcej zwolenników spirytyzm właściwy, występując ezoterycznie czyli bez maski, zamiast Boga osobowego uznawał i uznaje: – "ciecz powszechną inteligentną, przenikającą najmniejsze cząstki stworzenia, w którym wszystko poddane jest rozumnemu działaniu, przezorności i troskliwości tejże cieczy". Aby mię nie posądzono o tendencyjną przesadę i ze względu na ważność tej kwestii, przytaczam odnośny ustęp w oryginale in extenso (27): "Dans l'univers infini il n'y a que cette substance, ce fluide intelligent à l'infini". "Le spiritisme, émanation du monde des désincarnés, avouait qu'il ne reconnaissait pas un Dieu personnel – – et que, pour se faire une veritable idée de Dieu, il fallait se persuader que dans l'univers infini il n'y avait, à l'infini, qu'un fluide universel intelligent dont le plus petites parties de la création étaient saturées, que – – ce fluide étant partout, tout était soumis à son action intelligente, à sa prévoyance, à sa sollicitude, qu'il n'était pas un être si infime qu'on le supposât, qui n'en fût en quelque sorte saturé". Śmiało tedy godzi się mniemać, że w przypuszczalnym kościele spirytyzmu, którego zwolennicy, jak widzimy, jedni otwarcie wyznają bezbożeństwo (że się posłużę neologizmem Trentowskiego), a drudzy coraz mniej wierzą w Boga, cześć oddawano by owej "rozumnej, przezornej i troskliwej cieczy". Fanatyków jednak kult owej cieczy chyba nie wytworzy; spokojowi ludzi zdaje się nie zagrażać niebezpieczeństwo z tej strony. Mówię: chyba i zdaje się, albowiem w bezgranicznym królestwie ludzkiej niemądrości, zwłaszcza w okręgach mitologicznego delirium, niczego prawie pewnym być nie można; różne niespodzianki są tam zawsze prawdopodobne.

 

Dla charakterystyki winienem wspomnieć jeszcze o jednej okoliczności. Mam na myśli fakt niewątpliwy, że spirytyzm stał się źródłem i środkiem poważnej spekulacji pieniężnej. Jego przywódcy stanowią koterię, która ma swe księgarnie i swoje agentury, sprzedające z grubą korzyścią pisma Kardec'ów, Home'ów, Denis'ów itp., drukowane najczęściej na lichym papierze. Księgarnie dla przywabienia kupujących dają sobie różne efektowne tytuły, jak np. księgarnia cudowności (librairie du merveilleux), księgarnia spirytystyczna, umiejętności psychologicznych, sztuki niepodległej itp. Prenumerata za czasopisma spirytystyczne musi też dawać przyzwoite zyski, skoro obok istniejących już dawno wydawnictw periodycznych, propagujących doktryny magii nowoczesnej, ("Revue spirite" np. wychodzi bez przerwy już przeszło lat 30), powstają wciąż nowe tego rodzaju przedsiębierstwa. Media każą sobie dobrze płacić za udział w seansach, – Slade brał w Hamburgu po 12 marek od osoby, – a ofiary i składki na cele propagandy napływają zapewne w sporej ilości, jeżeli, jak dowiadujemy się z urzędowego źródła (28), na samej wystawie paryskiej 1889-go r. rozdano bezpłatnie sto kilkanaście tysięcy egzemplarzy książek, broszur, katalogów itp. Na tejże wystawie towarzystwo księgarni spirytystycznej ulokowało w oddziale sztuk wyzwolonych swoje kioski, których witryny, przepełnione wydawnictwami i rycinami "wprawiały w podziw odwiedzających wystawę". Świadczyło to dostatecznie, że się towarzystwu dobrze powodzi. "Niczego nie można zrobić bez pieniędzy, bez poświęcenia i bezinteresowności", mówi lirycznie sprawozdawca finansowy wspomnianego tylokrotnie kongresu spirytystów.

 

Finałem tego, dla epoki naszej znamiennego zaiste zjazdu był naturalnie – bankiet. Na tej "bratniej agapie", jak ową ucztę nazwano, posługując się terminem zapożyczonym od pierwotnych chrześcijan, wniesionych było sporo toastów, z których dwoma godniejszymi uwagi zakończę rozdział niniejszy.

 

Jeden z wybitniejszych członków, Delanne, tak się wyraził:

 

"Tegoroczna wystawa powszechna powiodła się świetnie dzięki cudom pracy wszystkich ludów ziemi. Nasz kongres miał też powodzenie niemniej znakomite, dzięki udziałowi przedstawicieli różnych narodowości, którzy podążyli do nas z czterech krańców świata. Zostawi on datę pamiętną w rocznikach naszego kraju. Piję za zdrowie wszystkich członków, którzy nas zaszczycili swoją obecnością; za zdrowie spirytystów i spirytualistów całego świata, wspólnością myśli połączonych z nami. Wznoszę kielich za tryumf idei postępu i humanitarności, które głosimy, dziękując duchom przestworów świata, że nas natchnęły uczuciami pokoju, jedności i zgody".

 

Niejaki zaś A. Mongin wypowiedział, co następuje:

 

"Na podstawie naszej wiary w życie za-ziemskie i w solidarność, łączącą świat widzialny ze światem niewidzialnym, będę, panowie, niewątpliwie tłumaczem waszych myśli, wznosząc toast na cześć tych duchów, tych filozofów, mężów nauki i apostołów prawdy, którzy w różnych czasach i narodach, powodowani miłością braci swych na ziemi, raczyli opuścić górne przestwory, gdzie przebywają, i zstąpili na naszą planetę, aby pracować nad rozwojem ducha ludzkiego, nad moralnym i fizycznym dobrem ludzkości, – duchów, będących zwiastunami tych wielkich prawd, które my sylabizować dopiero zaczynamy. Wypijmy tedy na cześć Buddy, Zoroastra, Kryszny, Konfucjusza, Talesa, Anaxagora, Pitagorasa, Sokratesa, Platona, Apoloniusza z Tyany, Plutarcha, Galileusza, Keplera, Newtona, Leibnitza, Kartezjusza, Woltera, Diderota, D'Alemberta, Rousseau, Wrońskiego, Swedenborga, Fouriera, Jana Reynauda, Pezzani'ego, Allana Kardec'a, Wiktora Hugo'na i wielu innych podobnych; wreszcie na cześć tych wszystkich, którzy w skromniejszym zakresie pracowali dla sprawy racjonalnego spirytualizmu i wyzwolenia myśli ludzkiej. Chwała naszym dobrodziejom i protektorom duchowym! Chwała tym duchom świetlanym, które nie zerwały solidarności z mieszkańcami ziemi i które niewątpliwie winszują sobie wielkiego ruchu spirytystycznego, jednoczącego nas tutaj w setną rocznicę wydarzeń, pamiętnych dla całej ludzkości!".

 

Wystawiam sobie, jak z takiego toastu musiał się w górnych przestworach uradować np. swawolny bożek Kryszna, który nigdy nie istniał gdzie indziej tylko w bujnej wyobraźni Indusów, albo nasz matematyk Hoene-Wroński, któremu myśl koleżeństwa z Buddą i Zoroastrem nigdy zapewne nie postała w głowie! (29)

 

–––––––––––

 

 

Ks. Władysław Michał Dębicki, Wielkie bankructwo umysłowe. Rzecz o nowoczesnym skrajnym sceptycyzmie naukowo-filozoficznym. Z dodaniem studium: Koniec wieku XIX-go pod względem umysłowym. Charakterystyka znamion szczególnych. Warszawa 1895, ss. 181-214.

 

Przypisy:

(1) Compte rendu du congrès spirite et spiritualiste international tenu à Paris du 9 au 16 septembre 1889. Paris, Librairie spirite, 1890.

 

(2) Compte rendu, s. 55.

 

(3) Jest to bogata francuska, dość niskiego pochodzenia, podeszła już w lata. Bawi się ona w okultyzm, używając szumnego tytułu "Présidente de la société théosophique d'Orient et d'Occident". Pierwszemu swemu mężowi kupiła tytuł księcia de Pomar; owdowiawszy, wyszła za zrujnowanego majątkowo, ale rzeczywistego lorda Caithness. Uważa siebie za reinkarnację Marii Stuart.

 

(4) Materiały do życiorysu Bławackiej podają: Sinnet Incidents in the life of M-me H. P. Blavatsky, oraz jej siostra Żelichowska ("Russkoje Obozrienije", 1891 r.), której Essai biographique sur M-me H. P. Blavatsky drukowała niedawno paryska "La Nouvelle Revue" (1 et 15 oct. 1892). Ze źródeł tych, rozumie się, czerpać należy z wielką ostrożnością. O cennej pracy W. Sołowjewa mówię poniżej.

 

(5) "La Nouvelle Revue", I oct. 1892, s. 502.

 

(6) Pozwolę sobie tutaj przypomnieć, że Izyda, znane bóstwo egipskie księżyca, odbierała nadto cześć szeroko za granicami Egiptu pod różnymi nazwami i w różnych znaczeniach. W Grecji ostatecznie uważano ją za tajną substancję zasadniczą wszechświata, jego istotę i siłę naczelną. Na jej posągach, gdzie wyobrażana była z zasłoną, kładziono tchnący filozoficzną melancholią napis: Ton emon peplon oudeis popote thnetos apekalypsen (Zasłony mojej żaden śmiertelnik jeszcze nie uchylił). Napis ten wspominają chętnie agnostycy dzisiejsi.

 

(7) Facecją tą, nie wstydziła się nasza teozofka brać na fundusz nawet rodzonej swej siostry. "Piszę Izydę, donosiła jej pewnego razu ("Russ. Obozr." 1891, listop., str. 274), – nie piszę, ale raczej przepisuję to, co ona sama mi mówi. – – – Nie ja (!) to piszę, ale moje ego (!), tj. wyższy pierwiastek istniejący we mnie; czynię to zaś przy pomocy mojego Guru, mojego mistrza (bramina z Tybetu), który we wszystkim mnie wspiera. Jeżeli czegokolwiek zapomnę, dość mi jest zwrócić się myślą do niego lub do innego podobnego do niego mędrca, a w tej chwili przed oczyma moimi powstaje to, czegom zapomniała, niekiedy całe tablice cyfr albo długie szeregi wypadków. Oni wszystko pamiętają i wszystko wiedzą. Bez ich pomocy – skądże by się wzięła cała moja nauka?" – Ów mistrz Moria miał to być "mocny brunet cudnej urody z głębokimi przenikliwymi czarnymi oczyma". Gdy w r. 1882-im Bławacka zachorowała ciężko w Darjeelingu w Indiach północnych, uroczy ten mędrzec uniósł ją w sposób czarodziejski, zgoła jej nieznany, do siebie w góry Himalajskie i tam kilku magnetycznymi "passami" przywrócił jej zdrowie, pomimo że już była na pół nieżywa (l. c. str. 289, 290). Tego rodzaju kpinami karmieni byli ustawicznie abonenci "Teozofisty", "Lucyfera" i innych piśmideł wydawanych pod redakcją Bławackiej, Olcotta, Sinneta e tutti quanti; mimo to nie przestawali nadsyłać prenumeraty... Zaprawdę iszczą się literalnie słowa św. Pawia: "Będzie czas, gdy zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości nagromadzą sobie uczycielów, mając świerzbiące uszy, a od prawdyć słuchanie odwrócą a ku baśniom się obrócą" (2 Tym. 4, 3. 4). – Jak się teraz okazuje "teozofię" swoją skompilowała Bławacka z dwóch ksiąg tybetańskich (Kandżur i Tandżur), przetłumaczonych w części i opatrzonych komentarzami przez orientalistę Alexandra Kosmę Körös w Asiatic Researches (Kalkutta, 1836 r.). Zob. A. Chaboseau, Essai sur la philosophie bouddhique. Paris 1891, s. 97.

 

(8) Psychologiczne prawo asocjacji nasuwa mi na myśl w tej chwili osobę Ernesta Renana. Chociażby mi jego wielbiciele zarzucić mieli "klerykalny fanatyzm", nie mogę się oprzeć potrzebie zrobienia tu uwagi, że i ten sofista posługiwał się dewizą podobną do godła Bławackiej, jak to dostatecznie wykazałem w pierwszej części swej pracy niniejszej. Renan był skończonym nihilistą, drwił sobie ze wszystkiego, a przede wszystkim ze swych czytelników, okłamując ich efektami wytwornego swojego stylu. A jednak tenże Renan miał śmiałość powiedzieć pewnego razu ("Souvenirs", str. 363), że pisma jego są zupełnie szczere, że od roku 1851-go nie popełnił żadnego kłamstwa (depuis 1851, je ne crois pas avoir fait un seul mensonge), i wyrażał życzenie, aby mu napisano na grobie: Dilexit veritatem (umiłował prawdę)!

 

(9) Wyszły ono w "Russkim Wiestniku" z roku 1892-go, poczynając od zeszytu za luty.

 

(10) L. c. zeszyt kwietniowy, s. 195.

 

(11) Compte rendu, s. 333.

 

(12) L. Denis, Après la mort. Paris 1891, s. 333.

 

(13) Compte rendu, s. 204.

 

(14) C. r., s. 70.

 

(15) C. r., s. 172.

 

(16) C. r., s. 174.

 

(17) Compte rendu, s. 153. "Voilà longtemps qu'on s'y excerce, voilà bien des productions qui se sont faites, bien des communications qui ont eu lieu, eh bien, je ne crois pas que l'on puisse dire qu'il y a une seule pensée nouvelle, une seule découverte qui ait été produite par se moyen".

 

(18) Compte rendu, s. 230.

 

(19) Silbernagl, Der Buddhismus nach seiner Entstehung, Fortbildung etc. Monachium 1891, str. 6, 30.

 

(20) Doktryna metempsychozy w Indiach, mówi Letourneau (Evolution religieuse, str. 464, 465), teoretycznie czyni zadość wymaganiom sprawiedliwości, uczy bowiem, że istnienie osobowe każdego człowieka składa się z długiego szeregu wcielań kolejnych, wyższych lub niższych, stosownie do tego, czy człowiek wzniósł się przez zasługi albo poniżył przez występki w czasie poprzednich swych egzystencji. Pojęcie to znosi wszelką niesprawiedliwość, tak losową jak i społeczną: każdy ma taką cząstkę, jaka mu się ściśle należy. Ale ponieważ cząstki złe są bez porównania liczniejsze od dobrych, wynika stąd w umysłach wierzących głębokie uczucie znużenia i zniechęcenie do życia. Ludzie zmęczeni są życiem i dlatego wzdychają do wyzwolenia czyli nirwany, do pogrążenia się w oceanie wszechbytu przez metodyczne zabijanie ciała, umysłu i serca. Pesymizm, a raczej mizerabilizm stał się ideą zasadniczą filozofii i moralności Indusów. Taki jest rezultat ostateczny spekulacji religijnych indyjskich, uprawianych przez lat tysiące". Podobne zdanie wyraża Andrzej Chevrillon w swoich niepospolicie skreślonych wspomnieniach podróży po Indostanie (Dans l'Inde, 1891, str. 176 et passim). Czyt. nadto dzieło misjonarza ks. Dubois, Moeurs de l'Inde i pracę d-ra A. Corre, L'ethnographie criminelle.

 

(21) Denis, Après la mort, 1891, str. 323, 386, 312 i in.

 

(22) Animismus und Spiritismus. Versuch einer kritischen Prüfung mediumistischer Phänomene... Als Entgegnung auf Dr. E. v. Hartmann's Werk "Der Spiritismus", Leipzig 1890. Zwei Bande.

 

(23) "Ich will mich noch stärker ausdrücken: je mehr wir Materialisationen haben, desto mehr weicht diese Hypotese zurück – für mich wenigstens". L. c., s. 642.

 

(24) Compte rendu, s. 96.

 

(25) "La mot Dieu... on a dit avec raison: c'est le mot qui nous divise le plus à l'heure où nous sommes". Discours de M. Fauvety, Compte rendu, s. 154.

 

(26) Co do Bławackiej, przyznaje to łagodnie jej siostra Żelichowska w swojej diatrybie przeciw Sołowjewowi pt. H. P. Bławacka i współczesny kapłan prawdy. Petersburg 1893, s. 176.

 

(27) Compte rendu, ss. 3 i 24.

 

(28) Compte rendu, s. 434.

 

(29) Kończąc ten obraz współczesnego ruchu spirytystycznego, podaję tu jeszcze wykaz główniejszych, w różnych językach, jego czasopism, których i tytuły są charakterystyczne, i liczba pokazuje, jakie już rozmiary ruch ten przybrać zdołał: "El Criterio Espiritista", Madryt; "Moniteur Spirite et Magnétique", Bruksela; "Banner of Light", Boston; "La Revista Espiritista", Montevideo; "Le Messager", Leodium; "Psychische Studien", Lipsk; "Revista de Estudios psicologicos", Barcelona; "El Buen Sentico", Lerida; "Constancia Revista", Buenos-Aires; "The Harbinger of Light", Melbourne; "Le lotus bleu", Paryż; "Le voile d'Isis", Paryż; "Revue des traditions populaires", Paryż; "L'initiation", Paryż; "La Fraternidad", Buenos-Aires; "Rebus", Petersburg; "Réformador", Rio de Janeiro; "Le Spiritisme", Paryż; "Journal du Magnétisme", Paryż; "El faro Espirita", Tarasa; "Nueva Alianza", Cienfuegos na wyspie Kubie; "Vie Posthume", Marsylia; "La Vérité", Buenos-Aires; "Luz de Alina", Buenos-Aires; "Die Sphinx", Monachium; "Sociedade Concordia", Campos (Brazylia); "Religio (journal philosophical)", Chicago; "Morgendoenringen", Chrystiania; "E Spiritismo", Lizbona; "The Herald of Healt", Londyn; "L'Aurore", Paryż; "Lyre Universelle", Paryż; "Les Sciences Mystérieuses", Bruksela; "El Sol", Lunia; "El Renacimiento", Kolumbia; "The Theosophist", Madras; "Lux", Rzym; "Teosofo", La Plata; "El Peregrino", Porto-Rico; "La Illustration Spirita", Meksyk; "Pshismo", Lizbona; "Revue Théosophique", Paryż; "L'etoile", Avignon; "La Curiosité", Nizza; "Golden Gate", San Francisco; "La Luz", Porto-Rico; "El Spiritismo", Chalcaupa (Salwador); "Modern Tought", Kansas city; "Het Spiritualistische Weehblad", Apeldoorn (Holandia); "Neue Spiritualistische Blätter", Berlin; "Revue Franco-Hellénique", Paryż; "Religion laïque", Nantes; "Le Devoir", Guise; "Annali dello Spiritismo", Turyn; "Spiriten", Stockholm; "El Guia de la Salud", Sevilla; "Celestial City", New-York; "The Occult Review, and spiritual reformer", Londyn; "The Two Worlds", Manchester; "The Lucifer", Londyn; "La Paix Sociale", Paryż; "Etats-Unis d'Europe", Genewa; "Revue Sud-Américaine", Buenos-Aires; "El Laïco", Meksyk; "La Gaceta diario official", Costa Rica; "Revista Esperitista de la Habana", Hawana; "The Advanced Trought", Cleveland; "Muz y Verdad", La Plata; "El Crisol", Alicante; "El Precursor", Meksyk; "La Psiche", Rzym; "La Illustration perfeccionista", Meksyk; "La Evolution", Hawana; "Revue des Sciences psychologiques illustrée", Paryż; "A Lux", Rio de Janeiro; "De Blyde Boodchap", Haga; "Op de Grezen van Freé Werelden", Haga; "La Alborada", Sagua la Grande (Kuba); "El Salvador", Sagua la Grande (Kuba); "Buena Nueva", Cienfuegos (Kuba); "La Revue Spirite", Paryż; "L'Orient", Paryż; "Boletin Oficial de l'Instituto Hypnoterapico", Madryt; "Society for psychical Research (journal)", Buckingham; "La Chaîne Magnétique", Paryż; "Revue des Etudiants swedenborgiens", Paryż; "La Lumière", Paryż.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMV, Kraków 2005

 

PDF )

 

Powrót do spisu treści studium ks. Władysława Michała Dębickiego pt.
Koniec wieku XIX pod względem umysłowym

Charakterystyka znamion szczególnych

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: