CHRZEŚCIJAŃSKA FILOZOFIA ŻYCIA

O. Tilman Pesch SI

Tęsknota serca ludzkiego

1. Inny dowód na istnienie życia pozagrobowego mamy w tęsknocie serca ludzkiego.

Tak istotnie, w sercu każdego myślącego człowieka odzywa się często tęsknota, której przemijający świat niczym uciszyć nie zdoła. Nie tylko bowiem głos sumienia w nas się odzywa, ale i gwałtowne pragnienie szczęścia. Niższe istoty posiadają również dążność do pewnej pomyślności; jeżeli ona jest zaspokojona, czują się błogo. W człowieku to dążenie wskutek samowiedzy staje się wyraźnym pragnieniem, a ponieważ człowiek swoim rozumem wznosi się ponad cały świat zmysłowy, to wyraźne pragnienie zwraca się do takiego doskonałego i trwałego stanu, który nazywamy szczęśliwością. Popęd do szczęśliwości jest w człowieku naturalnym popędem. Pcha on człowieka do osiągnięcia takiego stopnia szczęścia, żeby jego pełnia i stałość wyrwały mu z serca okrzyk: dosyć! Szczęście, do którego człowiek dąży, musi mieć w sobie coś nieskończonego, trwałego, wiecznego.

A czyż ten pęd do szczęścia był kiedykolwiek i w jakich bądź warunkach tego życia zaspokojony? Powszechne doświadczenie mówi, że nie: zadowolenia nie ma, ani w wyższych stanach społecznych, ani w niższych. Kiedy Cezar połową świata zawładnął i mógł używać i używał wszelkich przyjemności ziemskich, w gorzkim rozczarowaniu zawołał: "Czy to już wszystko?". A kiedy Aleksander Wielki usłyszał, że są jeszcze inne światy, płakał ze smutku i pożądania.

Ile tylko razy doczesność dała swoim wybrańcom wszystko, czego światowy człowiek może sobie życzyć, zawsze w końcu wołali z Augustynem: "Niespokojne serce moje, dopóki nie spocznie w Bogu".

Można się na to życie patrzeć, jak się komu podoba: zawsze ono podobne jest do wahadła, poruszającego się tam i nazad między dręczącą troską i nudą. Najpierw dąży człowiek do ziemskiej wygody; gdy ją osiągnie, nie wie, co z nią robić. Gdy go zaś nie obciążają ziemskie troski, to o ile ku czemuś wyższemu nie dąży, staje się sam sobie ciężarem i wtedy czuje najstraszliwszy ciężar. Jak nędza jest biczem dla biednych, tak pustka i nuda – dla bogatych. W ogólności ta doczesność, to życie ludzkie ze swymi nigdy niespełnionymi życzeniami, próżnymi pragnieniami, nieziszczonymi nadziejami, z ciągłym błądzeniem i walką, wreszcie ze swoim konaniem, zdaje się być gorzką nad wyraz tragedią.

I nigdy rzeczywistość ziemska nie nasyci człowieka; na próżno stara się człowiek uciszyć pragnienie szczęścia wspomnieniem przeszłości i nadzieją na ziemską przyszłość.

Czymże są nadzieje, czym plany, jakie człowiek, lotne dziecko chwili, buduje nad zwodniczą przepaścią?

Obecnie stara się ludzkość z gorączkowym pośpiechem urządzić stosunki życia, pod każdym względem najwygodniej i najprzyjemniej. Domy rozrywek wszelkiego rodzaju, piwiarnie i hotele tak się buduje, że swą wspaniałością dorównują niemal temu, na co pogaństwo patrzyło tuż przed swoim upadkiem. Chcą za wszelką cenę mieć tu raj na ziemi; lecz im więcej za tym się ubiegają, zapominając o życiu przyszłym, tym nieszczęśliwiej układa się życie doczesne. Jest to ogólne doświadczenie wszystkich krajów. Przez te wysiłki zrobiono ziemię podobną nie do nieba, lecz do piekła.

Może się szalony obecny postęp jeszcze stokroć powiększyć, życie doczesne zawsze pozostanie tym, czym jest ze swej istoty, tj. niknącym cieniem, mknącą chmurką, króciutkim okresem kwitnienia, niepowstrzymaną ucieczką w przeszłość, śmiercią na chwilę odroczoną, siedzibą syren, gdzie giną okrutnie ci, co się dali uwieść zwodniczym pozorom.

2. Lecz w ogóle, czy ten popęd do szczęścia może być zaspokojony w tym życiu? "Tak, odpowiadają mężowie przewrotu, usuńcie tylko wszystko, co narusza materialny dobrobyt na tej ziemi, a człowiek będzie szczęśliwy". Tak, ale trzeba by najpierw usunąć samą naturę ludzką! Ona się nie da zaspokoić ziemskim dobrobytem. Bo natura ludzka ma także szlachetniejszą stronę, którą również chce zaspokoić, a tym więcej chce, im bardziej człowiek jest przeświadczony, że jest "człowiekiem".

W naturze ludzkiej leży rozum; jakżeby ten rozum przy tylu błędach na ziemi, przy takim ograniczeniu naszego poznania mógł być tu zaspokojony? Tak wielki umysł, jak Newton, umierając rzekł: "Zdaje mi się, że jestem jak dziecko, które igra na brzegu morza, a wielki ocean prawdy niezbadanej roztacza się u nóg moich".

W naturze ludzkiej leży wola, której żadne ograniczone, przemijające posiadanie nie zaspokoi, a na którą przy każdej okazji czyhają ślepe namiętności i niskie żądze. Nieprzyjaciele wewnątrz, wrogowie naokół. Jakże prędko nuży myślącego człowieka to "uganianie się" z dnia na dzień, ta ciągła niepewność wszystkiego, nawet serca własnego. Ku wiecznemu niezadowoleniu dziś do tego wstręt czujesz, co cię wczoraj nęciło; możesz li jeszcze mieć pociąg do świata, który cię tak często oszukał? Za nieskończonością tęskni szerokie serce, skończoność tylko dać może ciasne życie. Co dzisiejszy dał dzień, jutrzejszy zabierze, a jeśli nie odbierze, przyjdzie śmierć prędko, przyjdzie na pewno, przyjdzie niespodzianie, jak złodziej w nocy.

W ludzkiej naturze tkwi poczucie swej godności, a z nim łączy się gorączkowa wrażliwość naszej dumy, która przy naszej dość ograniczonej znajomości rzeczy stacza się w tysiączne niestosowności, daje się omotać przeróżnym uroszczeniom, których nie sposób zadowolić.

W naturze ludzkiej zmysłowe pożądanie łączy się z nadzmysłowym poznaniem, sięgającym ponad teraźniejszość, stąd to pochodzi, że żadne zaspokojenie zmysłowych pragnień nie może być zaspokojeniem człowieka. W naturze ludzkiej leżą nieokiełzane popędy, silniejsze aniżeli u istot niższych. Zwierzę kieruje się instynktem, a co by się stało z człowieka, gdyby się go oddało popędom zwierzęcym?

I czymże są wszystkie dobra ziemskie? Bogactwo ze swej strony może być udziałem tylko niewielu; tam zaś, gdzie jest, przynosi z sobą troskę i mękę. Zmysłowe uciechy trwają chwilowo, pozostawiając po sobie tylko gorycz, nudę i boleść. Sława jest pustą pianą, która nigdy nie zaspokoiła duszy żądnej sławy. Miłość bliźniego? Jakąż rację mieć mogę, by pracować dla szczęścia moich bliźnich, by uszczęśliwiać te zjawy, które jutro przeminą, tak jak i ja? Czyż wszystko nie ucieka około mnie? "Wszystko się tłoczy, sąsiad sąsiada odtrąca, byle tylko w pośpiechu ze źródła bytu zaczerpnąć kropelkę i z pragnieniem stąd odejść" (Schiller).

3. Czymże jest człowiek oderwany od wieczności? "Jest on, mówi pewien stary pisarz, obrazem słabości, jedną chorobą od urodzenia, łupem chwili, igraszką szczęścia, szybko więdnącym kwiatem, obrazem niestałości, mieszaniną zazdrości i nieszczęścia; reszta to śluz i żółć".

Prędko ubiegające życie ziemskie, jego ograniczone dążenia i prace, nawet w najkorzystniejszych warunkach nie mogą człowiekowi zapewnić doskonałego i trwałego szczęścia. Jeżeli weźmiemy pod uwagę byt ludzki taki, jakim jest w rzeczywistości, musimy powiedzieć: "życie to znojna pielgrzymka, to bezwładne przerzucanie się jednej rzeczy w drugą, a podczas tego traci człowiek swoje siły".

"Wszędzie, mówi jeden z niemieckich pesymistów, musi człowiek w urzeczywistnieniu swych celów, tysiąca obawiać się przeciwności, które nie są w jego mocy; wszędzie czuje się ścieśnionym ograniczonością bytu. Kiedy mu się zdaje, że jest bliskim celu, zawodzą go siły, gdyż albo choroba obala, albo wiek wyczerpuje, wreszcie wszelkiemu ubieganiu się za ziemskim szczęściem kładzie koniec śmierć, która jakby najokrutniejsze urągowisko z wiary w szczęście zjawia się jako kres życia człowieczego. Lecz nawet tam, gdzie najprzyjaźniejsze zewnętrzne i wewnętrzne warunki spieszą z pomocą człowiekowi, by mógł zaspokoić swoje pragnienie szczęścia, tam dopiero jasno się widzi, że szczęście tym dalej od człowieka stoi, im bardziej mu się zdaje, że jest bliżej niego, że już je uchwycił. Nie leży to bowiem w naturze woli ludzkiej, by się zaspokajała osiągniętym już celem; co przed chwilą wydawało się jej najbardziej pożądanym, okazuje się bezwartościowym przy posiadaniu; a nowe cele odnawiają tylko i podwajają stare niezadowolenia. Gdyby celem życia ludzkiego miała być ziemska szczęśliwość, to mimo wszelkich zmysłowych i duchowych radości, których dostarcza, nie warto byłoby żyć i życie nawet dla najbardziej uprzywilejowanych byłoby tylko okropnym oszukaństwem".

4. Lecz czy popęd do szczęśliwości, przez Stwórcę natury dany człowiekowi, musi być kiedyś zaspokojony? Schopenhauer przeczy temu, gdy mówi: "Jest tylko jeden jedyny błąd, z którym się człowiek rodzi, a tym jest przekonanie, że na ziemi winniśmy żyć po to, żebyśmy byli szczęśliwi".

Gdyby tak było, to człowiek stanowiłby wśród całego stworzenia jedyną i okrutną sprzeczność. I tak rozwój świata roślinnego jest zapewniony, do tego celu służy ziemia, powietrze, światło, rosa, deszcz. Instynktom i chuciom zwierzęcia odpowiada doskonale świat ziemski ze swymi urządzeniami. Tylko człowiek pchany żądzą szczęścia, wpadałby z jednego złudzenia w drugie, by wreszcie oszukany położyć się do grobu. Jakąż wartość miałoby takie życie?

Czyż to nie sam Bóg włożył w naszą istotę popęd do szczęścia? I ten mądry Bóg miałby mię pchać nieprzepartą siłą do celu, którego nigdy osiągnąć nie mogę? Ja, który na mocy danej mi przez Boga natury czuję się do szczęścia przeznaczonym, miałbym po krótkim, pełnym męki i udręczenia życiu w nicość się obrócić? Czyżby to było godnym Stwórcy świata w takie przeciwieństwo naturę uposażać i wszystkich ludzi z góry na tak okrutną skazywać igraszkę?

Kto w ogóle jeszcze wierzy w istnienie mądrego, sprawiedliwego Stwórcy, ten wątpić nie może, iż Bóg wlał w człowieka ów pociąg nieprzeparty do szczęścia w tym celu, aby go kiedyś zaspokoić. Toteż po teraźniejszości nietrwałej, która nie może dać szczęścia i zaspokoić serca ludzkiego, musi nastąpić trwała przyszłość, w której człowiek znajdzie to, do czego przez swego Stwórcę został przeznaczony. Bóg mógł stworzyć człowieka tylko z dobroci i miłości w tym zamiarze, by go przynajmniej właściwym naturze ludzkiej obdarzyć szczęściem. I życie dlatego tylko jest krótkie, gdyż po tej krótkiej próbie ma nastąpić szczęście wieczne. Tu, na ziemi, spokoju nie znajdę, bo moją powinnością tutaj jest zdążać po twardej drodze obowiązku do wiekuistego odpocznienia. Ponieważ Bóg jest tak dobry, musiał nam nieśmiertelność przeznaczyć!

5. Pocieszają nas niektórzy uczeni "nieśmiertelnością w pamięci potomnego świata". Lecz iluż to tę nieśmiertelność osiąga? I czymże jest ona dla tych, którzy ją osiągnęli: "Echem jest tylko taka nieśmiertelność imienia: a cóż zostaje z najpotężniejszego echa? Cicho płyną fale wieczności i nas wszystkich kiedyś pokryje morze zapomnienia".

To, co po mojej śmierci dziać się będzie na tej ziemskiej widowni, nie może mię zajmować. Nawet światowa wielkość, włożona do trumny, nie stanie u okna, żeby podziwiać swój pogrzeb wspaniały, nawet to ucho stanie się głuchym, które by się mogło zachwycać pochwałami świata.

To, do czego się czuję przeznaczonym, to nie pusta ułuda jakiejś ziemskiej nieśmiertelności, lecz to moja osobista nieśmiertelność w życiu przyszłym.

I do tego to przyszłego życia skierowany jest rzeczywiście popęd ludzkiego serca. Człowiek oczekuje nieśmiertelności! On nie może żyć tylko we czci i podziwie swoich współbliźnich, w sercach swych bliskich i przyjaciół, w pamięci potomności, w owocach swoich szlachetnych trudów; nie, on chce żyć sam w sobie, on chce tego, mimo codzienne doświadczenie, że wszyscy umrzeć musimy. Tęsknota jego sięga daleko poza grób. Taki jest popęd ludzkiej natury.

Nawet uczeni, uwikłani w błędy materializmu i pozytywizmu, muszą przyznać tę prawdę. "Ten, powiada Huxley, kto na naszym świecie, pełnym ucisków i grzechów, walczy o prawdę moralną, na pewno silniejszym czuć się będzie, gdy ma to przekonanie, że kiedyś, wcześniej czy później, całą jego istotę wypełni na zawsze doskonałe szczęście i spokój, podobnie jak robotnik pracujący na wysokich górach, czuje się weselszym i do pracy ochotniejszym, gdy pod sobą, poza złomami skał i śnieżnymi wiszarami, dojrzy strzechę domu, to miejsce odpoczynku, które na niego czeka".

6. I czy to samo już nie powinno by wystarczyć do przekonania każdego, że życie pozagrobowe rzeczywiście istnieje? Kiedy jesień złagodzi upał słońca – tak powtarza pewien znakomity mówca naszych czasów za jednym ze starych Ojców Kościoła – i drzewa pozbawi pięknego ubrania z liścia, widzimy jak jaskółki ożywione latają tu i ówdzie, zbierają się, gromadząc około siebie szeregi młodych, szczebiocząc z dachów przyjaźnie, żegnają gościnny kraj, który ich potomstwu dał przytułek i życie; i wkrótce cała ta rodzina udaje się w nieznaną dal! Czyż ten kraj daleki, dlatego że nieznany, nie istnieje? Przecież natura obudziła w ptaszynie tęsknotę za tym krajem nieznanym. I czyżby on miał być niczym. Nie, natura nie kłamie. Ta sama natura, która trafnie kieruje maleńkimi żeglarzami w przestrzeniach powietrza i do nieznanych prowadzi je krajów, miałażby pierś ludzką napełniać tak silną za przyszłym życiem tęsknotą po to jedynie, by ją w końcu tak strasznie oszukać? Ten wielki, olbrzymi popęd, który pcha od początku cały rodzaj ludzki ku brzegom innego świata, miałżeby być jakimś niedorzecznym dziwactwem?

Kiedy górale, te dzieci stromych gór, pobędą dłużej na nizinach, poczyna ich dręczyć silna tęsknota, chcą wracać do swoich górskich stron. Nas dręczy również ustawiczna tęsknota, bo strony nasze to kraina wieczności. W młodości zdaje się nam, że nasze pragnienia i tęsknoty spełnią późniejsze lata, a kiedy te lata nadejdą, wtedy nieraz gorzko rozczarowani nawracamy ku młodości, zdaje się nam, że w niej szczęście było. Nie żyjemy już nadzieją, ale wspomnieniem nadziei. Poprzez złudzenie mknie ludzkie życie na ziemi. Stąd atoli nie wynika, żeśmy nieszczęśliwi, ale żeśmy nieśmiertelni. Stan nasz obecny domaga się dla nas życia pozagrobowego i wskazuje nam je poza grobem.

Bo i po cóż by na tym brudnym skrawku ziemi miało istnieć potężne stworzenie, uskrzydlone w myśl jasną i lotną, jeśli ma zgnić i zmienić się na glinę ziemską, bez nadziei, że się kiedyś wzniesie w inne, wyższe, świetlane krainy? Olbrzymi jest świat iskrzących się gwiazd, a jednak nieskończenie wyżej ponad nim stoi każdy człowiek. Ma oko zdolne sięgnąć aż do Boga nieskończonego, a serce zdolne spocząć w Bogu! Ta nieskończona dysproporcja między naszą tęsknotą a ziemską rzeczywistością byłaby bluźnierstwem przeciw Bogu, gdybyśmy ze śmiercią mieli się w nicość obrócić!

7. Tęsknota ludzkiego serca za życiem przyszłym okazuje się również we właściwej sobie sile, gdy wspomnimy na tych, którzy blisko nas w życiu stali. Mieliżbyśmy bowiem wierzyć, że te szlachetne dusze nie są czymś więcej, jak tworem zwierzęcym, jak kupą atomów, które śmierć doszczętnie rozrzuci? Oto syn zamknął oczy umierającemu ojcu, matka złożyła do trumny swoje dziecię. Czy ludzkie czujące serce ma się pogodzić z tą myślą, że wszystko przepadło, że poza grobem już się nie zobaczą? Któż nie czuje jak przeciwne naturze takie przypuszczenie? Toteż nawet Rousseau powiedział: "Żadna sofistyka fałszywej nauki nie zachwieje we mnie choćby na chwilę wiary w nieśmiertelność duszy; ja ją czuję, ja ją pragnę, będę jej bronił do ostatniego mojego tchnienia. Syn kiedyś odnajdzie drogiego ojca, a ojciec zobaczy ukochane dziecko".
 

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. I. Wydanie drugie. Kraków 1930, ss. 114-124.

Powrót do spisu treści książki ks. T. Pescha SI  pt.
Chrześcijańska filozofia życia

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: