ECÔNE – koniec, kropka

(Rozprawa z 1982 r.)

 

KS. NOËL BARBARA

 

 

HISTORIA

 

Podobnie jak wielu innych konserwatywnych biskupów, abp Lefebvre szybko zdał sobie sprawę z tego, iż Vaticanum II wkroczyło na ścieżkę, która nie była katolicką: "Podczas Soboru byliśmy świadomi niebezpieczeństwa, że wiara nie doczeka się takiego potwierdzenia jak to było w przeszłości" (1). Lecz tak samo jak wielu innych, również i on pozwolił się złapać w sidła innowatorów (2).

 

W ciągu dwu pierwszych sesji odgrywał dość dyskretną rolę, interweniując głównie w celu ujawnienia nieprawowiernych i dwuznacznych aspektów tekstów soborowych. Pod koniec drugiej sesji, z kilkoma innymi biskupami wystosował do Pawła VI list, zaklinając go "by miał się na baczności wobec dwuznacznych słów, które znalazły się w soborowych tekstach". Lecz w tym samym czasie abp Lefebvre sporządził do wiadomości katolików wyraźnie pozytywny bilans prac soborowych, opierając się w dużej mierze na przemówieniu Pawła VI wygłoszonym na zamknięcie drugiej sesji (3). Prócz złej analizy faktów, należy niewątpliwie dostrzec w nim również wyraz wielkiego zaufania do papieża: "Żyjemy w czasach, gdy rzeczywistość nadprzyrodzona i działanie Ducha Świętego jest widzialne, namacalne. Zapytajcie soborowych obserwatorów; nie znajdą oni wystarczająco wymownych słów dla wyrażenia nam swoich powinszowań i słów zazdrości z posiadania Biskupa, któremu dana została najwyższa władza nad Kościołem, Biskupa, do którego możemy się zwrócić, kiedy wątpliwość lub niejasności nas przygniatają, w którym znajdujemy gwarancję Światła" (4).

 

Później, w obliczu wywrotowej powodzi, która już wówczas przyjęła pełne rozmiary, arcybiskup Lefebvre wspólnie z niewielką mniejszością biskupów usiłował zorganizować opozycję. Został jednym z głównych animatorów Coetus Internationalis Patrum. Jednakże C.I.P., albo nie wiedząc jak, albo będąc niezdolnym zareagować w sposób, który jak dziś widzimy był wówczas konieczny, zdołał jedynie zmusić innowatorów do bardziej starannego ukrywania swoich herezji. Przy zamknięciu soboru, abp Lefebvre odrzucił tylko dwa teksty: konstytucję o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et Spes i deklarację o wolności religijnej Dignitatis Humanae. Przyjął wszystkie pozostałe, w szczególności dogmatyczną konstytucję o Kościele Lumen Gentium, dekret o ekumenizmie Unitatis Redintegratio i deklarację o Kościele i religiach niechrześcijańskich Nostra Aetate.

 

NARODZINY ECÔNE

 

Dla arcybiskupa Lefebvre, od 1962 roku Przełożonego Generalnego Ojców Ducha Świętego, okres posoborowy rozpoczął się we względnym przemilczaniu. Tym niemniej, przy wielu okazjach opłakiwał on niszczycielskie skutki wprowadzenia soborowych reform. W grudniu 1966 roku, w odpowiedzi na ankietę autorstwa kardynała Ottavianiego, tłumaczył, że wszędzie szerzy się wątpliwość i zamieszanie, których przyczyną jest sam sobór: "ogólnie rzecz biorąc, za każdym razem, kiedy sobór wprowadzał innowacje osłabiało to pewność prawd nauczanych przez autentyczne Magisterium Kościoła jako definitywnie przynależnych do skarbca Tradycji" (5). Jednakże, tak samo jak wielu innych wiernych katolików w tym okresie, pokładał swoje zaufanie w Pawle VI, jako osobie mogącej uzdrowić sytuację.

 

W 1968 roku soborowa reforma dotknęła go bezpośrednio. Paweł VI nakazał zgromadzeniom zakonnym przeprowadzenie nadzwyczajnych posiedzeń kapituły w celu dostosowania się do ogólnie obowiązujących norm aggiornamento. Chodziło tu głównie o odebranie władzy przełożonym zakonów i przekazanie jej komitetom zarządzającym. Ojcowie Ducha Świętego przegłosowali tę zmianę; aby więc przeciw temu zaprotestować abp Lefebvre udał się do Rzymu. Nic tam nie wskórawszy, stwierdził tylko, że wszystkie te przewroty posiadały aprobatę Pawła VI. Nie protestując publicznie, przedłożył swoją rezygnację i rozpoczął ubiegać się o to, co miało stać się wcześniejszą emeryturą. Jak wielu innych biskupów, w tym momencie mógł zakończyć swą działalność – rozczarowany, anonimowy i zapomniany. Jednakże wkrótce Opatrzność popchnęła go z powrotem w wir działania.

 

W roku jego rezygnacji, kilku francuskich seminarzystów zmartwionych szybkim upadkiem seminariów przybyło do biskupa, którego szczególne zainteresowanie formacją kapłanów było im dobrze znane. Skierował ich do francuskiego seminarium w Rzymie kierowanego przez Ojców Ducha Świętego. Kiedy nie przyniosło to pożądanych wyników, abp Lefebvre postanowił osobiście zająć się powołaniami kapłańskimi.

 

Na własne ryzyko zaangażował się w przedsięwzięcie bez uprzednio opracowanego planu działania: "Nigdy wcześniej nie miałem intencji, by działać w ten sposób, nigdy nie mówiłem sobie: zbuduję seminarium, zrobię to w taki a taki sposób, w tym a tym miejscu" (6). Bez wcześniejszego zastanowienia nad sytuacją w Kościele i środkami jej naprawy, chciał po prostu odpowiedzieć na potrzeby powołań czyniąc ponownie to, co zawsze.

 

W czerwcu 1969 roku, w szwajcarskim Fryburgu założył dom dla seminarzystów, mając upoważnienie i zachętę miejscowego biskupa, abp. Charriere. Planowano, że kandydaci do kapłaństwa będą studiowali na miejscowym uniwersytecie – przypuszczalnie wciąż tradycyjnym. W tym samym czasie w związku z rosnącą liczbą chętnych, abp Lefebvre nabył dom w Ecône, niewielkiej wiosce w Valais. Bardzo szybko zorientował się, że nauki przekazywane we Fryburgu zaczęły oddalać się od katolickiej doktryny, w związku z czym zdecydował się na założenie swojego własnego seminarium w Ecône (7).

 

Na początku nadał swemu dziełu kanoniczny status bractwa, zgromadzenia życia wspólnotowego bez ślubów na wzór zgromadzeń tworzonych na potrzeby misji zagranicznych, składającego się z kapłanów, zakonników i zakonnic. 1 listopada 1970 roku abp Charrière podpisał dekret o utworzeniu Fraternité sacerdotale internationale Saint-Pie X. W lutym 1971 roku nadszedł list z wyrazami zachęty od kardynała Wrighta, prefekta Kongregacji ds. Duchowieństwa, potwierdzający aprobatę hierarchii dla tej inicjatywy, podjętej z należnym poszanowaniem prawa i władz.

 

NIEJASNE OKOLICZNOŚCI

 

Do powstania Bractwa w wielkiej mierze przyczyniły się okoliczności. W 1969 roku zostało wydane nowe Ordo Missaei szybko narzucone we wszystkich miejscach kultu, prowokując żywe reakcje sprzeciwu w wielu krajach, zwłaszcza we Francji. Perturbacje prawne towarzyszące wprowadzeniu nowej mszy i publikacja Krótkiej Analizy Krytycznej podpisanej przez kardynałów Ottaviani i Bacci dodały otuchy kapłanom i wiernym w podjętej decyzji o odrzuceniu nowego porządku mszy i kontynuowaniu odprawiania mszy świętego Piusa V. Zaczęli się oni organizować, tworzyć stowarzyszenia, – nazywane przeważnie Stowarzyszeniami Św. Piusa V – które, po pewnym czasie, gromadziły już znaczącą część wiernych. Z początku, abp Lefebvre nie miał nic wspólnego z pojawieniem się tego ruchu, lecz bardzo szybko został przez niego wchłonięty.

 

W rezultacie wraz ze zwiększaniem się liczby ośrodków tradycyjnej mszy, zaczęto się do niego samorzutnie zwracać i zachęcać do działania. Jego publiczny wizerunek uczynił go człowiekiem właściwym do pokierowania opozycją wobec reformy liturgicznej. Znana była jego konserwatywna przeszłość i wiedziano, że był jednym z najbardziej aktywnych oponentów na soborze. Domagano się powrotu mszy, domagano się kapłanów, a oto tutaj był biskup, który chciał zachować tradycyjną Mszę i założyć tradycyjne seminarium. Co więcej, był on akceptowany przez hierarchię. Zdawało się, iż został zesłany przez Opatrzność dla wypełnienia tego zadania, nie widziano więc żadnego powodu, aby nie prosić o pomoc i nie wspierać go.

 

Tak więc arcybiskup Lefebvre znalazł się w centrum uwagi i wydawał się przejawiać chęć odpowiedzi na życzenia przeciwników nowej mszy. Jednak w rzeczywistości, w całej tej sprawie istniało od samego początku nieporozumienie lub przynajmniej pewna dwuznaczność. Z jednej strony, abp Lefebvre utrzymywał zawsze, że jest w dobrych stosunkach z tym, co pewnego dnia określi mianem "oficjalny kościół". Twierdził nawet, że był jedynym, który wprowadza wytyczne Vaticanum II odnośnie formacji duchowieństwa. Przedstawiał Bractwo Św. Piusa X jako dzieło mające podtrzymywać to co najistotniejsze, stanowić wyspę katolicyzmu, gdzie wokół prawdziwych kapłanów, zachowane będą: msza, sakramenty, katechizm, i w którym Kościół, gdy tylko burza ucichnie, znajdzie solidny fundament, na którym będzie można ponownie go odbudowywać. Z drugiej strony, księża i wierni, którzy od początku zmobilizowali się do obrony prawdziwej religii widzieli w arcybiskupie Lefebvre świadka i wzór przeciw nowościom okresu posoborowego. Pewne jest, że w tym okresie nikt jeszcze w pełni nie rozumiał powagi sytuacji. Nie brakowało przesłanek do dokonania właściwej oceny, ale wówczas całą energię absorbowała obrona Mszy. W każdym razie już rozumiano, że Vaticanum II powinno zostać odrzucone w całości i zastanawiano się nad odpowiedzialnością Jana XXIII, a przede wszystkim Pawła VI. A zatem spodziewano się wiele po abp. Lefebvre, więcej niż on sam skłonny był uczynić.

 

W tego typu sytuacji szybko musiały pojawić się trudności. Stowarzyszenia, które działały na rzecz obrony Mszy niepokoiły się miękkością charakteru okazywaną przez arcybiskupa Lefebvre. Nie zadowalały ich jego deklaracje. Głosząc nieustannie, że pragnie czynić tylko to, co zawsze czynił Kościół, zdawał się nie przejmować tym, co działo się w Rzymie ani też zasadniczymi problemami spowodowanymi przez Vaticanum II. Gdy w kilku opracowaniach poparto odrzucenie nowej mszy, nie okazał on nimi żadnego szczególnego zainteresowania. Niekiedy nawet wydawał się być wrogo nastawiony, nie argumentując jednakże swojego stanowiska. Ci, którzy liczyli na wsparcie dla swoich wysiłków z zaskoczeniem odkryli, że wzajemna pomoc możliwa jest jedynie na warunkach korzystnych dla Bractwa Św. Piusa X (8). Krótko mówiąc, już na tym wczesnym etapie arcybiskup Lefebvre nie w pełni spełnił pokładane w nim nadzieje przez wiernych katolików. Tym niemniej to właśnie on był tym, który w tych początkowych momentach pobudził do działania wiele katolickich sumień.

 

PIERWSZE TRUDNOŚCI

 

Przez pierwsze lata Bractwo Św. Piusa X systematycznie się rozrastało. Seminarium w Ecône przyciągało ludzi wszelakiego rodzaju, chociaż głównym źródłem nadal był krąg "tradycjonalistów". Od 1973 roku pozakładano nowe domy we Włoszech, Francji i Stanach Zjednoczonych.

 

A zatem wydawało się, że wszystko jest na najlepszej drodze. Zadowolony ze swojej pracy, abp Lefebvre tryskał optymizmem. Był przekonany, że soborowa hierarchia popiera go, tym bardziej, że sukces jego seminarium nie przestawał – według niego – prawie wszędzie wzbudzać, o ile nie podziw to, przynajmniej żywe zainteresowanie. W październiku 1973 tryumfalnie oświadczył: "Niewątpliwie nasze mocne oparcie na Tradycji Kościoła wywołuje pewne zastrzeżenia ze strony niektórych biskupów, gdyż wydajemy się być przeciwni soborowemu aggiornamento. Jednakże zdumiewający sukces Bractwa Św. Piusa X stanowi tu problem. Dlaczego młodzi ludzie z prawdziwym powołaniem zgłaszają się tak licznie do tego seminarium, gdy tymczasem inne seminaria pustoszeją? Z roku na rok odczuwamy, że pierwotny sprzeciw zmienia się osobliwie i zaskakująco. Wielu już biskupów kontaktowało się z nami osobiście lub listownie prosząc o kapłanów. W ostatnich miesiącach nadeszło pięć próśb o wysłanie profesorów do dużych seminariów i propozycje parafii.

 

Otrzymaliśmy z Rzymu dyspensy, które pozwalają nam sądzić, że nasze Bractwo faktycznie posiada prawo do inkardynacji, chociaż podlega ono tylko prawu diecezjalnemu. Ponadto, z dobrze poinformowanego źródła dostaliśmy zapewnienie, że Ojciec Święty udziela błogosławieństwa naszemu apostolatowi" (9).

 

Z perspektywy czasu, ta deklaracja wydaje się śmieszna i może wyglądać na naiwne mrzonki. Nie ma jednak wątpliwości, że abp Lefebvre był wówczas przekonany, że Bractwo rozprzestrzeniające się jak plama oleju może zostać uznane przez Pawła VI. Było to pomylenie własnych życzeń z rzeczywistością.

 

Już w 1972 roku, po plenarnym posiedzeniu francuskiego episkopatu, w stosunku do Ecône zaczęto używać terminu "dzikie seminarium". Tym niemniej szykany naprawdę rozpoczęły się w listopadzie 1974 roku przybierając formę wizyty kanonicznej przeprowadzanej przez komisję mianowaną przez Pawła VI, składającą się z kardynałów Garrone, Wright i Tabera. Skandaliczne uwagi wizytatorów i sam fakt tego typu potraktowania wywołał u arcybiskupa Lefebvre zaskoczenie i zdenerwowanie. Zareagował gwałtownie i bezwzględnie zaatakował "soborowy Rzym", w którym uprzednio pokładał swe nadzieje. W deklaracji wydanej 21 listopada 1974 w Rzymie odmówił "podążania za Rzymem przejawiającym neomodernistyczne i neoprotestanckie tendencje, które wyraźnie ujawniły się na Drugim Soborze Watykańskim oraz tuż po nim w reformach z niego wynikających". Abp Lefebvre po raz pierwszy rzeczywiście uznał istnienie radykalnej niezgodności między Kościołem Jezusa Chrystusa, a kościołem Vaticanum II. Rzym odpowiedział szorstko. W maju 1975 roku arcybiskup Lefebvre został poinformowany przez kardynałów Garrone, Wrighta i Tabera, że jego wypowiedzi są w każdym punkcie nie do przyjęcia. Wobec odmowy wycofania się z tego stanowiska, komisja kardynałów położyła kres "legalnemu" istnieniu seminarium.

 

Od tego momentu, Bractwo Św. Piusa X znalazło się w stanie "nielegalności". Jego zwierzchnik pozostał jednak nie mniej zdeterminowany, by kontynuować swoje dzieło. Lecz poza pewnymi uwagami dotyczącymi bezprawnego charakteru zastosowanych wobec niego sankcji, arcybiskup Lefebvre nie skorzystał z okazji udzielonej mu przez Opatrzność, by odpowiedzieć na nasuwające się pytania, zwłaszcza dotyczące jurysdykcji prześladowców. Według niego trudności sprowadzały się do następującego dylematu: "Czy mam być posłuszny ryzykując utratę wiary, czy też być nieposłuszny i działać dla zachowania i kontynuacji Kościoła" (10). Od tamtej chwili nigdy nie przestał uchylać się od pytania, które zadawał sobie każdy wierny katolik: Czy Paweł VI jest papieżem? Uniknął go wysuwając rozwiązanie, które przeciwstawiało Tradycję żywemu Magisterium: "Podziwiamy Papieża, jako echo Tradycji i wiernego przekaziciela depozytu Wiary. Przyjmujemy nowości pozostające w ścisłej zgodności z Tradycją i Wiarą. Nie uważamy się za związanych posłuszeństwem wobec nowości sprzeciwiających się Tradycji i zagrażających naszej Wierze" (11). Chociaż nie uczynił z tego absolutnej reguły, teoria ta – protestancka z inspiracji – stała się fundamentem linii postępowania abp. Lefebvre. W praktyce, nadal nie przestawał mówić, że pozostaje w jedności z soborową hierarchią i prowadzi z nią dialog, lecz na co dzień lekceważył jej autorytet. Przejawiło się to szczególnie w licznych nieprawidłowościach kanonicznych. Bractwo Św. Piusa X praktycznie wszędzie zakładało swoje przeoraty bez najmniejszego względu na jurysdykcję miejscowego biskupa. Tego rodzaju postawa wróżyła źle na przyszłość, ale co bardziej rozsądni ciągle mieli nadzieję, że wydarzenia skłonią arcybiskupa Lefebvre do bardziej realistycznego spojrzenia na sprawę. W 1976 roku sądzili, że owa chwila właśnie nadeszła.

 

STRACONA OKAZJA

 

Pomimo scysji w maju 1975 roku, 29 czerwca arcybiskup Lefebvre wyświęcił trzech księży. W ciągu następnych miesięcy usiłował nawiązać kontakt z kościołem soborowym, zabiegając o audiencję u Pawła VI, w przekonaniu, że mógłby dowieść słuszności swojej postawy oraz swoich dobrych intencji. Prosił na próżno; Rzym nie miał najmniejszej ochoty na dialog; wręcz przeciwnie, usiłował skłonić "buntowniczego biskupa" do poddania się, grożąc mu sankcjami. Paweł VI formalnie zakazał mu dokonywania nowych święceń. Szykowała się próba sił z lata 1976. Wyrokiem Opatrzności arcybiskup Lefebvre kolejny raz znalazł się pod murem.

 

29 czerwca – pomimo wszystkich nagan – przeprowadził nowe święcenia. W odpowiedzi na to, dnia 1 lipca, Paweł VI nałożył na wyświęconych kapłanów suspensę a divinis. 29 lipca ta sama sankcja uderzyła w prałata Ecône, który tego samego dnia odpowiedział niedwuznaczną deklaracją: "Ten soborowy kościół jest kościołem schizmatyckim, ponieważ zrywa z Kościołem katolickim wszystkich wieków". Sierpień był miesiącem wstrząsających oświadczeń. Abp Lefebvre nieustannie obstawał przy herezji i schizmie Vaticanum II i jego kościoła. Lecz jednocześnie mówił o "interpretowaniu soboru w świetle Tradycji" i żądał już "by pozwolono mu na eksperyment Tradycji". Tak osławiona dziś Msza w Lille, w rzeczywistości została narzucona abp. Lefebvre. Pierwotnie nie chciał z niej uczynić publicznej manifestacji, ale zaczęły docierać do niego listy wiernych ze wszystkich regionów oznajmiających swe przybycie. Tak więc obrócił tę akcję na własny użytek powiadamiając wszystkie stowarzyszenia i w ten sposób Msza w Lille stała się symbolem. Pomimo całego rozchwiania sytuacji, panowała atmosfera stanowczości. Wielu chciało wierzyć, że nadeszła decydująca konfrontacja i że pojawił się w końcu nowy Atanazy, by rzucić klątwę na Pawła VI i jego kościół; ale wydarzenia w Lille okazały się niewypałem. Abp Lefebvre tak zakończył swoją homilię: "Jakże byłoby to proste gdyby każdy biskup, w swojej diecezji, oddał do naszej dyspozycji, do dyspozycji wiernych katolików jeden kościół i powiedział: «Tutaj, ten kościół jest wasz». Kiedy pomyślę, że biskup Lille oddał kościół muzułmanom, to nie wiem dlaczego nie mogłoby być jednego kościoła dla katolików wiernych Tradycji. W ten sposób problem zostałby definitywnie rozwiązany. I o to będę prosił Ojca Świętego, jeśli zechce mnie przyjąć: «Ojcze Święty, pozwól nam na eksperyment Tradycji. Pośród wszystkich eksperymentów, jakie się obecnie przeprowadza, pozwól nam przynajmniej na doświadczenie z tym, co istniało przez dwadzieścia stuleci!»".

 

Zamiast anatemy, abp Lefebvre wysunął roszczenie – w imię ekumenizmu i wolności religijnej – o równe traktowanie "tradycjonalistów" w obrębie soborowego kościoła. Nie chcąc w to uwierzyć, wierni katolicy woleli widzieć w tym taktyczny ruch, oddając się nabożnym interpretacjom. W rzeczywistości, odmawiając takim działaniem dania świadectwa, gdy Opatrzność go do tego wzywała, biskup wszedł w fazę kompromisów i zaprzeczania, co miało go daleko zaprowadzić. Konsekwencje tego, dużo rozleglejsze niż wydarzenia 1976 roku zostały szeroko opisane w prasie i zaowocowały wprowadzeniem do światowej świadomości poglądu, że abp Lefebvre jest osamotniony w swej opozycji wobec Vaticanum II (12).

 

PRÓBY PERTRAKTACJI

 

Dzień po mszy w Lille proces degradacji uległ przyśpieszeniu. 5 września, po zakończeniu pierwszej mszy odprawionej przez młodego kapłana Bractwa, dzięki pośrednictwu Michela de Saint-Pierre doszło do spotkania pewnego włoskiego księdza z abp. Lefebvre. Ów ksiądz przekonał arcybiskupa, by napisał do Pawła VI. 11 września "zbuntowany biskup" klęczał u stóp Pawła VI, prosząc go o pozwolenie na eksperyment z Tradycją: "Wystarczy, że powiesz tylko słowo". Na skończonej audiencji wyraził zdziwienie, że do spotkania doszło już po dwu dniach i oświadczył: "Chyba zrozumieli, że nie jestem sam; wzięli pod uwagę fakt, że mój punkt widzenia podziela niemal 52% francuskich katolików. Być może boją się zgubnych konsekwencji rozłamu" (13). W rzeczywistości Paweł VI i hierarchowie nowego kościoła – którym trudno było ekskomunikować wiernego biskupa, nie okazując tym samym swej własnej apostazji – unieszkodliwili go przez dialog. Zaś abp Lefebvre tym łatwiej wkroczył do ich gry, gdyż usposobiła go do tego rezygnacja z docierania do samego źródła problemu. Każdy znalazł w tej grze to, czego szukał. Dla soborowego Rzymu sprawa Ecône w rzeczywistości była już zakończona. Co się tyczy abp. Lefebvre, to dialog umożliwiał mu zabezpieczenie swego dzieła, do którego nade wszystko był przywiązany.

 

Czas oporu zakończył się, a rozpoczął okres pertraktacji. Jednakże nowy kościół nie oddał ani piędzi ziemi. Abp Lefebvre przyznał to bez skrępowania: "W rzeczywistości, nie widzimy żadnego znaku powrotu do tradycji, lecz wręcz przeciwnie, wprowadzanie ekumenizmu i komunizmu. Najniezwyklejsze innowacje nigdy nie spotykają się z publiczną naganą ze strony Rzymu. Tylko ci, którzy zachowują katolicką wiarę są prześladowani i potępiani" (14)Ten truizm jednakże nie osłabił jego determinacji. Co więcej, w tym samym czasie, gdy dopominał się negocjacji mnożył swoje przeoraty i udzielał sakramentu bierzmowania w każdej diecezji. Rozwój ten był złudny, a Mgr. Lefebvre, który lubił myśleć, że dobro samo z siebie ma zdolności dyfuzyjne, nieprzerwanie domagał się oficjalnego uznania, w przekonaniu, że Tradycja sama nieuchronnie narzuci się ruchowi wyłonionemu z soboru: "Podobnie jak wy żywię nadzieję na pokojowe współistnienie w Kościele powszechnym przed- i po-soborowych obrzędów. Niech pozwolą kapłanom i wiernym wybrać, do której «rodziny rytu» wolą przynależeć. Poczekajmy następnie, aż upływ czasu pozwoli poznać Boski wyrok odnośnie wartości każdego z nich w prawdzie i zbawiennej skuteczności dla Kościoła katolickiego i dla całego chrześcijaństwa" (15). Ton demobilizacji obecny w wypowiedzi biskupa tradycjonalistów – gdyż tak zaczęto go traktować – dał do zrozumienia tradycjonalistom, że próba dobiegła końca.

 

Po śmierci Pawła VI, a wkrótce potem Jana Pawła I, pojawił się Jan Paweł II. Chociaż wszystko wskazywało, że Jan Paweł II zamierzał doprowadzić do końca budowę nowego kościoła – szczególnie jego program w encyklice Redemptor Hominis – to prosty fakt zniknięcia ze sceny Pawła VI, niezbyt popularnego wśród tradycjonalistów, wzmacniał pokusę osiągnięcia pojednania.

 

OD KOMPROMISU DO NIESPRAWIEDLIWOŚCI

 

Abp Lefebvre spotkał się z Janem Pawłem II 16 grudnia 1978 roku. Po rozmowie dał wyraz swoim poważnym zastrzeżeniom. W niebywale swobodnym stylu mówił o człowieku, którego uznawał za prawowitego następcę świętego Piotra: "Mogę stwierdzić, że zdaje się on być zasadniczo zgodny z soborem i jego reformami; nie sądzę, by je kwestionował. Bezsprzecznie ma to bardzo poważne znaczenie, ponieważ opowiada się on za ekumenizmem, za kolegialnością i za wolnością religijną" (16). Mimo tego, jeszcze 24 grudnia pisał do Jana Pawła II prosząc o uznanie i ponowne zjednoczenie z soborowym kościołem: "Ojcze Święty, prosimy cię byś wypowiedział tylko jedno słowo... «możecie robić swoje»: «zezwalamy na swobodne wykonywanie tego, czego Tradycja przez wieki używała dla uświęcenia dusz». Jakąż trudność przedstawia sobą taka postawa? Żadną".

 

Ten krok wywołał głęboki niepokój pośród wiernych katolików, zaostrzony jeszcze bardziej przez odpowiedzi, jakich abp Lefebvre udzielił rzymskiej Kurii. Odpowiedzi te wskazywały na to, że duchowny zaczął stosować szczególnie pogmatwany zestaw usprawiedliwień, jak również na nieuporządkowane przywiązanie do ratowania swojego dzieła, oraz na odmowę zmierzenia się w doktrynalnych pojęciach z rzeczywistym problemem (17). Niepokój wzmógł się jeszcze bardziej, gdy w ramach Bractwa fakt nieuznawania Jana Pawła II za papieża stał się przyczyną nakładania sankcji: nagany dla kilku kapłanów, odmowa wyświęcenia, itd.

 

W lecie 1979 roku nastąpił dalszy rozwój wypadków. Ks. du Chalard, kapłan Bractwa Św. Piusa X wystarał się o audiencję u Jana Pawła II dla pewnej grupki francuskiej młodzieży przebywającej we Włoszech na urlopie. Jan Paweł II był gorąco oklaskiwany; wszyscy wyśpiewywali hymny pochwalane na cześć papieża (18). Niektórych zaniepokoił ten nagły napad szaleństwa, lecz abp Lefebvre wzmocnił go jeszcze udzielając mu dodatkowo swojej aprobaty 8 listopada 1979 roku. Przedstawił swoje stanowisko odnośnie nowej mszy oraz Jana Pawła II i dopilnował, aby zostało ono opublikowane w licznych broszurach i artykułach. Sofizmat zawarty w kilku linijkach tekstu pozwolił mu wymieść za jednym zamachem wszystkie dogłębne studia dotyczące nieważności nowej mszy. Co do kwestii papieża, istota jej rozwiązania zawierała się w takim stwierdzeniu: "Zagadnienie widzialności Kościoła jest zbyt nieodzowne do istnienia jego samego, by Bóg mógł je pomijać przez dziesięciolecia" (19).

 

Nie poprzestając na tym, abp Lefebvre oskarżał wszystkich, którzy myśleli inaczej o schizmatycką mentalność. W wewnętrznym biuletynie dodał do swojego stanowiska groźbę sankcji: "Bractwo Św. Piusa X nie może tolerować u siebie takich członków, którzy by odmawiali modlić się za papieża i twierdzili, że wszystkie msze novus ordo missae są nieważne" (20). Oczywiście doszło po tym do czystek wewnątrz Bractwa. Wszyscy ci którzy nie uznawali Jana Pawła II za papieża zostali wezwani do podporządkowania się. Jedni zagłuszyli swoje sumienie i pozostali; inni zostali bez ceregieli odprawieni przy zlekceważeniu prawa kanonicznego. "Tradycjonalistyczni przywódcy" poszli krok w krok za abp. Lefebvre. Księża Coache i Ducaud-Bourget, Dom Gérard – przeor benedyktynów z Bedoin bez skrępowania obrażali wiernych katolików. W 1980 roku rozpoczęła się era "tradycjonalistycznego sekciarstwa".

 

POJAWIENIE SIĘ LEFEBRYZMU

 

Pertraktacje z soborowym kościołem mogły mieć teoretycznie trzy możliwe zakończenia: uzyskanie prawa dla nurtu "tradycjonalistycznego", przyłączenie się do nowego kościoła albo obranie drogi rozłamu. Nowy kościół jednakże nie był zainteresowany przyznawaniem "tradycjonalistom" jakichkolwiek praw (21); w ogóle ich nie potrzebował. Pod względem liczebnym są niczym (22); a to jest właśnie to, co liczy się dla soborowych przywódców. Zaniechawszy obłożenia ich anatemą arcybiskup Lefebvre odrzucił tym samym jedyną broń, jaka mogłaby mu zapewnić zwycięstwo. Ograniczając się do zwykłego żądania prawa do istnienia dla kierunku wspieranego liczbą zwolenników znikomą w porównaniu z masą stronników Vaticanum II, wplątał się w naturalizm bez wiarygodnych środków, a tym samym wykopał własny grób. Jeśli chodzi o zwyczajne przyłączenie się do nowego kościoła, to wiążące się z tym kwestie były zbyt doniosłe by można je było rozważać bez utopijnego dobijania targu (23). Poza tym i nade wszystko, minione lata wytworzyły psychologiczne pękniecie między "tradycjonalistami" i innowatorami, które było praktycznie niemożliwe do naprawienia. Jednym rozwiązaniem jakie pozostało otwarte była droga schizmy.

 

A zatem począwszy od swojego oświadczenia z 8 listopada 1979 roku, abp Lefebvre trzymał się dokładnie sprecyzowanej linii: głośno i otwarcie głosić swoje synowskie przywiązanie do ówczesnej hierarchii, a szczególnie do Jana Pawła II, uznając ich pełną prawowitość; i uporczywie we wszystkim odmawiać im posłuszeństwa w imię "prawa do dokonania eksperymentu tradycji".

 

To, iż abp Lefebvre był nieposłuszny we wszystkich kwestiach jest faktem, który nie trudno wykazać. Ponadto kontynuował on swoje dzieło dokładnie tak jak je rozpoczął. Mając w pogardzie nigdy nie uchyloną karę suspensy, lekceważąc jurysdykcję soborowych biskupów, których prawowitość uznawał, arcybiskup wyświęcał, bierzmował i otwierał nowe przeoraty. Nie szanując wciąż obowiązującego w Kościele prawa przyznawał delegacje do udzielania sakramentu bierzmowania swoim kapłanom. Krótko mówiąc, był nieposłuszny.

 

Nieskrępowany sprzecznościami, abp Lefebvre i wszyscy inni podążający jego śladem wychwalali Jana Pawła II, nie baczą na nic, co od niego pochodziło z wyjątkiem może rzadkich słówek mających jeszcze posmak Tradycji. Czasami miało to komiczny aspekt. W lutym 1980 roku, w Ecône zaśpiewano Te Deum: Jan Paweł II uwolnił tradycyjną mszę i podziękował arcybiskupowi Lefebvre za jego działalność. Następnego dnia, czytając list Dominicae Cenae wszyscy osłupieli: Jan Paweł II uroczyście zatwierdził nowe Ordo i teologię, która go zainspirowała. 15 czerwca 1980 roku abp Lefebvre pojechał do Paryża udzielić sakramentu bierzmowania. Lecz ze względu na podróż Jana Pawła II po Francji zmienił jego datę. Tak wyraził się o tej smutnej maskaradzie: "Papież we Francji jest jak haust tlenu pochodzący z Rzymu. Bo papież – czego by nie mówiono – jest zawsze papieżem. Ta podróż była zatem radością dla katolików, lecz jest cień, który pada na tym obrazie: sytuacja Kościoła jest katastrofalna, tragiczna i bolesna". Uwalniając swojego papieża od wszelkich podejrzeń, dodał: "Liturgia została mu narzucona. Mógł wprawdzie odmówić uczestniczenia w tym, co miało miejsce w St. Denis, a co było rzeczą skandaliczną... Pewnego dnia papież podziękuje nam za podtrzymanie Tradycji". Po próbie zamachu na życie Jana Pawła II, abp Lefebvre powiedział w homilii 29 czerwca 1981: "Musimy stwierdzić, że Męka Kościoła trwa; Męka manifestująca się nawet, że tak powiem, w zdrowiu Głowy Kościoła. Papież w pewien sposób na własnym ciele znosi Mękę Kościoła...".

 

Podczas gdy abp Lefebvre wkraczał na tę absurdalną ścieżkę, utworzono Union pour la Fidélité, aby nie brać żadnego udziału w zaślepieniu arcybiskupa. Na różne sposoby próbowano go oświecić, lecz każda próba spotykała się z nieprzyjazną odmową. Tylko jeden raz abp Lefebvre przyjął dwóch wysłanników Union pour la Fidélité, lecz odpowiedź na ich argumenty sprowadzała się do prośby, by "dano mu spokój" (24).

 

Poważniejsze było to, że gdy katolicka doktryna, była mu przeciwna i wskazywała na to, że jego postawa jest błędna, abp Lefebvre zaczynał wdawać się w doktrynalne manipulacje trącące herezją. On sam nie narażał się osobiście, jako że pracę wykonywali inni, jednakże wyraźnie godził się na to. Jego wysiłki odnosiły się do dwu zagadnień. Chciał usprawiedliwić swoje nieposłuszeństwo zarówno na płaszczyźnie kanonicznej jak i teologicznej. Dlatego był zmuszony wysuwać z jednej strony "doktrynę Magisterium ograniczającego nieomylność" Kościoła i rzymskiego papieża jedynie do nowych definicji dogmatycznych oddzielając nauczanie od przekazu Depozytu Wiary (25), a z drugiej strony "teorię warunkowego posłuszeństwa i autorytetu opartego na przyzwoleniu", dobrze skrywanymi pod formułami wyglądającymi na yrówno czyźnie tryna __________________________________________________________________________________________________________kanoniczne (26).

 

* * *

 

Po wypowiedziach swoich "teologów" i "kanonistów", abp Lefebvre z każdym dniem coraz bardziej udowadniał, że dąży do rozstrzygnięcia, nawet jeśli miałoby się ono dokonać za cenę schizmy. Soborowy kościół uznawany przez niego za Kościół katolicki nie ustępował ani na centymetr i pozostawiał sytuację samej sobie chcąc doprowadzić do jej rozkładu. Co do Bractwa Św. Piusa X, to rozwija się ono nadal. Abp Lefebvre wyświęca kapłanów, jego przeoraty się mnożą, zakładane są seminaria, szkoły i "uniwersytety". Prawo i teologia są ponownie odkrywane na potrzeby sprawy.

 

W ten sposób narodził się "mały lefebrystyczny kościół".

 

Ks. Nöel Barbara

 

Z języków francuskiego i angielskiego tłum. Iwona Olszewska i Mirosław Salawa

 

–––––––––––

 

Przypisy:

(1) Przemówienie wygłoszone 20 kwietnia 1976 na zjeździe międzynarodowych katolickich stowarzyszeń.

 

(2) Por. na ten temat, Le devoir des catholiques (Obowiązek katolików), Forts dans la Foi 1981.

 

(3) Po drugiej sesji soboru, stawiając kropkę pod zachowaniem następcy Piotra, 21 stycznia 1964, dodatek do pisma Itinéraires, nr 81. Zdumiewająca jest w tym pozytywnym bilansie swoboda wypowiedzi jakie padały podczas dyskusji i we wszystkim, czego dokonano podczas dwu pierwszych sesji: konstytucja o liturgii, dekret o środkach społecznego przekazu, Objawieniu, episkopacie, itd.

 

(4) Op. cit., s. 16.

 

(5) Abp Lefebvre, J'accuse le Concile (Oskarżam sobór), Saint-Gabriel 1976, s. 109.

 

(6) Konferencja w Wiedniu, 9 września 1975.

 

(7) Początkowo nie wiedząc czy powinien założyć niezależne seminarium czy też wysyłać swoich seminarzystów na uniwersytet, abp Lefebvre zasięgał rad u kardynała Journet. Kardynał odpowiedział: "Nie wysyłaj wszystkich swoich seminarzystów na uniwersytet. Załóż dom formacyjny. 80% twoich seminarzystów nie nadaje się do studiów uniwersyteckich" (wg relacji abp. Lefebvre, "Des prêtres pour demain", St. Gabriel 1973, ss. 10-11). Pesymizm kardynała odnośnie kandydatów do kapłaństwa abp. Lefebvre okazał się uzasadniony.

 

(8) Świadectwem tego jest list ks. Coache do ks. Nöela Barbary, z dnia 21 lutego 1974: "Spotkałem się z abp. Lefebvre w Albano. Przyjęto mnie bardzo dobrze; ugoszczono obiadem i noclegiem. Jednakże wracam bardzo rozczarowany (co do przyszłości Sprawy). Mimo jego miłych i uprzejmych słów, jasne jest, że abp Lefebvre odmawia współpracy w kwestii seminarium; jego życzliwość to rodzaj sympatycznej «neutralności» (to, co powiedział w Lille na swojej konferencji odnośnie Seminarium – według tego, co oświadczył mnie samemu – wyraźnie wskazuje, że nie chce mieć nic wspólnego z naszą działalnością, prócz tego, że gorąco ją aprobuje, podobnie jak inicjatywę każdego innego tradycjonalisty, która wydaje się mu być właściwa). Kiedy poprosiłem, aby wspomniał w swoim biuletynie o naszej fundacji i współpracy – której jak powiedział wiele zawdzięcza – odmówił. Powiedziałem mu, że ludzie nie zrozumieją jego milczenia w kwestii działalności seminarium (na co oświadczył, że być może w końcu napisze parę linijek, ale w taki sposób by pokazać, że nasze seminarium nie ma nic wspólnego z jego dziełem). Jest bardzo wyczulony na reakcję biskupów z jednej strony, a z drugiej na to, że inni tradycjonaliści mogą go oskarżyć o identyfikowanie się z Combat de la Foi. Powiedziałem mu, że to nie może być kwestia utożsamiania się, lecz że prawda musi być podstawą wszystkiego i że właśnie bazując na prawdzie powinien okazać nam szczególną sympatię i współpracę i w razie potrzeby pójść na kompromis". W liście z 21 maja 1974 roku, ks. Coache dodał: "Wracając jeszcze do Seminarium, to właśnie w tej kwestii abp Lefebvre okazuje się winny. On sam może mieć kapłanów, ale nie będzie się narażał udzielając nam pomocy. Zamierzam poinformować ofiarodawców, że nie otrzymujemy od niego żadnej pomocy".

 

(9) Lettre aux amis et bienfaiteurs (List do przyjaciół i dobroczyńców), nr 5, 3 października 1973.

 

(10) Lettre aux amis et bienfaiteurs (List do przyjaciół i dobroczyńców), nr 9, 3 września 1975.

 

(11) Ibid.

 

(12) Ostatecznie dziennikarze zrozumieli jaką przysługę wyświadczyli arcybiskupowi Lefebvre. Bardzo postępowy Henri Fesquet napisał w Le Monde z 17 września 1976 roku: "Czy dla katolików nie nadeszła pora, aby z jednej strony zmienić temat rozmów i zainteresowań, a z drugiej – dla niektórych przynajmniej – by nie zrobić z abp. Lefebvre ofiary, a nawet męczennika. Ecône jest raczej mylnym posunięciem aniżeli dramatem". Zdaje się, iż od tego czasu dziennikarze pozostawili abp. Lefebvre w pogardliwym zapomnieniu, zgodnie z życzeniami soborowego kościoła. "Z tego co mi wiadomo, o ile Watykan nie wydał w tym roku żadnej deklaracji w związku ze święceniami dokonanymi przez abp. Lefebvre, to w żaden sposób nie oznacza to, że zmienił stanowisko wobec niego. Jest on nadal suspendowany i bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma żadnego prawa do dokonywania święceń... Watykan wie dobrze, że każda nowa deklaracja na ten temat sprawia, że środki masowego przekazu poświęcają abp. Lefebvre dużo miejsca, co z kolei prowadzi do wzrostu jego znaczenia. Wystarczy zastanowić się nad tym, co się działo w lecie 1976 roku, kiedy niemożliwością było otworzyć gazetę albo włączyć radio, by nie znaleźć artykułu albo audycji na temat abp. Lefebvre" (list od arcybiskupa Marsylii, Rogera Etchegaray, do G.H. 1 lipca 1981).

 

(13) Le Monde, 14 listopada 1976. Sądzimy, że opinia abp. Lefebvre, jakoby popierała go większość francuskich katolików jest zbyt optymistyczna.

 

(14) Lettre aux amis et bienfaiteurs (List do przyjaciół i dobroczyńców), nr 13, 17 października 1977.

 

(15) List do przewodniczącego Una Voce, 17 września 1976.

 

(16) Cor Unum, październik 1979.

 

(17) Powrócimy do tych odpowiedzi w dalszej części.

 

(18) Przytoczmy tu na przykład, uwagi Msgr. Ducaud-Bourget dla stacji radiowej Europe Nr 1 i zrelacjonowane przez "Republicain Lorrain" 20 marca 1980: "Wszystko, co Jan Paweł II od początku swego pontyfikatu oficjalnie nauczał jest całkowicie zgodne z Tradycją. Nauczanie papieża pokrywa się z tym, czego uczono mnie przez 80 lat". Zdarza się, że pamięć w wieku 80 lat nie zawsze jest tak dokładna.

 

(19) "Boże cię uchowaj, Panie! Nie przyjdzie to na ciebie. A on obróciwszy się, rzekł Piotrowi: Idź za mną szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie rozumiesz, co jest Bożego, ale co jest ludzkiego" (Mt. XVI, 22-23). Chwiejna wiara abp. Lefebvre to zbyt mało by negować fakty.

 

(20) Cor Unum, listopad 1979.

 

(21) Świadczy o tym wypowiedź Pawła VI do Jeana Guittona: "Ta msza św. Piusa V, którą widzimy w Ecône, staje się symbolem potępienia Soboru. W żadnym wypadku nie zgodzę się na to, by potępiano Sobór symbolem. Gdybym wyraził zgodę na ten wyjątek, cały Sobór zostałby podważony, a w konsekwencji jego apostolski autorytet" (Jean Guitton, Paul VI secret, DDB 1979, s. 132).

 

(22) Ankieta na temat używania łaciny i mszy św. Piusa V przeprowadzona przez kardynała Knox wykazała, że 0,22% z biskupów, którzy na nią odpowiedzieli, popierało zezwolenie na prawdziwą mszę, jako mniejsze zło, w celu uniknięcia kłopotów. Ten odsetek reprezentuje obiektywną wagę "tradycjonalistów" na świecie. W świetle tego, twierdzenie abp. Lefebvre o tym, że 52% francuskich katolików podziela jego poglądy jest śmieszną przesadą.

 

(23) Czy możemy sobie wyobrazić, że księża, Aulagnier, Bolduc, Lorens opuszczają swe uprzywilejowane pozycje i zostają prostymi wikariuszami na "czerwonych przedmieściach"?

 

(24) Por. Forts dans la Foi, nr 3 NS, s. 214.

 

(25) Por. między innymi, już wspomniane tezy ks. Williamsona, przedstawione i obalone w Forts dans la Foi, nr 2 NS.

 

(26) Por. między innymi, tezy Maître Roger Lefebvre, opublikowane w piśmie Fideliter (nr 20, marzec-kwiecień 1981), a obalone w Forts dans la Foi, nr 7 NS.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2007

Powrót do spisu treści tekstu ks. Noëla Barbary pt.
ECÔNE - koniec, kropka

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: