ROZWÓJ WIARY

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

––––

 

I.

 

Postęp w naszym wieku – postęp niewiary – czy i we wierze katolickiej możebny jest postęp? – św. Wincenty z Lerynu o rozwoju wiary – dogmat rośnie przez wnętrzny rozwój – czynniki tego rozwoju – wpływ herezji na rozwój wiary – cel niniejszej rozprawy – jej treść, rozkład i charakter.

 

Hasłem naszego czasu jest postęp; postęp jest celem, do którego wiek nasz w istocie lub w mniemaniu swoim dąży; postęp jest nagrodą, która wiele usiłowań naszych uwieńcza.

 

Istotnie, nie tylko w dziedzinie materii i siły fizycznej możemy wskazać na postęp dokonany; ale postąpiliśmy też naprzód w dziedzinie umiejętności, na polu czysto umysłowych dążeń i walk, i na to nie potrzeba dowodu. O czymże świadczą te olbrzymie gmachy, w których wiek nasz wystawia od czasu do czasu zdobycze swego przemysłu i sztuki, jeśli nie o tym, że duch ludzki owładnął i ujarzmia coraz więcej dzikie siły natury? Są to zaiste tryumfalne przybytki postępu, który wszędzie i na wszystkich polach zwycięża!

 

Nic przeto dziwnego, że duch ludzki świadomy coraz więcej swej potęgi. Widzi on jak się rozprzestrzeniają ciasne granice naszej wiedzy, jak coraz nowe widnokręgi otwierają się przed jego badawczym wzrokiem. Tajemnice, które zdawało się, że natura na wieki chce pogrzebać w swym łonie, wychodzą obecnie na światło dzienne i stają się przystępne wszystkim. A dumny tą potęgą zapomina, że ścisłe nieprzekraczalne granice zamykają dziedzinę jego wiedzy, i poczyna sądzić, że nie masz żadnej tajemnicy, której by nie mógł przeniknąć.

 

A tak, oprócz postępu w dziedzinie wiedzy, musimy zaznaczyć jeszcze inny postęp ducha naszego: postęp w ocenianiu duchowej swej siły posunięty aż do przeceniania jej, – niestety postęp, który utorował drogę innemu jeszcze postępowi – postępowi niewiary. Poza granicami wszelkiej wiedzy ludzkiej, rozciąga się jeszcze nieprzejrzane morze prawd innego rzędu. Wytryskują one wszystkie z wiecznie żywego źródła istności Bożej, a mądrość Boża obejmuje i pojmuje je wszystkie. Jako więc istność Boża wszystkie ziemskie, doczesne istoty, nieskończenie w mocy i doskonałości przewyższa, tak też i mądrość Boża wszelką prawdę obejmując, słabe światełko umysłu ludzkiego nieskończenie przewyższa.

 

Lecz czyż mądrość Boża nie udziela swych prawd rozumowi ludzkiemu? czy nigdy mu ich nie odsłania? – boć tylko mądrość Boża, która prawdy te obejmuje, może je umysłowi ludzkiemu przekazać. Słowem, czy Bóg raczył rozumowi naszemu otworzyć skarbnicę swej prawdy?

 

Nie było na ziemi narodu, któryby powątpiewał o rozwiązaniu tego pytania. Podania ludów całego świata świadczą jednogłośnie, że Bóg przez objawienie odsłonił nam pewną cząstkę swej prawdy. Religia bowiem niczym innym nie jest, jak posiadaniem i znajomością tych prawd od Boga udzielonych. Jak każdy naród ma swą religię, tak każdy naród ma świadomość sobie właściwą objawienia Bożego. Od dziewiętnastu wieków stoi i trwa społeczność rozszerzona po całej kuli ziemskiej, która uważa się i głosi za jedynego posiadacza objawienia Bożego: społecznością tą jest Kościół katolicki. Opatrzony znakami posłannictwa Bożego Kościół ogłasza nam prawdy, które Bóg mu powierzył i żąda dla nich w imieniu Bożym silnej i niezachwianej wiary.

 

Zawsze i we wszystkich wiekach znajdowali się ludzie, którzy się wiary tej wyrzekali, którzy prawd objawionych uznać nie chcieli. Ale dawniej odnosiło się to do prawd pojedynczych; tu wrzała walka przeciw jednej jakiejś prawdzie wiary, tam przeciw drugiej. Każdy wiek miał swe odrębne walki o wiarę. Rozum ludzki zapoznawał zawsze granice swej wiedzy, usiłował zawsze mierzyć się z mądrością Bożą i wznieść się ponad nią i skoro mu się ta lub owa prawda nie spodobała, przeczył ją zuchwale. Dzisiaj już nie toczy się walka o pojedyncze prawdy objawione, o tę lub ową tajemnicę religii – dziś chodzi o podkopanie fundamentów całej wiary. Nie masz, mówią, objawienia, wiara więc jest niedorzecznością. Nie masz żadnych tajemnic, objawienie więc jest kłamstwem i oszukaństwem. Źródłem rzekomego objawienia nie jest Bóg, który może nawet nie istnieje wcale, ale kasta księży ukuła w własnym interesie cały religijny system i trzyma lud powodujący się wyobraźnią w więzach duchowej niewoli. Wszyscy, którzy trzymają się wiary, są albo oszukani, albo oszuści, godni albo powszechnej litości, albo powszechnej wzgardy. Oto utarte formułki dzisiejszego postępu. Nie potrzeba wspominać, że ci, którzy się nim cieszą i chełpią, wyrzekają się naturalną koniecznością chrześcijaństwa i nie można ich uważać za wierne dzieci Kościoła katolickiego.

 

Lecz i pomiędzy wierzącymi znajdziesz wielu, którzy olśnieni duchem fałszywego postępu sądzą, że przed rozumem ludzkim wszystkie tajemnice ustąpić muszą, że nie ma dlań nic niedostępnego, im bowiem bardziej, im prędzej umysł się wykształca, tym więcej i szybciej znikają tajemnice. Jakżeż więc sobie postępują z tajemnicami wiary naszej świętej? Oto starają więc zbliżyć dogmaty wiary do prawd czysto rozumowych; ogołacają je z nieskończonej ich wzniosłości i tak długo przerabiają niepojęte prawdy, które sama mądrość Boża w nieskończonej swej istności pojmuje, dopokąd nie uczynią je zupełnie przystępnymi ograniczonemu naszemu umysłowi. Zamiast wznosić rozum ludzki do mądrości Bożej, zniżają mądrość Bożą do pojęć naszego rozumu. Prawda, wielu wzięło się do tej pracy w najlepszym celu – chcieli oni uchronić wiarę od pogardy, na którą narażała ją u ludzi sama jej wyższość nad wszelki rozum ludzki. Ależ droga, na której postępowali Lammenais, Bautain, Hermes, Günther i inni, czy nie równym groziła niebezpieczeństwem dla wiary, jak droga tych, którzy otwarcie przyznają się do niewiary?

 

Czyliż więc w dziedzinie wiary postęp jest czynnikiem zniszczenia? Czyż w ogóle mówiąc nie masz postępu na tym polu wiedzy? – boć postęp, który niszczy, nie jest prawdziwym postępem. A więc podczas gdy duch ludzki wszędzie cieszy się i chełpi wspaniałym postępem, jedna tylko wiara spogląda nań okiem niechętnym? Albo może nauka Kościoła jest skrzepłą skamieniałością, niegodną żywotnego, wiecznie w górę dążącego ludzkiego umysłu? Oto pytania, które nasuwają się jednym, oto zarzuty, które czynią Kościołowi i powtarzają drudzy.

 

Półtora tysiąca lat temu, taki sam zarzut uczynił sobie Leryneński pustelnik (1). "Może mię kto spyta: A więc czyż w Kościele Chrystusowym nie masz żadnego postępu we wierze?". I odpowiada nie mniej wymownie, jak głęboko teologicznie: "Może być postęp w Kościele i to postęp niemały. Któż pała taką zazdrością względem człowieka, taką nienawiścią względem Boga, aby śmiał temu zaprzeczyć! Ale ma to być prawdziwy postęp we wierze, a nie zmiana wiary. Postęp wtedy ma miejsce, kiedy jakaś istota sama w sobie rozwija się i rozprzestrzenia; zmiana zaś wtedy, kiedy istota w inną istotę się przemienia. Niechaj wiara rozszerza się i rośnie jak najwyżej, jak najszybciej, tak w jednostkach, jak w całym społeczeństwie, tak w każdym z wiernych, jak w całym Kościele, w każdym stanie i wieku, w każdym stuleciu, niechaj rośnie rozumienie, wiedza, mądrość wiary, ale niech rośnie w odpowiedni jej sposób tj. pozostając w granicach tegoż samego dogmatu, tego samego znaczenia i tejże nauki. Oby religia, ta własność duszy, naśladowała wzrost i rozwijanie się ciała. Ciało stopniowo rozwija i rozprzestrzenia w ciągu lat swe członki, ale są to zawsze te same członki, które w ciele od początku były. Zachodzi bezwątpienia wielka różnica między świeżością młodzieńca a dojrzałością starca; ależ starcem jest zawsze ten, co był wprzódy młodzieńcem, a choć zmienia się wzrost i postać człowieka, zawsze przecież pozostaje jedna i ta sama osoba. Drobne są niemowlęcia członki, duże członki młodzieńca, ale są to jedne i te same członki. Ile członków miało dziecię, tyle ma ich mąż dojrzały, i te też, które okazują się dopiero w wieku dojrzalszym, były już w zarodzie u dziecka; tak, iż nic się w starczym wieku nie wyjawia, co by już nie było w dziecięcym utajonym. Otóż iście prawdziwe postępu pojęcie, oto prawdziwie piękne prawo ustawicznego wzrostu: w biegu lat przybierać z latami takie kształty, jakie już w zarodzie mądrość Stwórcy utworzyła... Takiemu prawu postępu podlegać mogą i dogmaty chrześcijańskiej religii; bo one z biegiem lat zapuszczają silniejsze korzenie w sercach wiernych, rozwijają się, rosną z postępującym czasem; ale zawsze i wszędzie pozostają w całej swej pełności i doskonałości, nie zwracając się nigdy wstecz, nie tracąc nigdy swej właściwości, swego szczególnego znaczenia".

 

Na taki to postęp może wskazać święta nasza wiara, postęp osiągnięty już to nauką powszechnego Kościoła, już to usiłowaniami pojedynczych ludzi pod nadzorem Kościoła. Chrystus "założyciel i kończyciel wiary" (2) złożył boską swą prawdę w żyznej ziemi, by w niej na kształt bujnego nasienia wyrosła w drzewo wielkie, pod którego cieniem wszystkie narody mogłyby się zgromadzić. Ziemią tą jest Kościół nauczający; użyźniającym jej czynnikiem jest Duch Święty, który wedle obietnicy Chrystusowej pozostać ma z nauczającym Kościołem aż do skończenia świata. W miarę jak nasienie się rozwija, zaczyna ono kiełkować, wydawać liście, kwiaty i owoce. Zrazu nie można było dojrzeć tych liści, kwiatów, owoców, a jednak w zarodku znajdowały się one w nasieniu. Podobnież prawda Boża mieści jakby w zarodzie nieskończenie wiele innych prawd; jest ona źródłem, z którego inne prawdy wypływają, i w którym je można rozpoznać. Tak więc pod oświecającym i ogrzewającym tchnieniem Ducha Świętego, Ducha wszelkiej prawdy, rozwija się coraz bardziej w Kościele świadomość nauki mu powierzonej, okazują się nowe prawdy w nauce tej zawarte; jedna prawda siłą konsekwencji ciągnie za sobą drugą, a ta tąż samą logiczną koniecznością objawia znowu następną. W ten sposób rozwija się i wzrasta nasienie nauki Bożej. Niektóre z tych wyników, które zdawałoby się, że płyną z prawdy objawionej, odrzuca Kościół jako chybione umysłu ludzkiego wnioski; inne przyjmuje jako wiarogodne i za swoje uznaje. Nauki te, które Kościół uznał za swoje, czy należą one do dziedziny dogmatu, czy do obyczajów, czy to są przepisy karności kościelnej, czy określenia czci Bogu oddawanej i nabożeństwa – są zawsze owymi liśćmi, kwiatami i owocami, które w żyznej ziemi Kościoła wyrosły z nasienia Bożego. I oto postęp w nauce i przez naukę kościelnej prawdy, to co w dawnych wiekach uczono i wierzono jakby pod zasłoną i zamknięte w innych prawdach, to dzisiaj wierzymy w jasno sformułowanych kształtach i bez zasłony.

 

Objaśnimy myśl naszą przykładem. Od początku Chrześcijaństwa uczył i wierzył Kościół w słowa, którymi Archanioł pozdrowił Najświętszą Pannę: "Jesteś łaski pełną". Dogmat ten o pełności łaski Matki Bożej był zawsze dla Kościoła kopalnią, z której wydobywał on wiele drogich klejnotów zdobiących Najświętszą Pannę. Jeżeli Najświętsza Dziewica jest łaski pełną, to króluje Ona nad wszystkimi świętymi, bo święci wszyscy otrzymali tylko cząstkę łaski, którą Maryja posiada w pełności (3); jeżeli jest łaski pełną, to nigdy skazić Jej nie mógł grzech, chociażby też najmniejszy (4); jeżeli jest łaski pełną, to łaska ta chroni Ją od wszelkiej skazy pożądliwości, od wszelkiej walki ciała przeciw duchowi (5); jeżeli jest łaski pełną, to i w pierwszej chwili swego istnienia łaskę posiadała, więc jest niepokalanie poczętą (6). Tak w biegu czasów rozwija się świadomość wiary, jedna prawda wypływa z drugiej – tak i we wierze jest postęp.

 

Przejdźmy do innego rodzaju postępu we wierze, którego czynnikiem jest władza nauczania Kościołowi dana. Jest pewien fakt, który każdy, co zwraca uwagę na duchowe swe życie, w sobie samym dostrzec może. Prawda jakaś stoi dziś przed naszymi oczyma: zrozumienie jej lub uzasadnienie sprawia nam pewną trudność, przypatrując się jej, nie możemy zupełnej osiągnąć jasności; po dłuższym jednak czasie, gdy się ta rzecz uleżała niejako w naszym umyśle, jeśli znowu na nią uwagę zwracamy, zjawia się ona przed oczyma duszy w niespodzianym świetle i dawną swoją niezrozumiałość traci. Rzekłbyś, że ta prawda, bez świadomego naszego współdziałania wyjaśniła i wydobyła się sama na jaw w rozumie naszym. Nierównie więcej jeszcze rozjaśnia i opromienia jakąś prawdę długoletnie rozmyślanie nad nią. Często także przeciwny błąd i konieczność zwalczenia go dopomaga naszemu umysłowi do głębszego przeniknienia. Podobnież dzieje się z prawdą Bożą. Bóg złożył ją do skarbnicy wiedzy Kościoła; w cichości wzrasta ona tam, przybierając pod wpływem Ducha Świętego coraz więcej wyrazistości i światła; albo raczej oko duszy wzmocnione wpływem Ducha Świętego przenika i poznaje coraz bardziej i jaśniej prawdę Bożą. Co wprzódy pogrążonym było w cieniu, co wprzódy zarysowywało się tylko w najgłówniejszych liniach, to teraz oświetlone i jasne przybiera coraz wyraźniejsze kształty. Do tej jasności w nauce Kościoła przyczyniło się najprzód tysiącletnie rozważanie dogmatu, bo nie masz ani jednej w nim prawdy, której by nauczyciele wiary nie poddali pod wielokrotny rozbiór słowem i pismem, to przedkładając ją wiernemu ludowi, to znowu badając ją sami jak najdokładniej, zagłębiając się jak można najdalej w jej tajnikach. Przyczynił się także sam błąd jako negatywny czynnik, wywołując ową siłę odporną obrońców wiary, zmuszając ich do wszechstronnego badania prawdy, do dosadniejszego jej określenia, do przybierania jej w stałe i oznaczone formy. Ileż to właśnie wskutek oddziaływania przeciw błędom, zyskał na jasności i stanowczości dogmat o wcieleniu Syna Bożego! Zewsząd wyrastały coraz to nowe błędy przeciw tej prawdzie; już w pierwszym wieku Chrześcijaństwa utrzymywali niektórzy, tak zwani dokeci, że ciało Boga, który zstąpił na ziemię, nie mogło być ciałem prawdziwym, ale tylko fantastycznym, lub, że przynajmniej nie było z tej samej materii, co nasze ciało. Kiedy Kościół orzekł, że ciało Chrystusowe było prawdziwym ciałem, takim jak nasze, wtedy powstali znów inni przeciw ludzkiej duszy w Chrystusie i albo zupełnie zaprzeczali jej istnienia, jak apolinaryści, albo przynajmniej duszy tej nie chcieli przyznać ludzkiej woli lub rozumu: a Kościół wykładając znowu naukę o wcielonym Bogu orzekł, że Chrystus ma duszę ludzką taką jak nasza z tym jedynie wyjątkiem, że nie podlega grzechowi. Inne herezje, jak arianie, a później socynianie wystąpiły przeciw Bóstwu Chrystusa i zmusiły Kościół do jasnego orzeczenia tego dogmatu. Inni wespół z Nestoriuszem zaprzeczyli jedności osoby Chrystusowej i znowu musiał Kościół wprost i wyraźnie zatwierdzić fizyczną jedność osoby Bożej, wytłumaczyć jak jedna i ta sama osoba, która od wieków była Bogiem, w czasie stała się człowiekiem. To daje znów powód nowym herezjom: uczą one, że Chrystus nie tylko jedną jest osobą, ale że jedna tylko jest w Nim natura, że Boska i ludzka natura przeistacza się w Nim w jedną, podobnie jak w człowieku dusza i ciało przenikając się wzajemnie, jednoczą się w jedną ludzką naturę; lub też uczą, że natura Boska pochłania ludzką, podobnie jak kropla wina znika bez śladu w obszernym wiadrze wody. I znowu musi Kościół wziąć w obronę przeciw tym błędnym naukom różnicę obu natur w Chrystusie.

 

Tym więc sposobem błędne zrozumienie dogmatu przyczynia się do jego wyjaśnienia; tak błąd służy do postępu we wierze. Lecz jest jeszcze inny postęp – pod opieką Kościoła kwitnie i wzrasta postęp pojedynczych jego członków. Im w jaśniejszym i wyraźniejszym kształcie prawdy wiary podaje do wierzenia Kościół, tym jaśniej i wyraźniej może je pojąć wierny; im szerszy otwiera się horyzont wiary przed okiem mistrza, tym dalej sięgnąć może wzrok rozpoczynającego ucznia. Ale jest to jedyny możliwy postęp człowieka we wierze, postęp ucznia, spowodowany postępem nauczyciela: postęp ten sam z siebie widoczny. Z drugiej strony postęp w wierze jednostki przyczynia się do postępu całego nauczającego Kościoła. O ile rozwinął Cyryl Aleksandryjski naukę o wcieleniu Syna Bożego: o tyle przyczynił się Augustyn do wyjaśnienia nauki o łasce. Wymowne słowa Wincentego Leryneńskiego równie dobrze dają się zastosować do postępu całego nauczającego Kościoła, jak do postępu pojedynczych ludzi. "O Tymoteuszu, o kapłanie, mistrzu i nauczycielu, jeżeli łaska Boża napełniła cię mądrością, rozumieniem i umiejętnością, to bądźże Bezeleelem (7) przybytku Bożego. Obrób drogocenne kamienie Bożej nauki, rozłóż je wiernie, uporządkuj mądrze, dodaj im blasku, barwy i piękności: niech wierni przez wyjaśnienia twoje zrozumieją i poznają to, w co dotąd wierzyli, chociaż było to przed nimi zakryte w ciemnościach. Niech chlubią się wieki potomne, że prawdę, którą dawniej tylko czciły, przez ciebie zrozumiały. Wszakże tego tylko pouczaj, czegoś sam się nauczył od nauczającego Kościoła; nie mów nic nowego (tj. nic takiego, w co by od początku Kościoła nie wierzono), ale mów rzeczy stare nowym sposobem".

 

A więc i w dziedzinie wiary jest postęp. Zarzut podnoszony przeciw nauce Kościoła, że jest ona zamarłą, skamieniałą mumią, jest wprawdzie bardzo dawnym, ale nie mniej fałszywym, jak dawnym. Tak pojedynczy człowiek wierzący, jak cały Kościół w dwojaki sposób postępuje we wierze: postępuje od prawdy do prawdy, postępuje od jasności do jasności, a postępuje zawsze pod opieką i wspomożeniem Ducha prawdy.

 

Przeciw temu dwojakiemu postępowi wystąpił do walki innego rodzaju postęp: postęp od przeczenia do przeczenia, wiodący aż do bezdennej przepaści niewiary, i postęp od błędu do błędu, aż do zupełnego zabłąkania się w labiryncie zepsucia.

 

Wobec tego stanu rzeczy każdy kto może, powinien przyłożyć rękę do odparcia fałszu i wystawienia prawdy katolickiej w rzetelnym jej świetle. Ten też jest cel niniejszych badań.

 

Przedmiot ich podwójny: sama wnętrzna istota aktu wiary i przedmiot tego aktu – czyli jak wierzyć i w co wierzyć. Zapytamy rozumu ludzkiego, co może nam powiedzieć na obronę wiary, jakie ma przeciw niej zarzuty? Wstępujemy tu od razu na pole prawd wspaniałych i olbrzymich; zgłębienie ich wymaga wytężenia wszystkich naszych sił duchowych. Już na pierwsze pytanie, czym jest wiara? – spotykamy się z tysiącem przeróżnych odpowiedzi. Lecz któraż odpowiedź jest prawdziwą?

 

Analiza pojęcia wiary zaprowadzi nas do rozważenia wstępnych warunków wiary (praeambula fidei). Są zaś nimi: Bóg osobisty, źródło wszelkiej prawdy; człowiek zdolny wierzyć i potrzebujący wierzyć; możliwość objawienia Bożego i charakterystyczne jego znamiona. Następnie zbadamy na podstawie historycznych źródeł, sam fakt objawienia; przekonamy się, że Chrystus jest założycielem wiary a Kościół wiernym jej stróżem; że skarb ten wiary przechował się w Kościele nieskazitelny, cały, i nietknięty.

 

Z kolei rzeczy zastanowimy się nad ważnym pytaniem: na czym zależy istota aktu wiary? I tu będzie miejsce wykazać jego nadprzyrodzoną genezę i naturę, i udowodnić, że wiara ludzi prostych, niewykształconych nie jest nierozumną, że owszem nierozumne i śmieszne jest niedowiarstwo. Na koniec przypatrzymy się skutkom i wpływom wiary i niewiary na moralność, wiedzę, szczęście człowieka i na całą społeczność ludzką i jej pomyślność.

 

Załatwiwszy się z tymi pytaniami, przejdziemy do drugiego działu tj. do badań nad przedmiotem wiary. Zobaczymy, co wiedza może wypowiedzieć za, lub przeciw pojedynczym prawdom wiary; o ile przemawia za nimi, lub się im sprzeciwia. Otworzy się przed nami zajmujący widok. Nie masz nauki, która by w biegu czasów nie podniosła zarzutów przeciw wierze, ale każda czyniła to wtedy, kiedy sama jeszcze leżała w kolebce. Skoro tylko zmężniała i wyrosła, odrzuciła przedwczesne swe przesądy i przyczyniać się poczęła sama do utwierdzenia wiary. Dziećmi będąc, z krzykiem i kamieniami rzucały się nauki na Kościół, który usiłował powstrzymać w karbach ich swawolę, ale kiedy już wyszły z lat dziecięcych i młodzieńczego szału, wtedy wszystkich swych kamieni użyły do wybudowania obronnego wału dla wiary. Tak działo się zawsze. I przeto rzekł już Bacon Werulamski, że filozofia zakosztowana tylko, odprowadza od Boga, gruntownie pojęta, prowadzi do Boga.

 

Oto szereg zasadniczych pytań i zagadnień obchodzących żywo każdy głębszy umysł. Rozwiążemy je poważnie, spokojnie, unikając polemicznego tonu, ostrej krytyki, tym bardziej gryzącej ironii i sarkazmu. Dowcip krytyki i satyra nadaje wprawdzie uczonym badaniom wiele barwy i życia, bawi i zaciekawia, ale na polu religii rzadko dobre przynosi owoce. W jakiej bądź gałęzi wiedzy ludzkiej kto zbłądzi, nie lubi, żeby mu mówiono: zbłądziłeś; woli sam przyznać się do pomyłki, a jeśli gdzie, to przede wszystkim rzecz się tak ma w kwestiach religijnych. Rzadko kiedy drażliwa polemika przywiodła kogo do wyrzeczenia się błędu, a uznania prawdy; błędnik zastawia się zawsze swymi dowodami i niech one będą najsłabsze, to niedostatek ich i niemoc zastępuje upór. Ton polemiczny nie odpowiadałby również usposobieniu naszych czytelników. Bo i któż będzie czytał te karty? Sądzę, że głównie ci, którzy przejęci miłością dla prawdy, znając ją już, głębiej jeszcze poznać ją pragną; dla ludzi zaś tak usposobionych, polemika jest oczywiście nie na swoim miejscu.

 

Przedsiębierzem tedy pozytywny wykład, logiczne rozwijanie prawd jednych z drugich, uzasadnienie postawionych twierdzeń na podstawie wiedzy ludzkiej. Na zarzuty przeciw wierze nie myślimy odpowiadać wojowniczo, ale roztrząsać je poważnie, oddzielając prawdę od fałszu, pozór od rzeczywistości. Taka jest nasza metoda.

 

Jeszcze jedna uwaga, aby czytelnik wiedział z góry, czego się ma po nas spodziewać. Pisząc te karty nie mieliśmy na oku biegłych teologów, ale ogół ludzi wykształconych. Przemawiając do teologa, należałoby trzymać się innej metody w przeprowadzeniu dowodów i ocenieniu zarzutów, w samym nawet doborze słów. Osobny bowiem jest język teologów, osobna też jest metoda teologiczna w dowodzeniu, w postawieniu i zbijaniu zarzutów; wydarza się więc często, że tam, gdzie teologowi wystarcza jedno słowo dla zupełnego zrozumienia rzeczy, tam nieobeznany z naukowym słownictwem i rutyną teologiczną, zaledwie po długich wywodach pojąć będzie mógł o co właściwie chodzi.

 

Dodajmy do tego, że i w świecie uczonym wykształcenie pojedynczych osób różni się niezmiernie. Stąd co jednemu wydaje się jasnym i naturalnym, to dla drugiego jest ciemne i niedostępne; ten jeszcze namyśla się i wątpi, ów zaś dawno już pozbył się wszelkiej wątpliwości. Inaczej być nie może; chcąc być zrozumiałymi dla najsłabszych talentem i wiedzą, możemy się naprzykrzyć i wydać rozwlekłymi dla więcej zdolnych i uczonych – tych prosimy zawczasu o przebaczenie za poniewolną winę (8). (C. d. n.).

 

X. A. Langer.

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok pierwszy. – Tom I (styczeń, luty, marzec 1884), Kraków 1884, ss. 7-17.

 

Przypisy:

(1) S. Vincentius Lirinensis, Commonitorium, C. 23.

 

(2) List do Żyd. XII, 2.

 

(3) S. Hier. Sermo de Assumpt. B. Virginis.

 

(4) Trid. s. 6, c. 2.

 

(5) Vega, Theologia Mariana, Palaestr. IX, Cert. II.

 

(6) Bulla Piusa IX Ineffabilis Deus.

 

(7) "Bezeleel" mistrz od Boga natchniony, który przyozdobił przybytek i wnętrze arki przymierza. Por. Ks. Wyjścia XXXI, 1; XXXV, 30.

 

(8) Wypełniając program autora, podamy w dalszych zeszytach szereg rozpraw, stanowiących każda dla siebie zaokrągloną całość. (Od Redakcji).

 

( PDF )

 

 © Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXII, Kraków 2012

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Langera SI pt.
ROZWÓJ WIARY

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: