ANTOLOGIA LITERATURY PATRYSTYCZNEJ

 

PRESKRYPCJA (1) PRZECIWKO HERETYKOM

 

TERTULIAN

 

–––––––

 

1. Warunki, w jakich żyjemy, nakazują nam przypomnieć, iż nie powinniśmy się dziwić temu, że istnieją herezje, bo przecież z dawna je przepowiedziano, ani temu, że podważają one wiarę niektórych ludzi, bo przecież po to właśnie istnieją, by wiarę naszą wypróbowywać, a wypróbowując utwierdzać. Ktokolwiek gorszy się wielką siłą żywotną herezji, czyni to bezpodstawnie i bez zastanowienia. Raczej należałoby się dziwić, gdyby herezji w ogóle nie było. Wszystko, co istnieje, ma swój cel, i ten cel jest zarazem przyczyną jego istnienia. (...)

 

4. Zastanówmy się głębiej nad słowami samego Pana i pismami Apostołów, którzy już z góry przepowiedzieli herezje i nakazali nam ich unikać, a przestaniemy się gorszyć ich istnieniem i dziwić się ich szkodliwym skutkom, z powodu których musimy się trzymać od nich z dala. Powiedział Pan, że przyjdzie kiedyś wiele wilków drapieżnych, przyodzianych w owczą skórę (por. Mt. 7, 15). Cóż to jest ta "owcza skóra", jak nie zewnętrzna tylko nazwa chrześcijanina? Cóż to są te "wilki drapieżne", jak nie przewrotne myśli i usposobienia, skrzętnie ukrywane wewnątrz, by tym bardziej niepokoić trzodę Chrystusową? Albo na przykład, sięgając do innych określeń, kimże są owi "fałszywi prorocy" (Mt. 24, 11; 24) lub "fałszywi apostołowie" (2 Kor. 11, 13), jak nie pseudokaznodziejami i samozwańczymi głosicielami Ewangelii? Kim wreszcie owi "antychryści", obecni i przyszli (por. 1 J. 2, 18), jak nie buntownikami, którzy powstali przeciwko Chrystusowi? Otóż tym wszystkim miały kiedyś stać się herezje, nie mniej groźne dla Kościoła przez swe przewrotne nauki, niż antychryst przez swe prześladowania, z tą tylko różnicą, że prześladowanie może rodzić również męczenników, herezja natomiast rodzi wyłącznie apostatów. Ale też dlatego właśnie herezje musiały zaistnieć; miały one mianowicie wykazać, kto z nas zdoła przetrwać próbę, czyli tak samo jak potrafi wytrwać w prześladowaniu, tak również potrafi ustrzec się błędnowierstwa. Nie ulega bowiem wątpliwości, że o takiej tylko próbie myśli Apostoł – gdy w 1 Kor 11, 19 twierdzi, iż "muszą być herezje, aby wszyscy zostali wypróbowani" – nie zaś o zamianie wiary na nauki heretyckie, jak to tłumaczą nasi przeciwnicy, powołując się na wypowiedziane gdzie indziej przez tegoż Apostoła zdanie: "Wszystko wypróbowujcie, zatrzymując, co dobre" (1 Tes. 5, 21). Wszak może się zdarzyć, że ktoś źle próbuje i przez pomyłkę wybiera zło. (...)

 

6. Nie będę się jednak dłużej nad tym rozwodził, skoro tenże Paweł również na innym miejscu, mianowicie w Liście do Galatów (5, 20), zalicza herezje do grzechów cielesnych, Tytusowi zaś poleca (Tyt. 3, 10 n.) wyrzucać precz heretyka już po pierwszym upomnieniu, jako że to człowiek przewrotny i grzeszny, wydający niejako sam na siebie wyrok potępienia. Zresztą niemal w każdym ze swych listów, przestrzegając przed fałszywymi naukami, Paweł ma na myśli nie co innego tylko herezje, polegające właśnie na fałszywym nauczaniu. Słowo "herezja" pochodzi z języka greckiego i oznacza samowolne wybieranie, co przede wszystkim czyni każdy twórca lub zwolennik herezji. Dlatego Apostoł twierdzi o heretyku, że sam siebie potępił; sam mianowicie wybrał to, przez co zasługuje na potępienie. Nam bowiem niczego nie wolno wybierać według własnego upodobania ani też wprowadzać tego, co ktoś inny według własnego upodobania wybrał. Dla nas jedynymi nauczycielami są Apostołowie Pańscy, którzy nawet sami nie wybierali tego, co wprowadzili, lecz tylko wiernie przekazali narodom naukę otrzymaną od Chrystusa. Toteż gdyby nawet anioł z nieba głosił nam jakąś inną Ewangelię, wyklęlibyśmy go, zgodnie z poleceniem Apostoła (Gal. 1, 8). Już bowiem wtedy Duch Święty przewidział, że kiedyś w pewnej dziewicy, niejakiej Filumenie, zamieszka anioł-uwodziciel, który przybrawszy postać anioła światłości uwiedzie swymi sztuczkami Apellesa (2), twórcę szerzącej się właśnie teraz herezji.

 

7. Nauki heretyckie to wymysły ludzi i demonów, obliczone na łechtanie uszów słuchaczy; to płody mądrości światowej, tej mądrości, którą Pan nazwał głupotą, sam wybierając to, co świat za głupie uważa, i zawstydzając w ten sposób nawet filozofię. Ona to bowiem, ta lekkomyślna tłumaczka natury i postanowień Boskich, stanowi główną treść mądrości światowej. Z niej czerpią również wszystkie herezje. Z niej platonik Walentyn (3) przejął swą naukę o eonach, o nieskończonej ilości różnorodnych form i o trychotomii człowieka; z niej zwolennik stoicyzmu, Marcjon, wziął swe pojęcie Boga dobrego, to znaczy pozostającego stale w całkowitym spokoju. Nie inaczej reszta heretyków: ci zatem, którzy twierdzą, że dusza ludzka jest śmiertelna, powtarzają tylko naukę Epikura; ci, którzy zaprzeczają zmartwychwstaniu ciał, odtwarzają tylko pogląd wspólny wszystkim szkołom filozoficznym; ci, którzy materię równają Bogu, naśladują tylko Zenona; ci wreszcie, którzy wyobrażają sobie Boga na kształt ognia, odtwarzają tylko pogląd Heraklita. Jak widać, te same u heretyków co u filozofów problemy, te same u jednych i drugich wywody: skąd bierze się zło i po co istnieje, skąd wziął się człowiek i jak powstał, a nawet skąd się wziął Bóg; pytanie, które w ostatnich czasach postawił Walentyn – by odpowiedzieć, że Bóg począł się z Entymesis i Ektroma. O nędzny Arystotelesie, to ty nauczyłeś ich wszystkich dialektyki, tej mistrzyni zarówno w budowaniu jak w burzeniu, wykrętnej w twierdzeniach, zdolnej wymusić każdy wniosek, apodyktycznej w argumentacji, lubującej się w kłótniach, uciążliwej nawet dla samej siebie, mówiącej o wszystkim, ale tak, by ostatecznie nic o niczym nie powiedzieć. Ona stanowi źródło wszystkich owych bajek i nie kończących się wywodów genealogicznych, owych problemów całkowicie bezpłodnych i całej tej pustej gadaniny, szerzącej się niby rak, przed którą przestrzega nas Apostoł, kładąc specjalny nacisk na unikanie filozofowania. Wyraźnie pisze przecież w Liście do Kolosan (2, 8): "Baczcie, by was ktoś nie zwiódł filozofią i pustym oszukaństwem, opartym na tradycji ludzkiej, a nie na natchnieniu Ducha Świętego". Bawiąc przez pewien czas w Atenach i obcując z tamtejszymi ludźmi, poznał on dobrze całą tę mądrość ludzką, naśladowczynię prawdy i zarazem jej fałszerkę, która sama rozpada się na szereg różnorodnych sekt, zwalczających się nawzajem. Ale bo też cóż mają wspólnego Ateny z Jerozolimą, Akademia z Kościołem, heretycy z chrześcijanami? Nasza nauka zrodziła się w portyku Salomona, który twierdził, że Boga należy szukać "w prostocie serca" (Mądr. 1, 1). Niechże o tym pamiętają ci wszyscy, którzy głoszą jakieś platońskie, stoickie, czy dialektyczne chrześcijaństwo. Po Chrystusie Jezusie – nie potrzebujemy już żadnych dociekań, po Ewangelii – żadnych badań. Kto z nas uwierzył, niczego więcej nie pragnie. Jest bowiem naczelną zasadą naszej wiary, że ponad to, w co uwierzyliśmy, nie ma już nic więcej, w co byśmy wierzyć musieli. (...)

 

13. Nasza wiara zaś została ujęta w pewną regułę i jej to właśnie zamierzamy na tym miejscu bronić. Wyznajemy mianowicie, że jeden jest tylko Bóg, Stwórca świata, który wszystko z nicości do bytu powołał za pośrednictwem Słowa, które najpierw z siebie wyłonił; że to Słowo, nazwane Synem Bożym, w rozmaity sposób ukazywało się jako Bóg patriarchom i przemawiało stale przez proroków, w końcu zaś z Ducha i Mocy Boga Ojca zstąpiło na Dziewicę Maryję, w Jej łonie stało się ciałem i zrodziło się z Niej jako Jezus Chrystus; że następnie ów Chrystus głosił nowe Prawo i nową obietnicę królestwa niebieskiego, czynił cuda, został ukrzyżowany, zmartwychwstał dnia trzeciego, wstąpił do niebios i zasiadł po prawicy Ojca, zaś w swoim zastępstwie zesłał Moc – Ducha Świętego – jako przewodnika wierzących; że wreszcie kiedyś sam przyjdzie w chwale, aby świętych przyjąć do uczestnictwa w życiu wiecznym i obietnicach niebiańskich, złych zaś skazać na karę ognia wiecznego – po wskrzeszeniu tak jednych, jak drugich, w ich dawnym ciele.

 

Ta reguła wiary, ustanowiona – jak wykażemy – przez samego Chrystusa, nie podlega dla nas żadnej dyskusji, chyba tylko tej, jaką wzniecają heretycy i z jakiej rodzą się herezje.

 

14. Dopiero gdy się owej reguły trzymasz wiernie i dosłownie tak, jak została nam przekazana, możesz sobie już dalej badać i dociekać, ile tylko chcesz, zaspokajając swą ciekawość odnośnie do wszystkiego, co ci się wydaje nie dość dokładnie lub jasno wyrażone. Znajdziesz przy tym zawsze (do pomocy) któregoś z współbraci, który albo jest nauczycielem obdarzonym łaską wiedzy, albo przestaje z ludźmi bardziej w tych kwestiach biegłymi, albo wreszcie bada tak jak ty, tylko bardziej skrupulatnie. A chociażbyś nawet nie znalazł, to ostatecznie może i lepiej, że pozostaniesz nieukiem, niż gdybyś miał nauczyć się czegoś niestosownego; przecież to, co koniecznie musisz wiedzieć, i tak już wiesz. Powiedziane jest: "Wiara twoja ciebie uzdrowiła" – a więc nie znajomość Pisma świętego. Wiara zawiera się w regule i ma charakter prawa, którego wykonywanie daje nam zbawienie. Natomiast wertowanie Pisma świętego pochodzi z prostej ciekawości i nie przynosi nic więcej oprócz sławy uczonego. Niechże tedy ciekawość ustąpi raczej miejsca wierze, a słowa – zbawieniu, w każdym zaś razie niech sobie wzajemnie nie przeszkadzają, lecz pozostają z sobą w zgodzie (...).

 

Zresztą przypuśćmy nawet, że heretycy nie są wrogami prawdy, których mamy unikać. I tak przecież na nic przyda się nam obcowanie z nimi, skoro sami otwarcie wyznają, że prawdy dopiero poszukują. Jeśli rzeczywiście jej szukają, to widocznie dotychczas jeszcze nic pewnego nie znaleźli, a w takim razie dopóki trwa ich praca poszukiwawcza wszystko, co na razie za pewne uważają, jest w gruncie rzeczy wątpliwe. Gdy więc zwracasz się do nich ty, szukający tak samo jak oni, wątpiący do wątpiących, niepewny do niepewnych, z konieczności musisz wpaść w przepaść, niby ślepiec wiedziony przez ślepców. Gorzej jednak; oni udają tylko poszukiwanie, by nas uwieść i pod płaszczykiem troski o prawdę, podsunąć nam własną naukę. Bowiem skoro tylko do kogoś z nas uzyskają dostęp, wówczas od razu tego wszystkiego, co przedtem podawali jako wymagające dopiero zbadania, poczynają bronić jako pewnika. Toteż musimy ich zwalczać w taki sposób, by im wyraźnie dać do poznania, że nie zaprzeczamy bynajmniej Chrystusowi, tylko im samym; że dopóki szukają – nie posiadają jeszcze prawdy, dopóki zaś jej nie posiadają – nie wierzą, jeśli zaś nie wierzą – nie są właściwie chrześcijanami.

 

Wprawdzie utrzymują oni, że posiedli prawdę i wierzą, badanie zaś tego, w co wierzą, tylko dlatego uważają za konieczne, by mogli wiary bronić. Cóż z tego jednak, skoro zanim jeszcze zaczną obronę, już zaprzeczają temu, w co – jak twierdzą – na razie jeszcze nie uwierzyli, ponieważ dopiero to badają. A więc nawet we własnej opinii nie są oni jeszcze chrześcijanami; tym bardziej nie mogą być nimi w naszych oczach. O jakiejże to wierze – pytam – mogą rozprawiać ludzie, którzy zaczynają od oszustwa? Jakąż prawdę mogą reprezentować ci, którzy ją usiłują drugim narzucić za pomocą kłamstwa? A do tego wszystkiego odważają się jeszcze rozprawiać na temat Pisma świętego i na nie powoływać. No cóż, trudno sobie rzeczywiście wyobrazić rozprawianie o rzeczach wiary bez opierania się na źródle wiary, jakim jest Pismo święte.

 

15. Doszliśmy do sedna rzeczy. Dotychczasowe wywody miały na celu tylko przygotowanie materiału do walki o to, na co przede wszystkim powołują się nasi przeciwnicy. Zasłaniają się oni, jak wspomnieliśmy, Pismem świętym i oczywiście tak bezczelnym postępowaniem czynią na wielu ludziach silne wrażenie. W rezultacie odporniejszych doprowadzają do całkowitego wyczerpania, słabszych uwodzą, miernoty zaś narażają na rozmaitego rodzaju skrupuły. Jakże temu skutecznie zapobiec? Po prostu nie dopuścić ich w ogóle do dyskusji na tematy biblijne. Skoro w niej tkwi ich siła (o ile rzeczywiście tkwi), to w pierwszym rzędzie należy rozstrzygnąć, kto właściwie jest prawowitym właścicielem Pisma świętego, by z miejsca zamknąć doń dostęp temu, kto nie ma pod tym względem żadnych uprawnień.

 

16. Na pozór mogłoby się wydawać, że stanowisko takie zajmuję dlatego, iż nie mam zaufania we własne siły lub też pragnę przerzucić walkę na inny teren. Faktycznie jednak nakazuje mi to po prostu nasza wiara, żądająca posłuszeństwa wobec Apostoła, który zabrania nie tylko wszelkich polemik, ale nawet wszelkiego interesowania się nowinkami, a heretyka każe unikać już po samym tylko jednorazowym przywołaniu go do porządku, nie dopiero po stoczeniu z nim dysputy. Zabrania zaś dysputowania i za wystarczające do zerwania z heretykiem uważa jednorazowe napomnienie go dlatego, że – po pierwsze, heretyk nie jest w gruncie rzeczy chrześcijaninem, wobec czego nie stosuje się doń chrześcijański zwyczaj kilkakrotnego karcenia przy dwóch lub trzech świadkach (podkreślam: karcenia, nie dysputowania) a – po wtóre, ponieważ polemika na tematy biblijne i tak nie doprowadzi do niczego (...).

 

Heretycy bowiem, o których nam chodzi, albo nie uznają pewnych ksiąg biblijnych, albo – jeśli uznają – zniekształcają je samowolnymi dodatkami i opuszczeniami po myśli z góry przyjętych założeń doktrynalnych, albo znów nie uznają ich w ich całokształcie, albo wreszcie – jeśli je nawet uznają w całości – interpretują ich tekst w najrozmaitszy sposób. Wypaczenie sensu tak samo uniemożliwia poznanie prawdy, jak pióro fałszerza. Ludzie, którzy sobie coś bezpodstawnie uroili, z natury rzeczy opierają się wszystkiemu, cokolwiek im się sprzeciwia, uporczywie obstając przy tym, co sobie raz z góry ukartowali, lub co udało im się wyłowić z wieloznacznych wyrażeń. Czyż wobec tego rzeczywiście osiągniesz coś drogą dysputy nawet najwytrawniejszy biblisto, jeśli twoi przeciwnicy wprost zaprzeczą temu, czego bronisz, a bronić będą tego właśnie, czemu zaprzeczasz? Prawda, że dyskutując nie stracisz właściwie nic więcej poza głosem zużytym przy rozprawianiu, ale też i nie zyskasz nic oprócz sposobności do wyładowania własnego oburzenia na bluźnierstwa. (...)

 

18. Sam zaś ów osobnik – obojętne, kim on jest – w którego interesie podejmujesz szermierkę biblijną, chcąc go uwolnić od wątpliwości i utwierdzić w wierze, czy na pewno zawróci potem na drogę prawdy, czy też może raczej zbliży się do herezji? Wszak nie jest wykluczone, że widząc bezskuteczność całej twej dyskusji – jako że strona przeciwna znajdowała się w położeniu nie gorszym od twojego, to jest w równym jak ty stopniu jednemu zaprzeczając a drugiego broniąc – wstrząśnięty tą okolicznością odejdzie po walce jeszcze bardziej niepewny niż przed nią, sam już nie wiedząc, kogo właściwie posądzać o herezję. Bo przecież w gruncie rzeczy wszystko mogą heretycy obrócić również przeciwko nam. Mogą twierdzić, że to my właśnie zniekształcamy Pismo święte i fałszywie je interpretujemy, oni natomiast bronią tylko prawdy.

 

19. Tak więc nie na Biblię należy się powoływać, ani też nie o nią spierać, bo na tym terenie zwycięstwo albo w ogóle nie jest możliwe, albo bywa tylko połowiczne, w każdym zaś razie bardzo niepewne. Zresztą chociażby nawet szermierka na teksty biblijne nie zakończyła się stwierdzeniem, że właściwie obie strony walczące w jednakowym znajdują się położeniu, to i tak logika wymaga przede wszystkim odpowiedzi na pytanie, o które nam teraz wyłącznie chodzi, mianowicie: kto w ogóle zasługuje na wiarę, czyją własnością jest Pismo święte, kto, przez kogo, kiedy i komu przekazał naukę, mocą której ludzie stają się chrześcijanami? Tam bowiem, gdzie okaże się, że istnieje prawdziwa nauka i wiara chrześcijańska, tam będzie istniało również prawdziwe Pismo święte, prawdziwy jego wykład, i w ogóle cała prawdziwa tradycja chrześcijańska.

 

20. Otóż Chrystus Jezus Pan nasz (...) sam podczas swego pobytu na ziemi określił, kim faktycznie jest, kim niegdyś był, jaką wolę Ojca pełni i czego domaga się od człowieka; określił to zaś zarówno publicznie, wobec całego ludu, jak poufnie, wobec swych uczniów, spośród których dwunastu najwybitniejszych skupił wokół siebie i przeznaczył na mistrzów narodów. Gdy zaś po zmartwychwstaniu odchodził do Ojca, polecił jedenastu z nich – jako że jeden odpadł – iść i nauczać owe narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Zaraz tedy Apostołowie (co znaczy: posłańcy), opierając się na powadze proroctwa z psalmu Dawidowego, dobrali sobie – drogą losowania, w miejsce Judasza – Macieja, jako dwunastego, a otrzymawszy przyrzeczoną im moc Ducha Świętego uzdalniającą do czynienia cudów i przemawiania, poczęli najpierw w Judei dawać świadectwo wierze w Jezusa Chrystusa oraz organizować społeczności kościelne, następnie zaś wyruszyli w szeroki świat i tę samą naukę wiary rozpowszechnili między narodami. Przy tej okazji pozakładali również Kościoły w poszczególnych miastach, od których to Kościołów wszystkie inne przejęły pierwociny wiary oraz ziarna nauki i przejmują je wciąż nadal, aż po dziś dzień – iżby mogły być Kościołami. Stąd też one, jako latorośle apostolskich społeczności kościelnych, mają charakter Kościołów apostolskich.

 

Każdą rzecz trzeba oceniać podług jej pochodzenia. Chociaż więc istnieje wiele rozmaitych Kościołów, to jednak w gruncie rzeczy jeden jest tylko Kościół, który założyli Apostołowie, mianowicie ów Kościół pierwotny, z którego wszystkie inne biorą początek. Tym samym wszystkie Kościoły są również i pierwotne, i apostolskie, jako że wszystkie razem stanowią jeden tylko Kościół. O tej jedności świadczą wyraźnie: wzajemne współżycie w pokoju, nazywanie się nawzajem braćmi, przestrzeganie wzajemnej gościnności – trzy cechy, mające swą podstawę nie w czym innym, jak tylko w tej samej nauce wiary przekazywanej tą samą tradycją.

 

21. I oto na tym właśnie polega nasze zastrzeżenie prawne: jeśli Pan Chrystus Jezus zlecił nauczanie Apostołom, to nie wolno słuchać innych nauczycieli poza ustanowionymi przez Chrystusa, gdyż – z jednej strony – nikt nie zna Ojca, jeno Syn oraz ten, komu Syn objawił – z drugiej zaś strony – nic nie wskazuje, by Syn udzielił objawienia komuś innemu poza Apostołami, których rozesłał celem głoszenia nauki objawionej. Czego zaś nauczali Apostołowie, inaczej mówiąc, jaka była treść udzielonego im objawienia, tego znów można dowieść nie inaczej, jak tylko za pośrednictwem Kościołów, które Apostołowie sami pozakładali i w których osobiście nauczali czy to żywym słowem, czy też – jak później bywało – za pomocą listów. To również należy do naszego zastrzeżenia. Jeśli zaś tak się rzeczy mają, zatem nie ulega żadnej wątpliwości, że za prawdziwą należy uważać każdą naukę zgodną z nauką Kościołów apostolskich, będących macierzą i źródłem wiary, jako że zawiera się w nich to, co otrzymały od Apostołów, ci zaś od Chrystusa, a Chrystus od Boga; i na odwrót, z góry należy potępić jako kłamstwo wszelką naukę sprzeciwiającą się prawdzie wyznawanej przez te Kościoły oraz przez Apostołów Chrystusa i Boga. Pozostaje więc tylko wykazać, że to nasza doktryna, której regułę przytoczyliśmy powyżej, rzeczywiście należy do tradycji apostolskiej, a tym samym, że wszystkie inne doktryny są wynikiem kłamstwa. Pozostajemy w ścisłej łączności z Kościołami apostolskimi; oto, co świadczy, że posiadamy prawdę. (...)

 

32. Jeśli zaś jakieś (herezje) ośmielają się wciskać w czasy apostolskie, iżby się wydawało, że skoro istniały już za życia Apostołów, zatem również apostolską przekazują tradycję, to możemy im powiedzieć: niechże wskażą początki swych Kościołów; niech rozwiną szeregi swych biskupów i dowiodą, że ci biskupi drogą nieprzerwanego następstwa sięgają samych początków, tak, by pierwszego z nich mianował oraz poprzedzał któryś z Apostołów lub mężów apostolskich stale obcujących z Apostołami. Bowiem w taki właśnie sposób bronią swej powagi Kościoły apostolskie, na przykład Kościół smyrneński, stwierdzający mianowanie Polikarpa przez Jana, czy też Kościół rzymski, powołujący się na ustanowienie Klemensa przez Piotra, czy wreszcie którykolwiek inny Kościół. Każdy z nich wymienia konkretną osobę powołaną na biskupstwo przez samego Apostoła, a tym samym pośredniczącą w przekazywaniu ziarna nauki apostolskiej. Niechże coś podobnego wymyślą heretycy, bo przecież chyba nic im już nie jest wzbronione, skoro odważają się na bluźnierstwa. Ale chociażby nawet wymyślili, to i tak niczego nie osiągną. Sama bowiem ich nauka, porównana z apostolską, zdradzi swą różnorodnością i sprzecznością, że nie pochodzi ona ani od żadnego z Apostołów, ani od żadnego z mężów apostolskich. Apostołowie przecież nie różnili się między sobą w nauczaniu, a mężowie apostolscy nie nauczali czegoś przeciwnego niż Apostołowie. Chyba, żeby któryś z uczniów Apostołów sprzeniewierzył się temu, czego się od nich nauczył. Na tę to właśnie zgodność nauki będą się powoływać zawsze Kościoły, które nie mogą wprawdzie rościć sobie pretensji do bezpośredniego założenia przez Apostoła czy męża apostolskiego – jako że powstały znacznie później oraz wciąż jeszcze powstają – ale które wyznając jedną i tę samą wiarę, mocą pokrewieństwa doktrynalnego nie mniej od tamtych uważają się za apostolskie. Niechże więc wszystkie herezje próbują jakimś sposobem wykazać zarówno z jednego, jak z drugiego punktu widzenia swój apostolski charakter. Nie mają go – a tego, czego nie mają, wykazać nie potrafią. Toteż nie przyjmują ich do wspólnoty pokoju i łączności z sobą Kościoły będące z jednej czy drugiej racji apostolskimi, nie przyjmują zaś z powodu odmienności nauki, nie mogącej żadną miarą uchodzić za naukę Apostołów. (...)

 

37. Wobec tego, że prawda jest przy nas – którzy się trzymamy tej samej reguły wiary, jaką Kościołowi przekazali Apostołowie, im zaś Chrystus, a Chrystusowi Bóg – nie ma chyba żadnej wątpliwości, iż słuszną postawiliśmy powyżej zasadę żądając, by nie dopuszczać heretyków do powoływania się na Pismo święte, jako że i bez tego można dowieść ich niekompetencji w sprawach biblijnych. Skoro są heretykami, zatem nie mogą być chrześcijanami, ponieważ nie od Chrystusa przejęli wszystkie swoje wymysły, z racji których noszą miano heretyków. Nie będąc zaś chrześcijanami, nie mają też żadnego prawa do pism chrześcijańskich. Śmiało możemy ich zapytać: kimże wy właściwie jesteście? Od kiedy istniejecie i skąd się wzięliście? Dlaczego wchodzicie na nasz teren, choć do nas nie należycie? Jakim prawem, Marcjonie, trzebisz mój las? Kto ci pozwolił, Walentynie, zmieniać bieg moich strumieni? Kto cię upoważnił, Apellesie, do przesuwania moich granic? Ja jestem właścicielem gruntu, jak więc możecie wy, obcy, na nim siać i pasać? Do mnie należy posiadłość, od początku ją mam, pierwszy wszedłem w jej posiadanie, albowiem formalnie przekazali mi ją jej pierwotni właściciele. Ja jestem spadkobiercą Apostołów. Jestem nim, bo tak sobie zastrzegli testamentem, tak rozporządzili, tak zaprzysięgli. Was z pewnością wydziedziczyli na zawsze i wyrzekli się, jako obcych, jako swych wrogów. Cóż zaś innego sprawia, że wy, heretycy, jesteście w stosunku do Apostołów obcymi i wrogami, jak nie odmienność nauki, którą każdy z was samowolnie i wbrew Apostołom sobie stworzył lub też od innych przejął?

 

–––––––––––

 

 

Ks. Marian Michalski, Antologia literatury patrystycznej. Tom I. Zeszyt pierwszy. Warszawa 1969, ss. 353-363.

Ks. Marian Michalski, Antologia literatury patrystycznej. Tom I. Warszawa 1975, ss. 219-226.

 

Przypisy:

(1) Preskrypcja (praescriptio) – termin techniczny prawa rzymskiego; oznacza argument oskarżonego z powodu którego oskarżenie odrzucano bez dalszego rozpatrywania (np. argument z przedawnienia).

 

(2) Apelles – gnostyk z II w., początkowo uczeń Marcjona, później odłączył się od niego, by założyć własną sektę. Pod koniec swego życia ulegał stopniowo objawieniom niejakiej Filumeny dziewicy.

 

(3) Walentyn – gnostyk z II w., podzielił ludzi na trzy kategorie. Oto oni: pneumatycy – ich ojcem był Set, a udziałem zbawienie; psychicy – mający za swego prarodzica Abla, zbawiający się przez wrodzoną wiarę i dobre uczynki; wreszcie hylicy z Kainem, ich ojcem na czele, przeznaczeni na potępienie.

 

( PDF )

 

 © Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXII, Kraków 2012

Powrót do spisu treści dzieła Tertuliana pt.
PRESKRYPCJA PRZECIW HERETYKOM

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: