TAJEMNICE CHRZEŚCIJAŃSTWA

 

KS. MACIEJ JÓZEF SCHEEBEN

 

––––––––

 

ROZDZIAŁ SIÓDMY

 

TAJEMNICA KOŚCIOŁA I JEGO SAKRAMENTÓW

 

Tajemnica to wielka jest, a ja mówię o Chrystusie i o Kościele (Ef. 5, 32).

 

––––––

 

§ 85. TAJEMNICA CZYLI SAKRAMENTALNOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKIEGO MAŁŻEŃSTWA

 

         Jak ci, którzy przyjmują sakramenty wyciskające charakter, wchodzą w nowy nadprzyrodzony stan, tak też w nowy stan wstępują narzeczeni przez zawarcie małżeństwa. Nie otrzymują oni wprawdzie jakiejś nowej konsekracji, ale powstaje między nimi nadprzyrodzony węzeł, łączący ich ze sobą, by wspólnie dążyli do wzniosłego i świętego celu. Jak tam przyjęcie charakteru niesie z sobą łaskę uświęcającą, tak tu niesie ją ze sobą wejście w ten święty związek. Ażeby jednak ten związek mógł istotnie łaskę sprowadzić, to musi posiadać charakter nadprzyrodzony, tj. musi wyznaczyć związanym małżeńskim węzłem jakieś stanowisko w Mistycznym Ciele, domagające się od Chrystusa-Głowy szczególnego przypływu żywotnej siły. Nadprzyrodzona skuteczność aktów, którymi zawiera się małżeńską umowę, zależy właśnie od tego, że sama ta umowa czyli sam kontrakt małżeński jako taki posiada charakter nadprzyrodzony, mistyczny i sakramentalny.

 

         Pod tym względem brak było często należytej jasności. Niektórzy teologowie nie widzieli w sakramentalności małżeństwa jakiejś nowej, osobliwej i mistycznej rzeczywistości, która by wyróżniała sakramentalne małżeństwo i na której opierałaby się jego skuteczność w udzielaniu łaski. Sądzono bowiem, że małżeństwo między ochrzczonymi, czyli sakrament małżeństwa, tylko tym się różni od małżeństwa zawartego przez osoby nieochrzczone, że Chrystus pozytywnym zrządzeniem, nie zmieniając w niczym natury małżeństwa, złączył z nimi szczególne łaski dla łatwiejszego osiągnięcia celów małżeństwa. W podobnym wypadku nadprzyrodzona świętość małżeństwa ograniczałaby się wyłącznie do łaski udzielonej małżonkom w chwili zawierania małżeństwa. Nie miałaby ona korzeni w samym małżeństwie jako takim, byłaby jedynie jakimś zewnętrznym dodatkiem, którego ewentualnie mogłoby nawet brakować, a małżeństwo samo w sobie nie byłoby czymś nadprzyrodzonym. Zawierający związek małżeński nie wykonywaliby jakiejś sakramentalnej czynności i dlatego nie sam małżeński kontrakt byłby w swojej istocie i wewnętrznie sakramentem, tylko dochodzące doń błogosławieństwo, którego Kościół udziela w imię Chrystusa. Chcąc postawić całe zagadnienie we właściwym świetle, musimy sięgnąć nieco dalej.

 

         1. Jeżeli popatrzymy na małżeństwo z punktu czysto naturalnego, czyli jeżeli będziemy abstrahować od pozytywnego Bożego ustanowienia, to nie będzie ono niczym innym jak tylko związkiem mężczyzny i kobiety, mającym na celu rozmnażanie ludzkiego rodzaju (1). Jedynym, co może nam tutaj określić istotę małżeństwa, to charakter i wymagania celu, do którego ono zmierza. Wzniosłość celu stawia małżeński kontrakt ponad wszystkie inne kontrakty; wymagania celu nie pozwalają małżonkom na dowolne wysuwanie warunków ich wzajemnego związku, a w założeniu, że się na ten cel zdecydowali, postępowanie ich musi być takie, jakiego domaga się osiągnięcie celu. Jedność i nierozerwalność małżeńskiego związku są zasadniczo konieczne, ale nie w tym stopniu, żeby się ich Bóg zawsze domagał bezwzględnie a ostatecznie opierają się one na pozytywnym prawie Zbawiciela. Ono bowiem sankcjonuje te dwie właściwości małżeństwa, które w gruncie rzeczy wypływają z jego celu i są konieczne dla jego doskonałości. Odtąd ludzie już nie mogą zawierać innego związku małżeńskiego jak tylko związek dwuosobowy i nierozerwalny, cokolwiek dyktowałyby im jakieś indywidualne cele i warunki życia.

 

         Już bowiem sam naturalny cel małżeństwa wskazuje na jego religijny charakter. Bo czy nie chodzi tutaj o rodzenie nowych istot na obraz i podobieństwo Boże, mających Bogu oddawać na ziemi cześć i chwałę? Wszystkie bowiem warunki konieczne do osiągnięcia tego celu i sam małżeński związek opierają się na tej świętej zasadzie, a zobowiązania, jakie ten związek nakłada, ze względu na swą bezpośrednią odnośnię do Boga są czymś o wiele świętszym i czcigodniejszym niż wszystkie inne ludzkie zobowiązania naturalne czy umowne. Kiedy mężczyzna i kobieta łączą się razem dla rozmnażania rodzaju ludzkiego, nie tylko zaciągają zobowiązania wobec samych siebie i swego potomstwa, ale oddają się Bogu na świętą służbę, by powiększyć Jego królestwo w świecie rozumnych istot. A ta konsekracja dla Bożej służby jest tym wznioślejsza, że rodzice wchodzą w bliższy stosunek do Boga jako Stwórcy dusz ich dzieci, jako do Tego, który, w nich i za ich pośrednictwem pragnie rozszerzać swoje królestwo. A zatem leży to już w samym związku małżeńskim, nawet o ile zależy on od woli małżonków, że tak sam związek jak i umowa, której jest on owocem, są rzeczą świętą – res sacra, w znaczeniu rozumie się szerszym a nie ściśle sakramentalnym. Z tej też racji, pomijając już wszystkie inne, nie podlega on władzy cywilnej i politycznej jako takiej (2).

 

         I właśnie z powodu tego religijnego i świętego celu małżeństwa i ze względu na to, że Bóg jest w nim i celem i współdziałającym, otoczył je Bóg taką opieką swego pozytywnego prawa, jakiej nie udzielił żadnej innej ludzkiej społeczności i nadał małżeńskiemu związkowi taką sankcję, że uświęcił go w samej jego wewnętrznej istocie, albo lepiej, świętość, która już z jego celu wypływała, pozytywnie uzupełnił i przypieczętował (Rodz. 1).

 

         Jak bowiem przy realizowaniu celu małżeństwa, którym jest rodzenie potomstwa, Bóg musi bezpośrednio interweniować, by uzupełniać płodność małżonków; tak w samym kontrakcie ze względu na jego cel raczy mieć bezpośredni udział, nie tylko zezwalając małżonkom poświęcić się dla tego celu i poświęcenie to przyjmując, ale pozytywnym aktem swej woli udziela im świętości i w ten sposób pieczętuje ich wzajemną umowę. Powiedzmy jeszcze lepiej: jak przez akt małżeński mogą małżonkowie osiągnąć cel małżeństwa ale jedynie jako narzędzia Boże, tak też według Bożej woli przy zawieraniu małżeństwa mają występować nie tylko we własnym ale także i w Bożym imieniu.

 

         Dzięki temu sama umowa małżeńska i małżeński związek nabierają całkiem innego znaczenia i treści istotnie różnej. Dobro, przedmiot małżeńskiej ugody, czyli ciało małżonków, będące przyczyną rodzenia, Bóg sobie zastrzega jako swoje narzędzie, jako rzecz świętą, którą zawierający małżeństwo mogą rozporządzać tylko w imieniu Bożym. Jeżeli zatem po zawarciu małżeństwa małżonkowie dysponowali swoim ciałem i oddawali je sobie nawzajem, to mogli i powinni to czynić również w imieniu Bożym i obustronnie działać wyłącznie na podstawie Bożego upoważnienia; odtąd już nie tyle sami łączą się między sobą, ile raczej Bóg ich łączy, posługując się przy tym ich wolą. Wskutek tej specjalnej zależności od Boga, mocą której małżonkowie zawierają małżeńską ugodę, węzeł małżeński będący jej owocem, nawet niezależnie od samych wymagań celu małżeństwa, z istoty swej zostaje wyjęty spod ich woli, gdyż w jego zerwaniu względnie rozszerzeniu zainteresowany jest sam Bóg. Dlatego właśnie wkracza On tutaj, ażeby małżonków jeszcze ściślej złączyć niżby to oni sami potrafili uczynić, ażeby ich wzajemną jedność jeszcze bardziej wzmocnić oraz udzielić jej niepodzielności i nierozerwalności. Bóg, rzecz jasna, zawsze może pozwolić na separację czy nawet w pewnych okolicznościach na rozwiązanie małżeńskiego węzła, ale bez Bożego upoważnienia nie może nigdy człowiek na własną rękę rozrywać względnie modyfikować związku, który zawarł w imię Boże, quod Deus coniunxit, homo non separet (Mt. 19, 6). A jak małżonkowie, tak samo i żadna władza ziemska nie ma jakiejkolwiek jurysdykcji nad substancją małżeństwa, zważywszy, że może ona ingerować w sprawy ludzkie a nie Boskie (3).

 

         Tego rodzaju struktura i znaczenie małżeństwa, jak każdy widzi, różni się istotnie od tego, w którym węzeł małżeński wynikał wyłącznie z umowy, jaką we własnym imieniu zawierali mężczyzna i kobieta w oparciu o myśl Bożą wyrażoną w różnicy obu płci i według norm, dających się łatwo wyprowadzić z samej natury rzeczy. Jakkolwiek z jednej strony małżeństwo w tej nowej postaci nosi na sobie cechę zupełnie pozytywnej instytucji nie wyrastającej z porządku czysto przyrodzonego, ale ustanowionej pozytywnie przez Boga, to jednak z drugiej strony ta tak wzniosła instytucja jest tak bardzo zgodna z naturą, że bez niej trudno jest myśleć o jakimś godnym obcowaniu płciowym między mężczyzną i kobietą. Trudno sobie wyobrazić, żeby Bóg nie podkreślił pełnego prawa, jakie posiada do ludzkiego ciała, jako narzędzia służącego do rozmnażania rodzaju ludzkiego, ale pozostawił człowiekowi całkowitą swobodę pod tym względem, choćby zresztą w granicach oznaczonych przez samą naturę. Nadto sama godność człowieka zda się wymagać, że, jak w celu fizycznego połączenia nawiązuje on wpierw z drugą stroną jedność moralną, tak też żeby zawarł umowę z Bogiem i dopiero za Bożym pośrednictwem łączył się małżeńskim węzłem. W każdym razie w tak pojętym małżeństwie zawiera się ów ideał połączenia dwu płci, przemawiający tak bardzo do zdrowego rozumu, że nie trudno jest odgadnąć, iż jest on faktycznie przez Boga zamierzony i ustanowiony. Owszem jest tak bliski rozumowi, że zazwyczaj zapoznaje się tę różnicę i stawia się go na tej samej płaszczyźnie co i małżeństwo, dające się bezpośrednio i z koniecznością wyprowadzić z samej natury ludzkiej. A pomieszanie obu ideałów małżeństwa przychodzi tym łatwiej, że ideał oparty na pozytywnym prawie Bożym został dany człowiekowi od samego początku w chwili stworzenia i zachował swą moc prawną u wszystkich ludzi i to nawet tam, gdzie poszły w niepamięć po największej części inne pozytywne Boże instytucje. Mimo to sądzimy, że przynajmniej pojęciowo trzeba go odróżniać od ideału małżeńskiego, dającego się wyprowadzić z samej natury ludzkiej, czyli z prawa naturalnego, gdyż opiera się on na pozytywnej woli Bożej i jest udoskonaleniem i wyniesieniem małżeństwa czysto naturalnego.

 

         Tak więc małżeństwo, pomijając już nadprzyrodzony stan i cel kontrahentów, z podwójnego tytułu cieszyło się charakterem religijnym i świętym: najpierw zmierza ono do Boga jako swego ostatecznego celu, a po wtóre Bóg wkracza faktycznie w chwili jego zawierania. Ale ten rodzaj świętości nie wychodzi poza granice świętości czysto przyrodzonej. Tutaj bowiem występuje Bóg wyłącznie jako Stwórca natury i jako przyrodzony ostateczny cel człowieka, a jeżeli ingeruje pozytywnie, to tylko dlatego, że pragnie potwierdzić porządek naturalny (4).

 

         W każdym razie dzięki świętości aktów, przez które małżeńska umowa dochodzi do skutku, można się w nich dopatrzeć wyższego znaczenia i w pewnej mierze jakiejś sakramentalności; stwarzają bowiem i wyrażają coś więcej niż zwykłe umowne zobowiązanie, tj. oznaczają wspólnotę i zobowiązania święte i religijne. Jest to sakramentalność podobna do tej, która jest właściwa przysiędze, a którą klasyczna łacina określa mianem sacramentum. Jak bowiem przysięga obowiązuje nie tylko w stosunku do tego, któremu się coś przyrzeka, ale i w stosunku do Boga i w Bogu w stosunku do człowieka, a naruszenie przysięgi jest świętokradztwem; podobnie i małżonkowie przez swą umowę zobowiązują się nie tylko wobec siebie, ale i wobec Boga i przez Boga. Dalsza analogia małżeństwa do sakramentów polega na tym, że dokonuje się przez nie jakaś konsekracja małżonków na służbę Bożą i wiąże się z nim Boże błogosławieństwo, mające być dla nich gwarancją Bożej pomocy w wypełnianiu małżeńskich obowiązków. Mimo wszystko nie znajdujemy jeszcze w nim elementu prawdziwie sakramentalnego, bo brakuje mu charakteru nadprzyrodzonego.

 

         2. Małżeńska umowa nabiera nadprzyrodzonego charakteru dopiero wtedy, gdy strony zawierające małżeństwo znajdują się w stanie nadprzyrodzonym i gdy łączą się między sobą dla celu nadprzyrodzonego.

 

         Miało to miejsce u naszych prarodziców w raju, którzy byli złączeni węzłem małżeńskim jako dzieci Boże i dla szerzenia nadprzyrodzonego królestwa Bożego. Ich związek nie był tylko religijnym, ale w sposób nadprzyrodzony świętym, tak ze względu na osoby, które obejmował, jak ze względu na cel, do którego zmierzał, jak wreszcie ze względu na sankcję daną mu przez Boga, który nie wkraczał dla umocnienia przyrodzonego, ale dla założenia porządku nadprzyrodzonego.

 

         Nie będzie rzeczą bezpodstawną, jeśli się przyjmie, że przy zawieraniu przez naszych prarodziców tego tajemniczego związku towarzyszył wzrost łaski; nie chodziłoby tu o udzielenie im łaski Chrystusowej ex opere operato, ale jedynie o jej powiększenie ex opere operantis, mniej więcej w podobny sposób, jak to obecnie ma miejsce przy wstąpieniu do zakonu. Mimo wszystko pod innym względem z małżeństwem Adama i Ewy związane było większe błogosławieństwo niż z małżeństwem chrześcijańskim; jak długo pozostawali w stanie łaski, mieszkał w nich Duch Święty z taką nadprzyrodzoną płodnością, że potomstwo, które by zrodzili, przychodziłoby na świat nie tylko jako potomstwo ludzkie, ale jako potomstwo Boże. Zawierając między sobą małżeński związek, zawierali go także z Duchem Świętym, jako ze źródłem nadprzyrodzonej łaski, ażeby z nimi współdziałał nie tylko swoją mocą stwórczą, ale także mocą Bożego rodzenia. W ten sposób był Duch Święty nie tylko źródłem nadprzyrodzonego błogosławieństwa w dopełnieniu przez nich małżeństwa, ale zarazem pieczęcią i gwarancją ich wzajemnej jedności.

 

         W małżeństwie chrześcijańskim potomstwo nie przychodzi na świat z łaską Ducha Świętego. Stąd też mogłoby się komuś zdawać, że posiada ono mniejszą nadprzyrodzoną godność niż małżeństwo Edenu. Jednakowoż dokładniejsze rozważanie wykaże nam wręcz coś przeciwnego. O ile bowiem chrześcijanin jako taki stoi wyżej niż Adam w raju, o tyle też małżeństwo chrześcijańskie przewyższa małżeństwo prarodziców.

 

         Kimże właściwie jest chrześcijanin? Przez chrzest św. na mocy wyciśniętego mu charakteru Chrystusowego zostaje przyjęty do Mistycznego Ciała Boga-Człowieka, do którego należy z duszą i ciałem. Kiedy więc dwoje ochrzczonych wstępuje w związki małżeńskie, to nie wstępują oni jako zwykli tylko ludzie, ani też nie jako ozdobieni tylko łaską poświęcającą, ale jako dwa członki Mistycznego Ciała Chrystusowego, łączące się po to, by się poświęcić wzrostowi tego Ciała. Gdy ich związek jest prawowity, nie może on mieć innego wewnętrznego celu jak rodzenie dzieci dla Chrystusa, do którego przynależą zresztą sami małżonkowie; również i dzieci zrodzone przez nich w tym związku są przeznaczone, by do tego Ciała przynależały i uczestniczyły w jego Boskim życiu. Stąd też przy zawieraniu małżeństwa mogą występować wyłącznie w imieniu Chrystusa, swojej Boskiej Głowy, której są członkami i dla której działają; konkretnie, nie mogą dysponować swoim ciałem jako narzędziem rodzenia jak tylko za zgodą Chrystusa i po Jego myśli, gdyż ciało ich nie należy do nich, ale do Chrystusa (1 Kor. 6, 15-20). Mogą się łączyć ze sobą tylko na podstawie zjednoczenia z Chrystusem a ich obopólne zjednoczenie z Boską Głową wchodzi także jako element ich wzajemnej jedności, by ją uwielbić i wzmocnić (Ef. 5, 21-33).

 

         Zatem związek małżeński między chrześcijanami jest pod każdym względem święty i nadprzyrodzony: jest takim z powodu nadprzyrodzonego charakteru małżonków, z powodu nadprzyrodzonego celu i z powodu nader świętej interwencji Boga, z którym małżonkowie wchodzą w bardzo ścisły stosunek. Stąd też świętość małżeństwa chrześcijańskiego jest proporcjonalnie tym większa i wspanialsza, im większa jest godność członka Mistycznego Ciała Chrystusowego od godności człowieka obdarzonego samą tylko łaską, im wzrost tego Mistycznego Ciała jest czymś znakomitszym od wzrostu samego tylko królestwa łaski, a zjednoczenie się Syna Bożego z nami przez Wcielenie od zwykłego zamieszkania Ducha Świętego.

 

         Tę osobliwie wzniosłą naturę chrześcijańskiego małżeństwa tłumaczy się zazwyczaj w odniesieniu do słów Apostoła, który mówi, że jest ono "sakramentem" jedności Chrystusa z Kościołem. I w rzeczy samej trudno jest o określenie głębsze i wspanialsze, chociaż z drugiej strony należy jego pełny sens dobrze zrozumieć.

 

         "Tajemnica to wielka jest", naucza Apostoł, "a ja mówię o Chrystusie i o Kościele" (Ef. 5, 32). Twierdzi zatem, że mąż ma miłować własną żonę jak swoje ciało. Dlatego niech opuszcza mąż nawet ojca i matkę, od których otrzymał życie, a przystanie do żony swej, by się w ciele stać z nią czymś jednym – jak to wyraził Adam w raju. Potem Apostoł ciągnie dalej: Ta tajemnica, czyli to złączenie i jedność ciała z żoną jest czymś wielkim, ale wielkim w odniesieniu do Chrystusa i Kościoła, jak to wynika z tekstu greckiego – eis Christon kai Ecclesian.

 

         W jakim znaczeniu małżeństwo ma być tak wielką tajemnicą, zależy oczywiście od tego, jak się ujmie jego stosunek do Chrystusa i Kościoła. Stosunek ten bowiem można brać albo wyłącznie symbolicznie albo realnie. W pierwszym wypadku przedstawiałby Apostoł małżeństwo w jego przyrodzonej istocie jako symbol nadprzyrodzonej jedności zachodzącej między Chrystusem i Kościołem. W takim razie samo małżeństwo nie byłoby tajemnicą ale jedynie pustym obrazem, uzmysławiającym nam tajemnicę znajdującą się poza nim, tj. zjednoczenie Chrystusa z Kościołem; a więc nie byłoby ono tajemnicą ile raczej sakramentem tajemnicy i to sakramentem beztreściwym. I w rzeczy samej takim jest jeszcze małżeństwo nieochrzczonych, takim było wszędzie małżeństwo przed Chrystusem nawet u Żydów, które ze względu na Boże ustanowienie można by uważać nie za czczy symbol, ile raczej za wybraną przez Boga proroczą figurę przyszłych związków Chrystusa z Kościołem i dlatego mające do nich bliższą odnośnię. Nawet małżeństwo Adama nie byłoby niczym więcej jak tylko doskonałym obrazem tej tajemnicy, jakkolwiek nosiło już na sobie charakter tajemnicy, którego wprawdzie nie miało ze względu na Chrystusa i Kościół, albo przynajmniej nie w tej mierze co małżeństwo chrześcijańskie.

 

         Natomiast małżeństwo chrześcijańskie stoi w rzeczywistej, wewnętrznej i istotnej relacji do tajemnicy, jaką jest jedność Chrystusa z Kościołem; w tej jedności zapuszcza ono swoje korzenie, wiąże się z nią organicznie i dlatego uczestniczy w jej naturze i nadprzyrodzonym charakterze. Nie jest ono prostym symbolem tej tajemnicy, ani też wzorem czegoś sobie zewnętrznego, ale odbiciem wyrastającym ze złączenia Chrystusa z Kościołem, na tym złączeniu się opiera i jest nim przeniknięte. Nie tylko tajemnicę tę uprzytamnia ale ją rzeczywiście w sobie wyraża, a wyraża dlatego, że występuje w nim ona czynnie i skutecznie.

 

         I w ten sposób pragnie Apostoł na nią się zapatrywać. Nie chce on przy pomocy małżeństwa objaśniać zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, ale przeciwnie, z tego zjednoczenia jako z ideału i źródła wyprowadza on tak naturę jak i obowiązki chrześcijańskiego małżonka. Wprawdzie dałoby się to przeprowadzić i wówczas, gdyby między jednym i drugim nie było żadnego wewnętrznego związku, ale czysta analogia. Lecz wtedy słowa Apostoła, pełne wymowy i emfazy, straciłyby swój charakter, a zwłaszcza stałoby się niezrozumiałym, dlaczego Apostoł zapewnia uroczyście na końcu, że mamy tu do czynienia z "wielką tajemnicą". Przez samo bowiem porównanie z jakąś tajemnicą małżeństwo jedynie w sposób sztuczny mogłoby się stać tajemnicą i to wielką tajemnicą. Może nią być jedynie wówczas, kiedy wielka tajemnica Chrystusa w nim żyje, działa i objawia się w sposób okazały.

 

         Jak to się dzieje? Według słów św. Pawła chrześcijańscy małżonkowie mocą chrztu św. są członkami Mistycznego Ciała Chrystusowego, są ciałem z Jego ciała i kością z Jego kości. Oni są już przyjęci do tajemniczego zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, gdyż jako członki Oblubienicy Chrystusowej są Chrystusowi poślubieni, a więc tajemnicza jedność Chrystusa z Kościołem odnosi się także i do nich. Jeżeli zatem łączą się ze sobą, to mogą to prawowicie czynić tylko w tym celu, dla którego Chrystus jednoczy się z Kościołem, tj. w celu powiększenia Mistycznego Ciała Chrystusowego. Nie mogą inaczej postępować jak tylko w duchu zjednoczenia Chrystusa z Kościołem i tylko w imieniu Chrystusa i Kościoła, ponieważ ciała ich są w pierwszym rzędzie własnością Chrystusa i Kościoła. Dlatego też prawo dysponowania sobą nie przysługuje najpierw małżonkom ziemskim, ale temu niebieskiemu związkowi. Ich tedy jedność suponuje jedność Chrystusa z Kościołem, do tej jedności się dołącza i musi współpracować w realizowaniu tego samego nadprzyrodzonego celu. Do osiągnięcia zaś tego celu muszą się przyczyniać w Kościele właśnie dlatego, że są członkami Mistycznego Ciała Chrystusowego, a więc jako organy całości; stąd też łączyć się mają między sobą jako organy Mistycznego Ciała, czyli jako organy tego organizmu, który powstaje przez zjednoczenie się Chrystusa z Kościołem. W ten sposób ich jedność i wzajemny związek stają się organicznym narządem w tej wspaniałej i należycie ukształtowanej jedności zachodzącej między Chrystusem i Kościołem; ta jedność go obejmuje, przenika i podtrzymuje, uczestniczy on w nadprzyrodzonym charakterze całości, którą w swej wewnętrznej istocie przedstawia i wyraża.

 

         Najtrafniej określiłoby się stanowisko chrześcijańskiego małżeństwa w związku Chrystusa z Kościołem, gdyby się je uważało za rozgałęzienie tego związku. Oznaczałoby to, że małżonkowie na podstawie zaślubin Chrystusa z Kościołem, zawierając małżeństwo, zaślubialiby się równocześnie z Chrystusem i w ten sposób w pewnym znaczeniu i w pewnym określonym celu poszerzaliby związek Chrystusa z Kościołem, związek ten by odtwarzali, dostarczając mu nowego organu dla osiągnięcia owego celu. Ponieważ dalej związek małżeński tkwi swymi korzeniami w zjednoczeniu się obu małżonków z Chrystusem i z tego zjednoczenia wyrasta jak gałąź z drzewa, dlatego jest jego rozszerzeniem, dalszym ciągiem, jego odbiciem i organem.

 

         Z racji tej nadprzyrodzonej jedności małżonków jako członków i organów Mistycznego Ciała Chrystusowego jest małżeństwo chrześcijańskie wielką tajemnicą w swej najbardziej wewnętrznej istocie. Ponieważ dalej w tej swojej wewnętrznej istocie wyraża ono zarazem najwznioślejszą tajemnicę zaślubin Chrystusa z Kościołem, dlatego zwie się również ich sakramentem. Ponieważ jeszcze z tych zaślubin, będąc ich odbiciem i organem, bierze własną swoją naturę, słusznie można powiedzieć, że jego tajemnicza istota polega właśnie na tej sakramentalności. Tylko wtedy pojęcie sakramentu należy brać w pełnym znaczeniu, tj. takim, żeby sakrament nie był samym symbolem tajemnicy, ale żeby go tajemnica wewnętrznie przenikała i przeobrażała i ażeby się w niej niejako rozpływał.

 

         Gdy się tak ujmie stosunek chrześcijańskiego małżeństwa do zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, wtedy dopiero wystąpi na jaw cała jego osobliwa wielkość, którą przewyższa nawet małżeństwo Adamowe. Przewyższa zaś je większą godnością łączących się osób, będących członkami Chrystusowymi, wznioślejszym celem i bardziej wewnętrznym i realnym stosunkiem do mistycznych godów Chrystusa z Kościołem, które żywo odzwierciedla. A godności tej nie uwłacza nawet fakt, że owoc chrześcijańskiego małżeństwa nie przychodzi na świat równocześnie w stanie łaski, jakby to miało miejsce w małżeństwie Adama i Ewy. Chociaż bowiem chrześcijańskie małżeństwo nie daje bezpośrednio swemu potomstwu łaski, mimo to udziela mu jej jako organ Mistycznego Ciała, do którego należy, rodząc dzieci w tym celu, ażeby zjednoczenie Chrystusa z Kościołem żyjące w chrześcijańskim małżeństwie wykazało w nim swą niebieską płodność, odradzając potomstwo do życia nadprzyrodzonego. Małżeństwo chrześcijańskie samo w sobie byłoby bez wątpienia zdatniejsze do udzielania łaski niż małżeństwo naszych prarodziców; z tym ostatnim łaska nie była związana w sposób niezawodny, podczas gdy w małżeństwie chrześcijańskim owoc ciała należącego już do Mistycznego Ciała Boga-Człowieka z natury swej stoi już bliżej Syna Bożego i Jego łaski. Można by powiedzieć, że owoc ten wyszedł ze związku Chrystusa z Kościołem, o ile małżonkowie łączyli się ze sobą dla jego zrodzenia jako organ Chrystusowy i w Jego imieniu. Jeżeli mimo to dzieci chrześcijańskich rodziców nie przychodzą na świat w stanie łaski, pochodzi to stąd, że Bóg-Człowiek każdego ze swych mistycznych członków pragnie uświęcić z osobna, nie chce mieszać nadprzyrodzonej płodności Kościoła z płodnością naturalną, a odrodzenie owocu ciała nie chce dokonać w ciele ale w dziewiczym łonie Kościoła (5).

 

         Jednakowoż im w mniejszym stopniu chrześcijańskie małżeństwo zaznacza swą sakramentalną moc w przekazywaniu łaski potomstwu, w tym większym wykazuje ją w osobach małżonków. W raju Adam i Ewa, zawierając małżeństwo jako rzecz Bogu miłą, mogli dostąpić łaski, ale nie ex opere operato. Natomiast małżonkowie chrześcijańscy zawierając małżeńską ugodę, wchodzą w nader bliski związek z Bogiem-Człowiekiem jako z nieskończenie bogatym w łaski Oblubieńcem Kościoła i zostają uświęceni i przyjęci jako czynne organy w Mistycznym Ciele. Stąd też ze źródła swej Głowy musi spłynąć na nich nowa łaska i nowe życie, najpierw powiększenie łaski poświęcającej, a następnie prawo do łask uczynkowych, które w nowym stanie są im potrzebne do wywiązania się ze swych obowiązków.

 

         Małżonkowie otrzymują te łaski nie ex opere operantis, ale ex opere operato. A otrzymują je dlatego, że przy zawarciu małżeństwa występują jako organy i jako stojący na usługach Chrystusa i Kościoła, a przez zawarcie małżeństwa stają się nimi rzeczywiście (6). Otrzymują je, kiedy we wzajemnym związku dołączają się do związku Chrystusa z Kościołem, który w swym małżeństwie odtwarzają i dopełniają. Na podstawie tego wszystkiego trzeba powiedzieć, że zaślubiny Chrystusa z Kościołem, na których opiera się cały obiektywny porządek udzielania łaski, musi wykazać swą skuteczność w małżeństwie chrześcijańskim, jako w swym nowym odgałęzieniu (7).

 

         Z natury chrześcijańskiego małżeństwa wynika nadto, że małżonkowie mają się wzajemnie miłować nie tylko w sposób przyrodzony ale nadprzyrodzony. Są przecież członkami Chrystusowymi i wyrazicielami Jego mistycznego związku z Kościołem. Również i dzieci powinni kochać nie tylko jako swoje ale także jako owoc Mistycznego Ciała i dzieci Boże oraz z należną czcią urabiać je i wychowywać. Spełniają wobec nich obowiązki nauczycieli i wychowawców, oraz będąc dla nich wzorem, zastępują im Chrystusa i Kościół. – Oto wzniosłe i nadprzyrodzone powołanie, domagające się tym większych łask, że sami rodzice podlegają jeszcze słabościom ciała a ich dzieci, obciążone tymi samymi słabościami, tylko z wielkim trudem można doprowadzić do miary pełnego wzrostu dojrzałości Chrystusowej. Nie ulega jednak wątpliwości, że tych łask im nie zabraknie, bo spływają one na nich z pełnego łask mistycznego związku Chrystusa z Kościołem, a temu związkowi oni się poświęcili, związek ten w swym małżeństwie wyrazili, odnowili i uzupełnili.

 

         Skuteczność w udzielaniu łaski stanowi w ścisłym tego słowa znaczeniu sakramentalność chrześcijańskiego małżeństwa. Opiera się ona na czymś wewnętrznym i tajemniczym, tj. na sakramentalności związku małżeństwa Chrystusa z Kościołem i dlatego z tego punktu należy ową skuteczność określać i wyjaśnić (8).

 

         Zatem udowodniliśmy to, cośmy sobie na samym początku postawili jako cel naszych rozważań. Zechciejmy obecnie wyciągnąć z tego ważne wnioski.

 

         Jest rzeczą z gruntu fałszywą sądzić, że łaska sakramentu małżeństwa jest owocem jakiegoś błogosławieństwa, a nie samego kontraktu małżeńskiego. Jest to równie fałszywe jak twierdzenie, że łaskę sakramentu kapłaństwa otrzymuje się nie przez same święcenia, ale przez jakieś dodatkowe błogosławieństwo. Umowa małżeńska między chrześcijanami, o ile jest ważna, z istoty swej i w każdym wypadku stanowi na wskroś święty i mistyczny związek, którym się narzeczeni łączą w imię Chrystusa dla rozszerzenia Jego Mistycznego Ciała. Dzięki temu, jakkolwiek nie przez nowy charakter, ale na podstawie charakteru chrztu, zostają konsekrowani do pełnienia świętych funkcji, a tym samym, po usunięciu ewentualnych przeszkód, dostępują również łaski sakramentalnej.

 

         Błogosławieństwo kapłana mogłoby tylko wtedy być formą sakramentu małżeństwa, a kapłan jego szafarzem, gdyby pozytywne współdziałanie kapłana było nieodzowne dla ważności małżeńskiej umowy. W rzeczy samej nie jest to niemożliwe. Skoro bowiem narzeczeni nie mogą zawrzeć prawdziwego małżeństwa jak tylko w imię Boga, skoro ich związek nie opiera się wyłącznie na umownym zobowiązaniu ale także i na dochodzącym do niego Bożym usankcjonowaniu, to byłoby to rzeczą możliwą a nawet pod pewnym względem wskazaną, ażeby tę Bożą sankcję wyraził zewnętrznie zastępca Boga i ażeby od tego zależała ważność małżeństwa. W tym wypadku ratyfikacja udzielona przez kapłana – nie tylko samo błogosławieństwo – stanowiłaby dopełnienie samej umowy a zarazem formę sakramentu.

 

         De facto jednak ani Chrystus ani Kościół nie uzależnili ważności małżeństwa od ratyfikacji czy błogosławieństwa kapłana. Kościół zawsze, małżeństwa zawarte bez udziału kapłana, o ile nie było jakiejś przeszkody, uważał za ważne a więc za sakrament. A więc w podobnych wypadkach przez samo zawarcie umowy małżeńskiej udzielają sobie małżonkowie sakramentu małżeństwa. Jeżeli tedy umowa małżeńska posiada tę samą moc, niezależnie od tego czy kapłan jest obecny czy też nie, a trudno przyjąć, że ten sakrament ma aż dwie formy, to jest rzeczą niemożliwą, by ratyfikacja względnie błogosławieństwo kapłana stanowiły formę tego sakramentu i by kapłan był jego szafarzem. Dlatego to małżonkowie są tymi, którzy jako mistyczne członki Chrystusowe, działając w imieniu Chrystusa i Kościoła, przez obopólne wyrażenie swej zgody zawierają sakramentalny związek i otrzymują przezeń łaskę. Sam kontrakt małżeński jest tu zewnętrznym znakiem, oznaczającym i stwarzającym najpierw sacramentum simul et res, tj. małżeński węzeł jako taki, a następnie oznaczającym i udzielającym także res tantum, czyli łaskę (9).

 

         Jak sam węzeł małżeński tak też i jego zawarcie są czymś z istoty swej świętym; gdyby zaś kontrakt małżeński był tylko materią sakramentu, to mógłby być rzeczą czysto świecką, jak czysto świecką rzeczą może być także polanie wodą przy chrzcie świętym (10). W podobnym ujęciu oddzielałoby się świętość od istoty małżeństwa, a udzielałoby mu się jej tylko z zewnątrz. Zwolennicy tej teorii, choć pozornie pragną podkreślić godność sakramentu, uzależniając go od współdziałania kapłana i wiążąc go bliżej z Kościołem, w rzeczy samej odzierają małżeństwo z jego zasadniczej godności i rozrywają jego stosunek do Kościoła. Istotna godność małżeństwa tylko wtedy da się uratować, kiedy sam kontrakt małżeński jest sakramentem i tylko wtedy samo małżeństwo i małżeńska umowa pozostają w wewnętrznym, naturalnym i żywym stosunku do Kościoła. Umowa małżeńska jako czynność z istoty swej sakramentalna musi podlegać nadzorowi, jurysdykcji i władzy Kościoła (11). Ze względu na wielką godność, jaką posiada małżeństwo, powinno się je zawierać w miejscu świętym oraz przy udziale kapłana, ażeby i w ten sposób zaznaczyła się na zewnątrz jego wewnętrzna świętość i jego wewnętrzny stosunek do Chrystusa i Kościoła. Obecność kapłana dlatego jest potrzebna, że kontrakt małżeński jest już święty, a nie dlatego, żeby się stał święty; w przeciwnym razie umowa małżeńska, przy której bez słusznego powodu pominięto błogosławieństwo Kościoła, stanowiłaby tylko prosty grzech opuszczenia, tymczasem ma ona charakter świętokradztwa (12).

 

         Jest rzeczą znamienną, że teorii, według której małżeństwo otrzymuje swój święty charakter dopiero przez błogosławieństwo kapłańskie, najbardziej bronili i najbardziej się przy niej upierali właśnie ci, co czynili wszystko możliwe, by z życia społecznego usunąć wszelki nadprzyrodzony czynnik. Kiedy w dawnych czasach tego rodzaju poglądy przyjmowało tylko paru teologów, to gallikanizm, józefinizm a w przymierzu z nimi jansenizm uchwycili się ich nader gorliwie. A ponieważ pozornie chodziło tu o obronę świętości, dołączyli się do nich wprawdzie w dobrej wierze ale mniej wykształceni teologowie, nie domyślając się, że w ten sposób dostarczali wrogom Kościoła bardzo niebezpiecznej broni.

 

         Chrześcijańskie małżeństwo w sposób przedziwny zrosło się z nadprzyrodzoną istotą Kościoła i nic chyba nie zraniłoby tak boleśnie jednego i drugiego jak ich wzajemne rozdzielenie. Małżeństwo utraciłoby w samych korzeniach swój mistyczny charakter, a Kościół pozbawiony jednego z najpiękniejszych kwiatów, objawiającego wspaniale jego nadprzyrodzoną moc, która wszystko przenika i przeobraża. Nigdzie nadprzyrodzone i mistyczne życie Kościoła nie wkracza tak głęboko w rzeczywistość przyrodzoną jak tu, gdzie za swój uważa ten związek, który jest podstawą istnienia i rozmnażania się rodzaju ludzkiego. Kościół jako Oblubienica Syna Bożego, który będąc Głową rodzaju ludzkiego, rodzaj ten wziął w swoje posiadanie, podporządkowuje sobie także siłę rozrodczą, domagając się, by prawowite jej używanie zmierzało wyłącznie do celów wyższych i niebieskich. Nigdzie jak tutaj nie występuje z taką jasnością owa prawda, że cała natura ludzka nawet w najgłębszych swych korzeniach uczestniczy w świętości Boga-Człowieka, który ją sobie przybrał i że Chrystus stał się kamieniem węgielnym, na którym Bóg oparł jej istnienie i rozwój.

 

         Jeżeli chrześcijańskie małżeństwo jako sakrament zjednoczenia Chrystusa z Kościołem i jako obraz i odgałęzienie tego zjednoczenia jest według Apostoła tak wielką tajemnicą, to samo to zjednoczenie i Kościół w tym zjednoczeniu z Chrystusem będą jeszcze większą tajemnicą. Będą taką tajemnicą, która z jednej strony może mieć swoją podstawę jedynie w niewymownym dziele Wcielenia i w Eucharystii, a z drugiej strony tylko ona potrafi uwydatnić ogromną wagę i znaczenie tych dwóch tajemnic. Tę mistyczną stronę Kościoła poznamy jeszcze lepiej, gdy rozważymy owoce i cel jego nadprzyrodzonej działalności.

 

––––––––

 

 

Maciej Józef Scheeben, Tajemnice chrześcijaństwa. Kraków 1970, ss. 468-482.

 

Przypisy:

(1) "Natura dąży do zachowania gatunku, to zaś domaga się rodzenia i wychowania dzieci. Oto cel, do którego przeznaczony jest związek mężczyzny i kobiety" (G. H. Joyce, Matrimonio Christiano. Studio storico-dottrinale, Alba 1954, str. 25). Wzajemna pomoc w życiu (mutuum adiutorium) nie wypływa w jednakowo bezpośredni sposób z natury małżeństwa, bo dobro rodziców dochodzi do dobra potomstwa jako cel małżeństwa drugorzędny. Ocenę nieco odmiennej teorii H. Domsa znajdziemy: A. Lanza, Su i fini del matrimonio, "La Scuola Cattolica", LXXI, 1943, 153-163; dekret Św. Oficjum 1. IV. 1943; A. Boschi, Nuove questioni matrimoniali, 3 wyd., Torino 1950, 1-21.

 

(2) Mówimy "jako takiej": gdyby nie było żadnej, ustanowionej przez Boga władzy religijnej i kościelnej, należałoby suponować, że prawo czuwania nad ładem w rodzinie przeniósł Bóg milcząco wyłącznie na władzę cywilną.

 

(3) Casti connubii, n. 34-37.

 

(4) Stąd też zachowuje małżeństwo ową świętość i po utracie stanu pierwotnej niewinności, jak to można zauważyć u pogan i Żydów.

 

(5) Nie ma niczego takiego, co by można było przyjąć jako środek zastępujący chrzest dzieci. Por. Denz. 712.

 

(6) W tym wypadku przez zawarcie małżeństwa należy rozumieć pożycie małżeńskie (przyp. wyd.).

 

(7) Istotna różnica między zakonnymi ślubami a zawarciem związku małżeńskiego polega na tym, że nowożeńcy działają w imieniu Chrystusa i Kościoła. Wprawdzie przez zakonne śluby łączymy się jeszcze ściślej i bardziej bezpośrednio z Chrystusem niż przez małżeństwo, ale śluby nie są sakramentem; są tylko subiektywnym, osobistym poświęceniem, które przysparza łaski ex opere operantis. Nie inny charakter mają śluby uroczyste.

 

(8) Z tego cośmy powiedzieli wynika, jak można z rozdziału piątego listu da Efezjan wykazać, że małżeństwo jest jednym z siedmiu sakramentów. Jakkolwiek nie jest wyraźnie powiedziane, że małżeństwo udziela łaski, to jednak nie brak na to dowodów tkwiących w samej naturze małżeństwa jako tajemnicy. Egzegeza argumentuje ex visceribus causae.

 

(9) Niektórych to razi, że sami kontrahenci są szafarzami sakramentu małżeństwa, podczas gdy wszystkich innych sakramentów, przynajmniej zwyczajnym szafarzem jest kapłan. W rzeczy samej nie można ściśle twierdzić, że sami nowożeńcy są szafarzami. Skoro bowiem pierwsza res sacramenti tj. sam związek nie jest udzielany ale zawiązywany, dlatego nie można powiedzieć, że małżonkowie udzielają sobie łaski, ale przez zawarcie związku otrzymują łaskę z tym związkiem złączoną. Działając bowiem w imieniu Chrystusa i Kościoła, wykonywują sacrum ministerium; którego owocem jest res sacra, tj. małżeńska umowa, uświęcająca obiektywnie małżonków i niosąca z sobą łaskę.

 

(10) Sama umowa małżeńska i małżeński węzeł posiadałby pewną świętość ale nie specyficznie sakramentalną.

 

(11) Wszyscy, którzy substancję małżeństwa, ustalanie przeszkód itp. wyjmowali spod władzy Kościoła, twierdzili, że umowa małżeńska sama przez się nie jest sakramentem, ale najwyżej materia proxima sakramentu w podobny sposób jak są nią przy spowiedzi akty penitenta a przy chrzcie polanie wodą. Niektórzy nawet utrzymywali, że jest ona jedynie materia remota, która dopiero w sakramencie staje się czymś świętym. Z drugiej strony papieże, zwłaszcza Pius IX, broniąc władzy Kościoła nad małżeństwem, powołują się na to, że małżeństwo samo w sobie jest sakramentem. I gdyby istotnie umowa małżeńska była tylko materią sakramentu, to z władzy Kościoła nad sakramentami dałoby się tylko to wyprowadzić, że Kościół ma jedynie prawo określić, jaka umowa może być tą materią. W każdym razie bardzo trudno byłoby wówczas bronić wyłącznego prawa Kościoła do małżeństw chrześcijańskich. Można by się wprawdzie powoływać na to, że małżeństwo z natury swej posiada charakter religijny – quod Deus coniunxit, homo non separet. Ale ta ogólnoreligijna świętość w małżeństwie chrześcijan jest świętością sakramentalną, i jeżeli się tej ostatniej nie obroni, to powoływanie się na pierwszą na niewiele się przyda.

 

(12) Dziś nie można już wątpić, że małżeństwo przez to samo staje się sakramentem, przez co jest ważnym małżeństwem. Pius IX niejednokrotnie nauczał, ze sakrament nie jest czymś dochodzącym do małżeństwa, że nie można go od małżeństwa oddzielać, że nie polega na błogosławieństwie kapłana. Sakrament małżeństwa utożsamia się istotnie z samym kontraktem małżeńskim, jaki zawierają ochrzczeni, do tego stopnia, że chrześcijanie nie mogą zawrzeć ważnego małżeństwa, które by nie było tym samym sakramentem. Por. Denz. 1766, 1773, 1640; CIC can. 1012; Casti connubii 39-40.

 

( PDF )

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXVIII, Kraków 2018

Powrót do spisu treści siódmego rozdziału "Tajemnic chrześcijaństwa" ks. Macieja Józefa Scheebena pt.
TAJEMNICA KOŚCIOŁA I JEGO SAKRAMENTÓW

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: